Melir skinął głową lordowi Kurhel.
– Pojmałem trzech spiskowców: gwardzistę i dwóch kupców.
– Co się z nimi stało? – Do dyskusji włączył się hrabia
Wurrel.
– Nie żyją. – Melir nie wydawał się ani trochę zakłopotany
tym faktem. – Zmarli w trakcie przesłuchania.
– Musiałeś zastosować iście makabryczne metody wyciągania
zeznań – zauważył złośliwie hrabia Wurrel. – Smok wskazał ręką na leżącego
więźnia. – Jest ledwie żywy.
– Z chęcią zamienię się z tobą rolami – Melir uśmiechnął
się kpiąco. – Wątpię, czy chciałbyś oglądać krew na swoich rękach.
Hrabia nie zdołał odpowiedzieć, gdyż do dyskusji włączył
się baron Quinkel. Niski głos smoka zagłuszył wszystkie rozmowy.
– Gdyby był niewinny nie stawiałby oporu i powiedziałby
wszystko, co wie. Pozostali pojmani również. Przypominam wam, przyjaciele, że
nie jesteśmy owieczkami, brutalność leży w naszej naturze. Kirragonia nie jest
królestwem elfów czy ludzi, tylko smoków. Zabijamy i siłą wymuszamy
posłuszeństwo. Krwawe dziedzictwo płynie w żyłach każdego z nas. Ważne, byśmy
umieli zapanować nad złymi popędami.
– Czy powiedział coś na swoją obronę, wytłumaczył się? – Pytanie
zadał Cedric i oczy wszystkich zebranych skupiły się na rudowłosym mężczyźnie.
Był on najmłodszym członkiem Rady, nigdy dotąd nie zabierał głosu i unikał
zebrań. Dziś jednak siedział tu razem z innymi smokami.
– Nie próbował się bronić. – Głos Melira był spokojny i
pozbawiony emocji jak jego twarz. – Jedyne słowa, jakie padły z ust Guwesa
dotyczyły upadku władcy i śmierci nas wszystkich.
Cedric skinął głową, a pozostali lordowie zaczęli szeptać
miedzy sobą. Ludność natomiast w absolutnej ciszy przysłuchiwała się dyskusji
smoków, nie chcąc uronić ani słowa z tego, co się działo. Rozmów było niewiele,
ustały również przepychanki.
– Zatem powinniśmy wypatrywać kolejnej wojny? – ciągnął
lord z Gelar.
– Tego nikt z nas nie wie. – Quinkel odpowiedział zamiast
Melira. – Jedno jest pewne, żaden dom na południu czy północy nie jest już
bezpieczny. Wrogowie ponownie wypełzli ze swych jam i zrobią wszystko, by
obalić obecnego władcę.
– Podał jakieś nazwiska? – wtrącił się baron Luwes.
– Nie. – Melir potrząsnął głową.
– Nie mógł działać sam. – Naciskał baron.
– To chyba oczywiste. – Hrabia Kaher uderzył pięścią w
poręcz fotela. – Lordowie, nie to jest przedmiotem sprawy. Mamy osądzić tego
mężczyznę, skazać go lub uniewinnić.
– Uniewinnić?! – Kilkoro z członków Rady zawołało z
oburzeniem, a tłum im zawtórował. Tylko król nie odezwał się ani słowem. W
milczeniu przysłuchiwał się rozmowie swoich doradców.
Godziny mijały, a coraz więcej pytań i wątpliwości
zgłaszali poszczególni sędziowie. Wielokrotnie pytano pojmanego, czy chce coś
powiedzieć, jeden z lordów nawet opuścił swe miejsce i pochylając nad rannym
gwardzistą, prosił go, by się bronił i wydał spiskowców. Jego słowa pozostały
jednak bez odpowiedzi. Więzień milczał jak zaklęty, wściekłym wzrokiem tocząc
po zebranych. Nie powiedział jednak ani słowa.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, gdy szambelan
ponownie wyszedł na środek sali i ogłosił koniec posiedzenia. Smoki opuściły
izbę. Za zamkniętymi drzwiami głosując nad losem pojmanego. Ciemność okryła
Farrander, gdy lordowie ponownie zasiedli w swoich fotelach. Najstarszy z nich
wyszedł na środek i ogłosił wyrok.
– Rada Królestwa Kirragonii, korzystając z przysługującej
im władzy, skazuje Guwesa Garen na karę dożywotniego więzienia w kolonii karnej
w Jorkin.
– Czy wyrok Rady jest ostateczny? – Szambelan podszedł do
hrabiego Tomera, a ten podał mu zwój z wyrokiem.
– Tak, Rada nie ma wątpliwości co do winy skazanego.
– Wasza Wysokość...? – Urlis zwrócił się do króla, ale
władca tylko skinął głową.
– Akceptuję – potwierdził monarcha. Chwilę później władca
wstał i opuścił salę poselską. Wraz z wyjściem króla w izbie rozgorzała wrzawa.
Część gapiów wrzeszcząc, domagała się zmiany decyzji i zabicia zdrajcy, inni
twierdzili, że wyrok jest sprawiedliwy. Mieszkańcy Farrander nie zamierzali tak
łatwo odpuścić i gwardziści musieli przystąpić do działania, zmuszając tłum do
opuszczenia izby. Jako ostatniego z pomieszczenia wyprowadzono skazańca. Jak
poprzednio wleczono go za ręce nic sobie nie robiąc z jego bezwładnego ciała.
Cedric zerwał się ze swego miejsca tuż po ogłoszeniu wyroku.
Nie zwracając uwagi na pozostałych lordów pobiegł za władcą. Dogonił monarchę
na korytarzu. Towarzyszący mu zbrojni zagrodzili Cedricowi drogę, ale król dał
im znak, by przepuścili smoka. Władca twarz miał zmęczoną, a oczy podkrążone.
Patrząc na niego trudno było stwierdzić, czy takiego orzeczenia oczekiwał, czy
jednak wolałby zobaczyć spadającą głowę zdrajcy.
– Mój panie, muszę z tobą porozmawiać – wyrzucił z siebie
Cedric od razu przechodząc do rzeczy. – Chodzi o tę dziewczynę, Gerenisse,
którą dałeś mi pod opiekę.
– Jeśli znudziła ci się rola strażnika, odeślij ją do
Farrander. – Ariel machnął rękę, usiłując zakończyć temat. – Wybacz
przyjacielu, ale ten dzień był wyjątkowo męczący, chciałbym zobaczyć żonę i
syna.
– Oczywiście. – Cedric nie ustępował. – Tylko że ja nie
chcę oddawać dziewczyny. Nie stanowi dla mnie problemu. Chciałem cię o coś
prosić w związku z nią i rolą, jaką mi wyznaczyłeś.
Ariel przymknął na moment oczy, jakby chciał odpędzić
zmęczenie. W końcu opowiedział:
– Mów.
– Chciałbym prosić, żebyś ją uwolnił.
– Wolność? – Głos króla stał się ostrzejszy, zmęczenie w
jednej chwili zniknęło z jego twarzy, ustępując złości. Czyś ty oszalał? –
warknął, łapiąc chłopaka za ramię.– Wiesz, kim ona jest? Porozmawiaj z
Quinkelem, niech ci opowie, co jej brat robił w Lahmar.
– Właśnie o to mi chodzi. – W głosie Cedrica również
pojawiła się złość. – Wszyscy mówicie o jej bracie, a mnie obchodzi tylko ona.
Nie kwestionuję uczynków Lamisa, jednak Gerenisse nie jest taka jak on.
– Zaślepiła cię – Ariel zaśmiał się gorzko. Puścił ramię
przyjaciela i cofnął się o krok. Uważnie przyjrzał się lordowi. – Wiesz, że
darzę cię szczególną sympatią, jesteś mi bliski, jak brat, ale nie pozwolę byś
związał się ze zdrajczynią. Nie myślisz trzeźwo.
– Być może – żachnął się Cedric. – Ale powiedz, mój królu,
czy druidzi wpuściliby ją do swojej osady, gdyby jej dusza była równie mroczna,
jak jej brata?
Mina monarchy zmieniła się w jednej chwili.
– Wkraczasz na bardzo grząski grunt!
Cedric skłonił się przed władcą.
– Wybacz panie, nie chciałem cię obrazić. Wiem, jaką
miłością darzysz mędrców z magicznego lasu. Właśnie dlatego proszę, byś wziął
pod uwagę ich zdanie na temat dziewczyny.
Ariel westchnął ciężko. Słowa przyjaciela wyraźnie nie
przypadły mu do serca.
– Nie lubię, gdy stawia się mnie przed murem i zmusza do
podjęcia ważnych decyzji bez zasięgnięcia opinii i zapoznania ze sprawą. Nie
licz więc, że potraktuję cię inaczej. Wracaj do Gelar i pilnuj jej, póki nie
postanowię inaczej.
Król odszedł, a Cedric ciężko oparł się o ścianę.
– Cholera – zaklął. Obawiał się, że tylko pogorszył
sytuację. Chcąc uwolnić Gerenisse, zapewne przypieczętował na nią wyrok.
– To było bardzo ciekawe – Melir pojawił się przed nim
bezszelestnie. Hrabia Karez minę miał jak zawsze poważną, ale tym razem w jego
spojrzeniu kryło się coś jeszcze, współczucie.
– Nie kpij sobie ze mnie! – warknął Cedric. – I bądź
łaskaw nie prawić mi kazań. Dość mam już słuchania na temat Gerenisse.
– Wcale nie zamierzałem – hrabia pokręcił głową. – Od tego
masz ojca, ja zaś chciałem prosić cię o przysługę. – Przerwał na chwilę, widząc
jednak, że przyjaciel nadstawił uszu, zaciekawiony jego słowami, kontynuował: –
Pomóż mi złapać resztę zdrajców, a wstawię się w twojej sprawie przed królem.
Brwi Cedrica podjechały do góry.
– Zrobiłbyś to? Dla mnie?
Melir skinął głową.
– Oczywiście. Jesteś moim przyjacielem.
– Dobrze, a czego konkretnie chciałbyś w zamian? – Cedric
spojrzał podejrzliwie na drugiego smoka.
– Chroń Helenę, bądź jej tarczą, kiedy pójdzie spotkać się
ze spiskowcami. W zamian za to ja będę bronił twojej kobiety przed monarchą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz