środa, 15 kwietnia 2015

Malos - Rozdział 12_epizod 1 i 2



Słońce wschodziło nad miastem, kiedy Nathaniel opuszczał mieszkanie. Niespodziewane wyznanie Malosa spowodowało, że jeszcze długo dyskutowali na temat anielskiego potomstwa. Nie doszli oczywiście do żadnego logicznego wniosku, a jeśli już, to chyba tylko takiego, że harpie były złem, które należało wytępić za wszelką cenę.

Nat obiecał przysłać kilku swoich wojowników do patrolowania miasta z góry, sam zaś wziął na siebie chińskie knajpki i podejrzane lokale w dzielnicy. Zdaniem anioła kobiety mogły mieć gdzieś blisko swoją kryjówkę. Zdekonspirowane przez nauczycielkę, albo zaszyją się jeszcze głębiej albo też odważniej zaczną sobie poczynać.

Santi nie była pewna czy mężczyźni przyjęli dobre założenia, zdecydowała się jednak nie odzywać, zresztą i tak już ledwo stała na nogach. Kiedy drzwi zamknęły się za Nathanielem, postanowiła jeszcze sprzątnąć naczynia, nim uda się na spoczynek. Wkładała właśnie szklanki do zmywarki, gdy poczuła za sobą Malosa. Wyprostowała się gwałtownie. Chłopak stał ledwie dwa kroki za nią. Przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Masz mnie za głupca, prawda? – zapytał.

Drgnęła, zaskoczona jego słowami.

– Jeszcze nie wiem, co myślę – odrzekła ostrożnie. Odruchowo uniosła dłoń, odgarniając opadające włosy za ucho. – Muszę to wszystko przemyśleć...

– Gdybyś była na moim miejscu, zrobiłabyś to co ja, czy w ogóle nie wzięłabyś pod uwagę alternatywnej możliwości powoływania do życia nowych istnień?

Pokręciła gwałtownie głową. Ciemne rumieńce wykwitły na jej twarzy, gdy zdała sobie sprawę, o co chłopak pytał. Aż do dzisiejszego ranka nie brała pod uwagę możliwości posiadania własnego dziecka. Było dla niej oczywiste, że jest wybrakowana i nikt nie zechce z nią dzielić życia, nawet gdyby mogła urodzić mu potomka. Kto będzie tak głupi, że zaryzykuje urodzenie bezskrzydłego anioła? Odpowiedź była prosta. Nikt.

– Nie jestem tobą – odrzekła, ważąc słowa. – Jestem kobietą, trochę inaczej patrzę na te kwestie.

– Inaczej to znaczy jak? – dociekał. Jego spojrzenie wbijało się w nią wręcz namacalnie.

Przełknęła ślinę, sytuacja stała się dość kłopotliwa.

– Nie wiem, czy byłabym w stanie zapłacić tak wysoką cenę za posiadanie potomstwa?

Pokiwał głową.

– Ja też – odparł, czym ją zaskoczył. – Kiedyś myślałem inaczej. Zdawało mi się, że nie ma rzeczy niemożliwych, a świat stoi przede mną otworem.

– Teraz tak nie uważasz? – zapytała, szybko łapiąc powietrze. Może się jej tylko zdawało, ale miała wrażenie, że Malos zmniejszył dystans między nimi.

– Uważałem Radę za bandę zacofanych aniołów. Teraz wiem jak bardzo się myliłem. Oni nie strzegą przestarzałych praw, tylko pilnują porządku na świecie.

– Zatem dobrze zrobili, skazując cię? – wychrypiała.

Uśmiechnął się lekko.

– Tego nie powiedziałem, wiem jednak, że potrzebowałem, by ktoś mną wstrząsnął.

Również się uśmiechnęła. Chciała coś jeszcze dodać, ale Malos niespodziewanie dotknął jej twarzy. Jego palce musnęły zaledwie jej policzek, ale miała wrażenie, że zostawił na jej skórze trwały ślad. Opuścił dłoń równie szybko jak podniósł. Sądziła, że cofnie się zażenowany swoją poufałością, on jednak ponownie wbił w nią uważne spojrzenie.

– Santi... – zaczął ostrożnie. – Powiedz, dlaczego ty straciłaś swoje skrzydła?

Z zaskoczenia otwarła usta. Spodziewała się po nim wiele, ale nie tego, że zapyta właśnie o jej defekt.

– Skąd pomysł, że je utraciłam? – wychrypiała, kiedy już odzyskała zdolność do mówienia. Odruchowo też cofnęła się poza zasięg jego rąk, opierając plecami o szafki kuchenne.

– Nie masz ich – odparł, wzruszając ramionami. – Co innego mam sobie myśleć. Gerima przygarnęła mnie, chociaż wiedziała, co nabroiłem, ciebie również mogła zaakceptować.

– Gerima jest moją matką – poprawiła go.

– Właśnie – wszedł jej w słowo. – Tym łatwiej zaakceptowała mnie, skoro ma ciebie.

– Nie jestem pewna, czy usiłujesz mnie obrazić, czy po prostu jesteś ciekawski – odrzekła.

– Ależ nie! – zapewnił ją szybko, ale i tak jego twarz pokryła się ciemnym rumieńcem. – Nie chciałem sprawić ci przykrości.

– Nie straciłam swoich skrzydeł – rzuciła, przerywając mu. Na jej twarzy pojawił się smutek. – Chociaż chciałabym.

– Nie rozumiem – szepnął, zaskoczony jej słowami. – Jak to chciałbyś je stracić?

– Chciałabym, bo wtedy oznaczałoby to, że je w ogóle miałam – odrzekła, uciekając wzrokiem w bok.

W ciszy, która zapadła po jej słowach, słychać było tylko ich szybkie oddechy. Malos jako pierwszy się ocknął. Ostrożnie podszedł do Santi, objął palcami jej brodę i łagodnie obrócił twarz ku sobie. Łzy były namacalnym dowodem, jak wiele wysiłku kosztowało ją mówienie o przeszłości.

– Santi – powiedział cicho. – Przepraszam, ja nie wiedziałem... – przerwał na chwilę, by zaczerpnąć tchu. – Przykro mi, byłem głupcem. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że los obszedł się z tobą tak okrutnie.

Przymknęła oczy, walcząc z łzami. Za nic w świecie nie chciała rozpłakać się przy tym skomplikowanym mężczyźnie. Ale on i tak zauważył jej ból. Nie mówiąc nic więcej, puścił jej szczękę, by objąć ją ramionami. Utonęła w uścisku jego ciała i mimo iż nie chciała, łzy same popłynęły po twarzy, mocząc mu T-shirt. On zaś kołysał ją delikatnie.

– Nie jesteś nikim gorszym – szepnął wprost do jej ucha. – Każdy, kto tak twierdzi, jest idiotą i skończonym kretynem.
*** 

Telefon zadzwonił w chwili krępującego milczenia, które zapadło po słowach Malosa. Aniołowie odskoczyli od siebie gwałtownie, oboje rumieniąc się z zażenowania, jednak to chłopak jako pierwszy ruszył do salonu. Chwycił za słuchawkę i nie zadając sobie trudu zapytania, kto miał czelność dzwonić o tak idiotycznej godzinie, rzucił do rozmówcy:
– Czego...!? – Miał ochotę warczeć. Miana Santi skutecznie powstrzymała go przed tym. Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby zaraz miała rozsypać się na jego oczach.
– Tu Ana – rozległ się miękki głos po drugiej stronie słuchawki. Chłopak natychmiast spoważniał. – Wszystko u was w porządku?
– Oczywiście – odpowiedział automatycznie, kątem oka zauważył, że Santi zamknęła zmywarkę i teraz przypatrywała się mu uważnie.
– Czy nauczycielka jest z tobą? – dociekała kobieta. Na twarzy Malosa pojawiło się zdziwienie. Mimo to zerknął na dziewczynę.
– Tak – odrzekł lakonicznie.
– Jest... – po drugiej stronie na krótką chwilę zapadła cisza. – Cała... – Ana dokończyła z ogromnym wahaniem.
Chłopak poczuł, jak włoski unoszą mu się na karku, a serce przyśpiesza swój bieg.
– Skąd te pytania? – dociekał.
– Odpowiedz – żona archanioła nalegała, do jej głosu wkradł się strach.
– Jest cała i zdrowa – odparł z lekkim westchnieniem. – Nikomu z nas nic się nie stało, chociaż nie ma teraz z nami Nata, to i tak podejrzewam, że pupil twojego męża dobrze się miewa.
Westchnienie było jedyną odpowiedzią ze strony Any. Malos zmarszczył brwi. Wiedział, że kobieta miewała wizje przyszłości, nie miał jednak bladego pojęcia, w jaki sposób się one pojawiały i czy mogła nimi sterować.
– Co się dzieje?! – zapytał ostro.
– Mam pewne... przypuszczenia, że znajdziecie się w niebezpieczeństwie – głos małżonki był tak cichy, że chłopak musiał się uważnie wsłuchać, by móc ją usłyszeć.
– Wszyscy? – wychrypiał, kiedy tylko dotarł do niego sens usłyszanych słów.
– Tak... – kolejna przerwa. – Ale to Santi najwięcej zagraża – dodała z niezwykłą powagą, anioł zaś po raz kolejny poczuł, że zimny pot kropi jego skórę. Zmusił się, by nie zerkać na stojącą nieopodal dziewczynę. Póki nie wiedział nic konkretnego, nie zamierzał wprowadzać zamieszania.
– Co właściwie widziałaś? – zapytał, spinając się. Santi podeszła kilka kroków bliżej, zatrzymując się tuż obok, nasłuchując prowadzonej rozmowy.
– W moich wizjach widzę ją związaną i poranioną.
Malos chciał coś powiedzieć, jednak słowa utknęły mu w gardle, widział zaledwie przerażoną twarz dziewczyny. Jej oczy były wielkie jak dwa spodki. Musiała usłyszeć ostatnie zdanie Any.
– Dlaczego? – wyjąkała pobladłymi ustami. Chłopak odruchowo złapał ją za rękę, ściskając mocno palce.
– Nie pozwolę cię skrzywdzić – szepnął z mocą, ale jego zapewnienie nie uspokoiło jej ani trochę. – Ano – anioł rzucił ponownie do słuchawki. – Muszę znać więcej szczegółów. Co się wydarzy? Czy harpie będą chciały porwać Santi? Czy jesteśmy bezpieczni w mieszkaniu? – wyrzucał z siebie pytania jedno za drugim. Żona archanioła milczała chwilę, nim odpowiedziała.
– One będą jej szukać, przetrząsną całe miasto. Mieszkanie, na razie jest bezpieczne. – Informacje były lakoniczne, zdania urywane. – Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że będzie kierować nimi zazdrość... – Ostatnie słowo było ledwie dosłyszalnym szeptem.
Malos zmarszczył brwi. To nie wróżyło nic dobrego.
– Bardzo ci dziękuję, będziemy w kontakcie – odrzekł i rozłączył się. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę. Jej twarz była napięta a policzki blade. Spoglądała na niego wyczekująco, a on nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Ostrożnie puścił jej dłoń.
– Harpie zapamiętały, jak wyglądasz i teraz będą cię szukać – powiedział, wolno cedząc słowa.
– Nic im nie zrobiłam – wychrypiała.
– Nakryłaś je na morderstwie, to wystarczający powód, by szukać zemsty.
– Chcą mnie zabić? – Twarz Santi zrobiła się jeszcze bledsza.
– Tego nie wiemy. Ana nie widziała nic podobnego w swych wizjach. – O tym, że ujrzała związaną i torturowaną anielicę, wolał nie wspominać. – Musimy zachować większą ostrożność.
– Myślisz, że one wiedzą, iż przybyłam na ziemię razem z tobą? – zapytała. W świetle ostatnich rewelacji pytanie to zdawało się nader odpowiednie.
– Nie mam pojęcia. Musimy jednak przyjąć, iż tak właśnie jest. To bardzo gwałtowne kobiety, nieskłonne do racjonalnego myślenia. Działają popędliwie, kierowane chwilą i żądzą krwi.
– Szukamy ich, ale czy jesteśmy przygotowani, że to one znajdą nas wcześniej? Mogą nie czekać biernie, aż ściągniemy im na głowy legiony anielskie, tylko same wkroczą do akcji.
Miała rację i prawdę mówiąc, tego właśnie najbardziej się obawiał. Co innego szukanie kilku zdziczały kobiet i urządzanie zasadzki. Gorzej, jeśli samemu zmierzało się wprost w pułapkę.
– Nie pozwolę cię skrzywdzić – powtórzył to, co powiedział, gdy jeszcze rozmawiał z Aną. – Mogą nam grozić, ile chcą, nie dopadną cię. Póki jesteś przy mnie, będę cię strzegł.
Ledwie dostrzegalnie skinęła głową.
– Ana miała wizję, a to nie oznacza dla nas nic dobrego. Obawiam się, że Will już może nie żyć, a my zawiedliśmy zarówno jego, jak i wszystkich mieszkańców Concory.
– Nie – odparł z mocą. – Harpie boją się, gdyby tak nie było, nie planowałyby nas szukać, tylko poczekałyby, aż sami do nich przyjdziemy. Musimy wykorzystać ten strach przeciwko nim.
– A jeśli już zabiły Willa? Możliwe, że po spotkaniu ze mną zdecydowały się pozbyć chłopca.
Po twarzy Malos przemknął cień. Kiedy się jednak odezwał, w jego głosie nie było żadnej słabości.
– Porwały go z jakichś powodów. Najprawdopodobniej ze względu na mnie. Nie zabiją go, dopóki nie staną ze mną twarzą w twarz. A kiedy to się stanie, pożałują, że odważyły się podnieść rękę na anielskie dziecko. Masz na to moje słowo.
 

3 komentarze:

  1. Taki smutny rozdział przykre ze Santi urodziła sie z niepełnosprawna mam nadzieje ze Malos pomoze jej uporac sie z tym problemem dzieki Emi b.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się spodobało zachowanie Malosa, gdy usłyszał od Santi o jej defekciem Pięknie dziękuję za cudowny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Malos nie chciał zasmucić Santi,nie mniej dziewczyna czuje się gorsza i wybrakowana. Martwię się tym, ale aniołek ma do niej słabość i bardzo ją wspiera. Dziękuję bardzo i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń