środa, 2 lipca 2014

Nathaniel - Rozdział 14_epizod 1



Już prawie godzinę spacerowali po zaśnieżonych ulicach Vancouver w poszukiwaniu posiłku dla Sue. Nie wiele ze sobą rozmawiali, raczej milczeli zatopieni we własnych myślach. Poprzedniej nocy nawiązała się między nimi swego rodzaju więź, coś bardzo delikatnego i niewidocznego. To coś powodowało, że czuli się teraz skrępowani w swoim towarzystwie. Być może winę za to ponosiła krew, którą Sue wypiła od anioła, a może ich wspólny lot nocą nad miastem.
Sue martwiła się obecnością Thomasa w swoich myślach i faktem, że przez jej nieuwagę oraz bliski związek z Nathanielem, wampir mógłby zobaczyć go w jej głowie. Na nic zdały się zapewnienia anioła, że jest to w zasadzie niemożliwe, gdyż moce wampirów ograniczają się do telepatii i jest mało prawdopodobne, by Thomas był w stanie zajrzeć w głąb jej umysłu.
Nie uspokoiło to dziewczyny, która jeszcze bardziej postanowiła się pilnować. To ona uparła się, że więcej nie wypije krwi Nathaniela. Nie żeby nie smakowała jej krew anioła, przeciwnie była wyborna i prawdę mówiąc sprzedałaby duszę za kolejny jej łyk. I tu właśnie pojawiał się problem. Sama myśl o tym wprawiała ją w drżenie, a zapach mężczyzny kroczącego obok niej drażnił nozdrza jak nic innego na świecie.
Nathaniel był innego zdania. Uparcie twierdził, że Sue potrzebuje silnej krwi, by móc poprawnie odbierać sygnały wysyłane jej przez Thomasa. Niezgodność w tej jednej zasadniczej kwestii doprowadziła oczywiście do kłótni, w której żadne nie chciało ustąpić drugiemu.
– Nie wypiję już więcej twojej krwi, to zbyt wielkie ryzyko – denerwowała się Sue.
– Bzdura – odparł anioł. – Ryzyko jest niewielkie, chyba że będziesz myśleć o mnie rozmawiając z Thomasem.
Cofnęła się o krok.
– Oszalałeś! Ledwie mogę skupić się na własnych myślach, a co dopiero na tobie. Jego głos jest przytłaczający i dominujący, nie obchodzi go moje zdanie, tylko fakt, czy wypełniam jego rozkazy.
– W takim razie nie widzę problemu.
– A ja wprost przeciwnie. – Wolała nie dodawać, że picie krwi anioła wprowadzało ją w oszołomienie, burząc jej dotychczasową wizję świata.
– Nie wiem czemu tak się upierasz? Wiesz już, że musisz udowodnić Thomasowi swoją lojalność, a najprostszym sposobem by to zrobić, jest picie krwi ze źródła.
– Zgadzam się – skinęła głową, krzyżując dłonie na piersi. – On wie, że wcześniej nie tknęłam krwi żywej istoty. Pijąc ją teraz, potwierdzam przynależność do swojej rasy, a tym samym do niego.
– Właśnie, jestem tu pod ręką, a ty się krzywisz i marudzisz – syknął podenerwowany.
– Wcale się nie krzywię – odparła. – Uważam że zbyt wiele ryzykujemy.
– Jakoś nie widzę tu żadnego ryzyka dla ciebie – rzucił zirytowany. – To ja tracę krew.
„A ja zmysły przy tobie” – przeszło jej przez myśl.
– Twoja krew jest zbyt silna, obawiam się, ze Thomas będzie w stanie zbyt wiele odczytać, łącząc się mną umysłem. Sam powiedziałeś, że muszę pić krew od żywych, nie rozumiem więc dlaczego nie może być to ktoś obcy? Zamilkł, żyły na skroni pulsowały mu rytmicznie, świadcząc jak bardzo był wzburzony.
Burzliwa dyskusja zaprowadziła ich na ulice Vancouver, w poszukiwaniu pożywienia. Nathaniel oczywiście szedł obok niej, mierząc przechodniów takim wzrokiem jakby, co najmniej chciał ich wypatroszyć. Sue śmieszyło jego zachowanie do momentu, kiedy zdała sobie sprawę, że przy mężczyźnie nie zdoła rzucić uroku na jakiegokolwiek przechodnia.
– Nathaniel – powiedziała, łapiąc go za ramię. – Nic z tego nie będzie.
– No i bardzo dobrze – warknął, spoglądając na nią groźnie.
– Nic z tego nie będzie, bo odstraszasz swoją osobą każdego przechodnia. – powiedziała, siląc się na spokój. – Musisz zostawić mnie choć na chwilę samą.
– Wykluczone – syknął przez zęby. – Jeszcze spróbujesz...
– Uciec? – dokończyła za niego, uśmiechając się powątpiewająco. – Myślałam, że ten etap mamy już za sobą.
– Może stać ci się krzywda – mruknął wyraźnie zbity z tropu, świadomy, że kończą się mu argumenty.
– Nie sądzę, przecież to tylko ludzie, poza tym jestem przekonana, że będziesz trzymał się w pobliżu.
Milczał przez chwilę, analizując jej słowa. W końcu, aczkolwiek niechętnie, skinął głową.
– Idź do parku, jest tam lodowisko, powinnaś z łatwością kogoś omamić.
Kiedy uśmiechnęła się szeroko, dodał jeszcze:
– Niech ci się tylko nie wydaje, że spuszczę cię choć na sekundę z oczu. Jeden podejrzany ruch i wkraczam do akcji, wiec lepiej hamuj swój temperament i nie zabij człowieka.
Miała ochotę powiedzieć mu, że w przeciwieństwie do niego jeszcze nikogo w życiu nie zabiła, ugryzła się jednak w język. Cała ta sytuacja była dla anioła i tak wystarczająco trudna, by komplikować ją dodatkową sprzeczką.
Śnieg skrzypiał pod jej butami, kiedy wchodziła do Memorial Parku. Wieczór był ciepły jak na tę porę roku, zaledwie kilka stopni poniżej zera, co jak na warunki pogodowe Kanady stanowiło prawdziwy fenomen. Ludzie mijali ją roześmiani, zadowoleni, ciesząc się wieczornym spacerem. Młodzież rzucała się śnieżkami, i Sue musiała raz po raz odskakiwać w bok, by nie oberwać zabłąkaną kulą. Tak naprawdę to miała ochotę przyłączyć się do rozchichotanej młodzieży i pewnie gdyby nadal była człowiekiem tak właśnie by zrobiła.
Dziś jednak przyszła tu w zupełnie innym celu i aby wykonać zadanie musiała zapomnieć o wszystkim co działo się dookoła. Jakieś pięćdziesiąt metrów przed nią, jasno oświetlone sznurami kolorowych lampek, błyszczało lodowisko. Tłum osób sunących po tafli bawił się doskonale, wykorzystując sprzyjającą aurę, kręcąc piruety i ósemki.
Sue przystanęła obok bandy i czekała. Zmusiła się by przywdziać na twarz idylliczny wyraz, który tak często widywała u wampirów, a który wabił ludzi jak ćmy do ognia. Mgiełka mocy otoczyła jej ciało niczym kokon. Nieco dalej, pod drzewem stał Nathaniel, przyglądając się temu ze złością wypisaną na twarzy. Sue nie zamierzała dziś przejmować się fochami skrzydlatego wojownika. Była tu w konkretnym celu i zamierzała go zrealizować. Co prawda jeszcze nigdy nie łowiła ludzi, sądziła jednak, że to nie może być aż tak trudne.
Mniej więcej dziesięć minut później przekonała się jak łatwo jest wampirowi zdobyć pożywienie. Chwiejąc się na nogach podszedł do niej młody, mniej więcej dwudziestoletni chłopak. Miał ciemne włosy i zielone oczy. Jego policzki ciągle jeszcze zdobił rumieniec, świadcząc że kilka minut temu ścigał się po tafli lodowiska. Teraz nie spuszczał z niej wzorku, a jego usta rozchylały się jakby chciał coś powiedzieć, tylko nie nic rozumnego nie przychodziło mu do głowy. Uśmiechnęła się do niego, choć w sumie zrobiło się jej żal, że tak łatwo uległ tej odrobinie magii, którą wysyłało jej ciało.
– Jesteś tu dla mnie? – zapytała, przypominając sobie słowa, które nie raz już słyszała od wampirzyc.
Skinął głową.
– Dla ciebie – z jego ust wydobył się ledwie zrozumiały bełkot.
– Jestem tu tylko chwilę. Nim odejdę, obdaruję cię wyjątkowym pocałunkiem. – Kontynuowała, w głębi ducha brzydząc się każdym wypowiadanym słowem. Nagle pożałowała, że to nie Nathaniel stoi przed nią. Jego nie musiała omamiać, z nim wszystko było proste i takie oczywiste. Niczego nie udawali, oboje wiedzieli kim są i czego od siebie oczekują.
– Dobrze pani – potaknął, nie rozumiejąc co miała na myśli.
– Chodźmy na bok – powiedziała, wskazując ławeczkę w głębi parku. Ponownie skinął głową, a potem niczym marionetka ruszył za nią we skazane miejsce.
Sue usiadła na jedynej ławce w parku, którą skrywała ciemność. Chłopak opadł na deski tuż obok niej. Milczał, czekając na jej rozkazy, zupełnie nieświadomy tego co działo się wokół niego, a zwłaszcza anioła przyglądającego się mu z oddali.
Sue postanowiła nie przeciągać sytuacji, pochyliła się do chłopaka, chwytając poły jego kurtki i odsuwając jego głowę na bok, tak by żyły na szyi stały się widoczniejsze. Wahała się przez chwilę, w końcu jednak wbiła zęby w ciało młodzieńca. Nie jęknął, nie krzyknął… Zwyczajnie nie zareagował w żaden sposób. Jak marionetka ze stoickim spokojem przyjmował jej pocałunek.
Skóra pękła z łatwością, a krew natychmiast zalała usta Sue, wypełniając jej ciało i żołądek porcją energii. W miarę jak piła jej umysł wypełniał się szeptami Thomasa.
Jesteś... moja Sue... Moje dziecko... pijesz krew... Jestem z ciebie taki dumny...
Próbowała odpowiedzieć, ale stwórca skutecznie blokował jej umysł.
W końcu przełamałaś się... Wiedziałem, że nadejdzie ten dzień… Sue, moja Sue… Moja, mała Sue.
Tak ojcze zdołała wyjąkać. Tęskniłam za tobą, tak bardzo się myliłam. Prawie nie wierzyła, że powiedziała coś tak obrzydliwego. Nigdy, nawet a najczarniejszy dzień swego życia nie tęskniła za Thomasem.
Przyjdź do mnie dziecko głos Thomasa ponownie rozległ się w jej głowie. Chcę sprawdzić kim teraz jesteś.
Gdzie cię szukać, panie?
Jutro wieczorem. Charles Street 25. Jeśli się spóźnisz, będę bardzo niezadowolony.

6 komentarzy:

  1. Dzięki za kolejny fragment miałam wrażenie że jestem z nimi razem tak plastycznie opisałaś tę scenę Nathaniel wygląda na mocno zazdrosnego ale argumenty Sue miały swoją wagę i jej poświęcenie przyniosło oczekiwany efekt Teraz czekam na rezultat spotkania dzięki Emi lubię witać dzień z Tobą blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Blanko. Faktycznie niektóre rozdziały pisze się łatwiej niż inne. Ten jakby sam płynął, przy moim minimalnym wysiłku. I podobnie jak Ty, miałam wrażenie, że stoję tam, przy Sue i Nathanielu.
      pozdrawiam

      Usuń
  2. Nareszcie Sue udało się zdobyć adres Thomasa. Jak Sue opuściła anioła to przez chwilę miałam wraźenie , że natknie się na Heinricha, całe szczęście, że inaczej to opisałaś. Bardzo dziękuję za kolejny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkanie z Thomasem nie będzie łatwe dla Sue. Zdradzę tylko, że Nathaniel również będzie zagrożony.

      Usuń
  3. Dziękuję za nowy rozdział. Też się boję że Heinrich może jeszcze sporo namieszać:)Cieplutko pozdrawiam Dana

    OdpowiedzUsuń
  4. Nathaniel wygląda na zazdrosnego że Sue nie chce pić z niego tylko poszukuje innego dawcy. Ale teraz Sue już wie gdzie znajdzie Thomasa . Mam nadzieje że Sue nie ucierpi . Dziękuję i pozdrawiam serdecznie Elka-el64

    OdpowiedzUsuń