wtorek, 9 grudnia 2014

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 1_epizod 2






Hrabia Melir es Kiral ze zmarszczonymi brwiami patrzył na poczynania swoich rycerzy. Po kilku latach względnego spokoju na smoczej ziemi znowu zapanował chaos. Co prawda jak na razie nie było powodów do paniki, ale władca już zdążył wydać rozkaz zwiększenia ilości wojowników w każdym zamku.
Szczęśliwie dla mieszkańców Karez, polecenie króla niewiele zmieniało. Melir nigdy nie rozwiązał oddziałów zbrojnych w swojej warowni; wręcz przeciwnie, ciągle zwiększał ich liczebność, werbując nowych wojowników, szkoląc rekrutów i dozbrajając istniejące oddziały. Zdawał sobie sprawę, że jego szczególne spojrzenie na kwestie zaciągu nie wszystkim się podobało, mało go to jednak obchodziło. Nawet w czasach pokoju nie czuł się szczególnie bezpiecznie.
Inną sprawą była rodzinna forteca. Tam zawsze czuł się najlepiej, jednak podróżując po reszcie królestwa nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ład i cisza są tylko pozorne. Król ciągle zwlekał z podjęciem ostatecznych działań, tłumacząc swoje decyzje troską o poddanych. Pokój wywalczony z takim trudem należało pielęgnować. Kolejne spory nie umocnią władzy, lecz sprowadzą strach i przerażenie na prostych ludzi.
To ostatnie było niestety prawdą, choć wielu smoczych wybrańców jeszcze nie do końca zdawało sobie sprawą z powagi sytuacji. Na szczęście Ariel nie zamierzał siedzieć z założonymi rękoma. Dyskretnie, tak by niewielu miało tego świadomość, wysyłał swoich ludzi na północ w poszukiwaniu zdrajców. Większość patroli wracała z niczym, jednak innym co jakiś czas udawało się wytropić niedobitki oddziałów Tollesto.
Takie szczęście mieli ostatnio, kiedy wraz z Quinkelem natknęli się na zgraję renegatów w drodze do lasu druidów. Walka była krótka, choć zażarta. Żałował tylko, że zamiast Cedrica, pierwszy nie wytropił kurellki. Rozprawiłby się z nią na miejscu, podrzynając jej gardło lub wyrywając zdradzieckie serce.
Pełna pychy kobieta nie raczyła odpowiadać na pytania króla, a władca nie uważał za stosowne torturowania słabej istoty. Na domiar złego list, który otrzymał od druidów, utwierdził go jeszcze w jego przekonaniu w sprawie Gerenisse.
Nawet teraz Melir nie potrafił zrozumieć jak to się stało, że władca puścił dziewkę wolno. No może nie całkowicie wolną, ale w zasadzie inaczej tego nie można było nazwać. Przeczytawszy list, Ariel zdecydował się oddać dziewczynę pod opieką Cedrica, przykazując mu zabrać kobietę do swego zamku i tam pilnować jak oka w głowie. Monarcha wyraźnie liczył, że kurellka w przyjaźniejszych warunkach, pod pozorami wolności, zacznie mówić o swoim bracie.
Hrabia prychnął. Też coś, Gerenisse była niczym więcej jak suką służącą zdrajcom. Była dokładnie taka sama jak jego... Mężczyzna potrząsnął głową, przepędzając natrętne myśli, cudem unikając wypowiedzenia imienia byłej żony.
Nie było istoty na Siódmym Lądzie, którą darzyłby tak wielką nienawiścią. Codziennie prosił przodków i bogów o śmierć dla niej i tych, którzy kiedykolwiek udzielili jej wsparcia.
Zmełł w ustach przekleństwo i skierował się do zamku. W hallu jak zawsze było czysto i przestronnie, tak samo z zresztą jak w każdym innym zakątku jego domu. Służący nie szczędzili wysiłków, pilnując, by nawet najdrobniejszy pyłek nie pokrył drewnianych mebli, obrazów i zastawy.
Idąc korytarzem rozglądał się uważnie. W Karez zawsze panowała cisza, dzieci nie biegały po krużgankach, a nawet jeśli służki przyprowadzały maluchy do kuchni, te nigdy nie zakłócały spokoju pana zamku. Zadawał sobie sprawę, że większość osób postrzegało go jako dziwaka i gbura, jednak mało go to obchodziło.
– Jaden! – zawołał. Zarządcy nie było w zasięgu jego wzroku, nie znaczyło to jednak, że mężczyzna nie kręcił się w pobliżu. I faktycznie, nie musiał nawet ponawiać wołania, gdy jasna głowa mężczyzny wyłoniła się zza rogu.
 – Panie… – zaczął szybko. Był to mężczyzna w średnim wieku, który wiernie służył Melirowi, skrupulatnie i bez żadnych zbędnych komentarzy wypełniając wszystkie rozkazy.
– Wysłałeś listy do kupców? – Hrabia zmierzył sługę czujnym spojrzeniem. Nie uszło jego uwagi wzburzenie wypisane na twarzy mężczyzny.
– Nie zdążyłem – odparł. – Ale jeszcze dzisiaj to zrobię – zapewnił skwapliwie.
Melir zmarszczył brwi.
– Miałeś to zrobić po obiedzie, tymczasem zaraz dzwon zacznie bić na wieczerzę.
Jaden zmieszał się jeszcze mocniej.
– Jest pewien problem, mój panie. Próbowałem go sam rozwiązać, ale mi się nie udało.
– Co się stało? – Hrabia Karez od razu nabrał czujności.
– Nic takiego – zapewnił zarządca, przestępując z nogi na nogę. – To tylko kłótnia małżeńska.
Na jasnej twarzy smoka pojawiła się pionowa bruzda.
– Ty nie jesteś żonaty! – warknął.
– Ależ to nie o mnie chodzi – zaprzeczył szybko Jaden. Wymachiwał rękoma, przestraszony, że pan podejrzewa go konszachty z kobietami na służbie. – Para wieśniaków wykłóca się od samego rana, domagając wysłuchania.
– O co chodzi? – zapytał niechętnie Melir. Chociaż był panem tych ziem i rozstrzyganie sporów, w tym waśni rodzinnych, również leżało w zakresie jego obowiązków, niespecjalnie kwapił się do tego, zwłaszcza gdy sprawy tyczyły się relacji z kobietami.
– Małżeńska kłótnia, niewiasta chce odejść. Mąż twierdzi, że połowica go zdradziła i dziecko nie jest jego. Ona, że on ją bije – wyrzucał z siebie szybko zarządca.
 – Zdradziła...? – Tylko to jedno słowo wyszło z ust hrabiego i Jaden zbladł, zdając sobie sprawę, że niewiasta właśnie znalazła się na przegranej pozycji.
Białowłosy lord odepchnął zarządcę na bok, sam zaś skierował się do mniejszej sali, zwanej dzienną. W głowie mu szumiało, a przed oczyma pojawił się obraz kobiety, która miała go kochać po kres świata, a zdradziła go zaledwie po kilku latach wspólnego życia. W efekcie wierzył głęboko, że wszystkie niewiasty były dziwkami i nic nie wartymi kłamczuchami.
Wszedł do izby tak gwałtownie, że skłóceni małżonkowie zaniemówili na jego widok, chociaż zaledwie chwilę wcześniej skakali sobie do gardeł. Melir przemówił, nim którykolwiek z małżonków zdołał otworzyć usta. Wysłuchiwanie pretensji skłóconej pary wieśniaków było ostatnim o czym marzył.
 – Odpraw ją, jeśli cię zdradziła – zadecydował od progu, nie racząc nawet spojrzeć na kobietę.
– Ależ panie… – Jaden, który wbiegł za nim do sali, wtrącił się do dyskusji. – On złamał jej rękę.
Hrabia zamrugał zaskoczony słowami pomocnika. Dopiero teraz uważniej przyjrzał się niewieście. Całe jej odzienie było brudne od krwi i błota, a twarz i włosy pokrywała zaschnięta krew. Kobieta jedną rękę trzymała w chuście, którą prowizorycznie zawiązała na szyi. Drugą tuliła do uda małe, mniej więcej dwuletnie dziecko. Smok spojrzał na malca. Był równie brudny jak matka, a mimo to stał cichutko, miętosząc w paluszkach szarą koszulinę. Możliwe, że kłótnie rodziców nie robiły już na nim wrażenia, a może po prostu wolał nie zwracać na siebie uwagi.
Melir zmusił się, by podejść do kobiety i jej malca. Z bliska niewiasta wyglądała jeszcze żałośniej.
 – Pobił cię? – zapytał. Słowa te z trudem wyszyły z jego ust. Znał odpowiedź. Kobieta miała ją wypisaną na twarzy. Chłop znęcał się nad nią przez lata, a dziś po prostu miarka się przebrała.
Podobna sytuacja miała miejsce w wielu domach. Kobiety zgadzały się na taką rolę. Zawsze lepiej było mieć jakiegokolwiek męża i ojca dla dzieci, niż samemu borykać się z trudami wychowywania i karmienia licznej dziatwy.
Skinęła tylko głową, nagle onieśmielona bliskością białowłosego pana. Dziecko przytulone do jej nogi rozdziawiło usta, nic jednak nie powiedziało, gapiąc się na hrabiego błękitnymi oczyma.
– Często mu się to zdarza? – dociekał smok, nie spuszczając wzroku z kobiety i jej berbecia.
– Oj tam często, tak jakoś mi się wymsknęło, a ta od razu do zamku leci – wtrącił chłop, coraz bardziej zdenerwowany tym, że hrabia zaczął przepytywać jego połowicę.
Smok sapnął tylko ciężko.
– Nie ciebie pytam! – syknął przez zęby, potem ponownie zwrócił się do kobiety.
– Często?
Wzruszyła ramionami.
– A bo ja ci tam liczę – odparła. – Zdarza mu się od czasu do czasu, jak wszystkim. Ale gdy sporo popije… – nagle zamilkła, mierząc męża ostrym wzrokiem. – Wtedy zapomina o całym świecie i tłucze bez opamiętania, a wrzeszczy przy tym i wypomina… – W jej oczach pojawiły się łzy. – Mój panie, nie myśl sobie, że się skarżę, bo ja bym to zniosła, ale dziecka szkoda, bo czy ono temu winne?
Smok zmarszczył brwi. Nie lubił takich sytuacji, zwłaszcza kiedy kobiety brały go na litość i kazały zabierać głos w sprawach, o których nie miał pojęcia.
– Chłopca też bije? – zapytał, wskazując na malca.
– Niech przodkowie strzegą! – wysapała, osłaniając malca zdrową ręką.
– Czemu on taki cichy? – ciągnął lord.
– To bękart – znowu odezwał się chłop. – Baba się puściła to i berbecia głuchego jak pień urodziła.
– Oj jakiś ty głupi! – wrzasnęła nagle kobieta, wygrażając mężowi. – On tak samo twój jak i mój! Niech hrabia sam powie, czyż nie podobny? Nawet znamię na ramieniu ma jak ojciec, a ten go tylko odpycha. – Zwróciła się do Melira, odsłaniając chude ramionko dziecka, ukazując małą brązową kulkę. – Co ja na to poradzę, że dzieciak inny się urodził?
Smok wyprostował się gwałtownie, po czym jak najszybciej wycofał się w bezpieczne miejsce, z dala od kobiety, starając się, by nie wyglądało to na ucieczkę. Już dawno nie przebywał tak blisko żadnej niewiasty.
– Możesz od niego odejść – powiedział w końcu. – Jeśli nie masz dokąd się udać, w zamku zawsze znajdzie się dla ciebie jakiś robota, a i twojego syna nikt tu nie przepędzi. – Był zły, że to powiedział, ale słowa wypłynęły z jego ust, nim zdołał nad nimi zapanować. To wszystko z powodu dzieciaka, powtarzał sobie. Miał gdzieś, co się stanie z niewiastą. Przez lata pozwalała się katować, zgadzając na mężowskie wysoki. Jednak dziecko... Melir potrząsnął głową.
 – Ale ja się nie zgadzam! – Chłop zamachał desperacko rękoma. – To moja baba, jej miejsce jest w mojej chałupie.
– Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej! – warknął Melir.
– Kto mi teraz będzie strawę gotował i odziewek prał? – ciągnął mężczyzna.
– Gdybyś żony nie tłukł, tylko o nią dbał, dalej by to robiła – wtrącił zarządca.
 – Niech jej opatrzą tę pieprzoną rękę! – warknął Melir, przeklinając swoje dobre serce. – I niech jej dadzą jakieś zajęcie, by nie pętała mi się pod nogami! – dodał ostrzej, Jaden zaś tylko pokiwał głową. Doskonale wiedział, że pan ledwie tolerował obecność niewiast w zamku. Mogły tu być, pracować i służyć, ale lepiej było, gdy nie wchodziły mu w drogę.

Betowanie rozdziału - Wiktoria Filipowska

6 komentarzy:

  1. A jednak Melir pozwolił chłopce zostać z synem w zamku, czyli aż taki zły nie jest na przeciwną płeć. Zresztą już czas najwyższy aby zapomniał o wiarołomnej żonie. A zo do Gerenise to tak myślałam, że pójdzie z Cedrikiem do jego domu. Bardzo dziękuję za piękny rozdział. Pozdrawiam serdecznie, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, pod tą twardą i nieugiętą skorupą, Melir skrywa ogromne pokłady wrażliwości. Trzeba tylko poszukać mu kobietę, która wydobędzie to piękno z niego na zewnątrz.

      Usuń
  2. Kolejny Smoczuś z pretensjami do kobiet???

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczyna się ciekawie. Od razu widać, że Melir bardzo przeżył zdradę żony i jego zdanie o kobietach ogółem nie jest przez to najlepsze. A jednak pozwolił kobiecie i jej synkowi zostać na zamku :)
    Dzięki piękne za ten rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie K.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak by byl dobry i dbal o one to by mu rogow nie przywalila, a teraz nienawidzi wszystkich kobiet Palant i tyle Dziekuje Emis i buzi :***

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafił nam się smok cięty na kobiety, doświadczenie życiowe doświadczeniem, nie można jednak wszystkich niewiast mierzyć miarą jednej. Mimo wszystko nie zważając na swą nienawiść do kobiet, staną po stronie chłopki, to dobrze o nim świadczy.

    Dziękuję :*
    koralgolka

    OdpowiedzUsuń