Wchodząc do sali poselskiej miał w głowie konkretny plan.
Jego pomysł zakładał wykorzystanie sytuacji, w której się znaleźli, zamieszanie
panujące na dworze i znajomości Heleny. Plan nie obejmował tylko jednego,
powiadomienia króla o tym, co się wkrótce wydarzy. Długo o wszystkim myślał i
po wielogodzinnych analizach doszedł do wniosku, że jeśli mają schwytać
wszystkich sprawców władca nie może być świadom tego, co się wokół niego
dzieje.
Spodziewał się wezwania od monarchy, ale jeszcze nim
wszedł do sali, wiedział, że coś się stało. Strażnicy, którzy wpuścili go do
środka, zerkali na niego nerwowo, nie powiedzieli jednak ani słowa. Wyczuwał
gniew unoszący się w powietrzu, gęsty aromat przesycony furią. Od szambelana wiedział,
że na jutro zaplanowano osądzenie pojmanego zdrajcę. Wątpił jednak, by to
sprawa zbira tak bardzo wzburzyła, przybywających się na posiedzenie
sędziowskie członków Rady.
Pierwsze co zauważył po wejściu to pustki panujące w
izbie. Było to o tyle niezwykłe, że zazwyczaj panował tu spory harmider, gdyż
pomniejsi hrabiowie i mieszczanie nader chętnie uczestniczyli w życiu
pałacowym, wsłuchując się w rozmowy króla i podejmowane przez niego decyzje.
Siła plotki krążącej po Farrander potrafiła być przerażająca. Tym razem
monumentalna sala była prawie pusta. Nie licząc monarchy i kilku zgromadzonych
przed nim lordów, nie dostrzegał żadnej postronnej osoby. Władca siedział na
swym tronie. Po jego lewej i prawej stronie ustawiono krzesła na członków Rady
Królewskiej, jednak żaden z foteli nie był zajęty. Lordowie miast zając swe
miejsca tłoczyli się przed Jego Wysokością, głośno dyskutując, rozprawiając o
czymś, co leżało na podłodze.
Melir jeszcze nie wiedział, co się działo, wyczuwał jednak
zapach zakrzepłej krwi i wcale mu się to nie podobało. Zważywszy jednak na
emocje wibrujące w powietrzu, podejrzewał, że za chwilę zobaczy trupa. W tłumie
smoczych wybrańców bez trudu dostrzegł barona ker Warez. Ciemnowłosy lord
wyróżniał się z tłumu, zarówno swym wzrostem, jak i potężną budową ciała.
Quinkel nie uczestniczył w dyskusji, tylko mrocznym spojrzeniem zerkał po
lordach. Na widok Melira wyraźnie odetchnął.
– Co się dzieje? – zapytał hrabia, podchodząc do
przyjaciela, usiłując przekrzyczeć rozdrażnionych mężczyzn.
Baron wskazał na zawiniątko na podłodze.
– Spójrz, jaki prezent dostaliśmy z północy.
– Jeśli z północy, to zapewne nic dobrego – stwierdził
lord, zerkając pomiędzy zgromadzonymi na pokrwawione szmaty. – Kurwa mać! –
wyrwało mu się, nim zdołał ugryźć się w język. Na podłodze leżała głowa lorda
Krew. Odcięta od reszty ciała, zlana krwią właściciela. Truchło z wydzióbanymi
oczyma straszyło śmiercią czającą się w pustych oczodołach. Hrabia Krew był
jednym z nowo wybranych członków Rady Królewskiej. – Rozumiem, że zamek w Awer
wrócił do zdrajców korony? – zapytał. Zabity lord otrzymał od Ariela we
władanie zamek i wszelkie ziemie należące kiedyś do hrabiego Tollesto. To, że
teraz spoglądali na jego szczątki, znaczyło, że buntownicy z północy
przystąpili do kontrataku.
– Wróciliśmy do punktu wyjścia – odrzekł baron swym
tubalnym głosem.
Mielir zerknął na Ariela. Król z zasępioną miną siedział
na tronie. Jego palce nerwowo poruszały się po poręczy, zapowiadając mający
nadejść wybuch. Kilka chwil później, władca ryknął:
– Dość! Zachowujecie się jak stado jazgoczących kobiet, a
nie dobrze urodzona szlachta i smoczy wybrańcy! Stanowicie Radę, więc radźcie…
– Ależ mój panie – jeden z lordów zwrócił się do króla.
Był to postawny mężczyzna w sile wieku, jego włosy były szare i niczym nie
wyróżniały go z tłumu innych mężczyzn. Melir musiał spojrzeć na herb smoka, by
poznać, z kim ma do czynienia. Hrabia an Wurrel - ojciec Tormela. – Mamy prawo
być zaniepokojeni. Dałeś nam we władanie zamki należące do zdrajców. Popatrz
panie, jaki los spotkał jednego z nas.
– Awer było własnością Tollesto, należało się spodziewać,
że jego zwolennicy spróbują odbić twierdzę.
– A jeśli spróbują zrobić do samo z naszymi zamkami? –
Hrabia załamał ręce.
– Radzę się przygotować! – warknął król. Władca był
wyraźnie zdenerwowany i już nawet nie próbował kryć swej irytacji.
– Panie... – hrabia Gus, również jeden z nowo obdarowanych
lordów zabrał głos. – Każesz nam czekać w pogotowiu, ale czy twoi gwardziści
nie powinni nam pomóc?
Ariel przekrzywił głowę. Po raz pierwszy od kiedy
przyniesiono szczątki, na twarzy monarchy pokazał się uśmiech. Choć był to
iście kpiący grymas. Król powoli przesunął spojrzeniem po zgromadzonej
szlachcie.
– Baronie Quinkel, powiedz mi, co zastanie nieprzyjaciel,
jeśli spróbuje zbliżyć się do twego domu?
Władca Querm szybko pojął, o co chodzi monarsze. Z
właściwym sobie spokojem rzekł:
– Trzystu wojowników wewnątrz warowni gotowych w każdej
chwili odeprzeć atak i drugie tyle w wioskach poza murami, wyćwiczonych i
przeszkolonych na wypadek wojny.
– Ilu spośród nich to smoczy wybrańcy? – ciągnął król.
– Prawie setka, mój panie.
Monarcha skinął głową i ponownie spojrzał na lorda Gusa.
– A teraz powiedz mi lordzie, jak przez ostatnie kilka lat
przygotowałeś swój dom do obrony przed nieprzyjacielem. Ilu zbrojnych
posiadasz, ilu giermków i rusznikarzy. Ilu kowali umiejących wykuwać oręż
mieszka w Tarin?
Lord przełknął ślinę, wyraźnie zmieszany.
– Nie mam tak dobrej drużyny mogącej obronić zamek jak
baron Warez. Dziś trudno o zaufanych ludzi. Większość chętnych do służby to
najczęściej najemnicy, a im nie można ufać. Nie wspominając już o tym, że nie
wpuszczę do swej siedziby obiboków wychowanych na północy, jeszcze gotowi
poderżnąć mi gardło i otworzyć bramy na oścież.
Władca pokręcił z niesmakiem głową.
– Baronie ker Warez, ilu mieszkańców północy mieszka w
Querm?
– Sporo, mój panie. Wielu z nich to smoki, które uciekły
spod jarzma Tollesto.
– Hrabino en Pales, a jak to u ciebie wygląda? – Władca
zwrócił się do jedynej w tym towarzystwie kobiety. Ta zaś wystąpiła przed
szereg i z właściwą sobie pewnością, powiedziała:
– W ostatnich tygodniach przyjęłam pod swój dach dwanaście
rodzin z północy. Są wśród nich zarówno smoki, jak i zwykli ludzie. – Smukła
niewiasta o włosach czarnych jak węgiel uśmiechnęła się kpiąco do oburzonych
baronów. – Moi synowie nieprzerwanie trenują oddziały wojowników na wypadek
ewentualnej napaści.
– Przecież wojna się skończyła – wrzasnął któryś z lordów,
ale jego uwaga spotkała się z brakiem zrozumienia ze strony starszych członków
Rady.
– Jeśli takie jest twoje zdanie, to widać, że źle
obsadziłem pana na zamku w Marrel – słowa króla sprawiły, że w izbie zapanowała
cisza. Zganieni mężczyźni pospuszczali głowy, popatrując po sobie niepewnie, i
tylko lordowie z południa ze spokojem czekali na decyzje króla. Władca położył
płasko dłonie na poręczach tronu. W jego zielonych oczach ciągle jeszcze
połyskiwały złote ogniki, podkreślając wzburzenie smoka. – Przyjmując koronę
złożyłem przysięgę wam i ludowi Kirragonii, że zaprowadzę porządek na smoczej
ziemi. Nie przypominam sobie jednak, bym mówił, że nasz trud skończył się w
Dolinie Ciszy, w chwili śmierci Tollesto? Mówiłem, że czekają nas lata ciężkiej
pracy i wyrzeczeń, by odbudować kraj. Oczekiwałem od was pomocy, a wy
zgodziliście się mi ją udzielić. Wiedzieliście, że północ jest zniszczona,
ludzie biedni i nieufni. Mimo to,, kiedy postanowiłem obsadzić zdobyte
warownie, aż nazbyt chętnie wysuwaliście swoje kandydatury. Teraz zastanawiam
się, po co to zrobiliście? By zyskać tytuł lorda? Bogactwo? Zamek i ziemie? A
może miejsce w Radzie Królewskiej?
Po raz kolejny nikt nie odpowiedział, a twarze smoków
pokryły się purpurą zmieszania.
– Rozkazuję wam wziąć się w garść i przestać mazać! – Król
uderzył pięścią w poręcz. – Czas skończyć z hulankami i zabawą, a zabrać się do
pracy. Zacznijcie szkolić wojowników, ściągnijcie kowali i rusznikarzy.
Rozbudujcie spichlerze i zadbajcie o mieszkańców okolicznych wsi. Bez nich, bez
ich ciężkiej pracy wasze warownie upadną. Ale nade wszystko radzę wam
zatroszczyć się o kobiety i rodziny z dziećmi.
– Ależ, panie – lord Gus odważył się przemówić. Jego twarz
ciągle pokrywała się rumieńcem zażenowania, mimo to odwagi mu nie zabrakło, by
ponownie odezwać się do monarchy. – Rozumiem oddziały wojowników, spichlerze...
ale kobiety?
Monarcha potrząsnął zniecierpliwiony głową.
– Powiedz mi drogi hrabio, skąd weźmiesz przyszłych
obrońców twoich ziem, jeśli teraz nie zatroszczysz się o młode pokolenia? Kto
urodzi smoczych wybrańców, jeśli nie niewiasty?
Lord zmieszał się jeszcze bardziej i tylko mruknął.
– Masz rację mój panie. Nie pomyślałem o tym.
– Królu, śmierć lorda Krew uderza w nas wszystkich. To
ostrzeżenie i jednocześnie sprawdzian naszej gotowości. Powiedz nam panie, co
planujesz uczynić w jego sprawie? – Melir miał już dość nużącej rozmowy. Zdawał
sobie sprawę, że monarcha miał prawo wstrząsnąć głupimi lordami, siedzącymi w
warowniach i pijącymi trunki bez umiaru, bardziej jednak interesowała go sprawa
przejęcia zamku Awer.
– To, co będzie konieczne, by wyjaśnić sprawę śmierci
hrabiego i jego rodziny. – Ton króla nie pozostawiał wątpliwości, że zabójstwo
ustanowionego prze niego lorda zostanie surowo ukarane.
– Ale wyślesz tam panie swoich ludzi? – dociekał hrabia
Wurrel.
Władca nie odpowiedział. Zamiast tego podniósł się z
tronu, oznajmiając tym samym, że spotkanie uznaje za zakończone. Lordowie
zgodnie zgięli się w ukłonach, a monarcha skierował się do wyjścia. Nim jednak
drzwi zamknęły się za nim, zawołał:
– Baronie kel Warez, hrabio Karez... Chcę pomówić z wami
na osobności.
Melir wyprostował się gwałtownie. Pospieszne wymienił
spojrzenie z przyjacielem, ignorując kpiące uśmieszki pozostałych lordów. Doskonale
wiedział, o czym władca chciał z nim mówić, to, że reszta członków Rady
Królewskiej myślała, iż monarcha zamierza na osobności zrugać swego poddanego,
mało go obchodziło. Kiedyś pewnie, powiedziałby do słuchu bandzie napuszonej
arystokracji, dziś zadowolił się gniewnym spojrzeniem.
Quinkel cicho gwizdnął pod nosem i ruszył za Arielem.
Melir poszedł w jego ślady.
– Mam zgadywać temat czekającej nas rozmowy? – zapytał
baron, kiedy już znaleźli się na korytarzu daleko poza wyczulonymi uszami
smoków.
Melir wzruszył ramionami.
– Jeśli musisz? Obawiam się jednak, że nie trafisz.
– A to ciekawe – tubalny głos baron niósł się echem po
pustych korytarzach. – Sądziłem, że król chce mnie zrugać za zaniedbywanie
obowiązków w Lahmar, ale widać źle odczytałem jego intencje.
– Czemu miałby mieć do ciebie pretensje? Wszak oczekiwałeś
narodzin potomka, to ważna chwila, nawet monarcha to rozumie.
Baron skinął tylko głową, a Melir pojął, że jak zwykle
palnął gafę.
– Wybacz przyjacielu. Nie pogratulowałem ci narodzin syna.
Podobno to zdrowy i dobrze zapowiadający się smok?
Quinkel zaśmiał się głośno.
– Daj spokój, przecież wiem, że nie jesteś mistrzem
etykiety. Zresztą, ja również. Ale za gratulacje dziękuję.
– Jak się miewa Kharina?
– Bardzo dobrze. Poród zniosła nadspodziewanie lekko, to
ja byłem kłębkiem nerwów. Myślałem, że osiwieję, nim to wszystko się skończy.
Teraz to Melir się zaśmiał.
– Tak, potrafię to sobie wyobrazić. – Quinkel był potężnym
mężczyzną o wielkich jak bochny dłoniach i gracji szarżującego byka. Żona,
która mu się trafiła była jeszcze bardziej krewka niż on sam i ognista jak
stado smoczyc.
– Zatem czego chce od nas władca? – zapytał baron. –
Stawiam na kurellów. Ciągle nie rozwiązałem tej sprawy, a z Gelar nie napłynęły
jeszcze żadne wieści. Nie wiem, czy Cedric poradził sobie z pyskatą dziewką.
Wysłałem do gówniarza dwóch posłańców i każdy wrócił z pustymi rękoma.
Melir westchnął ciężko. Zupełnie zapomniał o blond
kurellce, którą Ariel umieścił w Gelar. Cholera, zaklął w myślach. Odkąd
pojawiła się Helena, coraz więcej mu umykało. Albo więc zaczynał się starzeć,
albo niewiasta nadspodziewanie mocno go rozpraszała.
– Możliwe – stwierdził sucho. – Obawiam się jednak, że
chodzi o coś innego. Dużo bardziej krwawego.
Nareszcie Ariel wziął się za swoją Radę. Skoro są tacy głupi to niech sami dbają o siebie i swoje zamki, a Krew był jednym z nich. Moim zdaniem czeka naszych przyjaciół rozmowa na temat zdrajców, a być może nawet Heleny. Cieszę się też, że Quinkel został ojcem. Bardzo dziękuję za ciekawy rozdział. Pozdrawiam, Meg
OdpowiedzUsuńNowi lordowie nie spisali się za dobrze i Ariel dobrze zrobił, że ich skarcił. Obawiam się, że minie jednak jeszcze sporo czasu nim sytuacja się zmieni i raczej bez zbrojnej interwencji się nie obędzie.
Usuń