niedziela, 7 kwietnia 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 12_epizod 1



Lucien przerzucił się do lochów, doskonale wiedząc co w nich zastanie, a raczej, kogo w nich nie znajdzie.
Kane leżał na podłodze, głowę miał wykrzywioną pod dziwnym kątem, z dwóch symetrycznych ranek na szyi, ciągle jeszcze sączyła się krew. Tak jak wojownik podejrzewał wampirzyca zaatakowała Kane’a, a potem posilona jego krwią uciekła.
- Ty idioto! – mruknął Lucien pochylając się nad wojownikiem. Nie musiał go dotykać, by wiedzieć, że dozorca Katastrofy jeszcze żyje. Gdyby było inaczej Śmierć kazałby mu zabrać duszę przyjaciela.
- Żyje? – zapytał Zacharel pojawiając się tuż obok.
- Tak – wojownik pokiwał głową. – Choć wampirzyca osuszyła go do cna. Zakładam że cię to cieszy?
Zacharel zmarszczył brwi.
- Niby dlaczego miałbym się cieszyć? – zapytał chłodnym tonem.
- Chciałeś ją uwolnić, no to masz – bąknął Lucien, podnosząc ciało nieprzytomnego mężczyzny z podłogi.
- Nie tak, to sobie wyobrażałem – odparł anioł. – Ale tak, ona powinna być wolna.
- Słuchaj mam dość tego pieprzenia – zirytował się wojownik. – Muszę odstawić Kane’a na górę, opatrzyć go, a potem poszukać naszej zguby.
- Nie! – zaprotestował anioł. – Ja ją odszukam.
- W żadnym wypadku – w oczach dozorcy Śmierci błysnęła czerwień. – Nic się nie zmieniło Zacharelu, ona ciągle jest naszym więźniem, tyle, że chwilowo wymknęła się nam spod kontroli.
Lucien wyprostował się, by chwilę później rozpłynąć się w powietrzu.
- To się jeszcze okaże – odezwał się anioł również znikając.
***
Wiki przemknęła pomiędzy drzewami, kierując się ku wysokiemu ogrodzeniu. Nie czuła się bezpieczna, jeszcze nie. Dopóki była na ich terytorium ciągle mogli ją dopaść. A do tego nie mogła dopuścić.
Nie była na tyle naiwna, by wierzyć, że przymkną oko na fakt, że zaatakowała już drugiego z nich. Noc jak zawsze była jej sprzymierzeńcem, choć w przypadku Lordów, ta przewaga nic nie znaczyła.
Z nadludzką prędkością, pędząc niczym wiatr po polu, przemknęła między drzewami. Zbiegnięcie po zboczu zajęło ledwie kilka sekund. Na samym dole, czekał na nią wysoki, na kilka metrów i najeżony kolczastymi szpikulcami mur, oraz równie piękna, co zabójczo niebezpieczna, kuta brama.
Gdyby była człowiekiem pewnie bez wahania dotknęłaby bramy, sprawdzając, czy jest otwarta. Może i była, ale Wiki nie zamierzała się przekonywać, jaki prąd płynął po jej krawędziach. A że płynął widziała gołym okiem.
Mogła przeskoczyć mur okalający posesję, mogła też przerzucić się na drugą stronę ulicy. Mogła… gdyby nie świt, który nieubłaganie nadchodził. Jeszcze godzina i pierwsze promienie zaczną rozjaśniać mrok unoszący się nad Budapesztem. Do tego czasu musiała być bezpieczna, najlepiej daleko stąd. Silna i gotowa odeprzeć atak nieprzyjaciela.
Wiki przymknęła oczy, koncentrując się na swym ciele, wysyłając mentalne polecenie do swego drugiego „ja”. Miecz rozbłysnął w tej samej chwili, napełniając jej ciało falą energii, a umysł dziesiątkami obrazów.
Nim zdołała uporządkować wszystkie wizje kłębiące się w jej głowie, nim jej umysł zdołał zepchnąć głęboko w podświadomość, setki przepowiedzianych zdarzeń, kilka pasm splątanych białych włosów sprawiło, że jej z jej ust wyrwał się bezgłośny jęk.
Krew otaczała umięśnione ciało wojownika, białe włosy splątane, w nieładzie, wiły się po podłodze. Jego twarz trupioblada, usta rozchylone w krzyku, którego nie zdołał wypowiedzieć. Spojrzenie, niegdyś szmaragdowe, teraz gasnące, z każdą sekundą tracące na swej ostrości.
Wokół mężczyzny tuzin twarzy, rozmazanych, krzyczących, rozkazujących. Dlaczego ich nie widzi? Dlaczego jej serce pęka z bólu i rozpaczy?  Dlaczego nie może oderwać wzroku od martwego wojownika? Jej usta poruszyły się jakby próbowała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle. Łzy kapały po jej policzkach. Przecież wampiry nie płaczą.
Zamrugała kilkakrotnie, przepędzając resztki wizji. Serce, które nie powinno bić, szaleńczo tłukło się w piersi, na języku ciągle jeszcze czuła smak jego śmierci. Nie powinna go czuć. Nie powinna nic czuć. Nie powinno jej nawet tam być.
Dotknęła dłonią ust, próbując zrozumieć sens widzianych zdarzeń, ale pozbawione czucia palce, jak zwykle nie przekazały żadnych bodźców. „Jak to możliwe”, przemknęło jej przez myśl? Zupełnie, jak gdyby tam była, nie jako widz, lecz jako uczestnik. Jakby śmierć jasnowłosego demona dotknęła ją osobiście.
Pokręciła głową.
- To nie moja przyszłość – warknęła ciemność, ganiąc w myślach swoją podświadomość. – Jego przyszłość mnie nie dotyczy, jego śmierć mnie nie złamie. Muszę stąd odejść, byle daleko, w jakieś bezpieczne miejsce.
Ponownie zamknęła oczy, przepędzając natrętne wizje, koncentrując się na energii płynącej z ostrza.
Miecz ponownie rozbłysnął, paląc swym żarem jej kurtkę i odzież, stopniowo przesuwając swój blask na plecy dziewczyny. Jej łopatki skurczyły się, a z piersi wydobył się cichy jęk, kiedy skóra na plecach pękła a skrzydła utkane z ognia zatrzepotały na wietrze.
Stopy dziewczyny oderwały się od ziemi, ogniste skrzydła poderwały ją wysoko, unosząc ponad zaspane kamienice Budapesztu, daleko od posępnej twierdzy oraz mężczyzny o zielonych oczach.
***
Torin zdążył się już ubrać i właśnie wycierał mokre włosy, kiedy drzwi do jego pokoju otwarły się z hukiem. Lucien, który się w nich pojawił wcale nie miał zadowolonej miny, tuż za nim szedł Aeron, pochód zamykał Reyes. Chwilę później powietrze w pokoju wojownika zamigotało a do naburmuszonej grupki dołączył Zacharel.
„No pięknie” przemknęło przez głowę Torinowi. Tylko tego mu było potrzeba. Trybunału sędziowskiego roztrząsającego się nad jego ostatnimi wyczynami.
Jeśli chcieli mu wytykać, że nie powinien chodzić do lochów, mogą wsadzić sobie swoje mądrości w dupę.
- Czego! – warknął nie bawiąc się w uprzejmości.
- Mamy kłopot, twoja wampirzyca uciekła – wypalił bez ogródek Lucien.
- A wcześniej dorwała się do suto zastawionego bufetu – dodał Aeron.
- Co? – Torin zbladł, przecież nie mogli wiedzieć? A może mogli? – Jak to uciekła? – tylko tyle mógł siebie wykrztusić, chociaż fakt, że przypadkiem nazwali ją jego, mile połaskotał jego „ego”.
- Kane – nasz miłosierny samarytanin poszedł nakarmić pijawkę, tyle, że nie przewidział, że oprócz krwi którą jej przyniósł, sam stanie się daniem głównym.
Torin najpierw zbladł, zaraz potem zarumienił się gwałtownie. Czy możliwe, że dziewczyna potraktowała Kene’a jak jego? Pocałowała go? Gdzieś głęboko w środku, dawno uśpiona furia podniosła swój łeb.
Nie! Krzyczało serce wojownika. Tak! Podszeptywał demon. Tak! Krzyczała ciemność. Wiesz co czułeś, kiedy cię ugryzła, a jeśli Kane czuł to samo? Demon drwił z niego. Co, jeśli szczytował, kiedy piła jego krew?... a może…
Dość! Zamknij się! Warknął do Zarazy.
- Torin? – Zacharel przyglądał się mu badawczo.
- Po jaką cholerę tu przylazłeś? – odburknął zirytowany wojownik.
- No wreszcie jakieś rozsądne słowa – dodał Reyes.
- Chcemy zobaczyć nagranie z celi i fortecy. Kamery musiały coś zarejestrować – Lucien zacisnął dłonie w pięści.
- Co z Kanem? – dopytywał się Torin. Bękart był pewnie teraz najszczęśliwszym facetem pod słońcem. W końcu nie co dzień można przeżyć MEGA ORGAZM.
- Ciągle jest nieprzytomny, ale wyliże się z tego – skwitował Lucien.
- Osuszyła go do cna – dodał Aeron.
- Co? – Torin zamrugał kilkakrotnie, nim zrozumiał, o czym mówią przyjaciele. – Chciała go zabić? – czyli nie chciała z nim…
- Trudno powiedzieć – Reyes podrapał się po brodzie. – Z całą pewnością nasz przyjaciel zapewnił jej mnóstwo energii.
- Torin, obraz z kamer – ponaglał go Lucien. – Chcę zobaczyć jak nas wykiwała i zaraz ruszam jej śladem.
- Nie znajdziesz jej tym sposobem – anioł włączył się do dyskusji.
- A to niby dlaczego? – warknął Lucien. – Mogę znaleźć każdego…
- Ale nie wampira – Zacharel skrzyżował dłonie na piersi. – Ona jest martwa, jak odnajdziesz jej energię życiową?
- Niech to szlag trafi! – warknął Lucien. – Mogłeś powiedzieć o tym wcześniej! – zirytował się wojownik.
- Nie interesowało się moje zdanie na jej temat – odparł spokojnie anioł.
Torin usiadł za biurkiem, potem jeden po drugim uruchamiał nagrania z kamer. Ucieczka dziewczyny mogła sprowadzić na nich nie lada kłopoty. Począwszy od wkurzonej hordy wampirów, a skończywszy na Łowcach.
- Zacznij od tych z celi – powiedział Aeron stając tuż za nim.
Torin zignorował jego słowa, celowo włączając obraz z kamer umieszczonych w holu. Gdyby pokazał zapis z celi, wszyscy dokładnie obejrzeliby sobie nie tylko wpadkę Kane’a.
Biorąc pod uwagę, na co Torin pozwolił sobie z wampirzycą, wypadek Kane’a można by uznać za lekkie naruszenie zasad.
Aeron już miał zaprotestować, gdy na monitorze pokazała się dziewczyna, bez najmniejszego trudu wychodząca się z piwnicy.
Włosy miała odrobinę poczochrane, twarz ubrudzoną krwią, a kurtkę nadszarpniętą glockiem Luciena. Ale nawet w takim stroju prezentowała się jak królowa. Wyprostowane ramiona, głowa wysoko uniesiona, spokój i powaga biła z każdego jej ruchu.
Rozejrzała się ostrożnie po holu, badając teren. Jak na ironię losu, hol świecił pustkami. Żadnych wojowników, kobiet wracających z zakupami, nie wspominając już o pałętających się wiecznie pod nogami aniołach.
Dziewczyna już chciała ruszyć do drzwi wyjściowych, kiedy nagle coś ją zaniepokoiło. Omiotła wzrokiem schody, po czym jak strzała pomknęła do jadalni.
Dwie minuty później schodami na dół zszedł Lucien z Zacharelem. Wojownicy dyskutując o czymś zażarcie, weszli do jadalni.
Dozorca Śmierci warknął wściekle.
- Kurwa mać! Ona tam była, jak do diabła mogłem jej nie wyczuć! – wściekał się na całego.
- Słyszała jak o niej rozmawialiśmy – zamyślił się anioł.
- Dlaczego jej nie poczułem? – dopytywał się Lucien, wlepiając gniewny wzrok w anioła.
- Już ci mówiłem, jest martwa, nie możesz jej poczuć – odparł anioł.
- Ale ty wiedziałeś, prawda? – oczy Luciena rozbłysły. Od początku chciałeś jej ucieczki. Pomogłeś jej!
Aeron warknął groźnie. Reyes pokręcił tylko głową.
- Uspokój się demonie – nawet napięta atmosfera w pokoju, nie była w stanie zdenerwować anioła. – Chciałem byście mi ją oddali, owszem. Nie mówiłem nic o ucieczce.
- Ale fakt ten jest ci na rękę – skwitował Reyes.
- Do czego jest wam potrzebna? – zapytał Torin. Czy tylko on jeden zauważył, że w tej całej historii jest drugie dno?
- To już nie wasze zmartwienie – odpowiedział anioł.
- Do diabła, to więcej niż nasze zmartwienie – warknął Lucien.
- Próbowała zabić Cameo – powiedział Aeron.
- Raczej się broniła przed atakami zazdrosnej kobiety – odparł anioł.
- Kane’a też zaatakowała – dodał Reyes.
Anioł wzruszył ramionami.
- Zraniliście ją, potrzebowała krwi, by się uleczyć i nabrać sił. A wasz przyjaciel sam jej się podstawił. Czego oczekiwaliście? Że można bez konsekwencji przebywać w jednej celi z wygłodniałą wampirzycą? Nawet wy nie powinniście być tak głupi.
Torin zapadł się w fotelu. Anioł miał rację. Zamknęli ją w lochach, zapominając, że kiedy się obudzi, pierwszą rzeczą o jakiej pomyśli będzie odzyskanie utraconych sił. A na to był tylko jeden sposób. Można powiedzieć, że nie tylko Kane okazał się tu głupcem.
- Związała się z Łowcami – syknął Lucien. – Mamy nagranie jej rozmowy z Galenem.
Anioł westchnął.
- No, to rzeczywiście nie jest dobra wiadomość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz