środa, 25 lutego 2015

Malos - Rozdział 10_epizod 2



– Potrzebujemy cię żywą, nie martwą – słowa wyszły z ust Nathaniela.
Dziewczyna nie odpowiedziała, ale jej mina nie straciła nic ze swej zawziętości. Anioł tymczasem skierował się z powrotem ku centrum. Lot ponad starymi kamienicami i wieżowcami trwał ledwie chwilę.
Malos zdołał wrócić już z obchodu po parku i teraz z nachmurzoną miną czekał na chodniku na powrót przyjaciela. W miarę jak wojownik przybliżał się do ziemi i Santi ukryta w jego ramionach stała się bardziej widoczna, na twarzy mężczyzny pojawiła się ulga.
– Nic ci nie jest? – zapytał, jak tylko dziewczyna postawiła stopy na ziemi.
– Nie – odparła, poprawiając na sobie ubranie.
– A szkoda! – warknął gniewnie. – Może gdyby ktoś spuścił ci lanie, więcej nie zrobiłabyś czegoś równie głupiego – zbeształ ją ostro.
Ciemne brwi nauczycielki podjechały do góry. Jej mina świadczyła ewidentnie, że nie miała pojęcia, o co mężczyźni robią tyle zamieszania, podobnie zresztą jak nie zamierzała się przed nimi tłumaczyć.
– Santi znalazła harpie – wtrącił się Nathaniel, nim sprzeczka między nauczycielami weszła w krytyczną fazę. I faktycznie, to jedno zdanie sprawiło, że stojące obok niego anielskie uparciuchy zamilkły. Malos rozdziawił usta i z tępym wyrazem twarzy patrzył na kobietę. Ta zaś skrzyżowała ramiona na piersi.
– Niemożliwe – wysapał w końcu chłopak.
– Bo tobie się nie udało, to znaczy, że ja również mam ponieść porażkę? – prychnęła rozzłoszczona.
– Pewnie ci się tylko przywidziało – stwierdził. Spojrzał na Nata, szukając u niego potwierdzenia, ale ten tylko pokręcił głową.
– Przykro mi kolego, ale to prawda.
– Cholera – zaklął Malos. – Ale miałaś fart.
Lekki uśmiech pojawił się na ustach dziewczyny, jednak następne słowa Nathaniela zgasiły go natychmiast.
– Ja bym powiedział więcej szczęścia niż rozumu – odrzekł krytycznie anioł. – Córki Lucyfera zauważyły ją i gdybym nie zjawił się w porę, już byłaby martwa.
– Och! – głośnie sapnięcie wydobyło się w ust dziewczyny. – Panowałam nad sytuacją – upierała się przy swoim. – Widziałam taksówkę i gdybyś się nie wtrącił, siedziałabym już w środku.
Mężczyźni nie uwierzyli w jej zapewnienia. Przez lata lepiej poznali harpie i ich zwyczaje.
– Gdzie to było? – dociekał Malos. Chłopak wsunął ręce w kieszenie spodni i lekko kołysząc się na piętach, spoglądał na dziewczynę.
– W chińskiej dzielnicy – odparł Nathaniel, nim Santi zdołała otworzyć usta. Brwi młodego anioła podjechały do góry.
– Poszłaś do Chinatown, sama? – zapytał.
Wzruszyła ramionami.
– Nie poszłam, tylko pojechałam. I tak, zrobiłam to świadomie. – Ta dyskusja zaczynała ją powoli irytować, tym bardziej że mężczyźni znowu traktowali ją jak dziecko. Nie ufali jej słowom ani zapewnieniom i pewnikiem, gdyby Nathaniel nie zobaczył harpii na własne oczy, żaden z nich by jej nie uwierzył.
– Skąd wiedziałaś, że tam są? – warknął przez zęby Malos.
Santi westchnęła.
– Poszłam tam w innym celu – odparła. – Chciałam zobaczyć coś ciekawego.
– A harpie same weszły ci w drogę, czy może znalazłaś je w przewodniku turystycznym, jako miejscową atrakcję?! – Chłopak wyglądał na jeszcze bardziej wkurzonego, Nathaniel zaś ledwo panował na uśmiechem.
– A nawet gdyby, to co? – odcięła się ostro, kładąc ręce na biodrach i wysuwając szczękę do przodu.
– Santi... – Nat łagodnie upomniał dziewczynę. – Powiedz nam w końcu, co zobaczyłaś.
Skrzywiła się, nie zamierzała jednak wdawać się w sprzeczki ze starszym aniołem.
– Chciałam tylko pospacerować w kolorowej dzielnicy, może kupić jakąś pamiątkę. Nic wyjątkowego. Przechodziłam koło małej restauracji i właśnie wtedy poczułam silny zapach krwi. – Głos anielicy stał się wysoki, przepełniony emocjami, których doświadczyła na tamtej ulicy.
Mężczyźni patrzyli na nią wyczekująco. Nikt jej nie przerywał, choć zapewne dziesiątki pytań cisnęły się im na usta.
– Najpierw myślałam, że tylko się mi przywidziało – kontynuowała – potem, że to pewnie kucharz patroszy jakiegoś psa na zapleczu.
– Poszłaś tam?! – nagana w głosie Nathaniela była wręcz namacalna.
– Musiałam! – krzyknęła, tupiąc nogą. – To mógł być Will.
– Ale nie był, a ty o mało nie zginęłaś – ciągnął anioł.
Rozłoszczona nadmierną opiekuńczością, pokazała niesfornemu aniołowi język.
– Co zobaczyłaś na tyłach restauracji? – naciskał Malos.
– Początkowo niewiele. Było ciemno. Słyszałam tylko odgłosy mlaskania. A potem zaczęły się między sobą sprzeczać.
– Kłóciły się? – Brwi Nathaniela podjechały do góry. – Tak po prostu się kłóciły?
 – To nie była kłótnia, raczej ostra awantura połączona z szamotaniną – ciągnęła niezrażona ich pytaniami. – Udało mi się podejść na tyle blisko, by zobaczyć kim jest ich ofiara.
– To nie był Will – głos Malos był twardy i nieugięty. Gdyby Santi ujrzała anielskiego chłopca, nie stałaby tu tak spokojnie i nie udawała twardej.
– Nie – odpowiedziała mechanicznie. Jej spojrzenie uciekło w bok. Jakiś smutek przemknął po pięknej twarzy. – Ludzkie dziecko, może nastolatek. Pożywiały się na nim bez umiaru, aż opróżniły go do cna.
– Ile ich było? – zapytał Malos.
– Nie obchodzi cię los tamtego dziecka?! – krzyknęła, zaciskając dłonie w piersi. – On również miał rodzinę, a teraz nie żyje.
– Mogłaś go ocalić? – Twarde słowa wypowiedziane przez Malosa, uderzyły ją prosto w twarz.
– Nie – odparła, zwieszając głowę. – Umarł praktycznie na moich oczach.
– Nie powinnaś obwiniać się z tego powodu – dodał Nat. – Ludzie są śmiertelni, łatwo ich zranić i zabić. Nic na to nie poradzimy. Jesteśmy tu z powodu Willa.
– Ale tak być nie powinno! – krzyknęła, unosząc głowę i spoglądając w szare oczy anioła. – To takie niesprawiedliwe.
– Życie bywa trudne i czasem bardzo bolesne – stwierdził beznamiętnie. Nie możemy brać odpowiedzialności za śmiertelników. Dawno temu uwolniliśmy ich umysły, dając im wolną wolę. Nie zapominaj o tym, kiedy następnym razem zrobi ci się ich żal. Oni sami wykuwają swój los.
– Wiem – mruknęła, ale niezadowolenie ciągle malowało się na jej twarzy. – Coś jednak chyba możemy dla nich zrobić? – spojrzała wyczekująco na Malosa.
– Owszem – odparł chłopak. – Możemy zabić harpie i w ten sposób upewnić się, że już nikogo nie skrzywdzą.

4 komentarze:

  1. Moim zdaniem zanim pastwić się nad biedną Santi to powinni od razu tam polecieć, być może jeszcze spotkaliby harpie. Dobrze, że chociaż Santi pożałowała człowieka. Bardzo dziękuję za kolejny świetny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Santi ma w sobie wiele empatii, to właśnie sprawia, że potrafi głęboko współczuć innym.

      Usuń
  2. Sytuacja jest troche jasniejsza juz maja wstepna lokalizacje harpii choc dalej nie wiedza jaki mialy cel i czy nie wejda prosto w pulapke dzieki Emi milego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że tak szybko Santi nie wpadnie w ręce krwiożerczych kobiet, a Malos zrobi wszystko, by ją ocalić. Czy się m uda, to już inna historia.

      Usuń