wtorek, 11 sierpnia 2015

Malos - Rozdział 14_epizod 2



Wchodząc do mieszkania, Malos wiedział, że stało się coś złego. Zapach krwi i woń harpii roznosił się po całym pomieszczeniu, jednak to zrozpaczona mina Santi, wzbudziła w nim największe przerażenie. Nat, który szedł za nim, natychmiast sięgnął po noże, wypatrując wroga.
– Santi...? – zapytał anioł.
Dziewczyna nie zareagowała. Siedziała na kanapie, z kolanami podciągniętymi pod samą brodę, kołysząc się w tył i przód. Jej twarz była niezwykle blada, a policzki zapuchnięte od łez. Tępym wzrokiem wpatrywała się w skrawek materiału leżący na stoliku do kawy.
Nathaniel okiem wojownika przeskanował pokój. Pozornie wszystko było na swoim miejscu: meble, kwiaty, bibeloty i książki należące do Any. Marszcząc brwi, poszukał źródła zapachu harpii. Na stole przed dziewczyną leżało coś dziwnego, co zdawało się wręcz emanować zapachem krwiożerczych bestii.
– Santi! – powiedział nieco ostrzej, ale kobieta ponownie nie zareagowała. Dopiero kiedy Malos uklęknął przed nią i dotknął dłonią jej policzka, wlepiła w niego przerażone spojrzenie.
– Zabiją go... zabiją... przeze mnie... To wszystko moja wina... – załkała.
– O czym ty mówisz? – Na twarzy chłopaka pojawiała się konsternacja. – Nie zrobiłaś nic złego i nie ponosisz winy za porwanie Willa. Jeśli już ktoś jest tutaj winny, to ja. To mnie chcą dopaść, dlatego zakradły się do Concory.
– W takim razie, dlaczego każą mi wynosić się z miasta? – Głos dziewczyny był ochrypłym zgrzytem.
– Powód jest tylko jeden, nie chcą byśmy je znaleźli – stwierdził przytomnie Malos, ale Santi nie wydawała się przekonana jego słowami.
– Skąd się to wzięło? – zapytał Nathaniel, zatrzymując się przy stoliku i wskazując palcem na zniszczoną bluzę.
– Znalazłam pod drzwiami – odpowiedziała automatycznie.
– Należała do chłopca? – Wojownik pochylił się i uniósł ostrożnie materiał. T-shirt był podziurawiony w wielu miejscach, cały zaś był zachlapany krwią.
– Tak – zachlipała.
– Jesteś tego pewna? – dociekał anioł, spoglądając krytycznym wzrokiem na strzępy materiału. Jego mina wyraźnie świadczyła, że stwory mogły oszukać Santi, podsuwając jej coś, co miało wywołać u niej konkretną reakcję.
– Miał ją na sobie tamtego dnia, jestem pewna. – Oczy anielicy ponownie wypełniły się łzami. Nathaniel już otwierał usta, by zadać kolejne pytanie, widząc jednak nieme potwierdzenie w spojrzeniu Malosa, zamknął usta.
– Co się właściwie wydarzyło? – zapytał młodszy z mężczyzn. Usiadł na kanapie obok dziewczyny i objął ją mocno ramieniem. Nie protestowała, przeciwnie, wtuliła głowę w jego ramiona.
– Niedługo po waszym wyjściu ktoś zadzwonił do drzwi – zaczęła nerwowo wyrzucać z siebie słowa.
– Posłaniec, kurier, przypadkowa osoba? – dociekał Nathaniel. Celowo nie wspomniał o harpiach. Ich zapach był tylko ma bluzie nie w budynku, zatem nie mogły osobiście zjawić się w kamienicy.
– Nie wiem, nie widziałam, kto przyniósł paczkę. Leżała na wycieraczce.
– Nikt nie pukał, nie wołał cię? – Do rozmowy włączył się Malos.
– Nie, już mówiłam, był tylko dzwonek, a potem nic więcej. Wyjrzałam na korytarz po paru minutach, kiedy zrobiło się zupełnie cicho.
Nathaniel skrzywił się, korciło go, by powiedzieć dziewczynie, że w ogóle nie powinna wystawiać nosa z mieszkania. Nawet jedna harpia w budynku poradziłaby sobie z nią bez problemu.
– Co zobaczyłaś? – zapytał zamiast tego.
– Pakunek owinięty w gazety – rzekła już dużo spokojniejszym głosem. Niechętnie to przyznawała, ale prawda była taka, że przy Malosie i Nathanielu czuła się o wiele bezpieczniej.
– T-shirt był w środku? – Spojrzenie Nata stało się czujne, jakby oczekiwał jeszcze jakiegoś ukrytego elementu, niespodzianki.
Santi potaknęła, zaraz jednak sięgnęła do kieszeni spodni i wyjęła z niej pomiętą kartę, zapisaną koślawym pismem.
Malos skrzywił się, wziął jednak papier z rąk dziewczyny.
– Wynoś się z miasta anielska dziwko albo znajdziesz pod drzwiami głowę gówniarza – odczytał na głos zdanie, które Santi zdążyła już zapamiętać. – To nie była przesyłka dla nas tylko dla ciebie – stwierdził, chrapliwym tonem. Raz jeszcze przyjrzał się dziewczynie, była drobna i zdecydowanie zbyt eteryczna, by stanowić wyzwanie dla krwiożerczej wojowniczki, chyba, że w grę wchodziła zazdrość.  – Ty byłaś adresatem paczki – powiedział ostrożnie.
Nathaniel nic nie powiedział, zamiast tego, uniósł bluzę do ust i zaciągnął się zapachem, którym przesiąknięta była koszulka. Ciężka, metaliczna woń krwi młodego dziecka zabarwiona była strachem i bólem. Woń harpii była natomiast silna i całkowicie czysta.
– Zapamiętały sobie ciebie z zaułka – rzucił, ciągle jeszcze wdychając zapach stworów, które miał zamiar zabić.
– Wiem! – zawołała zrozpaczona. – To wszystko moja wina. One mają Willa i chcą go zabić, dlatego ja muszę odejść.
– Santi, to nie tak – zaprotestował Malos, ponownie ściskając dłoń dziewczyny. – One cię szantażują, podstępem chcą zmusić do ucieczki.
– Malos ma rację – dorzucił Nathaniel. – Usiłują cię przestraszyć.
– Czy wy nic nie rozumiecie?! – zawołała, zrywając się z miejsca. – Wiedzą, gdzie mieszkamy. Zabiją Willa, z mojego powodu, a potem dostarczą nam jego głowę! – krzyczała, wymachując rękoma, jednak żaden z mężczyzn nie zareagował tak, jak tego oczekiwała. Zamiast protestów i zapewnień, że wszystko będzie dobrze, usłyszała coś zupełnie innego.
– Każde magiczne stworzenie żyjące w Nowym Jorku wie, gdzie znajduje się mieszkanie żony pierwszego archanioła. Wie i unika tej dzielnicy niczym piekła, bojąc się natknąć na Michaela. – Słowa wyszły z ust Nathaniela, który wyciągnął rękę do Malosa, podając mu podarty T-shirt dziecka. Młodszy anioł również powąchał bluzkę.
– To, że wiedzą gdzie mieszkamy, nic nie znaczy. Przysłanie zaś tobie tak niefortunnego prezentu, było bardzo głupie. Zapach, który na nim pozostał, bez trudu zaprowadzi nas do ich gniazda – dodał Malos.
Dziewczyna przed dłuższą chwilę przyglądała się to jednemu mężczyźnie to drugiemu. Nie wiele z tego rozumiała, miała jednak wrażenie, że aniołowie opracowali właśnie jakiś plan i tylko ona nie miała pojęcia, o co w nim chodziło. – To nie może być takie proste? – jęknęła.
– Bo nie jest – tłumaczył spokojnie wojownik.
– Pułapka? – wychrypiała, a jej oczy zrobiły się ogromne z przerażenia. Aniołowie zaś spojrzeli po siebie i tylko uśmiechnęli się tajemniczo.
– Zatem czas w nią wpaść – stwierdził dobitnie Nat.

4 komentarze:

  1. Czyżby przerażenie Santi miało wyjść na dobre? Mam nadzieję, że Nat z Malosem sami nie pójdą w tą pułapkę zastawioną przez harpie tylko poczekają na posiłki. Bardzo dziękuję za kolejny, świetny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Meg, faceci już tak mają, że pchają się tam, gdzie mie powinni, a potem trzeba ich ratować. Santi pewnie będzie musiała trochę panów przystopować.
      Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
  2. Niestety to prawda ale w koncu niech sie troche pobawia zanim beda musieli wydoroslec jesli wogóle im sie to uda Wojenki to ich zywioł dzieki za kolejny fragment aniołków blanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem panowie lubią się pobrudzić i poudawać, że są ważni. Dopiero potem, skruszeni proszą o pomoc.

      Usuń