czwartek, 11 czerwca 2015

Twierdza Wspomnień - Rozdział 17_epizod 2



Czas, który spędził czekając, aż wróci wysłany do zamku smok, dłużył mu się niemiłosiernie. Starał się nie zwracać uwagi na kupców, którzy bez najmniejszego trudu przejeżdżali obok strażników i uśmiechając się do niego kpiąco, ładowali się do windy, mającej zanieść ich do Farrander. Zamiast tego wolał skupić się na tych, którym wartownicy kazali zawracać. Odprawionych z niczym była zdecydowana większość. Ci wszyscy ludzie z takim mozołem wdrapujący się na płaskowyż, musieli pogodzić się porażką. Smoki bowiem nie wpuszczały nikogo, kto nie został zaproszony lub też nie był w stanie okazać się papierami świadczącymi, że wwoził niezbędne do życia towary dla mieszkańców królewskiego miasta. Większość niewpuszczonych pomstowała i wygrażała pięściami pod adresem strażników. Nie szczędzono im również wyzwisk i niewybrednych epitetów. Szczęściem dla większości, zbrojni byli odporni na tego typu zachowania. Lata służby uodporniły ich na żale i płacze.
Siedzący obok Lamisa staruszek cicho komentował to, co działo się wokół niego. Ślepiec nie był w stanie dostrzec przepychanek i gniewnej reakcji pospólstwa. Słyszał jednak ich krzyki oraz wyzwiska, jakimi obrzucali zbrojnych.
– Co się dzieje? – podpytywał co kilka chwil. Kurell z trudem hamował się przed zruganiem starca. Chcąc jednak dostać się do zamku, zmuszał się, by odpowiadać najspokojniej jak to tylko było możliwe.
– Nic nadzwyczajnego dziadku, ot nie wpuszczono kolejnej grupy – mówił i zazwyczaj ta odpowiedź wystarczyła jego towarzyszowi. Czasem jednak starzec domagał się opisania tego, co widział kurell.
– Trzy rodzinny z dzieciskami – streszczał wtedy złotnik. – Strażnicy nie chcą ich wpuścić, bo nie mają zaproszeń, za to dwa wozy pełne tobołków i sporo gęb do wyżywienia.
– Ojejku, ojejku – komentował ślepiec. – Słyszę płacz dzieci, może głodne labo chore?
– Smocza stolica nie jest dla każdego – tłumaczył kurell, siląc się na spokój. W gruncie rzeczy mało go obchodziły dzieci wieśniaków. Jego zdaniem zamknięcie bram Farrander było doskonałym pomysłem. Gdyby był na miejscu Ariela, zrobiłby to samo. Miejsce króla jest na smoczej górze, a gawiedzi i pospólstwa na nizinach. Im więcej hołoty będzie miało wstęp do stolicy, tym większe rozpasanie i mniejszy strach przed władcą. Monarcha niedostępny dla biedoty budzi większe przerażenie i respekt.
– Hej, wy dwaj! – krzyknął jeden ze strażników, dając znać, by Lamis i ślepiec podeszli do niego. Był to wysoki mężczyzna, z czarnymi jak smoła włosami, przetykanymi jasnożółtymi pasmami. Jego ciemne oczy wwiercały się w kurella. Zbrojny zmarszczył brwi, mierząc z uwagą stojących przed nim mężczyzn i złotnik poczuł, jak pot spływa mu plecach. Serce szaleńczo łomotało w piersi, mimo to starał się przyjąć odważną postawę i nie dać po sobie znać, jak bardzo się boi.
– Długo to trwało – rzucił, stając przed wojownikiem. Starca przezornie otoczył ramieniem.
– Nie pyskuj! – warknął smok. Zbrojny przesunął spojrzenie na twarz ślepca i marszcząc brwi, powiedział:
– Lord z Karez potwierdził twoją wersję zdarzeń – zagrzmiał. Kwaśny wyraz twarzy mężczyzny nie zmienił się ani odrobinę, świadcząc, że gdyby to od niego zależało, nie wpuściłby żadnego z nich do królewskiego miasta. – Możecie iść do windy, hrabia będzie czekał na was u góry.
Niepewny uśmiech pojawił się na twarzy wędrowca.
– Naprawdę...? – pytał raz po raz z niedowierzaniem i nawet kiedy Lamis ciągnął go ku drewnianej windzie i stojącej przy nim kolejnej grupie wartowników, nie przestawał mamrotać: – Tak się cieszę... tak się cieszę...
– Tak, tak, fantastycznie – mruczał pod nosem kurell, popychając łagodnie ślepca przed sobą. W głębi duszy również się radował. Los wybitnie mu sprzyja i jeśli pójdzie tak dalej, wkrótce odnajdzie Gerenisse.
Zbrojni obsługujący windę nie zaprzątali sobie głowy, dwójką pieszych wędrowców. Mieli większe problemy, jak chociażby takie, by wprowadzić konie na chwiejącą się platformę i nie dopuścić do wypadku. Konie parskały i nerwowo przebierały kopytami. Wyczuwając obok siebie drapieżniki, nie zamierzały tak łatwo dać się obłaskawić. Dopiero narzucenie im szmat na łby spowodowało, że wierzchowce wyciszyły się odrobinę i pozwoliły woźnicom wprowadzić do drewnianej klatki.
– Głupie stwory! – warknął jeden z rycerzy, szykując się do zamknięcia furty. Głową nakazał Lamisowi wejście do windy.
– Pospieszcie się – pogonił ich. – I stańcie tam w narożniku. W przeciwnym razie bestie jeszcze was pokopią.
Kurell posłusznie wszedł na platformę, wciągając za sobą starca, który nagle zamilkł jak rażony gromem. Zaraz też popchnął ślepca do rogu, sam zajmując miejsce obok niego. Kupiec, którego konie nie chciały wejść do windy, stał między swymi zwierzętami, pilnując, by płachty nie zsunęły się im z łbów. Nie zaszczycił Lamisa ani jednym spojrzeniem. Za co ten był bardzo wdzięczny. Znał bękarta i bynajmniej nie miał o nim dobrego zdania. Roma, bo tak się nazywał, był szczwany jak lis i bardziej chytry, niż większość kurellów i krasnoludów razem wziętych. Nigdy nie wchodził w niepewne interesy, zaś wszystkie jego transakcje musiały być okupione znacznym procentem. Swego czasu Lamis robił z nim sporo interesów. Gościł go w swoim domu w Lahmar, poił najlepszym winem i jadłem, zapewniał mu również młode dziewczęta, bo tylko takie uznawał handlarz.
Winda ruszyła i ślepiec mocniej zacisnął rękę na ramieniu kurella. Korciło Lamisa, by odepchnąć pomarszczoną dłoń, zmusił się jednak by pozostać nieruchomo. Póki nie znajdzie się na szczycie, musi udawać opiekuna staruszka. Potem każdy z nich pójdzie w swoją stronę.
– Daleko jeszcze? – dopytywał się dziad.
Lamis uniósł głowę, poprzez gęste chmury nic nie widział. Równie dobrze mogli być dopiero w połowie drogi, jak i już na szczycie. Jedynym wyznacznikiem tego, że zmierzają w dobrym kierunku, były ciepłe kamienie smoczej góry. Żar z nich bijący łagodził chłodne, górskie powietrze. Winda skrzypiała głośno, zaś grube liny nieprzerwanie skrzypiały, unosząc ich w przestworza.
– Otaczają nas chmury i nic nie widać – odrzekł zgodnie z prawdą.
Starzec pokiwał głową i na powrót zamknął się w sobie.
Mięło jeszcze sporo czasu, nim przeciągłe chrobotanie oznajmiło, że dotarli na miejsce. Zaraz potem ich oczom ukazały się mury zewnętrze i winda zatrzymała się na kamiennym balkonie.
Dwóch wartowników przytrzymało klatkę, wciągając ją na skalny nawis. Kolejny otwierał furtę. Lamis wyszedł jako pierwszy, pomagając starcowi złapać równowagę na twardym podłożu. Kątem oka rozejrzał się, sprawdzając, czy jest bezpiecznie i żaden dawny znajomy nie czai się w pobliżu. Miasto wyglądało tak, jak je zapamiętał. Te same uliczki i budynki, ci sami ludzie, szczęśliwi i beztroscy jak zawsze.
– Jesteśmy – powiedział do ślepca.
– Naprawdę? – dopytywał się wzruszony starzec, a łzy wzruszenia płynęły po pomarszczonych policzkach. – Nie mogę uwierzyć, nie mogę uwierzyć – powtarzał.
– Lepiej uwierz, przyjacielu, bo to nie sen – niski tubalny głos zabrzmiał gdzieś z boku i spowodował, że kurell skulił ramiona. Mężczyzna, który szedł ku niemu zdecydowanie był smokiem. Świadczył o tym jego wzrost, szerokie ramiona i białe niczym śnieg włosy – hrabia Kiral. Lamis przełknął nerwowo ślinę. Znał tego lorda, spotkali się kilkakrotnie w Lahmar, kiedy w drodze do Farrander smok zahaczał o kopalnie. Rozmawiali, choć nie były to zbyt przyjazne pogaduszki. Ten mężczyzna nie słynął z łagodnego usposobienia. Do wszystkich odnosił się z rezerwą i żadną miarą nie można było kupić jego przychylności. Teraz zaś stał ledwie kilka kroków od Lamisa. Nie uśmiechał się, ale też nie wyglądał na wzburzonego. Jego spojrzenie koncentrowało się na starcu i to do niego skierowana była mowa.
– Dotrzymałeś słowa – wychrypiał starzec.
– Ja zawsze go dotrzymuję – odrzekł smok. – Obiecałem ci ciepły kąt na stare lata i tak też będzie – ciągnął lord. Mężczyzna podszedł do ślepca i ujął go pod ramię. Lamis odsunął się w tej samej chwili. Starał się również odejść niepostrzeżenie, nim hrabia przyjrzy się mu uważnie i rozpozna w nim dawnego znajomego. Nie zdołał jednak tego zrobić, gdyż hrabia zwrócił się bezpośrednio do niego.
– Pomogłeś memu przyjacielowi tu dotrzeć? – pytanie zawisło w powietrzu i kurell przełknął nerwowo ślinę.
– Oczywiście, to starszy człowiek. Nie godzi się go zostawiać samego, bez opieki – rzucił, uśmiechając się szeroko, co jak wiedział, sprawi, że jego policzek zapadnie się jeszcze bardziej i nada twarzy szkaradny wyraz.
Tak jak podejrzewał, wzrok smoka skupił się na szramie i ogólnym wyrazie, pomijając zdrową stronę.
– Dziękuję – odrzekł lord, wolno cedząc słowa. – Zabieram teraz swego gościa, więc już nie musisz się nim kłopotać i w spokoju możesz załatwiać swoje sprawy, bo masz tutaj jakieś sprawy, prawda...? – niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu i Lamis zacisnął dłonie w pięści. Nie przybył z żadnym ładunkiem, nie mógł więc skłamać, że był handlarzem lub chociażby zbierał zamówienia na towary. Zatem pozostała mu tylko jedna możliwość. Szczęściem dla niego, pamiętał nazwisko archiwisty.
– Tak, mam interes do Baltora.
Wzrok lorda stał się jeszcze czujniejszy.
– Jakie to sprawy cię do niego kierują?
Kurell podrapał się po spiczastej brodzie.
– Zawiłości genealogii smoczych rodów i koligacji z elfami – skłamał bez zająknięcia. Doskonale wiedział, że rodowe księgi znajdują się w Farrander i kto trzyma nad nimi pieczę.
Białowłosy smok skinął głową.
– Życzę powodzenia – rzekł, a potem odszedł w głąb miasta razem ze starcem. Lamis jeszcze długo stał w miejscu, nie mogąc uwierzyć, jak niewiele brakowało, by ten podejrzliwy mężczyzna zwietrzył podstęp. Wystarczyłoby jedno niewłaściwe słowo i hrabia Kiral w mig połapałby się, że kurell był tu obcy. Szczęściem, ślepy dziad był zbyt zafascynowany królewskim miastem, by wygadać się przed smokiem, że jego towarzysz doczepił się od niego, kiedy już prawie dotarł na szczyt.
– Lepiej nie kuś losu – mruknął do siebie i naciągając kaptur na głowę, ruszył na miasto. Celowo wybierał boczne uliczki, zapełnione gawiedzią i mieszczanami, a nie główne drogi prowadzące wprost do zamku. W tłumie zwykłych mieszkańców łatwiej się było zgubić i nie zwracać na siebie uwagi niż na kamiennych alejkach tak pilnie strzeżonych przez gwardzistów. Przemykając ulicami, raz po raz zerkał na mury. Potężne flanki otaczające zwartym pierścieniem całe miasto, były wyższe niż jakikolwiek budynek. Na kamiennych murach siedziały smoki. Bestie wielkie i przerażające. Każda z nich błyszczącymi ślepiami śledziła to, co działo się pod ich stopami.
Nie miał wątpliwości, że jeden jego niewłaściwy ruch lub gest, wszcząłby alarm i zwróciłby uwagę wartowników. A stąd już bliska droga do lochów lub jeszcze gorzej wprost do brzucha stwora.
Idąc, pilnował, by światło dnia zanadto nie padało na niego i nikt nie miał sposobności rozpoznać w nim kurella. Jednak dopiero, kiedy zatrzymał się pod drzwiami pomalowanymi na krzykliwy złocisty kolor i odczytał niemniej rzucający się w oczy napis: „Iglen – złotnik nad złotnikami” – odetchnął z ulgą. Nie oglądając się za siebie, wszedł do środka.
Przysadzisty mężczyzna z szerokim jak kartofel nosem i rudym zarostem odezwał się, nim kurell zdołał zamknąć za sobą drzwi.
– Potrzebujesz klejnotów dla swojej żony, kochanki albo matki, dobrze trafiłeś – wyrecytował złotnik, nawet nie unosząc głowy znad naszyjnika, nad którym właśnie pracował.
– Nie szukam kosztowności, tylko informacji i przyjaciela – odparł Lamis, opierając się dłońmi o blat stołu.
Rzemieślnik uniósł głowę i przez moment zdumienie odmalowało się na jego twarzy.
– Lamis...? – rzekł z niedowierzaniem, a jego oczy zrobiły się równie wielkie, jak kamienie, które usiłował umieścić w naszyjniku. Widząc jednak, że przybyły kładzie palec na ustach, dodał już mniej dobitnie: – Chłopie, wyznaczono nagrodę za twoją głowę, uciekaj stąd pókiś żywy.

5 komentarzy:

  1. Nie mogę uwierzyć, że Lamisowi udało się dotrzeć, mało tego to jeszcze Melir go nie rozpoznał. I on ma znaleźć szpiegów. oj coś nie tak z nim. Mam nadzieję, że niedługo się poprawi(Meril). Bardzo dziękuję za rozdział, pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Bosh Emiś 3 miesiące prawie mnie nie było ale nadrobilem zaległości właśnie :) jeszcze zdrada mi zostala tylko musze znaleźć gdzie skończyłem :) Dziękuję Emiś I buzi :****

    OdpowiedzUsuń
  3. Bosh Emiś 3 miesiące prawie mnie nie było ale nadrobilem zaległości właśnie :) jeszcze zdrada mi zostala tylko musze znaleźć gdzie skończyłem :) Dziękuję Emiś I buzi :****

    OdpowiedzUsuń
  4. Z całą pewnością już dziś wieczorem, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń