wtorek, 26 maja 2015

Malos - Rozdział 13_epizod 2



Nie miał ochoty wypuszczać jej ze swych ramion. Była ciepła i miękka, a jej usta smakowały wybornie. Przycisnął ją mocniej do siebie. Jęknęła, intensywniej wtapiając się w jego ciało. Jej dłonie przesunęły się po jego plecach, ponownie spoczywając na twardej bliźnie. Malos nie lubił, gdy dotykano go w tym miejscu, ale palce Santi były tak delikatne, że jego ciało zareagowało jeszcze entuzjastyczniej. Jak przez mgłę docierały do niego dźwięki z mieszkania: skrzypnięcie drzwi, szuranie nóg. Dopiero głośne chrząknięcie spowodowało, że chłopak przerwał pocałunek, jednak jeszcze kilka chwil upłynęło, nim otrzeźwiał na tyle, że zrozumiał, iż nie są sami, a w salonie stoi Nathaniel i przygląda się im z szerokim uśmiechem na ustach.
– Jeśli przeszkadzam, przyjdę później – rzucił, a słowa wojownika podziałały jak kubeł zimnej wody na całujących się.
Santi otrzeźwiała w ułamku sekundy, a chwilę później z głośnym piskiem odskoczyła od Malosa. Usta dziewczyny ciągle jeszcze były zaczerwione od pocałunku, a jej policzki zdobiły ciemne rumieńce.
– To... – zaczęła drżącym głosem, widząc jednak uniesione brwi Nata, zamilkła. Chwilę później odwróciła się na pięcie i pobiegła do sypialni. Trzaśnięcie drzwiami tylko potwierdziło, jak bardzo była wzburzona.
– Mam wrażenie, że coś mnie ominęło – rzucił z przekąsem wojownik, jeśli jednak oczekiwał, że Malos zacznie dzielić się z nim pikantnymi szczegółami, bardzo się rozczarował.
– Mam nadzieję, że przysłała cię Ana – odparł Malos, lekceważąc wcześniejszą aluzję anioła.
Ciche sapnięcie, które wydobyło się z ust Nata, było jedynym komentarzem do sytuacji.
– Żona pierwszego kazała mi się z tobą rozmówić – rzucił, wsuwając kciuki w kieszenie spodni.
– Domyśliłem się – stwierdził cierpko młody anioł. Schylił się po koszulkę upuszczoną na podłogę i jednym ruchem naciągnął ją na ciało. Zaraz potem, nie patrząc już na Nata, ruszył do drzwi. – Pogadamy na zewnątrz – powiedział.
Nathaniel uśmiechnął się łobuzersko, nie powiedział jednak nic, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi mieszkania.
– Teoretycznie powinienem cię ostrzec, że wdając się w romans z Santi, narażasz siebie i ją na niebezpieczeństwo. Obawiam się jednak, że jest już za późno i nie posłuchasz mnie.
– Co do cholery masz na myśli! – warknął chłopak. Zakłopotanie wywołane tym, że dał przyłapać się wojownikowi Michaela, minęło w jednej chwili.
– A jak ci się wydaje? – Kpiący uśmiech błąkał się po wargach Nathaniela. Mężczyźni nie zjechali windą na dół, lecz udali się schodami na dach budynku. Szurając buciorami po betonowym stropie podeszli do krawędzi. Nat usiał na kamiennym murku.
– Nie mam bladego pojęcia! – kolejne przekleństwo wymknęło się ust młodego anioła. – Co relacje łączące mnie i Santi mają wspólnego z naszym pobytem na ziemi?
– Może nic, a może twoim byłym kochankom nie spodoba się, że przygruchałeś sobie już inną? – Słowa Nathaniela, choć wypowiedziane lekkim tonem, niosły ze sobą całkiem realną groźbę.
Twarz Malosa stała się kredowobiała.
– Czy dlatego, Ana widziała Santi w niebezpieczeństwie? – zapytał.
Nathaniel nie odpowiedział. Zamiast tego, sięgnął do kieszeni spodni po paczkę papierosów i nie zadając sobie nawet trudu, by poczęstować przyjaciela, wyciągnął jeden, zapalił i zaciągnął się mocno. Biały dym otoczył wnet niebezpiecznie przystojną twarz anioła.
– Ana nie jest pewna, co może się zdarzyć. Wyczuwa tylko dwie sprawy: pierwsza to, słabnące siły życiowe Willa, druga – śmierć otaczającą Santi.
– Cholera! – zaklął anioł.
– Ana nie jest pewna, co zagraża Santi. Widzi kilka sprzecznych wizji.
– Jak mam to rozumieć?! – W głosie Malosa pojawiła się frustracja. – Zawsze bezbłędnie określała, co może się wydarzyć?
Nathaniel przekrzywił głowę, przypatrując się uważnie chłopakowi.
– Może wynika to z tego, że jeszcze nie podjąłeś ostatecznej decyzji?
– Decyzji?! – Malos wyglądał jakby ktoś dał mu w twarz. – Co to ma niby znaczyć?
– Dotąd nie określiłeś się, gdzie chcesz być, z kim, ani, co akurat najważniejsze, kim chcesz być.
Nie spodziewał się takich słów. Odruchowo cofnął się o krok.
– Jestem aniołem – powiedział automatycznie.
– Naprawdę? – Kpina w głosie Nata była wręcz namacalna. – Jesteś pewien, że nadal chcesz nim być?
– Oczywiście, nie rozumiem, jak możecie mieć co do tego wątpliwości. Wiem kim jestem, tak samo, jak wiem, że mój dom leży w Concorze.
– Gabriel zapewne ucieszy się, słysząc tak gorliwe wyznanie – rzekł Nathaniel, strzepując ostatnie drobiny popiołu na beton.
– Nic mu do mego życia! – wrzasnął chłopak, wymachując rękoma w powietrzu.
– A Santi? – zapytał wojownik, ignorując gniewny ton młodzieńca. – Jej również nic do twego życia? – Zgodnie z jego przewidywaniami, chłopak zamilkł, tępo wpatrując się w swoje buty.
– Nie bawię się nią, jeśli o to pytasz. Trochę nas poniosło, przyznaję, ale nie zamierzam jej wykorzystać. Jest kobietą, anielicą, wrażliwą i piękną. Wiem, że ma swoje potrzeby...
– A wiesz też, jak bardzo jest samotna? – Nathaniel przerwał mu zdecydowanym głosem. – Jak ci się wydaje, ilu aniołów mieszkających w Concorze potrafi zaakceptować jej inność?
Po twarzy Malosa przetoczył się grymas gniewu, dłonie chłopaka odruchowo zacisnęły się w pięści.
– Zapewne nikt! – warknął. Przebrzydłe anioły uważały się za lepsze od wszelkich gatunków, które stworzył Pan. Istoty doskonałe i wszechmocne. Santi nie pasowała do tego obrazu.
– Nikt to może zbyt mocno powiedziane, ale z pewnością niewielu.
– Ja nie jestem jak inni? – rzucił, a Nathaniel uśmiechnął się krzywo.
– To dobrze, bo ona zasługuje na szczęście. Jeśli więc chodzi ci po głowie zaledwie przelotny romans, zakończ to teraz.
– Grozisz mi? – Zaskoczenie odbiło się na twarzy młodzieńca. Z niedowierzaniem wpatrywał się w drugiego anioła, którego do tej pory miał za przyjaciela. Nathaniel zaś wstał z murku i zbliżył się druha.
– Lubię Santi, a ona ma przyjaciół, którzy pilnują, by nie przydarzyła się jej krzywda. Mówię tylko, że nie ujdzie ci bezkarnie wykorzystanie dziewczyny.
– Nie zamierzam jej ranić! – syknął w odpowiedzi Malos. Zaczynało go już irytować, że musi tłumaczyć się przed wojownikiem.
Nat milczał chwilę, uważnie wpatrując się w twarz młodzieńca. W końcu uśmiechnął się szeroko i rzucił nieco bardziej przyjaznym tonem:
– Zatem chodźmy polować na potwory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz