czwartek, 17 grudnia 2015

Malos - Rozdział 17_epizod 2



Wylądowali na dachu budynku tak cicho, że nawet gołębie nie obudziły się z wieczornego snu. Nathaniel odstawił Malosa i podszedł do krawędzi dachu. Spojrzał w dół na ulicę pod nimi, sprawdzając jak wiele osób kręci się w pobliżu. Zgodnie z jego podejrzeniami nikogo nie dostrzegł, ale też okolica była wyjątkowo paskudna. Miejsce, do którego żaden porządny człowiek nie zapuści się po zmroku, a już z pewnością nie przyjdzie tu nieuzbrojony. Matki trzymały tu dzieci pod kluczem, jeśli były wystarczająco trzeźwe, by się nimi interesować. Nikt posiadający, choć odrobinę grosza przy duszy, nie wprowadziłby się do obskurnych mieszkań zasiedlonych przez szczury i inne robactwo. O pijakach i narkomanach nie wspominając.
W jednej z kamienic pod nimi ukryły się harpie. Nic dziwnego, że mieli taki problem z wytropieniem kobiet. W powietrzu unosił się brzydki zapach szczyn i innych fekaliów uzupełniany odorem alkoholu. Stęchlizna i bród były najsłodszymi z woni, jakie można było tu wyczuć.
– Widzisz coś? – Malos stanął obok Nathaniela, podobnie jak on wpatrując się w obskurne dzielnice w dole.
Nat pokręcił głową.
– Zadekowały się w mieszkaniu, czy piwnicy? – dociekał Malos.
– Nie wiem, ale stawiam na piwnicę. – Nat wskazał na budynek z czerwonej cegły. Większość okien w nim zabito dechami lub oklejono gazetami. Całe szyby zamalowano farbą olejną. Na pierwszy rzut oka trudno było stwierdzić, czy kamienica jest opuszczona, czy to jej mieszkańcy tak bardzo stronili od żywych.
– Nie wygląda zachęcająco – mruknął Malos, a Nat tylko skinął głową.
– Ja bym powiedział, że wygląda na pułapkę.
– Tak myślisz? – Malos drgnął i raz jeszcze zerknął na zdewastowany budynek.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. – Wojownik z pewnością coś  by jeszcze dodał, gdyby nie ledwie zauważalny ruch na dachu po drugiej stronie ulicy. Pod osłoną nocy, sześć postaci wylądowało na płaskim dachu. Ich widok sprawił, że Malosowi ugięły się kolana, a serce zabiło mocniej.
– Harpie – syknął do Nathaniela, odruchowo też łapiąc za miecz, który dostał do obrony.
– Spokojnie… – Głos starszego anioła pozostał niewzruszony. – Przyjrzyj się uważniej, to nie wrogowie, tylko wsparcie. I nie są same.
Malos mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza. Nie spuszczając wzroku z przybyłych, starał się  zapamiętać ich twarze, na wypadek, gdyby musiał z nimi walczyć. Pięć kobiet miało włosy w różnych odcieniach miedzi i złota. Jedne dłuższe, związane w kitę, inne zupełnie krótkie, postrzępione. Wszystkie bez wyjątku miały bojowe pancerze i długie miecze przyczepione do bioder.
– Szykują się do walki – stwierdził, nagle dostrzegając coś, co mu umknęło. Kobiet było pięć, a przecież widział, sześć lądujących postaci. Przeszukał wzrokiem dach, wypatrując ostatniej harpii i ku jego zdziwieniu nie znalazł jej. Zamiast tego dostrzel anioła, nonszalancko opartego o komin. Mężczyzna miał skrzydła czarne jak noc, przez co idealnie wtapiał się w mrok. Malos nie widział wyraźnie jego twarzy, czuł jednak, że nieznajomy wojownik nie spuszcza wzroku z kobiet.
– To Abadon – wyjaśnił spokojnie Nathaniel, jakby odczytując wątpliwości przyjaciela.
– Aba... – anioł z trudem przełknął ślinę. Słyszał to imię, a jakże. Kto by nie słyszał o legendarnym Abadonie, siewcy śmierci. Jako dziecko wysłuchał wielu krwawych opowieści o istocie, którą Bóg stworzył tylko w jednym konkretnym celu – by zadawała śmierć. – Co on tu robi? – wychrypiał, nie spuszczając wzroku z mrocznego zabójcy.
– Zakładam, że Michael przysłał go nam do pomocy, albo raczej do nadzorowania tych tutaj. – Nat wskazał głową na harpie.
– Od kiedy to dziwki Lucyfera nam pomagają?
– Nie pomagają, przyszły tu przypilnować swoich spraw. – Nathaniel nie wydawał się zaniepokojony przybyciem harpii. – Michael był w odwiedzinach u ich królowej. Widać dobili targu i władczyni przysłała swoje wojowniczy, by zajęły się zdrajczyniami.
– Nie podoba mi się to – mruknął Malos. – Co zrobimy, jeśli się zbuntują i przyłączą do tych, na które chcemy zapolować albo ostrzegą je przed nami?
– To całkiem możliwe i dlatego jest z nimi Abadon. Będzie miał na nie oko, a w razie oznak buntu, zabije.
Malos pokręcił głową. Teoretycznie odpowiedź Nathaniela powinna go uspokoić. Wierzył przyjacielowi i kiedy ten zapewniał go, że sytuacja jest pod kontrolą, powinien odpuścić. Coś mu jednak mówiło, że los ma dla nich coś jeszcze w zanadrzu. I to coś miało bardzo ostre zęby.
– Kiedy wejdziemy do środka? – zapytał po dłuższej chwili, nie mogąc znieść dziwnego napięcia. Kobiety na sąsiednim dachu. Usiadły jak gdyby nigdy nic na gzymsie i ze spuszczonymi nogami zerkały w dół. Czarne stroje i napięte rysy twarzy nadawały im wygląd gargulców, choć w porównaniu z nimi były, jak śmiercionośna zaraza.
Gargulce lubiły ludzi, lubiły podglądać ich życie, rozkoszować się radością malującą na twarzach. Brzydkie i odrażające kamienne stwory miały w sobie więcej ludzkich uczuć niż setka harpii.
Abadon w dalszym ciągu podpierał stary komin, ale łagodne falowanie jego skrzydeł podpowiadało, że coś się w nim zmieniło, jakaś moc pulsowała w końcówkach piór, sprawiając, że powietrze na dachu jakby zgęstniało.
– Co on robi? – zapytał szeptem Malos, mając nadzieję, że nie wyjdzie przed Natem na głupca.
– Szuka energii życiowej – odpowiedź, której udzielił anioł, sprawiła, że chłopak aż otworzył usta ze zdziwienia.
– Potrafi to zrobić?
– Jest dawcą śmierci. – Nat wzruszył ramionami. – Wyczuje każdą istotę zarówno tę żywą, jak i martwą. W tej chwili sprawdza ile osób jest w kamienicy.
– Potrafi odróżnić człowieka od harpii?
– Nie wiem, nigdy go o to nie pytałem, wiem jednak, że wyczuwa, kiedy żywi zapadają w sen, a ich dusze udają się na wędrówkę po graniach podświadomości.
– O kurcze. – Podziw odmalował się na twarzy Malosa. Raz jeszcze zerknął w kierunku mrocznego anioła, zastanawiając się jak wielką mocą dysponował ten wojownik. W tej samej chwili siewca śmierci poruszył się, skłaniając lekko głową. W następnej sekundzie harpie zeskoczyły z dachu, a malutkie skrzydełka gładko wyskoczyły z ich pleców. Kobiety bezszelestnie wylądowały na chodniku.
– Idziemy – rzucił Nat. – Zaczęło się.

6 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle świetny. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój sytuacji. Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bedzie czesc o Abadonie juz mnie zaintrygował i bardzo chcialabym poznac jego historie :) ten rozdział przerwalas w takim momencie cały byl przygotowaniem do walki zycze udanego weekendu Emi blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale zrobiłam to celowo. Co do Abadona, to nie wiem, nie wiem...
      Nic nie obiecuję, ale...

      Usuń
  3. Spodobał mi się Abadon, czy będzie o nim nowa część? Pięknie dziękuję za kolejny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekamy, zobaczymy. A tak naprawdę, to bardzo chętnie napisałabym opowiadanie o Abadonie, ale wszystko zależy od tego, czy znajdę na to czas. A z tym u mnie krucho.

      Usuń