sobota, 28 lutego 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 8_epizod 1





Była pora kolacji, kiedy Agatte weszła do głównej sali. Większość mieszkańców zdążyła się już posilić i oddalić do swoich kwater, służące nieśpiesznie zbierały naczynia, ale jej dwaj synowie nadal siedzieli przy zastawionym stole, obżerając się bez skrępowania. Rozmawiali przyciszonymi głosami, analizując kolejne posunięcia. Na widok matki oboje zamilkli, choć jeszcze chwilę temu wyglądali na najlepszych przyjaciół. Ten obraz jeszcze bardziej uświadomił kobiecie, jak silnie Thargar manipulował bratem.
Favien wierzył, że spełnił swój obowiązek i, karząc Helenę, uratował honor rodziny. W rzeczywistości nawet nie zadał sobie trudu udowodnienia winy dziewczynie, samowolnie decydując o jej losie.
Ostatnie kilka godzin Agatte spędziła na kolanach, modląc się o zdrowie dla podopiecznej i zbawcę, który uratuje ją od śmierci.  Wiedziała, że zapewne sama nie była dla Heleny dobrą opiekunką, przedkładając nad jej dobro sprawy korony. Nigdy jednak świadomie nie skazałaby dziewczęcia na taki los.
– Dołącz do nas, matko! – zawołał Thargar. Smok wyglądał na wielce uradowanego. Pił wino bez umiaru, a jego oczy błyszczały niezdrowym podnieceniem.
Nie miała ochoty słuchać pijackich pogaduszek ani tym bardziej siedzieć z synami przy jednym stole. Oboje dopuścili się karygodnego czynu i, co gorsza, żaden z nich nie zdawał sobie z tego sprawy. Chociaż nie. Prawda była taka, że Thargar doskonale wiedział, co zrobił. Wiedział i bawił się wyśmienicie. Bez najmniejszego trudu okłamał rodzonego brata, igrając sobie z jego honorem, a potem ze spokojem patrzył, jak Favien katuje Helenę.
– Jesteś za bardzo pewny siebie, jakbyś już co najmniej zdobył koronę! – skarciła go ostro. Mimo to podeszła do stołu i usiadła po drugiej stronie. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z lekko kpiącymi uśmieszkami.
– A tak nie jest? – zarechotał Thargar. Potem, zwracając się do brata, dodał jeszcze: – Sam powiedz, czyż nie odnieśliśmy wielkiego zwycięstwa?
– A jakże – zapewnił skwapliwie, wstając z miejsca i wznosząc toast za zdrowie przyszłego króla. – Kirragonia została zdobyta – wygłosił uroczyście.
– Bo skatowaliście biedną dziewczynę? – W głosie Agatte pojawiła się złość. – Gdyby to było takie proste, nie szkoliłbyś swej armii w ukryciu, a ty, Favienie, nie jednoczyłbyś potajemnie ludzi północy.
Smoki zamilkły. Starszy syn klapnął z powrotem na siedzisko i tylko Thargar uderzył pucharem w stół, wylewając przy okazji całe wino.
– Nie pogrywaj ze mną, matko! – zagrzmiał. – Zrobiliśmy wielki krok, tylko patrzeć jak zamek padnie.
– Naprawdę? – Brwi smoczycy podjechały do góry. – I sądzicie, że tak potężną twierdzę jak Farrander, Helena rzuci wam do stóp?
Po twarzy Thargara przemknął cień, ale to Favien zabrał głos.
– Jeśli będzie chciała do nas wrócić, owszem. Będzie robić, co do niej należy.
– A niby dlaczego po tym wszystkim miałaby chcieć mieć z nami cokolwiek wspólnego? – zapytała ze złością.
Smoki spojrzały po sobie.
– Jej bachorki tu zostały, już o tym zapomniałaś? – wycharczał Thargar. Smok uniósł potężne dłonie, naśladując skręcenie karku, pokazując, co zrobi z dziećmi, jeśli Helena nie będzie posłuszna.
Agatte zmarszczyła brwi. Znała plan syna. Zdawała sobie sprawę, że  wykorzystał okazję do przyśpieszenia sprawy i zdobycia korony, poświęcając życie Heleny i dzieci.
Mimowolnie w kobiecie zagotowała się krew. Ona też kiedyś była w takiej sytuacji. Wyrzucona przez męża, pobita, osamotniona. Błąkała się wiele dni, wypatrując ratunku, zdana na łaskę podróżnych, nim w końcu zdołała odwrócić swój los. Cudem dotarła na północ, do oddziału buntowników, a potem do Tollesto.
Jeszcze dziś pamiętała wyraz twarzy ukochanego, gdy zobaczył jej plecy. Rany co prawda już zdołały się zagoić, ale czerwone pręgi już na zawsze miały znaczyć jej skórę. Hewarr wpadł w szał, ogarnięty wściekłością zniszczył wiele mebli i drogocennych przedmiotów. Wiele musiała się natrudzić, by wybić mu z głowy samotny lot do Karez i wyzwanie na pojedynek Melira.
Ich życie pozornie wróciło do ładu. Cieszyli się sobą, bliskością swoich ciał i uczuciem, które się między nimi zrodziło. Tak było przez kilka dni, potem odkryła, że jej ciało zaczyna się zmieniać, a w jej łonie rośnie dziecko. Wpadła w popłoch i panikę. Maleństwo, które zagnieździło się w jej ciele, żadną miarą nie mogło być Tollesto. Żal i rozgoryczenie na nowo wypełniły jej myśli. Znienawidziła siebie i nienarodzone niemowlę. Chciała nawet rzucić się z góry i w ten sposób pozbyć się malca. Prawie to zrobiła.
To Hewarr ją powstrzymał. Uprzytomnił jej, że decydując się na tak tragiczny krok, pozbawi się możliwości urodzenia jakiegokolwiek dziecka. A on pragnął dziedzica. Pamiętała, że był zły, kiedy powiedziała mu o ciąży. Nie uderzył jej jednak ani też w żaden inny sposób nie próbował jej ukarać.
