niedziela, 26 stycznia 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 1_epizod 2





Baron Quinkel kel Warez pochylił się nad szczątkami zwierząt przywiezionych przez swego głównego łowczego na zamek w Querm. W zasadzie trudno było doliczyć się, z ilu sztuk pochodziła ścierwo leżące u jego stóp. Smok zmarszczył brwi, truchła zaczynały już gnić.
– Z ilu miejsc je zebrałeś? – Mężczyzna wyprostował swą potężną sylwetkę.
– Z jednego, mój panie, wszystkie kawałki leżały koło grzmiących skał, przy wodopoju. – Pirhun pochylił się nad padliną.
– Grzmiące skały. – Quinkel okrążył zwłoki, by zatrzymać się po drugiej stronie stosu. – Rozszarpane na dziesiątki kawałków, a mimo to niezjedzone do końca.
Łowczy wskazał na odłamaną kość.
– Zwierzę, które to zrobiło, miało potężne szczęki.
Baron zrobił kwaśną minę, w nosie zaczynało go kręcić od smrodu rozkładających się zwłok.
– Miało? To nie było zwierzę i oboje o tym wiemy – powiedział, zostawiając osłupiałego Pirhuna nad stosem padliny.
– Mój panie… – Łowczy zerwał się na równe nogi i ruszył za baronem. Właściciel zamku w Querm był największym smoczym wojownikiem, jakiego wojownik miał okazję w życiu spotkać. Nawet król Ariel nie dorównywał mu posturą. Quinkel miał szerokie ramiona, a ciężkie kroki, które stawiał, kiedy szedł przed siebie, niejednemu już napędziły stracha. A jeśli sam widok nie podziałał, wystarczyło, by przemówił swym niskim tubalnym głosem. Większość mężczyzn brała nogi za pas, gnając gdzie pieprz rośnie, kobiety zaś, w najlepszym wypadku, mdlały, padając u stóp smoka niczym strząśnięte jabłka z drzewa.
Tak więc zdecydowanie baron budził postrach, mimo to łowczy lubił przebywać w jego towarzystwie, nie lękał się, nawet kiedy władca twierdzy w Querm wpadał w złość, grzmiącym głosem rozstawiając mieszkańców po kątach.
Quinkel kel Warez był smokiem najczystszej krwi i samo to dawało mu prawo do niekontrolowanych wybuchów wściekłości. Jednak by być szczerym, Pirhun tylko raz, w ciągu dwustu lat służby na zamku, oglądał swego pana pałającego żądzą mordu. Wydarzyło się to w dniu, w którym jedyny syn barona – Qemil – umarł. Chorowity malec bardziej przypominał matkę – lady Isabell – niż swego silnego ojca. Maluch przyszedł na świat podczas jesiennego przesilenia. Długi poród zniszczył resztki zdrowia kobiety. Przyszły dziedzic Querm w niczym nie przypominał smoczego wybrańca. Nie miał ciemnej cery i kruczoczarnych włosów. Jego ciało było drobne i delikatne, jasne kędziory na głowie pewnie świadczyły o tym, w czyj ród wdało się dziecko. A jednak Quinkel pokochał chłopca tak mocno, jak tylko może uczynić to ojciec.
Lady Isabell nie opuściła progu swej sypialni od dnia narodzin syna. Damy dworu i krewni nieustannie czuwali przy łożu chorej, ostatecznie nawet świadomość tego, że gdzieś w zamku czekał na nią syn, nie potrafiła utrzymać jej przy życiu. Baronowa kel Warez umarła dwa księżyce później.
Quinkel pochował żonę ze wszystkimi należnymi smoczemu wybrańcowi honorami, chociaż prawda była taka, że w żyłach Isabell płynęło zaledwie kilka kropel krwi tej szlachetnej rasy. Kolejne lata upłynęły lordowi na wychowywaniu potomka, który, choć okazał się istotą wielce lękliwą i bojaźliwą, wprost uwielbiał swego pana ojca. Lorda przepełniało szczęście. Nawet jeśli wiedział, iż syn nigdy nie stanie się smokiem, jego życie oraz wszystkie myśli kręciły się wokół chłopca.
Qemil niespodziewanie odszedł, niedługo przed swymi szóstymi urodzinami. Drobnej budowy malec nie miał szans w walce z gorączką, pustoszącą wówczas południe Kirragonii. Baron zamknął się z ciałem syna w komnacie i wiele dni namawiano go, by pozwolił pochować syna. Tamte czasy należały do najstraszniejszych w dziejach zamku Querm. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny w obliczu gniewu lorda; zrozpaczony mężczyzna zniszczył sporo pamiątek rodzinnych: mebli, zabytkowych malowideł i naczyń. Wiele służek uciekło z warowni. Żal smoka po utracie jedynego dziecka nie miał granic.
Dopiero przybycie hrabiny an Serrikle przerwało dramat rozgrywający się w Querm. Kobieta doskonale wiedziała, co znaczy mieć dziecko i utracić je bezpowrotnie. To ona w końcu namówiła przyjaciela, by pochował chłopca oraz wypełnił myśli czymś innym niż rozpacz.
– Spal truchła, nim rozniosą jakąś zarazę – zagrzmiał baron, kiedy Pirhun w końcu go dogonił. Smok zgiął głowę, wchodząc na krużganek, ciężkie kroki odbijały się echem od kamiennej posadzki.
– Co zamierzasz, mój panie? Wyruszymy na polowanie?
– Polowanie? – Lord zatrzymał się gwałtownie w miejscu, przez co łowczy omal na niego nie wpadł. – Jeszcze nie teraz. Zawołaj mi tu zaraz mego zarządcę.
– Ale... Panie? – Łowczy nie nadążał za myślami pana. Co tak strasznego Quinkel zobaczył w szczątkach, że wzbudziło to jego czujność? Przecież to zwykli kłusownicy, nic ponadto. Zapewne odławiali zwierzynę na ziemiach barona bez jego zgody, sprzedając mieszkańcom mięso i skóry. Wystarczyło wysłać kilku mężczyzn i ich złapać.
– Sprowadź mi Farela i to natychmiast! – zagrzmiał smok, ponownie ruszając przed siebie. – Muszę się z nim rozmówić, nim udam się w podróż do Farrander.
– Ale… – Pirhun złapał się za głowę. Niewiele z tego rozumiał. – Z powodu kłusowników?
Quinkel ponownie się zatrzymał, potem spojrzał na podwładnego.
– Nie opuszczaj samotnie zamku po zmroku, nie rób tego nawet za dnia. To nie kłusownicy grasują w moich lasach, lecz smok.
– Smok… – Łowczy przełknął nerwowo ślinę. – Przecież wojna się skończyła?
– Naprawdę? – Brwi barona powędrowały do góry. – Wygraliśmy bitwę w Dolinie Ciszy, Ariel zasiadł na tronie, ale to wcale nie oznacza, że wszyscy poplecznicy Tollesto umarli. Wielu z nich, co prawda, opuściło granice Siódmego Lądu, udając się za morza, jednak spora część nadal ukrywa się na terenie królestwa. – Ręce mężczyzny odruchowo zacisnęły się w pięści. Ariel nie zezwolił na samowolne wymierzanie sprawiedliwości. Każdy zdrajca miał zostać pojmany, a następnie stawiony przed obliczem króla. Innego wyjścia nie było.
Quinkel będzie musiał udać się do stolicy, a kiedy już tam dotrze, poinformować Ariela o swoich podejrzeniach, potem, jeśli król wyrazi zgodę, zapolować na smoka. Żadna z tych czynności nie napawała go radością. Czuł się stary i zmęczony życiem, nie miał już ochoty ganiać po lesie za jakimś stworem ani tym bardziej taszczyć potem więźnia do Farrander. Dni, kiedy myśl o krwi ściekającej po mieczu dodawała mu sił, dawno odeszły w zapomnienie. Bitwa w dolinie była ostatnią, w której wziął udział, choć już wtedy zastanawiał się, czy nie jest na to za stary. Ostatecznie miłość do ojczyzny przeważyła niechęć do oręża.

Betowanie rozdziału - Arc z http://betowanie.blogspot.com/2016/03/arc.html

4 komentarze:

  1. Czas przedstawić wam barona. Mam nadzieję, że oczaruje was równie mocno jak mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest fantastyczne, zastanawiam się jak to możliwe, że jeszcze żadne wydawnictwo się o ciebie nie upomniało. Kurcze, każdy tekst, który napiszesz jest zarąbisty. Jakoś nie widzę różnicy między nimi a zagranicznymi autorami.
    pozdr
    Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, druga połowa pierwszego rozdziału przeczytana :D Jak poprzednio - wiele o samej treści powiedzieć nie mogę, niemniej podoba mi się Twój styl :) Dawno nie czytałam niczego pisanego w ten sposób, bo aktualnie rynek zalega wiele książek typowo dla nastolatków, więc to miła odskocznia :)
    A teraz lecę czytać pierwszy ep drugiego rozdziału, bo widziałam, że też już wrzucony :D
    Ponownie pozdrawiam,
    Ang ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz, naprawdę miło się czyta, a akcja powoli przedstawia nam bohaterów i już mnie zaciekawia, Zaraz pewnie przeczytam kolejny epizod:D

    OdpowiedzUsuń