sobota, 14 listopada 2015

Twierdza Wspomnień - Rozdział 22_epizod 1



Bezszelestnie zeskoczył z konia. Podał lejce młodemu wyrostkowi, nawet nie zaprzątając sobie głowy jego wyglądem. Nim wszedł do gospody, zerknął ku gęstwinie lasu. To gdzieś tam, za ścianą dębów, buków i sosen stał zamek Gelar.
Lamis zmarszczył brwi. Prawdziwą ironią losu było, że ukrył matkę i cały swój dobytek ledwie dzień drogi od warowni. Gdyby wiedział, że siostra jest tak blisko, nie powlókłby się do Farrander w pogoni za nią, a tak przebył pół królestwa, by odkryć, że siostrę miał przez cały ten czas od nosem.
Uśmiechnął się leciutko, gdyby nie to, że był wprost szaleńczo zmęczony i ledwie stał na nogach, udałby się wprost do warowni. Wiele długich dni w siodle zmusiło go do zmiany planów. Wszedł do karczmy uważnie rozglądając się dookoła. Gospoda nie wyróżniała się niczym specjalnym. Jedno duże pomieszczenie służące za jadalnię i pewnie całkiem sporo izb na piętrze do spania. Długie ciemne stoły i ławy, a przy nich biesiadnicy. Jako że było już późne popołudnie, gości przybywało z każdą chwilą. Z kuchni wynoszono chleby i talerze z mięsiwem. Piwo lało się bez umiaru, czego efekty były widoczne jak okiem sięgnąć. Zapach rzygowin i jadła mieszał się tu bez żadnego skrępowania. Służki, dorodne wiejskie dziewki kręciły się między stołami, roznosząc napitki, ścierając resztki na podłogę, wprost pod łapy wygłodzonych psów. Gwar i hałas był wprost nieznośny.
Kurell zmarszczył brwi. Nie lubił takich miejsc i starał się ich unikać jak ognia. Zazwyczaj jednak towarzyszyła mu matka i siostra oraz gromada podwładnych. Kobiety usługiwały mu na każdym kroku, spełniając jego zachcianki nim zdołał je wypowiedzieć na głos. Tu był zdany na siebie.
Krzywiąc się lekko, stawiając stopy tak, by nie wdepnąć w czyjś zwrócone danie, zajął miejsce przy stole. Szczęściem dla niego chwilę wcześniej poprzedni biesiadnik spadł z ławy zmorzony winem. Lamis przesunął go stopą i kiwnął ręką na służkę. Zjawiła się chwilę później. W jednej ręce trzymała dzban z winem w drugiej ścierę.
– Wytrzyj tu – zażądał, nie pozwalając kobiecie postawić napitku na brudnym blacie. Wzruszyła ramionami, nawet nie zadając sobie trudu skomentować jego słów. Zmiótłszy rękawem resztki mięsiwa i chleba, przetarła deski mokrą ścierą. Szmata nie pachniała najlepiej i już miał na końcu języka powiedzieć dziewce o tym, ugryzł się jednak w język. Nic mu nie da awanturowanie się. Wolał, by jego pobyt tutaj pozostał niezauważony.
– Co serwuje dziś kuchnia? – zapytał, kiedy dziewka uprzątnęła stół i postawiła przed nim piwo.
– Dziczyznę, kartofle, zupę na żeberkach, gulasz z kaszą i kluchy – recytowała z pamięci. – Znalazłoby się chyba jeszcze trochę potrawki z kurczaka – dorzuciła, zerkając po sali.
Kurell wzdrygnął się. Nie zamierzał jeść po nikim resztek.
– Daj mi świeżego chleba i trochę mięsa z sosem. – Rzucił kobiecie monetę, którą ta chwyciła z dzikim błyskiem w oku. Wepchnęła ją szybko do kieszeni, nawet nie zadając sobie trudu, by na nią spojrzeć. – Dopilnuj tylko bym nie dostał cudzych resztek, chleb nie był czerstwy, a dostaniesz jeszcze jedną.
Skinęła chciwie głową i pognała do kuchni. Lamis rozparł się na ławie i obserwował gości. Większość z nich stanowili ludzie przemieszczający się po smoczej ziemi to w poszukiwaniu chleba, to goniąc za pieniądzem. Zauważył, co najmniej pięcioro najemników. Siedzieli w różnych kątach izby, ale wszyscy bez wyjątku prezentowali się tak samo. Wysocy, dobrze umięśnieni, z dłońmi zgrubiałymi od machania mieczem i twarzami na widok, których większość uciekała w popłochu. Nie rozmawiali z nikim, nawet ze sobą. Głowy mieli spuszczone, palcami chciwie wpychali strawę do ust. Krasnoludy jak zawsze były najgłośniejsze i zgodnie ze swoim zwyczajem trzymały się w grupie. Dostrzegł może jednego, dwóch kurellów, ale ci siedzieli cicho z naciągniętymi kapturami i starali wtopić się w tło. W gospodzie nie było elfów, ale też nie spodziewał się ich tutaj zobaczyć. Wywyższająca się rasa nie zwykła zadawać się z pospólstwem. Jako półelf rozumiał ich awersję.
Służka wróciła, przynosząc strawę. Na dużym talerzu piętrzył się spory kawał dziczyzny polany gęstym sosem. Przyniosła również ziemniaki, chociaż o nie prosił o nie i pół bochenka chleba. Pieczywo jeszcze parowało, ledwie co wyciągnięte z pieca.
– Coś jeszcze, panie? – mruknęła służalczo.
– Pokój – powiedział. – Muszę gdzieś przenocować, macie tu izby do wynajęcia?
Skinęła głową.
– A jakże. Całkiem sporo. Mogę kazać przygotować jedną.
– Byle porządną, bez pcheł i zasikanego siennika! – warknął.
Wzruszyła ramionami.
– Postaram się – stwierdziła beznamiętnie, przyzwyczajona do fochów klientów.
Lamis przeklął w duchu i rzucił jej obiecaną monetę.
– Zadbaj o moje wygody, a nie pożałujesz – mruknął. Nie musiał nawet przesadnie kusić kobiety. Z doświadczenia wiedział, że takie jak ona, pracujące za parę groszy i dach nad głową łatwo było skłonić do współpracy, machając byle miedziakiem przed oczami.
Uśmiechnęła się do niego szeroko, ukazując poczerniałe zęby.
– Przygotuję pokój i mogę ogrzać łoże, jeśli sobie tego życzysz, panie?
Lamis spojrzał na kobietę i wzdrygnął się na samą myśl. Miała brudne szaty, tłuste włosy wystające spod czepka i klejącą się od potu skórę. Przeklął pod nosem.
– Obejdzie się. Chcę tylko pokój. A teraz idź i dopilnuj moich spraw.
Nie czekał, aż służka oddali się, chwycił w palce kawałek chleba i umazał go w sosie. Prawie jęknął. Nawet nie podejrzewał, że był tak głodny. Szybko sięgnął po nóż i odkroił kawałek mięsiwa. Było dobre, kruche, mocno upieczone i dobrze doprawione.
Zajadając się potrawą nie zauważył, kiedy zbliżył się do niego wysoki mężczyzna. Nieznajomy usiadł po drugiej stronie ławy i nie pytając Lamisa o zdanie, nalał sobie piwa z dzbana kurella.
– Jestem Joran – powiedział, jakby to jedno słowo miało tłumaczyć chamskie zachowanie. Złotnik zmarszczył brwi. Obcy był jednym z zakapiorów, jakich dostrzegł z izbie. Miał ciemne włosy i gęsty zarost pokrywający jego policzki. Ubrany na czarno nie zwracałby pewnikiem na siebie takiej uwagi gdyby nie jego słuszny wzrost, długi miecz u pasa i odpychające spojrzenie.
– Zawsze żłopiesz czyjś napitek, czy tylko mnie spotkał taki zaszczyt? – Starał się mówić spokojnie, w myślach jednak oceniał siłę przeciwnika i odległość, jaką miał do drzwi w razie gdyby musiał ratować się ucieczką.
Obcy zarechotał nisko.
– Zawsze – mruknął wesoło. – A ty mi wyglądasz na takiego, co umie zapłacić.
– Czyżby? – Brwi kurella podjechały do góry. Jeśli go słuch nie mylił, najemnik proponował mu swoje usługi. – Zazwyczaj płacę dziwkom za dobrą obsługę, ale ty mi na taką nie wyglądasz.
Joran prychnął.
– Dupodajka, ha, ha – zaśmiał się – jeszcze nikt mnie tak nie nazwał.
– Czego więc chcesz? – Lamis oparł się o ławę. W dłoni trzymał nóż, obracając nim w placach. Może i nie był wielkim szermierzem, ale nie zamierzał dać się łatwo ubić.
– Zaproponować ci swoje usługi – ciągnął Joran. – Nie wyglądasz na tutejszego, może więc przyda ci się przewodnik albo sprawne ramię do obrony?
– Jesteś najemnikiem? – Kurell udał, że się waha.
– Powiedzmy, że włóczę się po smoczej ziemi w poszukiwaniu wrażeń. Jestem silny, mam sprawne ramię i nie boję się byle czego.
– A smoki? Ich też się nie boisz? – zapytał Lamis z krzywym uśmieszkiem.
Reakcja Jorana była zaskakująca. Mężczyzna skrzywił się, przeklął głośno i splunął na podłogę.
– Gardzę tą hołotą.
Lamis tylko się uśmiechnął. Nie pytał o więcej, zbyt głośna rozmowa o bestiach mogła ściągnąć na jego głowę kłopoty. Donosicieli nie brakowało w żadnym królestwie.
– Może rzeczywiście mi się przydasz – powiedział w końcu.
Joran odstawił kubek z piwem, otarł usta z piany i skupił się na rozmówcy.
– Uciekasz przed władzą? – zniżył głos do szeptu.
Spojrzenie Lamisa pozostało niewzruszone.
– A wyglądam na takiego? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
Joran wzruszył ramionami.
– Wzrok można oszukać, zmienić wygląd, zachowanie, akcent. Ale kiedy ktoś siada w kącie i stara nie zwracać na siebie uwagi, zazwyczaj ma na bakier z prawem.
Lamis był pod wrażeniem, w duchu przyrzekł sobie być bardziej otwartym i swobodnym w obejściu.
– Możliwe, że szukam kogoś – powiedział po dłuższej chwili – i wolałbym, by moja obecność tutaj pozostała niezauważona.
– Kogo? – zapytał automatycznie najemnik, resztę słów kurella przemilczając.
– Członka mojej rodziny.
– A co się z nim stało? – W spojrzeniu Jorana pojawiła się ciekawość.
– Został porwany – skłamał gładko. Póki nie wiedział, z kim ma do czynienia, zdecydował się nie mówić wszystkiego.
– Przez kogo?
–To akurat nie jest istotne – powiedział.
Najemnik nie wyglądał na przekonanego.
– Jeśli mam ci pomóc muszę wiedzieć czyje tyłki będę musiał obić?
– A jeśli ci powiem, że smoków, co wtedy? – Kurell pochylił się nad stołem, uważnie wypatrując reakcji mężczyzny siedzącego przed nim.
Zbir nie wyglądał na przestraszonego. Przeciwnie, był więcej niż zaciekawiony.
– Wówczas powiem, że to będzie dla mnie prawdziwa przyjemność – wychrypiał wielce z siebie zadowolony.
– Dobrze – przytaknął kurell. – Masz pracę. Zapłacę ci dobrze, jeśli pomożesz mi uwolnić mojego krewniaka. – Póki co nie zamierzał mówić, że chodzi o kobietę. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
– Gdzie on może być? – zapytał najemnik, ponownie nalewając sobie piwa.
– Nie wiem dokładnie – Lamis cedził słowa. – Doszły mnie słuchy, że może być więźniem w Gelar.
Twarz Jorana wykrzywiła się w krzywym uśmiechu.
– To tuż za lasem, jakiś dzień drogi stąd.
– Byłeś tam kiedykolwiek? – Lamis ledwie panował nad ekscytacją.
Joran podrapał się po brodzie.
– Przejeżdżałem obok. Warownia jest spora i wygląda solidnie. Tamtejszy lord umocnił mury i wymienił bramę. Wokół zamku powstaje wioska dla ludzi wygnanych z północy. Zatrzymałem się tam na chwilę. To ładna okolica. Chciałem nawet prosić o wpuszczenie do twierdzy, ale odmówiono mi wstępu. – Najemnik ponownie splunął na podłogę, do jego głosu zakradł się gniew. – Młody gówniarz, którego miejscowi zwą zarządcą, kazał mi się wynosić, twierdząc, że nie potrzebują sprzedawczyków. Ledwie pozwolili mi napoić konia.
Lamis pokiwał głową. W głowie miał już pewien plan, a zatargi Jorana z mieszkańcami Gelar były mu bardzo na rękę.
– Wejście do zamku zostaw mnie. Twoja rola będzie polegać na wydostaniu z lochów mojego krewniaka. – Sięgnął pod poły płaszcza, do sakiewki ze złotem. Bez wahania rzucił kilka sztuk najemnikowi.
– Pomóż mi, nie zadawaj głupich pytań, a będziesz bogaty.

6 komentarzy:

  1. Ciekawi mnie czy Joran jest faktycznie dupodajką czy kimś podstawionym. Jeżeli to pierwsze to Lamis znalazł niezłego zbira do obrony. Bardzo dziękuję za nowy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Joran to kawał zbira. Myślę, że nieźle się przysłuży Lamisowi.

      Usuń
  2. Tak Joran wyglada na rozwojowa postac szczegolnie z tymi przechwalkami teraz to sie bedzie dziac tyle intryg w Gelar dzieki Emi milego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To duet iście piekielny i zapewne mocno namiesza w historii.

      Usuń
  3. Ciekawe co to za jaki ten Joran i co ma przeciw smokom? Mam przeczucie, ze pomalu sie zblizamy do konca chociaz kto to wie oprocz Emisi :D Dziekuje i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, do końca jeszcze daleko. Dopiero się rozkręcam.

      Usuń