niedziela, 25 sierpnia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 15_epizod 2




Wiki odepchnęła się od dozorcy Śmierci, w chwili, kiedy jej ciało scaliło się w jedną postać. Torin upadł na kolana metr dalej, minę miał niewyraźną. Przez ułamek sekundy sprawiał wrażenie jakby miał zwymiotować, szybko jednak się opanował.
Wiki natomiast trzęsła się na całym ciele. Objęła się ramionami, próbując w ten sposób powstrzymać dygotanie mięśni.
Tylko dozorca Śmierci pozostał niewzruszony. Swe różnokolorowe spojrzenie przerzucał z Torina na Wiktorię i z powrotem. W końcu pokręcił głową.
- To minie - powiedział do dziewczyny. - Jeszcze kilka minut i oszołomienie zniknie.
- Gnojki - warknęła szczękając zębami. - Byłam tak blisko niego... mogłam...
- Zabić go, czy odejść razem z nim? - mężczyzna rzucił ironicznie. Chwilę później, nim wampirzyca zdążyła odpowiedzieć - zniknął.
- Argh! - warknęła, próbując wstać na nogi. Bezskutecznie, ledwie udało się jej uklęknąć.
Torin tymczasem usiadł wygodnie na podłodze, krzyżując nogi w kolanach. Przymknął oczy, koncentrując się na oddychaniu. Z doświadczenia wiedział, że po takiej podróży lepiej chwilę odczekać. W przeciwnym razie będziesz rzygać jak kot. Tylko Lucien bez trudu znosił takie śmiganie. Reszta musiała je odchorować. Jedni bardziej, drudzy trochę mniej.
Wiktoria nie była taka spokojna. Wściekała się i miotała, próbując wstać na nogi. Bezskutecznie, kolana odmawiały jej posłuszeństwa, a zawroty głowy wstrząsały jej żołądkiem.
- Uspokój się i oddychaj powoli, to za chwilę minie - powiedział Torin, nie otwierając oczu. Bardzo go korciło, by przy przyjrzeć się z bliska jej rozłoszczonemu obliczu.
- Jestem wampirem głupcze – warknęła, zamierzając się na wojownika pięścią. - Ja nie oddycham.
Głowa mężczyzny odskoczyła do tyłu, kiedy pięść spotkała się z jego szczęką. Dopiero wtedy Torin otworzył oczy, zszokowany tym, że dziewczyna go uderzyła.
Zmrużył zielone oczy, sięgając jednocześnie do dziewczyny. Złapał ją za ramiona, przyciągając do siebie i potrząsając nią gwałtownie. Ich twarze znalazły się ledwie kilka centymetrów od siebie.
- Uspokój się Wiktorio! - warknął ostrzegawczo. - Nie mamy zamiaru cię skrzywdzić, ale takim zachowaniem sama sobie szkodzisz.
- Puść mnie - syknęła.
Bez słowa posłuchał jej, wypuszczając ją z objęć. Jeśli sądził, że dziewczyna odskoczy od niego jak oparzona, bardzo się zdziwił. Cofnęła się co prawda odrobinę, ale tylko po to, by wziąć zamach i po raz drugi już trzepnąć go, tym razem otwartą dłonią w policzek. Cichy plask zaskoczył chyba ich oboje. Warga mężczyzny pękła, kilka samotnych kropel spłynęło po jego podbródku.
- Nigdy mnie nie dotykaj, jeśli ci na to nie pozwolę! - warknęła, wbijając jednocześnie spojrzenie w jego usta.
- Wik... - zaczął wojownik, lecz nie skoczył zdania, widząc ogień płonący w oczach wampirzycy. - Cholera - zdążył jeszcze mruknąć nim kobieta rzuciła się na niego, przygniatając go ciało do podłogi i wbijając się zębami w jego usta.
Tysiąclecia minęły odkąd Torin po raz ostatni doświadczył dotyku kobiecych dłoni. Pieszczot smukłych palców, rozkosznego tarcia ciała o ciało. Tysiąclecia wypełnione samotnością, tęsknotą i rozpaczą.
A teraz ona siedziała na nim, trzymając jego głowę w uścisku swoich ramion. Zachłannym językiem liżąc jego usta. Ostrymi kłami przygryzając jego wargi i język. Jej biodra przyciśnięte do jego, trące o jego męskość.
Drżał pod nią, niezdolny, by zatrzymać tę intymną chwilę. Krew buzowała w jego żyłach w rytmie jej liźnięć. Muśnięcie językiem i pchnięcie krwi do jego męskości. Kolejne liźnięcie i jego kogut jeszcze mocniej zwiększył swoją objętość. Oddychał chrapliwie, oszołomiony wypełniającą go ekstazą.
Jego dłonie ciągle leżały na podłodze. Nie dotykał jej, choć tak piekielnie miał na to ochotę. Powinien to zrobić, w końcu ona poczynała sobie nader bezceremonialnie z jego ciałem. Mimo to nie poruszył dłońmi. Resztkami sił zmuszał je, by leżały nieruchomo na podłodze. Za to biodra, to już była zupełnie inna historia. Przestał nad nimi panować, w chwili, kiedy usiadła na nim. Wypychał je do góry, zwiększając tarcie i rodzącą się w ciele potrzebę. Jej słodki zapach wypełniał mu nozdrza, unosząc go na wyżyny rozkoszy. Demon wtórował mu, podsycając jego emocje: dotknij... moja... jeszcze... mocniej... mocniej...
Raz jeszcze zatoczył biodrami kółko, krzyk rozkoszy wydobył się z piersi dziewczyny. Drżała na całym ciele, potem oderwała się od jego warg, spoglądając mu w oczy.
Ten ułamek sekundy wystarczył, by Torin zrozumiał, że to koniec. Ogień w jej spojrzeniu zgasł równie szybko jak się pojawił. Jego miejsce zajęło zaskoczenie i zażenowanie.
Zeskoczyła z niego tak gwałtownie, że uderzyła plecami o regał z książkami, stojący pod ścianą. Powieści posypały się na jej ramiona i głowę. Ona jednak nie przejęła się tym, ciągle wpatrując się w leżącego na podłodze mężczyznę.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Ja normalnie się tak nie zachowuję.
- Naprawdę? - zapytał wojownik z niemałym trudem siadając. Naprężony kutas uwierał go w spodnie, grożąc w każdej chwili eksplozją. - A już myślałem, że wszystkich Lordów traktujesz w ten sposób.
Prychnęła gniewnie, puszczając mimo uszu jego zakamuflowaną aluzję do Kane’a.
- Nie schlebiaj sobie, krew to krew, jej widok tak samo działa na każdego wampira.
- W takim razie nie wiem, czy powinienem tobie współczuć, czy sobie gratulować - prychnął sarkastycznie.
Nie roześmiała się, zmrużyła tylko gniewnie oczy.
- Gdzie jesteśmy? – zapytała, zmieniając temat.
Torin wstał otrzepując spodnie z kurzu. Szybkim spojrzeniem omiótł wnętrze pokoju, do którego przerzucił ich Lucien. Drewniana konstrukcja, obrazy na ścianach, zabytkowe meble, stary kominek i ogromne łóżko przykryte narzutą w czerwone róże. Jak nic sekretne mieszkanko Luciena i Anyi. Bogini nie będzie zadowolona, że ktoś gościł się w jej pokojach, lub raczej górskiej chatce, sądząc po ciosanych z bala ścianach.
- Z pewnością nadal na północnej półkuli - powiedział oszczędnie.
Prychnęła.
- Tyle to i ja zauważyłam. Dlaczego mnie porwaliście? - zgrzytnęła.
- Może zrobiliśmy to z troski o twoje bezpieczeństwo? - przeszedł przez pokój, otwierając poszczególne drzwi i sprawdzając, co się za nimi kryje.
- Tak jak to było koło Destiny, kiedy ten twój pokiereszowany przyjaciel zastrzelił mnie i uwięził w waszym przytulnym gniazdku? - zakpiła. - Ach nie, zapomniałam jeszcze o tej żałosnej kretynce, która przyszła do mojego klubu, wyzwała mnie na pojedynek, grożąc śmiercią jeśli nie od czepię się od ciebie.
- Cameo nie powinna była ci grozić – powiedział, zaciskając dłonie w piersi.
- Nie prosiłam byś mnie chronił, a już na pewno nie prosiłam o tak szczególny rodzaj ochrony. Przerzuć mnie z powrotem - zażądała.
- Nie mogę tego zrobić - rzucił. - Nie mam takiej mocy.
- Więc wezwij twojego pięknego przyjaciela - krzyknęła. - Muszę tam wrócić!
By dołączyć do Galena? - zapytał. Gniew wkradł się do jego głosu. Jeśli powie mu, że taki właśnie miała plan, chyba znowu nią potrząśnie, lub co gorsza przełoży przez kolano i klapsami wbije rozum do głowy.
- Dołączyć do niego? - rzuciła wzdrygając się. - W żadnym wypadku, chciałam go zabić. A wy przeszkodziliście mi w tym. Okazja, by podejść do niego tak blisko, może się już nie powtórzyć.
Torin odetchnął z ulgą.
- Zapewniam cię, że kolejka o pierwszeństwo zabicia Galena jest bardzo długa.
- A więc o to chodzi? - zirytowała się, przemierzając gniewnie pokój. Jej uwadze nie umknęły kosztowne meble i zabytkowy kominek. - To sobie chcecie przypisać zaszczyt zgładzenia tej kanalii?
- Nie. Jak już wcześniej ci powiedziałem, chcemy tylko zapewnić ci bezpieczeństwo.
- Przed nim? - zatrzymała się gwałtownie, wlepiając w wojownika ostre spojrzenie. - Zapewniam cię, że czasy, kiedy byłam od niego słabsza już dawno minęły.
- Miecz zapewne daje ci ogromną siłę...
- Siłę - powtórzyła za nim jak echo. - Skąd o nim wiesz? Zapytała ostrym głosem.
- Widziałem twój tatuaż, no i widziałem w jaki sposób uciekłaś z fortecy - starał się nadać brzemieniu głosu spokojny ton. Wiele zależało od tego, czy dziewczyna im zaufa. - Miecz to artefakt.
- Myślisz, że mnie rozgryzłeś? – powiedziała, podchodząc do niego. - Myślisz, że wiesz kim jestem?
Pokręcił głową.
- Nic o tobie nie wiem - prawda. Ten fakt należało jak najszybciej zmienić. - Wiem tylko, że nosisz w sobie Miecz Przeznaczenia, ostrze mogące przepowiadać i kształtować przyszłość dowolnej osoby. Nie wiem tylko, jakim sposobem znalazł się on w tobie?
- Czy jestem tu uwięziona? – zapytała, po raz kolejny zmieniając temat.
- Nie. Nie jesteś naszym więźniem.
- A więc mogę odejść stąd, kiedy zechcę? - zapytała.
- Tak - przytaknął niechętnie.
- Ale? - dopytywała się.
- Pójdę za tobą - i cały świat natychmiast zacznie chorować. Na samą myśl, że mógłby znaleźć się w tłumie ludzi, zrobiło się mu niedobrze.
- Bo chcesz mnie chronić - zmrużyła oczy, przypatrując się mu uważnie.
Skinął głową.
- Mówiłam ci już, że Galen nie stanowi dla mnie zagrożenia.
- To nie Galena powinnaś się obawiać.
- Zatem kogo? - dopytywała się.
- Króla i królowej Tytanów.
- Nie uznaję waszych bogów - powiedziała, choć jej ton stracił nieco ze swej hardości.
- To bez znaczenia. Oni wiedzą o twoim istnieniu. Wiedzą, że masz Miecz i chcą go zdobyć.
- A ty? Ty również chcesz go zdobyć?
Torin uśmiechnął się odsłaniając idealnie białe zęby.
- Zapewniam cię, że jestem wystarczająco mocno przeklęty, by nie pożądać rzeczy, która jeszcze bardziej skomplikuje mi życie.
Wiktoria milczała przez dłuższą chwilę, analizując słowa wojownika, dopasowując je do posiadanych informacji. W końcu zniechęcona, podeszła do obszernego łóżka i usiadła na jego brzegu.
Sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Zabić wojownika opętanego przez demona, to jedno, ale zadrzeć z najpotężniejszymi bogami to już zupełnie inna śpiewka. Czy mogli zmusić ją do oddania miecza? Być może. Nawet ona nie była odporna na ból. Z doświadczenia wiedziała, że czasem odrobina promieni słonecznych łamała najsilniejsze wampiry. Śmierć byłaby wybawieniem, uwolnieniem od bolesnych wspomnień. A miecz? Czy po jej śmierci przeszedłby razem z nią w zaświaty, czy jak to było z jej matką sam wybrałby sobie następnego opiekuna?
Zadrżała na samą myśl o tym.
Jeśli miecz wpadnie w ręce bogów, sytuacja na świecie może stać się bardzo nieciekawa. Co zatem miała zrobić? Zaufać mężczyźnie, który sam nosił w sobie demona, czy odejść, narażając się na spotkanie z Tytanami?
- Czy możecie ochronić mnie przed waszymi bogami? – zapytała, spoglądając mu prosto w oczy.
- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą. - Mamy jednak nadzieję, że uda się nam ukryć ciebie do czasu, aż wymyślimy coś bardziej konstruktywnego.
Uśmiechnęła się powątpiewająco.
- Czyli nie macie żadnego planu? Pełna improwizacja?
- Coś w tym stylu - on również się uśmiechnął. - Zapewniam cię jednak, że jestem mistrzem improwizacji.
- Właśnie widzę - prychnęła, ukazując ostre ząbki.
Torin zarumienił się.
- Czy Galen wie kim jesteś? - zapytał, szukając bezpiecznego tematu, jeśli taki w ogóle istniał. Jedno było pewne, spoglądając na niego tak jak to robiła w tej chwili, rozpalała go do czerwoności.
Przesunęła językiem po zębach.
- Nie sądzę. A czy ty pamiętasz twarze wszystkich osób, które zabiłeś? - prowokowała go.
Zagryzł wargi. Pamiętał twarze osób, które dotknął. Szeroko otwarte oczy, przepełnione strachem, bólem i przerażeniem. Czasem zaskoczeniem, jak coś takiego mogło się im przytrafić. Nie znał imion tysięcy, które choroba zabierała zaocznie, bez jego wiedzy.
- Przepraszam - powiedziała splatając dłonie.
- Jesteśmy kim jesteśmy - powiedział w końcu. Ty i ja. Nie ma sensu rozpamiętywać jak do tego doszło. Stało się i już. Trzeba z tym żyć.
- Mów za siebie - odcięła się. - Moje życie mogło wyglądać inaczej, gdyby demon w nie, nie wkroczył.
- Galen.
Uciekła spojrzeniem gdzieś w bok.
- Galen - powtórzyła jak echo.
- Skrzywdził cię - proste stwierdzenie faktów. Nosili w sobie demony, byli największym złem tego świata. Ranili i zabijali tysiące osób.
Długo milczała, a potem, kiedy już myślał, że mu nie odpowie, szepnęła cicho:
- Odebrał mi wszystko, co kochałam i nadzieję na przyszłość.
- Rodzinę? - Torin podszedł bliżej. Chciał usiąść koło niej, przytulić ją. O bogowie. Tak cholernie mocno chciał ją dotknąć.
Wiktoria potaknęła głową.
- Matkę... dom... słońce. On mnie zabił, a przynajmniej tak to wyglądało.
- Być może kierował nim jego demon - po co to powiedział? Nie miał zamiaru usprawiedliwiać skurczybyka.
- Zapewniam cię, że był sobą - zaśmiała się gorzko. - I doskonale się przy tym bawił. To nie był przypadek, on to zaplanował.
Torin milczał, choć w środku gotował się ze złości. Po raz setny już przysiągł sobie, że zabije tego gnojka, jak tylko dostanie go w swoje ręce. Perwersyjnie, okrutnie, w rękawiczkach.
- Dlaczego? - zapytał zduszonym głosem.
- Chciał zdobyć miecz - odparła, pocierając dłonią ramię.
- A ty nie chciałaś mu go oddać? - jakim więc cudem teraz jej nie pamiętał? Powinien ją pamiętać. Takiej kobiety się nie zapomina.
Pokręciła głową.
- Wtedy jeszcze go nie miałam. Miecz należał do mojej matki, głównej kapłanki Świątyni Jasnowidzenia.
- Przykro mi - powiedział. - Słyszałem o masakrze w Świątyni, nie wiedziałem, że stał za tym Galen. Twoja matka nie oddała mu miecza - kolejny fakt. Galenowi nie udało się wyciągnąć miecza z kapłanki, więc zabił ją i wszystkich mieszkańców świątyni. Zabił Wiktorię. Skąd więc miecz wziął się w jej ciele? Czy to on przywrócił ją do życia?
- To on mnie wybrał - powiedziała cicho. - Miecz. Umierając dotknęłam ciała matki i wtedy to się stało. On sobie mnie wybrał.
- Miecz to moc, uratował ci życie, wchodząc w twoje ciało.
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie. - Przedłużył tylko moje życie, pozwalając mi zobaczyć moją przyszłość bez niego i z nim. Pozwalając mi wybrać między pustką Zaświatów, a ciemnością nieśmiertelnego życia.
- Mogłaś odejść, umrzeć? - wychrypiał z niedowierzaniem. – Ale wybrałaś ciemność.
- Wybrałam zemstę - warknęła.

1 komentarz:

  1. Dzięki za kolejny epizod. Jak zawsze piszesz fantastycznie. Dużo emocji i akcji. Pozdrawiam -Anka.

    OdpowiedzUsuń