wtorek, 10 marca 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 8_epizod 2



Stojąc w niewielkiej odległości od głównych drzwi prowadzących do infirmerii, patrzył na służące wchodzące i wychodzące z lazaretu. Sześciu strażników pilnowało wejścia. Jednak ilu ludzi znajdowało się w środku, tego Irmin nie wiedział. Zapewne drugie tyle, jeśli nie więcej. Zwłaszcza że wewnątrz przebywała Jej Wysokość.
Królowa przyszła z samego rana i mimo później godziny nie opuszczała sali chorych. Irytowało go to niezmiernie. Nie zakładał, że monarchini tak mocno zaangażuje się w opiekę na ranną kobietą. Co więcej, nie podejrzewał, że będzie towarzyszyć jej tak wielu zbrojnych.
Zacisnął usta w wąską linię. Jego błąd. Źle oszacował siły przeciwnika i jego spryt. Zdawało mu się, że panuje nad sytuacją i uderzenie we władcę będzie najprostszą rzeczą do zrobienia. Jakże się mylił. Jeszcze nie wiedział, kto pokrzyżował mu plany, ale człowiek wysłany przez niego do zgładzenia księcia Eleara nie wrócił do miasta, zaś mały następca tronu w najlepsze biegał po królewskich ogrodach.
Zmieniło się tylko jedno: liczba zbrojnych wokół rodziny królewskiej. Dawniej nikt nie pilnował komnat po zmroku, teraz niemożliwym było w ogóle dostać się na piętro, gdzie mieściły się sypialnie monarchy.
Dziwnym trafem podwojenie liczby zbrojnych zbiegło się w czasie z pojawieniem się hrabiego Karez. Nie znał osobiście Melira es Kiral, słyszał jednak o nim wiele różnych opowieści i żadna z nich nie przypadła mu do gustu. Był to mężczyzna o twardych poglądach i jeszcze twardszej ręce. Nie ugadywał się, nie szedł na ustępstwa i zawsze mówił wprost to, co myślał. Król cenił jego zdanie bardziej niż kogokolwiek innego.
Wieść, że biały smok zawitał do Farrander, szybko rozniosła się po uliczkach. Początkowo nikt nie zakładał, że z wizyty lorda wynikną poważne problemy. Smoczy hrabiowie zazwyczaj spędzali w stolicy niewiele czasu, a potem szybko wracali do swoich majątków.
Melir nie odfrunął tego samego dnia ani kolejnego. Tak naprawdę białowłosy mężczyzna kręcił się nieprzerwanie po zamku i wąskich uliczkach skalnego miasta, bacznie obserwując mieszkańców oraz dworzan.
Irmin podejrzewał, że to właśnie on stał za wzmożoną czujnością w otoczeniu króla. Niby nic się nie działo, ale zaskakujące zachowanie zbrojnych mówiło samo za siebie.  Przedziwna cisza otaczała gęstym płaszczem warownię i wszystkich wokół. Podobnie sprawa miała się z przyniesioną do zamku dziewczyną.
Nie zainteresowałby się nią, gdyby wieczorem w karczmie wartownicy nie opowiadali o skatowanej smoczycy i mężczyźnie, który przyniósł ją do Farrander. Co ciekawe, był nim właśnie Melir es Kiral. Wielu szeptało, że być może to właśnie hrabia Karez tak urządził niewiastę. W końcu miał w tym wprawę.
Irmin popytał tu i ówdzie, i, choć wiele czasu mu to zajęło, odkrył, że białowłosy lord miał kiedyś żonę, którą przyłapał na zdradzie. Sponiewierał wiarołomną kobietę, po czym poniewierkę przegnał ją z zamku. Nikt nie wiedział, co stało się z hrabiną Karez, choć większość pytanych zakładała, że umarła na odludziu. On sam nie był tego taki pewien. Smoki nie opuszczają świata żywych tak łatwo, zwłaszcza gdy są przepełnione żądzą zemsty. Co ciekawsze, owa niewiasta miała na imię Agatte, dokładnie tak samo, jak niewiasta, która informowała buntowników o planach Tollesto.
Wojownik nie był co prawda pewien, czy wyklęta lady Agatte to smoczyca, z którą od lat kontaktowali się spiskowcy z Farrander, podejrzewał jednak, że tak właśnie było. Dlatego też poszedł do zamku. Tego dnia nie pełnił warty, ale jako zbrojny należący do osobistej gwardii króla mógł wchodzić do twierdzy, kiedy tylko miał na to ochotę. Nie powinien tylko rzucać się w oczy i zwracać na siebie uwagi. A może wprost przeciwnie?
Sięgnął do kieszeni, wyciągając jabłko, po czym, podrzucając owoc do góry, wyszedł z ukrycia. Wgryzł się w miąższ, kątem oka obserwując zbrojnych. Nie minęło wiele czasu, gdy jeden z wartowników, mrucząc pod nosem przekleństwo, ruszył ku niemu. Miał na imię Witel i zdecydowanie należał do  najbardziej zagorzałych obrońców króla. Takich jak on nie powinno się nawet próbować przekonywać do zmiany zdania. Na jedno słowo władcy gotowi byli pójść na śmierć.
– Co tu robisz?! – warknął strażnik. – Nie masz warty.
Irmin wzruszył ramionami. Dorównywał wzrostem zbliżającemu się do niego wartownikowi, tyle że tamten miał na sobie zbroję i długi miecz u boku, on zaś nie posiadał niczego, czego mógłby użyć do obrony. Drażniło go to co prawda, jednak szambelan zakazał wnoszenia broni na teren zamkowy. Irmin dostosował się do tego, mimo iż wolał mieć na podorędziu sztylet. Szczerze nie cierpiał Witela, z konieczności musiał go jednak znosić i gorliwie udawać przyjaźń.
– Właśnie dlatego przyszedłem – odparł, odgryzając kolejny kawałek jabłka.
– Znasz rozkazy, bez zgody monarchy lub szambelana nikomu nie wolno zapuszczać się w pobliże rodziny królewskiej.
– A czy ja szukam monarchów? – Udał, że rozmowa go bawi. – Przyszedłem do mojej kobiety – dodał, wskazując na drzwi infirmerii.
Zbrojny spojrzał za siebie.
– Nie możesz tam wejść – odrzekł. – W środku jest królowa Elena.
Brwi Irmina podjechały do góry.
– A co Jej Wysokość tam robi? Pochorowała się?
Rycerz skrzywił się nieznacznie.
– Władczyni jest w najlepszym zdrowiu. Odwiedziła infirmerię, by sprawdzić stan zdrowia przyniesionej niedawno smoczycy.
– A… tej rannej? – Irmin podrapał się po brodzie. – To ona jeszcze żyje? Myślałem, że zmarła.
Witel pokręcił głową.
– Żyje, a królowa Elena osobiście jej dogląda.
Gwardzista cmoknął przeciągle.
– To szczęściara z niej, że ma monarchinię po swojej stronie – stwierdził. Skończył jeść jabłko i wyrzucił ogryzek przez otwarte okno.
Zbrojny zmrużył ciemne oczy.
– Czego ty właściwie tu szukasz? – zapytał po raz kolejny. Zachowanie wojownika zaczynało wydawać mu się podejrzane.
Irmin przeklął w duchu.
– Już ci mówiłem, przyszedłem do Luisse. – Skłamał na doczekaniu. Nie miał pojęcia, czy w ogóle takie dziewczę pracuje w infirmerii, ale zakładał, że stojący przed nim rycerz również nigdy w niej nie był.
Tak jak podejrzewał, Witel złapał podstęp.
– Gdy tylko wyjdzie któraś ze służek, przekażę jej wiadomość – powiedział beznamiętnym tonem. – A teraz idź już stąd. Lada chwila Jej Wysokość uda się na posiłek.
– Dobrze, dobrze. – Irmin uniósł dłonie do góry. – Idę, ale szepnij słówko Luisse, kiedy ją spotkasz. Jeszcze przez dwa dni nie mam służby, chciałbym się trochę zabawić.
Witel posłał mu wrogie spojrzenie. Wyraźnie nie popierał tego, co gwardzista zamierzał zrobić z dziewką.
Wojownik uniósł jeszcze dłoń i pozdrowił pozostałych wartowników, po czym, pogwizdując wesoło, ruszył długim korytarzem. Opuścił skrzydło, w którym mieściły się sale chorych, przeszedł przez hol, by w końcu skręcić ku komnatom uzdrowicieli. W Farrander było ich czworo, dwóch tak starych, że trudno było się z nimi porozumieć. Dłonie im drżały, a usta bełkotliwie wypowiadały diagnozy. Pozostała dwójka, znacznie młodsza, aktywnie wypełniała swe obowiązki.
Jego interesował Werek. To do jego drzwi zapukał i. nie czekając, aż uzdrowiciel wpuści go, wszedł do środka.
– Witaj, przyjacielu – szepnął słodkim głosem, zatrzaskując za dobą drzwi.
Uzdrowiciel siedział za biurkiem i przeglądał grubą księgę. Wytrwale też robił notatki. Na widok przybysza skrzywił się.
– Czego chcesz?! – warknął.
– Tak witasz druha? – powiedział smok, podchodząc bliżej. – Oj, nieładnie, nieładnie.
– Nie jesteś moim przyjacielem – odparł mężczyzna, zamykając księgę.
– Czyżby? – W głosie Irmina pojawiła się złość. – Jakiś czas temu twierdziłeś coś zgoła przeciwnego.
Twarz uzdrowiciela zrobiła się czerwona ze wstydu.
– Za dużo sobie pozwalacie. Ty i twoja zgraja oprychów – rzucił z udawaną pogardą, usilnie próbując ukryć drżenie głosu.
Irmin warknął. Jasne włosy zafalowały wokół szczupłej twarzy. Mężczyzna położył dłonie na biurku uzdrowiciela, a potem jednym ruchem zrzucił na podłogę wszystko, co się na nim znajdowało.
– Zapominasz się! – syknął, mierząc drobnego człowieka gniewnym spojrzeniem. – Gdyby nie my, gniłbyś w lochach albo gorzej, twoje kości bielałby w słońcu. O losie twego syna nie wspomnę.
– Ja... ja... – Uzdrowiciel z przestrachem spoglądał w rozgniewaną twarz smoczego wybrańca. – Jestem wdzięczny – wydusił z trudem.
– Słabo to okazujesz – stwierdził sarkastycznie Irmin.
– Pomagam wam jak tylko mogę, czego jeszcze chcecie?
– Miałeś przygotować truciznę – warknął mężczyzna. – Dni mijają, a ty nic nie robisz.
– Nie, nie, nie! – Uzdrowiciel zaczął machać rękoma. – Już mówiłem, nie zrobię żadnej trucizny. Nie przyłożę ręki do otrucia władcy.
Warkot wydobył się z piersi smoka.
– W takim razie poniesiesz za to karę. – Ogień przetoczył się pod skórą wojownika.
– Dlaczego nie potraficie tego zrozumieć? – błagał cienkim głosem. Pot spływał po jego czole, z trudem łapał oddech.
Smok uśmiechnął się okrutnie.
– Chcesz przeżyć, zacznij być przydatny.
– Przekazuję wam wszystko, co tylko usłyszę – jęknął uzdrowiciel.
– To trochę za mało. Zwłaszcza że króla i królową otacza teraz cały szpaler zbrojnych.
– Nic na to nie poradzę – zapewniał skwapliwie Werek.
– Dlaczego szambelan tak bardzo wzmocnił ochronę? – zapytał.
Wątpił co prawda, by uzdrowiciel wiedział o powodach tak ważnych zmian, nie wadziło jednak zapytać.
– To nie szambelan – wychrypiał Werek.
Oczy smoka zwęziły się do wąskich szparek. Z ust popłynęła gorąca para.
– Kto wydał rozkaz? – Głos mężczyzny stał się niski, zapowiadając nadchodzący wybuch.
– Hrabia Melir – odparł szybko uzdrowiciel, patrząc na Irmina z przestrachem. – Nie wiem wszystkiego, ale chodzą słuchy, że szambelan powierzył mu pieczę nad bezpieczeństwem rodziny królewskiej.
– Dlaczego jemu? – warknął smok.
Werek przełknął nerwowo ślinę.
– Hrabia Karez jest podobno mistrzem w wykrywaniu intryg i spisków. Władca zlecił mu jakąś tajną misję.
– Jaką? – dociekał Irmin, ale uzdrowiciel tylko kręcił głową.
– Nie mam pojęcia. Przy mnie nie mówi się o takich sprawach. Już dowiedzenie się tego było sporym ryzykiem. W zamku roi się od zbrojnych i wszyscy patrzą każdemu na ręce.
Tyle to i on zauważył. Nie miał jednak pojęcia, że stoi za tym białowłosy lord, mistrz szpiegostwa, jak go nazywano.
– Coś jeszcze wiesz? – zapytał cierpkim tonem.
Uzdrowiciel pokiwał głową.
– Ta dziewczyna, którą hrabia przyniósł do zamku...
– Co z nią? – Brwi smoka uniosły się do góry.
– Królowa osobiście pilnuje jej leczenia, szepcze się jednak, że znaleziono ją na drodze prowadzącej do zamku.
– Co z tego? – prychnął smok. – Zasłużyła sobie, więc ktoś wymierzył jej sprawiedliwość.
Werek pokręcił głową.
– To wygląda na akt zemsty.
– Zemsty? – Mężczyzna uśmiechnął się cynicznie. – Zapewniam cię, że nikt z nas nie ma z tym nic wspólnego.
– Wy nie, ale ci z północy całkiem możliwe – szepnął z przestrachem uzdrowiciel. – Moim zdaniem, to oni ją przysłali. Miała czarną wstążkę przewiązaną wokół kostki.
Smok wyprostował się gwałtownie.
– Co żeś powiedział?! – warknął. – Wstążkę?
Mężczyzna pokiwał głową, na co smok, warcząc, sięgnął do niego, łapiąc go za poły kaftana i unosząc zza biurka.
– Dopiero teraz mi o tym mówisz?! – wrzasnął.
– Nie sądziłem, że to ważne. – Werek trząsł się jak liść na wietrze. Nie sięgał nogami do podłogi. Smok trzymał go wysoko, bawiąc się jego słabością.
– Od tej chwili będziesz informował mnie o wszystkim, co się tyczy tej dziewczyny. Chcę wiedzieć, kiedy zacznie mówić i kto ją odwiedza. Rozumiesz?! – krzyknął, potrząsając dla pewności człowieczkiem.
Uzdrowiciel tylko skinął głową.
– Zrobię, jak każesz – jęknął. Zgodziłby się na wszystko, byle tylko ocalić skórę i uchronić nazwisko od hańby, którą okrył go syn, uciekając na północ.
Irmin puścił Wereka. Z obrzydzeniem patrzył, jak mężczyzna niezdarnie podnosi się z podłogi.
– Zawiedź mnie, a nie będę miał litości – powiedział. W myślach zastanawiał się zaś, kto przysłał mu tę dziewkę. I w jakim stopniu okaże się ona pomocna w zabiciu króla?
 Betowanie rozdziału - Wiktoria Filipowska

4 komentarze:

  1. Nie zazdroszczę Melirowi w pracy, zwłaszcza,że faktycznie w szeregach najbliższej gwardii króla czai się zdrajca. I jak widać nie przebiera w środkach. A może Witel wspomni M., że Irmin był nie tam gdzie powinien. Ale znając życie to takim kreaturom przeważnie się udaje. Bardzo dziękuję za kolejny cudowny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Irmin jest jednym z największych zagrożeń dla króla i jego rodziny. Musimy mieć tylko nadzieję, że Melir w porę wpadnie na jego trop.

      Usuń
  2. Teraz najważniejsze pytanie czy jakaś Luisse rzeczywiscie pracuje w infirmerii...bo jeżeli Witel nie zapomni i przekaże jakieś sluzce wiadomość, a ta się zdziwi bo żadnej Luisse tam nie ma to już Melir bedzie miec kolejny punkt zaczepienia :) a może spotka jakąś Luisse a ta się zdziwi bo żadnego Irmina nie zna. Werek widać mimo strachu jakieś zasady moralne jeszcze ma to może się przełamie i padnie przed królem na kolana i wszystko wyzna.Ariel król surowy ale sprawiedliwy.Dziękuję Emiś i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się, że póki co Witel nie będzie szukał żadnej służki. Służba nie drużba i nie w głowie mu kobiety. Nie znaczy to jednak, że kiedyś nie przypomni sobie dziwnej rozmowy w Irminem.

      Usuń