Zamiast tego odesłał ją do odległej warowni, by tam w spokoju doczekała końca ciąży i urodziła dziecko. Dopiero wtedy kazał jej wrócić. Wymusił na niej również przysięgę, że jeśli urodzi dziewczynkę, zostawi ją na skałach, pozostawiając jej los w rękach przodków. Jeśli zaś urodzi syna, przywiezie go ze sobą do Awer.
Tak też się stało. Wiele miesięcy później wróciła z małym dzieckiem w ramionach. Chłopiec otrzymał imię Favien, a ona zrozumiała, że na tym miała polegać zemsta hrabiego. Postanowił wychować syna Melira na największego wroga korony, na mężczyznę, który kiedyś, pewnego dnia, bez wahania zabije własnego ojca.
– Byłbyś w stanie skrzywdzić te dzieci? – zapytała Thargara głosem wypranym z emocji. Hewarr zawsze był surowy dla Faviena. Chłopiec przez wiele lat był ich jedynym dzieckiem i chociaż smok trzymał go krótko, nigdy nie uderzył, gdy malec sobie na to nie zasłużył.
Rudowłosy smok wzruszył ramionami, przypominając jej, że nie był jak jego ojciec. Nie miał w sobie pokory ani, tym bardziej, wyrozumiałości.
– Świat pełen jest bękartów. Co mnie one obchodzą – odparł bezczelnie.
– A powinny! – Złość zmieniła oblicze kobiety. Jej włosy nabrały intensywniejszego koloru, ogień błyskał pod skórą. – W nich tkwi twoja siła. Dziwię się, że tego nie widzisz!
Mina smoka straciła nieco ze swej pewności. Ukradkiem spojrzał na Faviena, ale brat nieobecnym wzrokiem przyglądał się swoim dłoniom.
– Czego ode mnie oczekujesz, matko? – zapytał ostro. – Dobrze zrobiliśmy, ten krok przyniesie nam wiele korzyści.
– Być może, ale tylko wtedy, gdy Helena będzie chciała współpracować. I tylko, jeśli nie wygada prawdy królowi.
– Ostrzegłem ją, by tego nie robiła. – Do rozmowy włączył się Favien. Pociemniałym od gniewu oczyma spoglądał na rodzicielkę. – Uprzedziłem ją, jaki los czeka jej dzieci, jeśli nie będzie posłuszna. Już ci to mówiłem, czemu nie potrafisz się z tym pogodzić?
Skrzywiła się nieznacznie.
– Bo nadal uważam ten plan za niedorzeczny. Jest zbyt krucha i naiwna. Nim się obejrzycie, ludzie Ariela połapią się, z kim mają do czynienia. Bez wahania ją zabiją, a wcześniej zmuszą do zdradzenia naszej lokalizacji.
– Być może. Mała będzie to jednak dla mnie strata – stwierdził cierpko Favien. – Zapominasz jednak, że i w Farrander jest wielu naszych sprzymierzeńców. Staną po jej stronie, pomogą, a kiedy będzie trzeba, popchną w odpowiednim kierunku.
Z ust Agatte wydobyło się długie westchnienie. Zmęczonymi dłońmi potarła twarz.
– Ja również ci tłumaczyłam, że nie możesz być pewien stronników w zamku. To bardzo dawne sojusze, wielce niepewne.
– Wysłałem im wiadomość, tak jak to robił Hewarr – odparł bardzo z siebie zadowolony smok. – Tak jak to ty robiłaś kiedyś.
– To dawne czasy, ludzie, z którymi się kontaktowałam, już nie żyją. A ich potomstwo może nie być zainteresowane naszą sprawą. Zapominasz, że stracono wszystkich, których podejrzewano o udział w spisku.
– Ty przeżyłaś – stwierdził złośliwie. – Inni z pewnością również zdołali ukryć swój udział w sprawie.
– Skąd wiesz, że brałam w tym udział? – zapytała, a na jej twarzy odmalowało się zdziwienie.
Favien uśmiechnął się tajemniczo.
– Nie wiedziałem, ale kiedyś Tollesto powiedział mi o spisku i sposobie, w jaki zginął poprzedni król. Zdałem sobie sprawę, że nie mogło być to dzieło jednej osoby. Powiedział też, że kontaktujesz się z mieszkańcami Farrander, że oni przekazują ci wieści o planowanych atakach sił korony. Zdradził ponadto, że znakiem rozpoznawczym jest czarna wstążka.
Agatte zaklęła pod nosem. Zdecydowanie jej syn wywiódł ją w pole. Nie doceniła go, nie przewidziała, jak bardzo był inteligentny. Jak łatwo poskładał do siebie elementy układanki. Nie powinno ją to dziwić. Był wszak synem Melira, mistrza zagadek i szpiegostwa.
– Bardzoś pewny siebie – powiedziała. – Nie wiesz jednak wszystkiego. Nie byłeś tam, nie masz więc pojęcia, jak zbudowane jest miasto. Jak funkcjonuje i jak trudno jest dostać się w pobliże króla.
Favien uśmiechnął się krzywo.
– Tak mocno poranionej smoczycy nie położą w byle chacie, tylko w zamkowej infirmerii. A kiedy tak się stanie, jej losem zainteresuje się władca.
– Być może. – W głosie matki pobrzmiewało niedowierzanie. – Jednak nadal sporo ryzykujemy.
– Ale wygrać możemy jeszcze więcej – odrzekł syn.
– W jaki sposób? – naciskała.
Tajemniczy uśmiech pojawił się na wargach smoka.
– Wiesz, dlaczego Ariel tak długo zasiada na tronie? – zapytał, a potem, nie czekając, aż matka odpowie, kontynuował swój wywód. – To strach i niepewność paraliżowały dotąd dłonie naszym sprzymierzeńcom. Niepewność jutra, jeśli rozumiesz, co mam na myśli. Zadbałem, by to się zmieniło, by wieści o następcy Tollesto rozniosły się po królestwie. Teraz już nikt nie będzie czekał z założonymi rękoma.
– Gracze zasiedli do stołu, a kości zostały rzucone – dodał wesoło Thargar, a Favien tylko skinął głową.
– Helena to nasz największy atut. Czarny koń tej rozgrywki.
Betowanie rozdziału - Wiktoria Filipowska

6 komentarzy:

  1. Ten kto stawia na czarnego konia nie zawsze wygrywa, mam nadzieję, że tak będzie i tym razem. Ciekawi mnie czy Favien wie kto jest jego biologicznym ojcem, bo skoro jest taki mądry to chyba zdaje sobie sprawę, czemu jako starszy nie dziedziczy po Tollesto. Chciałabym też znać minę Melira gdy się o tym dowie, bo pewnie tak będzie. Przecież ich podłość nie zna granic. Mam tylko nadzieję, że nie będą zmuszeni walczyć ze sobą. Bardzo dziękuję za cudowny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę jeszcze odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania, ale zapewniam, że z każdym kolejnym rozdziałem sprawa będzie się wyjaśniać.

      Usuń
  2. Jak Meg juz wspomniała Favian musi wiedzieć kto jest jego ojcem ale ojciec raczej nie wie ze ma syna...zresztą w tym przypadku Melir jest tylko dawcą spermy bo ojcem jest ten który wychowuje, w tym przypadku Tolesto...nie rozumiem tylko skąd potomkowie zdrajców wiedzą kim są skoro przeżyli tylko najmłodsi i byli adoptowani przez bezdzietne rodziny....wystarczyło nie wspominać im kim są a od 3 tysięcy lat nie było by problemu....no i skoro Tolesto potrafił wychować Faviana na wroga korony to jakim cudem nie udało się przybranym rodzicom wychować tych dzieci jako jej zwolenników. A spiskowych nie wiedzą o najwazniejszej rzeczy, że Melir juz wie o dzieciach, czarnej wstazce i Helenie :D dziękuję Emiś I buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smoki są pamiętliwe i długowieczne. Może i pozwolili przetrwać tamtym dzieciom, ale raczej nigdy nie dali im zapomnieć kim są.

      Usuń
  3. Och , żeby się nie zdziwili słodcy bracia, bo mogą się przejechać na tych swoich założeniach. I ciekawa jestem jak długo będą tkwili w takiej komitywie, zanim się na siebie rzucą. Dzięki piękne za kolejny fragment :) Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że sielanka między smokami nie potrwa długo, a Favien zapragnie zemsty, kiedy zrozumie, że brat go wykorzystuje.

      Usuń