poniedziałek, 8 lutego 2016

Twierdza Wspomnień - Rozdział 23_epizod 2



Niespiesznie wjechali do wsi, celowo nie popędzając koni, pozwalając im wlec się noga za nogą, dając czas miejscowym na przyjrzenie się obcym. Jorana od razu rozpoznano. Wieśniacy spoglądali na niego nieufnie, kręcąc głowami, a nawet całkiem otwarcie wygrażając mu. Ich jawna wrogość sprawiła, że przez jedną krótką chwilę Lamis pożałował, iż zabrał zbira ze sobą, zaraz jednak przypomniał sobie, że łotr skutecznie mógł zasłonić go przed mieczami zbrojnych i poczuł się lepiej.
Osada sprawiała wrażenie całkowicie nowej. Chaty o solidnej konstrukcji, ze świeżą strzechą na dachu, wprost zapraszały w gościnę. Jak okiem sięgnąć widział nowe zagrody dla zwierząt i ptactwa. Skromne ogródki i domostwa, zaś pośrodku wsi, na rozległym, wyłożonym gładkimi kamieniami placu, stała duża studnia i drewniany podest. Całkiem niedawno musiały odbywać się tu tańce, gdyż podest ciągle jeszcze zdobiły resztki wstążek i kwiatów. W powietrzu zaś unosił się słodki aromat zmieszany z nutą świeżo ściętego drewna. Lamis przejechał przez plac, zatrzymując konia przy gospodzie. Ta, choć jeszcze niedokończona, już przyjmowała gości, o czym świadczyły odgłosy dobywające się ze środka.
„Jeśli jedzenie będzie równie smaczne, jak otoczenie czyste, będę bardzo ukontentowany” – przeszło mu przez myśl.
Zeskoczył z konia raz jeszcze zerkając za siebie. Jakże go cieszył ład panujący wokół, brak świńskich i ludzkich odchodów, pośród których chodziło się w innych wsiach, brak żebraków i biedoty pałętającej się pod nogami. Ze zdumieniem zauważył, że mieszkańcy powychodzili ze swoich domów i teraz całkiem otwarcie przyglądali się przybyszom. Zastanawiał się, czy powinien ich pozdrowić, by zjednać sobie ich zaufanie, jednak porzucił tę myśl, równie szybko jak się pojawiła. Był od nich lepiej urodzony i za nic w świecie nie zamierzał zniżać się do pospólstwa.
– Wchodzimy do środka – rzucił do Jorana. – Trzymaj język za zębami, ja będę mówił.
Zbir warknął pod nosem, posłusznie jednak ruszył za kurellem.
Karczma wewnątrz wyglądała jeszcze lepiej niż zewnątrz. Świeże drewno kusiło swym zapachem, ściany nieprzesiąknięte dymem i resztkami jedzenia wprost zapraszały, by się o nie oprzeć. Jak okiem sięgnąć widział jasne podłogi, porządne stoły i solidne ławy. Wiele rzeczy ciągle jeszcze wymagało dokończenia, toteż w izbie nie brakowało rzemieślników, ale było też kilkoro podróżnych, siedzących przy swoich stołach, zajętych posiłkiem i rozmową.
– Czym możemy służyć? – postawny mężczyzna wyjrzał z kuchni i ciężkim krokiem podszedł do kurella. Był tak wysoki, że Lamis musiał zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy. Nie wyglądał na oberżystę ani tym bardziej na kucharza, miał jednak mąkę na fartuchu, a to skutecznie powstrzymało kurella się od pytania z kim ma do czynienia. Planował wywieść tych ludzi w pole, nie powinien więc ich drażnić.
– Szukam noclegu i strawy dla siebie i swego towarzysza. – Starał się brzmieć naturalnie i miał nadzieję, że się mu to udało.
Miejscowy zmierzył go uważnym spojrzeniem, po czym skoncentrował się na Joranie. Szczęka karczmarza natychmiast zacisnęła się groźnie, gdy  tylko pojął, że już miał do czynienia z najemnikiem.
– Dla takich jak on nie ma tutaj miejsca – warknął gniewnie, odsłaniając ostre końcówki zębów. – Sprzedają swoje usługi wszystkim dookoła, nawet zdrajcom korony.
Serce kurella zabiło gwałtownie. W myślach zmiął przekleństwo, odruchowo też cofnął się o krok. Gospodarz był smokiem, a jego gniewna aura była w tej chwili całkowicie skierowana na Jorana. Szczęściem najemnik okazał się być mądrzejszy niż to pierwotnie zakładał Lamis. W najmniejszy nawet sposób nie zareagował na furię gospodarza.
– Nie szukamy kłopotów – zreflektował się szybko złotnik. A potem starając się mówić spokojnie, tłumaczył: – Jadę do Kalzedonii, a to mój druh i obrońca.
Smok zmarszczył brwi.
– To najemnik, po co ci on? Zostawi cię jak tylko zwietrzy lepszy interes. – Mężczyzna splunął na podłogę, jawnie podkreślając co myśli o Joranie. Ten zaś, co było nawet zaskakujące,  zupełnie nie oburzył się na taką uwagę.
– Prawda – stwierdził w końcu hardo. – Taki mam fach i nikomu nic do tego.
– Płacę mu wystarczająco dobrze, by strzegł mnie, kiedy będę przeprawiał się przez północ. – Dorzucił szybko Lamis.
Karczmarz nie wyglądał na przekonanego, ostatecznie jednak mrucząc wściekle pod nosem, rzucił:
– Usiądźcie w kącie, podam wam coś dojedzenia. – Odszedł do kuchni, przeklinając głośno na głupich podróżnych.
– Poszło łatwo – stwierdził Joran, kiedy już zostali sami.
Lamis tylko wzruszył ramionami, od początku wiedział, że sobie poradzą.
Zajęli miejsca w kącie, zdała od rzemieślników i wścibskich spojrzeń innych podróżnych. Karczmarz pojawił się dziesięć minut później, stawiając przed nimi dzban piwa i talerz z poczęstunkiem.
– Przyszykuję wam izbę na górze – mruknął niechętnie. – Nie oczekujcie jednak bogactwa, nie ruszyliśmy jeszcze pełną parą.
– Mimo wszystko dziękuję. – Lamis machnął ręką. – Całkiem ładnie tu u was. Kiedy ostatni raz tędy przejeżdżałem miałem do wyboru tylko tę rozpadającą się gospodę za lasem.
Smok uśmiechnął się szeroko, mile połechtany przez gościa.
– W Ramork nie uświadczysz dobrego jadła, co najwyżej złapiesz syfa od tamtejszych dziwek – stwierdził ostro.
Lamis wzdrygnął się.
– Nie znoszę tego typu miejsc – skłamał  gładko, bez trudu wyczuwając, słabe punkty smoka. Joran siedzący obok na ławie, sączył piwo, nie wtrącając się do dyskusji. – Jestem pełen podziwu, że udało się wam stworzyć coś takiego w tej części Kirragonii.
Karczmarz zmieszał się odrobinę. Widać nie spodziewał się takich słów, poprawił fartuch i chrząknął.
– Gospoda nie jest moja, tylko lorda Cedrica. To jego ziemia i jego wieś. Pomógł nam zbudować domy i dał dach nad głową.
– Widzę, że masz na myśli pana tych ziem. – Lamis upił łyk piwa. – Słyszałem o nim wiele dobrego – ciągnął leniwie.
Smok prychnął w odpowiedzi.
– Niechby tylko ktoś spróbował powiedzieć coś innego – warknął gniewnie, zaraz potem odszedł do swoich spraw.
Lamis upił kolejny łyk i odstawił kubek na stół. Siedzący do tej pory cicho Joran, wtrącił kpiąco.
– Sprawnie umiesz kłamać mości panie – zauważył.
Kurell spojrzał na niego z ukosa.
– Z tego żyję. – Chytry uśmiech pojawił się na jego twarzy.
***
Spojrzał raz jeszcze na papier leżący na burku i mimowolnie się skrzywił. Słowa wypisane idealnym charakterem pisma ciągle dźwięczały mu w głowie.
„Lordzie Cedricu, Jego Wysokość prosi o zdanie raportu w sprawie królewskiego więźnia”. W dalszej części listu królewski szambelan wzywał go na posiedzenie Rady, na której to lordowie mieli osądzić pojmanego wcześniej zdrajcę. Oczekiwano, że w ciągu kilku dni stawi się na zamku.
– Cholera – mruknął. Bezwiednie wyłamał palce. To, że król zwoływał Radę, nie było niczym nowym, jednakże czas, w jakim miała się ona odbyć, wybitnie nie odpowiadał Cedricowi. By zdążyć na obrady musiałby wylecieć już jutro. – Nich to szlag – zaklął ponownie. Nie miał ochoty składać wizyty na dworze. Zwłaszcza teraz, kiedy tak wiele się działo, kiedy tak wiele zależało od jego sprytu i pomysłowości. Nie wspominając już o tym, że obawiał się zostawić Gerenisse z Bursą sam na sam. Był pewien, że starucha spróbuje pozbyć się dziewczyny i uczyni to zapewne zaraz po tym jak zamkną się za nim wrota zamku. Dużo bardziej jednak obawiał się, że król zażąda od niego sprawozdania.
Po raz kolejny rzucił okiem na wiadomość z Farrander, doszukując się w niej ukrytej treści. Nic takiego nie dostrzegł, wątpił jednak, by szambelan nie skorzystał z okazji i nie próbował naciskać na niego, domagając się bardziej zdecydowanych działań.
Co miał mu powiedzieć, że zamiast trzymać Gerenisse pod kluczem i przesłuchiwać zaciągnął ją do łoża, że usiłując wydobyć z niej miejsce pobytu Lamisa, zakochał się jak uczniak? Co z tego, że zgodziła się współpracować i doprowadzić go do swojej rodziny, jeśli obiecał jej wolność.
Nie ma co zapowiadał się bardzo ciekawy dzień. Wzdychając ciężko wstał z fotela i ruszył w głąb domu by poszukać kobietę, która tak bardzo namieszała w jego życiu. Wczesnym rankiem dziewczyna poszła odwiedzić jego ojca i nie widział jej od tamtej pory. Możliwe, że nadal dotrzymywała towarzystwa staremu hrabiemu. Szczęściem Tanis polubił wybrankę syna i nie miał nic przeciwko jej obecności.
Nim wszedł do komnaty rodzica, zapukał lekko, a potem nie czekając na zaproszenie, wszedł. Tak jak podejrzewał, Gerenisse towarzyszyła starcowi. Siedzieli przy kominku zajęci sobą, nie zwracając na niego uwagi. Twarz kobiety była poważna, a po policzku starca spływały łzy. Cedricowi natychmiast zaschło w gardle.
– Co się stało? – ryknął, nim zdołał się powstrzymać. Przemierzył izbę w kilku krokach, zatrzymując się przed rozmawiającymi. – Ojcze? – powtórzył jeszcze głośniej.
Kurellka uniosła głowę. Jej spojrzenie było nieodgadnione.
– Co się dzieje? – zapytał ponownie, klękając na jedno kolano. Położył rękę na splecionych już dłoniach starca i dziewczyny.
– Twój ojciec znalazł pamiętnik – szepnęła cicho, a w jej głosie kryło się sporo lęku, że starzec odkrył tajemnice żony.
Cedric zerknął niepewnie na ojca.
– Ojcze, dobrze się czujesz? – Słowa te dziwnie zabrzmiały w jego ustach. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Czuł ulgę, że pamiętnik się odnalazł, ale myśl, że rodzic mógł przeczytać zapiski zmarłej żony, bardzo go raniła.
– O Cedric, dobrze cię widzieć. – Tanis poruszył się na krześle, dopiero teraz dostrzegając obecność syna. – Wiedziałeś, że twoja ukochana nosi imię twojej matki?
Cedric zamrugał zaskoczony, ale Gen tylko skinęła głową.
– Tak, ojcze wiedziałem. Król Ariel mi powiedział – potwierdził łagodnie.
– A to ci niespodzianka – ciągnął lord. – Zupełnie jak moja Gerenisse – mamrotał pod nosem. Cedric spojrzał raz jeszcze na dziewczynę, ale z jej twarzy nie był w stanie nic wyczytać. Powiedziała, że ojciec znalazł pamiętnik, nigdzie go jednak nie widział.
– Tato, Gen mówi, że znalazłeś pamiętnik mamy. Masz go może tutaj?
Starzec westchnął ciężko, a potem spojrzał na syna i jego ukochaną.
– Tak się cieszę, że was mam – szepnął, dotykając ich policzków. – Po tylu latach, wreszcie mamy szansę poznać prawdę. Nie sądziłem, że dożyję tego dnia, ale teraz już wiem, że warto było czekać.
– Nie rozumiem... – Cedric spojrzał niepewnie na kurellkę.
– Powiedziałam twojemu ojcu, że czuję obecność jego żony w tych murach. Że jej miłość otacza was dwoje, a jej wspomnienia nachodzą mnie i proszą o pomoc w ujawnieniu prawdy. Cedric zerknął na ojca. Trochę się obawiał, że dziewka źle zrobiła, wyjawiając istotne fakty na wpół otępiałemu starcowi, jednak ojciec sprawiał wrażenie zadowolonego.
– Chciałem zniszczyć dziennik – szepnął Tanis. – Gerenisse uświadomiła mi jednak, że straciłbym ostatnią cenną rzecz, jaka  mi została po żonie.

6 komentarzy:

  1. Cieszę się, że Gen zapobiegła zniszczeniu pamiętnika. Moim zdaniem Cedric powinien zabrać ją ze sobą na dwór. Wtedy Lamis nie będzie miał okazji jej zabrać. Bo założę się, że Bursa na pewno by mu w tym pomogła. Bardzo dziękuję za świetny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bursa+Lamis to mieszanka wybuchowa i lepiej dla Generisse jak będzie trzymała się od nich z daleka. Tylko, czy król pozwoli jej wrócić do Gelar?

      Usuń
  2. Zgadzam się z Meg. Tak co do pamiętnika, jak i co do zabrania Gen na dwór królewski. Nie ukrywam, że nie tylko o Bursę mi chodzi, która jak nic skorzystałaby z okazji i w jakiś sposób pozbyła dziewczyny, ale i o Lamisa i jego minę, kiedy dowiedziałby się, że siostra na dwór wybyła :D

    Dziękuję Emiś za super fragment!
    koralgol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślę, że starucha spróbuje ugrać swoje trzy grosze na zaistniałej sytuacji. Kto wie, czy nie sprzeda dziewczyny Lamisowi?

      Usuń
  3. Wiedzialem, ze to Tanis znalazl pamietnik :D i tez pomyslalem zeby ja zabral ze soba na dwor do krola ...i mam przeczucie, ze dni Bursy sa policzone gdy tylko Tanis i Cedric pamietnik przeczytaja Dziekuje Emis i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bursa jeszcze swoje pokaże, a na miejscu Cedrica bardziej obawiałabym się o życie ojca niż branki.

      Usuń