wtorek, 24 czerwca 2014

Nathaniel - Rozdział 13_epizod 1



Przez kilka minut tuż po przebudzeniu zastanawiała się, gdzie się znajduje. Ściany w pokoju miały zupełnie inny kolor niż te w jej mieszkaniu, no i łóżko też zdecydowanie nie należało do niej. Odsunęła kołdrę, ze zdziwieniem stwierdzając, że ma na sobie wczorajsze ubranie. Zrozumienie przyszło chwilę później. Przypomniała sobie koszmarną podróż do Kanady i trudną rozmowę z Nathanielem.
Na samą myśl o aniele poczuła, że się rumieni. Ugryzła go, a on jej na to pozwolił. Choć prawda była taka, że zmusił ją do tego. Na domiar złego czuła, że czerpał z tego prawdziwą rozkosz. Zaskakujące i szokujące. Ślina wampirów jest ślinie toksyczna dla aniołów, wielu z nich umarło od jednego tylko ugryzienia. Dla niego zaś wyraźnie ból oznaczał przyjemność.
Powinna być zgorszona jego zachowaniem, które w żadnej mierze nie mogła uznać za odpowiednie. Nie potrafiła jednak. W willi Thomasa widziała tak przerażające i nieludzkie akty przemocy, że jego twarde ciało prężące się pod nią, nie mogło jej już dziwić. Zresztą jak mogła go potępić, skoro jej również picie krwi anioła sprawiło radość. Nigdy wcześniej nie miała czegoś podobnego w ustach. Była wyborna, sycąca i aromatyczna. Moc w niej zawarta przepływała teraz przez jej członki, wzmacniając ją i czyniąc silniejszą. Nic dziwnego, że niektóre wampiry tak zaciekle polowały na anioły.
Krew Nathaniela była swego rodzaju narkotykiem i Sue była prawie pewna, że mogłaby się od niej uzależnić.
Wstała, przeciągając się lekko, nie uszedł jej uwagi fakt, że spędziła cały dzień w łóżku anioła, i to, że Nathaniel prawdopodobnie sam ją tam ułożył. Powinien zamknąć ją w trumnie, ale z jakiś dziwnych, nieznanych jej powodów nie zrobił tego.
Nie chciała się nad tym zastanawiać, ani tym bardziej analizować. To mogła być tylko chwilowa zmiana w jego zachowaniu i raczej nie zakładała, że anioł zapałał do niej nadmierną sympatią.
Mimo to opuściła pokój w nadspodziewanie dobrym nastroju. W salonie było ciemno i pusto. Zatrzymała się pośrodku, zaskoczona ciszą i brakiem jego obecności.
„Zostawił ją?” – przeszło jej przez myśl. – „A może jednak zabiła go?” – strach rozlał się po sercu.
– Nat! Nathaniel – krzyknęła, ale odpowiedziała jej tylko cisza.
Pobiegła do włącznika, zapalając światło. Spanikowana rozejrzała się po pokoju, nigdzie jednak nie dostrzegła żadnego bodaj śladu anioła. Nie leżał martwy na kanapie, ani w żadnym innym kącie.
Gdzie więc poszedł? Jeśli jej pamięć nie myliła przyniósł do pokoju butelkę whisky. Może więc zaszył się gdzieś, topiąc ból w alkoholu. Nie bardzo wierzyła w tę wersję, w końcu Nathaniel zdecydowanie nie był typem mężczyzny, który musi przed czymkolwiek uciekać. A już z pewnością nie przed cierpieniem.
Pokrzepiona myślą, że nie zabiła skrzydlatego wojownika, weszła do kuchni, a tam na małym stole leżała karta z szybko nagryzmoloną wiadomością:
Musiałem wyjść.
Postaraj się nie rozrabiać.
Nat
P.S. Kolacja czeka w lodówce.
Przez kilka długich chwil stała wpatrując w treść wiadomości, analizując każde jej słowo niezliczoną ilość razy. Zostawił jej kolację, to jedno słowo znaczyło więcej niż tysiące innych. Chwyciła drzwi lodówki i tak jak podejrzewała, na górnej półce, w sterylnym woreczku z napisem 0RH+, czekała na nią krew. W jaki sposób ją zdobył, wolała nie wiedzieć, nie mniej jednak nie mogła nie docenić jego prezentu. To było coś naprawdę wielkiego, takiego daru łatwo się nie zapomina.
Sięgnęła po kubek, wlewając całą zawartość do naczynia. Kilka sekund w mikrofali i napój był gotowy. Mimo to, kiedy wypiła wszystko, a potem dokładnie posprzątała zlew, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że nie smakował jej ten posiłek, a krew Nathaniela była jedyna w swoim rodzaju.
Głupie to były myśli i całkiem nie potrzebne w jej obecnej sytuacji, kiedy więc na dworze rozległ się trzepot skrzydeł wybiegła w jednej chwili na taras. Z początku go nie wiedziała, zbyt dobrze potrafił się kamuflować, by mogła go dostrzec. Jednak szum wiatru na lotkach potrafiła odczytać bezbłędnie. Okrążył dwa razy ich niewielki motel nim w końcu pokazał się jej w pełnej okazałości. Był piękny w jakiś taki niegodziwy sposób. W idealnej twarzy błyszczały błękitne oczy, zaś włosy rozwiane wiatrem aż się prosiły, by zanurzyć w nich palce.
Pióra w jego skrzydłach były dokładnie takie jak je zapamiętała z ich pierwszego spotkania – szare, z odrobiną bieli od spodu. Wylądował przed nią lekko, uważnie przyglądając się jej twarzy, wyczekując jej reakcji. Nie schował skrzydeł, nie zrobił też nic, by ukryć je przed jej spojrzeniem.
Milczała nie wiedząc, co powiedzieć. Czy powinna przeprosić go za incydent w salonie, a może zapytać, czy bardzo cierpiał?
Zamiast tego on odezwał się pierwszy.
– Zakładam, że zdążyłaś przekazać wiadomość Thomasowi – w jego słowach, choć ostro wypowiedzianych, nie kryła się żadna podejrzliwość.
Skinęła tylko głową.
– Wyczuł ciebie?
– Raczej tak – bąknęła.
– Powiedział coś? – Nathaniel przeczesał nerwowo włosy. – Dał ci jakieś instrukcje, cokolwiek?
– Nie – pokręciła głową. – To działo się zbyt szybko, zasnęłam… nie miałam już czasu…
Mężczyzna zmiął pod nosem przekleństwo.
– Wiem – szepnął, lekko zmieszany. – Trochę przesadziłem z alkoholem, ale następnym razem pójdzie nam lepiej.
– Następnym razem? – jęknęła. – Nie będzie następnego razu, to zbyt niebezpieczne.
– Wprost przeciwnie – uśmiechnął się łobuzersko. – Dla mnie to nic trudnego. Kocham ból i wszystkie jego odcienie.
– Ależ nie, ty nic nie rozumiesz – zaczęła, cofając się poza zasięg jego dłoni. Szukając w myślach słów, którymi mogłaby wytłumaczyć mu jak bardzo się mylił, jak wielkim była dla niego zagrożeniem. Otwierała usta by odpowiedzieć, gdy nagle przeszył ją prąd, upadła na podłogę, ściskając dłońmi skronie. Impuls był tak silny, jakby ktoś wwiercał się jej w głowę.
Nathaniel natychmiast znalazł się przy niej. Objął ją ramionami i trzymał blisko.
– Nie walcz z nim – powiedział, rozszyfrowując co też działo się z dziewczyną. – Pozwól Thomasowi wejść do swego umysłu, niech poczuje, że to naprawdę ty. Został sam, nikomu już nie ufa. Musi uwierzyć że jesteś po jego stronie.
– Boję się – jęknęła.
– Niepotrzebnie, jestem przy tobie. On tylko musi ciebie rozpoznać.
– Woła mnie – pisnęła, wiercąc się w ramionach anioła. – Żąda bym do niego przyszła, bym się wytłumaczyła. – Szarpnęła się gwałtownie. Po jej policzkach kapały krwawe łzy. – Jest taki wściekły, krzyczy, przeklina. Domaga się mojej obecności u jego boku.
– Zgódź się – palce anioła delikatnie pogładziły twarz dziewczyny. – Zgódź się – powtórzył. – Cokolwiek się stanie, będę przy tobie. Nie obawiaj się więc, ja ciebie nie opuszczę.

6 komentarzy:

  1. Dziękuję Emi bardzo pięknie opisane narodziny milości . Nathaniel jednak jest zbyt pewny siebie i swojej przewagi nad Thomasem Juz nie mogę się doczekać tej konfrontacji miłego dnia blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kto by pomyślał, że podwaliną miłości będzie jedno ugryzienie. Ale czasem tak to już jest, że to czego najbardziej się w życiu wypieramy, jest tym co daje nam najwięcej radości.

      Usuń
  2. Mi tam szkoda Sue bo tak naprawdę to jest między Scyllą a Charybdą, w każdym bądź razie musi się słuchać jednego i drugiego. Bardzo dziękuję za piękny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że Sue pomorze uporać się Nathanielwi z jego własnymi demonami:)Dziękuję i pozdrawiam Dana

    OdpowiedzUsuń
  4. Thomas zaczyna wzywać Sue. Sue odkryła, że Nathaniel uwielbia ból. Robi się interesująco. Dziękuję i pozdrawiam cieplutko. Beata;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym powiedziała przerażająco. Strach pomyśleć do czego taki mężczyzna jest zdolny.

    OdpowiedzUsuń