piątek, 7 lutego 2014

Nathaniel - Rozdział 1_epizod 2



Wszedł do baru, nie zwracając uwagi na znajdujących się w nim ludzi. Zwykle poświęcał temu chociaż kilka chwil, skrupulatnie licząc gości, zgadując ich zamiary, rozszyfrowując moce. Tym razem miał to głęboko w dupie. Pierwotne pragnienie dręczyło go już od kilku dni, sprawiając, że służba w Concorze stała się udręką, a ukojenie nie nadchodziło.
Nic bowiem, co znajdowało się w anielskim mieście, nie mogło ugasić jego pragnienia.
Usiadł przy barze, nie zaprzątając sobie głowy towarzystwem. Barman pojawił się natychmiast.
– To, co zwykle? – zapytał. Jak wiele innych osób w tym miejscu, znał przyzwyczajenia i upodobania Nathaniela.
– Tak – bąknął anioł. Na podły nastrój nie było nic lepszego, niż spora dawka alkoholu. Tak naprawdę, to sam był sobie winien, nie powinien był otwierać ust i chwalić się ocaleniem wampirzycy. Czego się spodziewał? Idiota.
Westchnął ciężko, zwieszając głowę. Doskonale wiedział, czego oczekiwał. Nie mógł się sam oszukiwać. Zakładał, że Michael go ukarze, że złoi mu skórę batem, wszak złamał jego bezpośredni rozkaz, a on nigdy nie tolerował niesubordynacji.
Nic z tego, co zaplanował, nie wydarzyło się. Michael owszem wściekł się i ciskając gromy, nawrzeszczał na niego. Jednak zaraz po tym do głosu doszedł zdrowy rozsądek, a pierwszy pośród archaniołów zdecydował, że skoro Nat ocalił tę kobietę, to teraz musi ją odnaleźć oraz skłonić do współpracy lub też wyciągnąć z niej miejsce ukrycia wampira. Jako córka Thomasa powinna znać przyzwyczajenia swego stwórcy.
Barman postawił przed nim szklankę i nalał do niej whisky, a Nat opróżnił ją jednym haustem. Skinął głową, prosząc o drugi.
– Podły dzień, co? – mruknął mężczyzna zza baru.
Nat wzruszył ramionami.
– Dzień jak co dzień, tyle, że ten jest wybitnie do dupy. – Zdecydowanie, w końcu nikogo nie zabił, nie poczuł krwi na swoich palcach, a jego ostrze kurzyło się w pochwie.
– Zostawić butelkę? – zagadnął przyjacielsko barman.
Nat szybko skinął głową. Tu każdy go rozumiał, a przynajmniej złudnie wierzył, że tak właśnie jest. W klubie mógł być sobą i mieć w dupie konsekwencje. W tym miejscu zaspokajano wszystkie jego żądze, począwszy od picia, a skończywszy na mocniejszych atrakcjach seksualnych.
Niepewność, czy Michael odkrył jego dziwne preferencje, nie dawała mu spokoju, przecież odsunął się od niego tak gwałtownie, jakby bliskość Nathaniela parzyła go. Kiedyś było inaczej, kiedyś łączyła ich walka i krew.
Teraz w życiu archanioła pierwsze skrzypce grała Ana. Kobieta mogła w wizjach ujrzeć prawdziwe oblicze skrzydlatego wojownika i powiedzieć o tym ukochanemu. Zacisnął palce wokół kieliszka. Przez setki lat skrywał swe poglądy, nawet najbliżsi, wliczając w to Michaela, nie mieli pojęcia, z kim mają do czynienia.
Nalał sobie kolejny kieliszek, a potem jeszcze jeden. Z rozkoszą czuł jak ogień rozlewa się mu po gardle i wnętrznościach.
Coś zaszeleściło obok niego, a potem kobieca dłoń dotknęła go, sunąc dłonią po nagiej skórze ramienia anioła. Przekręcił głowę, spoglądając w duże, brązowe oczy, ukryte w drobnej twarzy. Momentalnie rozpoznał Lolę, jedną z tamtejszych dziewcząt.
Kobieta uśmiechnęła się do niego pomalowanymi na czerwono ustami. Jej dłoń bez skrępowania sunęła po ciele mężczyzny. Nie odpowiedział uśmiechem na jej zaloty, ale ona też wcale tego nie oczekiwała. Znała go, wiedziała, co lubił i co czaiło się w najciemniejszych zakamarkach jego duszy.
Jedyne, o czym nie miała pojęcia, to że ma przed sobą anioła, istotę boską, stąpającą po tej zawszonej ziemi już od prawie dwóch tysięcy lat.
– Dawno cię u nas nie było – powiedziała, błądząc dłońmi po jego torsie, drapiąc sutki mężczyzny. Nie odpowiedział, po zniknięciu Thomasa nie miał ani jednej chwili wytchnienia.
– Masz podły nastrój, co? – zapytała.
Uśmiechnął się lekko w odpowiedzi.
– To aż tak widać? – wychrypiał.
– Nie bądź niegrzeczny – zamruczała. – Niegrzeczni chłopcy zostają ukarani.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, czując jak przyjemne ciepło rozchodzi się po jego ciele, kumulując się w pachwinach.
Tak, Lola zdecydowanie wiedziała, czego pragnął najbardziej.
– Chodź – powiedziała, odsuwając się od niego. – Mam dziś dla ciebie coś specjalnego.
Poszedł za nią, po drodze jeszcze łapiąc niedopitą whisky.
– Mam nadzieję, że będzie to warte mojej uwagi – bąknął, pociągając spory łyk, prosto z butelki.
– Zapewniam, że przygotowałam dla ciebie coś bardzo wyjątkowego i bardzo bolesnego.
Rozśmiał się na całe gardło, nie przejmując się tym, że zwraca na siebie uwagę innych gości.
– W takim razie umarłem i jestem w niebie.

1 komentarz: