poniedziałek, 22 lutego 2016

Malos - Rozdział 18_epizod 2




Rozmyślania Santi przerwało głośne pukanie. Ktoś, kto stał na korytarzu był na tyle natarczywy, że raz po raz walił pięściami w drzwi. Słyszała jak zamki skrzypią ostrzegawczo. Spojrzała na mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej, szukając u niego wsparcia. Zarówno Malos, jak i Nathaniel mieli klucze do mieszkanie, a gdyby stało się coś złego, zawołaliby ją. Było jeszcze mniej prawdopodobne, że któryś z aniołów Michaela czekał na korytarzu. Gdyby pierwszy kogoś przysłał, wylądowałby na tarasie.
Wilk odstawił kubek z kawą na blat i posyłając Santi ostrzegawcze spojrzenie, powiedział:
– Tylko spokojnie, nie panikuj. Wszystko mam pod kontrolą. Pójdę sprawdzić, kogo licho przywiało, a ty siedź tutaj grzecznie.
Nie odpowiedziała, nie miała siły. Sporo czasu minęło odkąd Malos poszedł z Nathanielem po Willa. Mężczyźni w żaden sposób nie skontaktowali się z nią. Nie miała pojęcia, czy uwolnili dziecko, czy nie. Z bijącym sercem patrzyła jak Zoran znika w korytarzu. Usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi a zaraz potem przyciszone głosy. Nie rozróżniała słów, wiedziała tylko, że wilk rozmawiał z kobietą. Ostrożnie, by nie narobić hałasu zsunęła się z krzesła i wyszła na korytarz. To co zobaczyła, sprawiło, że krew zamarła w jej żyłach.
W progu stały dwie kobiety. Obie były wysokie i wprost nieludzko piękne. W idealnych twarzach błyszczały złoto–czerwone oczy, rude włosy spływały im na ramiona. Jedna z nich była w kwiecie wieku, druga ledwo przestała być nastolatką. Ubrane w skórzane spodnie i ciężkie kurtki, wyglądały bardziej na członkinie ganku motocyklowego, niż na bezlitosne harpie. Rozmawiały w wilkiem jak ze swoim starym znajomym i kiedy myśl o tym, co to dla niej oznacza dotarła do umysłu Santi, zrobiło się jej niedobrze. A potem ją zobaczyły i wszelkie pozory grzeczności zniknęły w jednej chwili.
Zoran odwrócił głowę i jęknął przeciągle.
– Mówiłem ci, byś siedziała grzecznie – mruknął karcąco. – Teraz zapłacisz krwią za swój błąd. – Po tych słowach mężczyzna odsunął się na bok, robiąc kobietom przejście.
Santi zamurowało, jej nogi wprost przykleiły się do podłogi. Nie byłaby w stanie uciec, nawet gdyby miała skrzydła, a otwarte okno stało na wprost niej.
Kobiety kołysząc biodrami weszły do mieszkania. Skórzane spodnie opinały ich idealne ciała. Uśmiechały się jej do niej, bez skrępowania ukazując ostre zęby.
– Jaka ona śliczniutka – mruknęła młodsza. Druga dodała nieco dobitniej:
– Napijemy się dziś krwi anioła, jakże się cieszę.
Ostatnie słowa skutecznie otrzeźwiły Santi. W jednej chwili stała całkowicie przerażona, by w następnej rzucić się do ucieczki. Wpadła do kuchni, łapiąc w pośpiechu leżący na blacie nóż. Jak na ironię był to ten sam nóż, którym wilk kroił cebulkę do jajecznicy. Przeklęła pod nosem. Niech się tylko do niej zbliży. Już ona pokaże temu wściekłemu psu, na co ją stać. Przerobi go na kotlety.
Harpie śmiejąc się głośno poszły za nią. Nawet się nie spieszyły, podchodziły ją jak zwierzynę na polowaniu. Za nic miały jej nędzne próby obrony. Zoran zaś stanął za ich plecami i z zagadkowym uśmiechem przyglądał się sytuacji.
– Daj spokój Santi – mruknął. – Odłóż to żelastwo, bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę.
– Żebyś się nie zdziwił! – syknęła w odpowiedzi, mocniej zaciskając rękę na drewnianej rękojeści. Ostrze było długie na dwadzieścia pięć centymetrów. Przy odrobinie szczęścia dobrze poharata harpie nim te zatopią w niej swoje zębiska wiele by jednak dała, by móc ugodzić wilka. – Podejdź bliżej, kundlu, a pokażę ci, co potrafię!
Brwi mężczyzny podjechały do góry, a na jego ustach pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Widać nie spodziewał się tak ciętego języka po kruchej anielicy.
Starsza z harpii zaśmiała się głośno.
– Patrz Zoran, nawet ona poznała się na tobie – zarechotała. – Jak to mówią nawet szlachetny wilk po deszczu śmierdzi starym psem.
W odpowiedzi Zoran zawarczał gniewnie, ale harpie zlekceważyły go. Metodycznie krok po kroku podchodziły do dziewczynę. Wymachiwanie nożem traktowały jak wstęp do dobrej zabawy.
– Do dziś dnia zastanawiałam się, co takiego ten twój anielski kochaś mógł w tobie widzieć? – W głosie starszej kobiety pojawiła się kpina. – Jesteś taka nijaka i niepozorna. Ani ładna ani brzydka, chuda, bez biustu z byłe jakimi włosami. Nie mogłam pojąć, co go do ciebie ciągło, ale teraz jestem prawie pewna, że brak urody nadrabiasz ostrym charakterkiem. To dobrze – ciągnęła kobieta, oblizując czerwone wargi. – Im więcej w tobie drzemie ognia, tym smaczniejsza jest twoja krew. A ja lubię dobrze doprawiony posiłek.
Santi wrzasnęła wściekle i zamachnęła się na kobietę. Ta bez żadnego wysiłku cofnęła się przed jej ciosem.
– Nie mówiłeś, że jest takim pysznym kąskiem – rzuciła do wilka młoda harpia.
– A skąd to niby miałem wiedzieć, dwa dni temu nie miałem pojęcia o jej istnieniu.
Santi koncentrowała całą swoją uwagę na harpiach, ale ostatnie słowa Zorana sprawiły, że zrobiło się jej niedobrze. Wpuściła do domu obcego faceta, spędziła w jego towarzystwie długie godziny, nawet pozwoliła mu się nakarmić. Wszystko dlatego, że uwierzyła iż był on przyjacielem Nathaniela. Była głupia i teraz przyjdzie jej za to zapłacić.
– Oszukałeś mnie! – wrzasnęła do wilka.
Ten tylko wzruszył ramionami.
– Nie moja wina, że jesteś tak naiwna i łatwowierna. – Mina mężczyzny była całkowicie bez wyrazu. Ciepło i uśmiech, który wcześniej widziała w jego spojrzeniu, zniknął bezpowrotnie, ustępując miejsca chłodnej kalkulacji.
– Zaufałam ci – ciągnęła z wyrzutem.
Mężczyzna ponownie wzruszył ramionami.
– To był błąd i obawiam się, że twój ostatni.
– Kiedy Nathaniel się dowie, zabije cię – wrzasnęła w ostatnim akcie desperacji. 
– Wątpię, nim twoi mężczyźni wrócą nie zostanie z ciebie nawet kosteczka. – Usta starszej harpii wygięły się w okrutnym uśmiechu. Chwilę później obie kobiety rzuciły się na nią. Ostre szpony z łatwością wybiły nóż z dłoni dziewczyny. Santi runęła na podłogę przyszpilona wagą kobiet i ich siłą. Ostre zębiska natychmiast wgryzły się w jej szyję i ramiona, sprawiając jej ogromny ból. Kobiety pożywiały się na niej, rozrywając jej ciało na strzępy. Chciała krzyknąć, ale krew zalała jej usta, sprawiając, że tylko bełkot i krwawa piana potoczyła się po jej brodzie. Dotarło do niej, że zaraz umrze i nikt się o tym nie dowie. Smutny koniec biednej nauczycielki, której zamarzył się wielki świat.

2 komentarze:

  1. Nie wiem jakim cudem Santi wpuściła tego wilka do mieszkania. Teraz ma jeszcze większy problem. Mam tylko nadzieję, że Aniołki wrócą nim ona odda ostatni dech. Pięknie dziękuję za świetny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg, nasza naiwna anielica spała, kiedy on wszedł do mieszkania. Zwiodły ją jego maniery i gładkie słówka, a teraz bidulka zginie.

      Usuń