poniedziałek, 10 lutego 2014

Szmaragdowe Serce - Rozdział 2_epizod 3





Izba wcale nie była mała. Pod ścianą stało spore łoże, obok niego kufer na ubrania, nieco dalej krzesło. Na niewielkim stoliku postawiono misę oraz kawałek płótna do otarcia twarzy. Przez jedyne okno w izbie wlewało się światło i gwar uliczny.
– To gdzie masz mapę? – zapytała, ale mężczyzna zignorował jej słowa, otworzył kufer i zaczął przetrząsać jego zawartość. Ze środka wysypały się suknie, gorsety, bielizna.
Skrzywiła się z niesmakiem, mężczyzna tymczasem wyciągnął jedną z sukien. Była niebieska, w odcieniu i fasonie zupełnie niepasującym do skóry oraz oczu Khariny.
– Włóż to – powiedział słodko, rzucając w jej stronę suknię. – Twoje rzeczy są do niczego, wyglądasz w nich jak chłopka, w tym będzie ci lepiej.
– Nie mam takiego zamiaru – warknęła, pozwalając, by materiał upadł u jej stóp. – Nie jestem twoją zabawką. Nie będę się dla ciebie przebierać.
Chciała coś jeszcze dodać, ale wtem drzwi skrzypnęły, a do środka wkroczyło dwóch mężczyzn. Ich wiek trudno było określić, ubrani byli w zwyczajne szaty: ciemne spodnie i brązowe tuniki, ich ramiona okrywały bure płaszcze. Nie wyglądali na nikogo ważnego, ale zapewne tak właśnie miało być.
Pierwszy, stojący opodal drzwi, miał ciemne, przydługawe włosy z kilkoma pojedynczymi pasmami siwizny. Policzki, choć gładko ogolone, znaczyły szpetne blizny. Drugi z mężczyzn nosił rudy warkocz. Jego twarz była równie mocno opalona, jednak w przeciwieństwie do swego druha od dawna nie używał brzytwy.
Badus uśmiechnął się do nich wymownie, po czym wskazał głową na Kharinę.
– Ładna – rzucił pierwszy, podwijając rękawy kaftana.
– Warta swojej ceny – dodał drugi. Jego wzrok prześlizgnął się po ciele dziewczyny, oceniając jej wartość i zalety.
– Cena jak ustaliliśmy? – zapytał pierwszy.
Badus skinął głową.
– Jest wasza.
Rzucili karczmarzowi sakiewkę, po czym obaj ruszyli w stronę dziewczyny.
– Tylko spróbujcie – syknęła, cofając się o krok, sięgając pod poły płaszcza od miecza. Ostrze błysnęło złowrogo, uniesione do góry.
Mężczyźni spojrzeli po sobie i roześmiali się głośno.
– Harda jesteś – zarechotał drugi. – To dobrze, lepiej nam dogodzisz. – Podszedł bliżej, ale powstrzymała go ostrzem. W lśniącej stali odbiła się jego ogorzała twarz i zarośnięte policzki.
– Zginiesz, jeśli zbliżysz się choć o krok – warknęła, wymachując mieczem. Nie było to ostrze, jakim posługiwali się rycerze. Jej miecz był lżejszy, nieco krótszy, przystosowany do drobnej, kobiecej dłoni. Nie znaczyło to jednak, że nie niósł śmierci.
Mężczyźni spojrzeli po sobie, zmieniając taktykę, zachodząc teraz dziewczynę z dwóch stron. Badus tymczasem, ściskając sakiewkę w dłoni, wycofał się cichutko.
Dziewczyna warknęła cicho, w pamięci zanotowała, by wrócić tu jeszcze i odpłacić karczmarzowi.
Zagryzając wargi, spoglądała to na jednego, to drugiego napastnika. Nie miała dokąd uciec, za jej plecami było tylko łoże. Przeklęty mebel boleśnie świadczył, jakie mieli wobec niej zamiary. Badus potraktował ją niczym dziewkę dla uciechy wojowników.
Jedyne okno w izbie znajdowało się na przeciwległej ścianie. Jednak by się tam dostać, musiałaby przejść między napastnikami, a potem skoczyć, nie bacząc, co znajduje się na kamienistym chodniku.
Mężczyźni tymczasem podeszli trochę bliżej, osaczając ją jak zwierzynę. Raz jeszcze zamachnęła ostrzem przed ich nosami, ale to wcale nie powstrzymało napastników przed kolejnym krokiem.
– Rzuć to – Mężczyzna z bliznami uśmiechnął się do niej, ukazując zżółknięte zęby. – Będzie nam dobrze, zobaczysz.
– Nie zrobimy ci krzywdy – dodał drugi. – A jak się dobrze spiszesz, to jeszcze ci zapłacimy.
Splunęła im pod nogi.
– Gardzę takimi jak wy – warknęła. Nie od dziś wiedziała, do czego są zdolni mężczyźni. Całe zło na tym świece było ich zasługą. Kobiety umierały w połogach z powodu ich chuci, królestwa padały, by zaspokoić chore ambicje możnych, matki topiły dzieci w rzekach ze strachu przed najeźdźcami. Tym właśnie byli mężczyźni – złem, które należało wytępić.
– I tak nie będziesz w stanie go użyć. – Pierwszy przesunął się o krok w lewo, przestrzeń między mężczyznami zwiększyła się jeszcze bardziej.
– Założymy się?– rzuciła hardo, w myślach modląc się, by każdy z nich zrobił jeszcze krok, wówczas będzie mogła pobiec do okna.
– Nie jesteś typem morderczyni. – Drugi z mężczyzn stał już prawie za nią.
– Ale wy tak – prychnęła z wściekłości. Przestrzeń pomiędzy nią a napastnikami zwiększyła się na tyle, że mogła spróbować ucieczki.
Przerzuciła miecz z ręki do ręki i ruszyła biegiem przed siebie, nie zrobiła jednak dwóch kroków, gdy silne dłonie zacisnęły się na jej talii, unosząc ją niczym piórko.
– Myślałaś ptaszyno, że nie przewidzieliśmy, co zechcesz zrobić? – Oddech przesiąknięty tanim winem owionął jej ucho.
Szarpnęła się, próbując oswobodzić ręce – na próżno. Mężczyzna obejmował ją w pasie, ściskając jej ramiona. Szarpnęła się raz jeszcze – bezskutecznie.
– Jesteś nasza – zarechotał głośno. Drugi z napastników tymczasem stanął z przodu, uśmiechając się do niej łobuzersko, potem schylił się, by złapać jej nogi. Kharina warknęła, wykorzystując moment, kiedy mężczyzna przestał się pilnować, odrzuciła głowę do tyłu, uderzając łotra w twarz, nogi natomiast wyrzuciła do góry, częstując kopniakiem drugiego. Trzask łamanej kości i krzyki przeszyły powietrze.
Upadli na podłogę, oni zlani krwią, ona ogarnięta szałem. Nie czekała, aż się pozbierają, skoczyła na nogi, chwyciła swój miecz, podbiegła do okna i nie oglądając się za siebie, runęła w dół.
Lot był krótki, a upadek bolesny. Szczęściem dla niej pod oknem ktoś ułożył worki z mąką. Upadła, wzbijając tumany pyłu. Tylko chwilę zajęło jej dojście do siebie; krzyki oburzonych kupców szybko sprowadziły ją do rzeczywistości. Zsunęła się z worków i nie bacząc na protesty tłoczących się wokół niej ludzi, ruszyła biegiem, mijając kramy istragany, klucząc wąskimi uliczkami. W oddali słychać było rozwścieczone krzyki handlarzy oraz pełne złości wrzaski napastników.
– Łapać ją, to złodziejka! – wrzeszczał jeden z mężczyzn.
Nie obejrzała się za siebie, choć wściekłość rozlała się już po sercu. Miała ochotę zawrócić i pokazać łotrom, gdzie ich miejsce, nie zrobiła tego jednak. Biegła dalej przed siebie ile sił w płucach, ścigana przez ciężkie kroki napastników oraz strażników smoczego miasta.
Skręciła w boczną uliczkę, przebiegła obok kobiety niosącej kosz z pieczywem, ledwie rejestrując jej zaskoczoną minę.
Mężczyzna pojawił się dosłownie znikąd. W jednej chwili patrzyła na kosz z pieczywem, by chwilę później znaleźć się w uścisku silnych ramion. Zderzenie na moment pozbawiło ją tchu.
– Uważaj, kobieto! – tubalny głos nieznajomego spłynął po jej ciele, przyprawiając ją o dreszcze.
Uniosła głowę, spoglądając w najciemniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziała. Mężczyzna był ogromny, swoją potężną sylwetką przysłaniał okoliczne budynki, nawet słońce. Ciemne, krótko przycięte włosy odsłaniały spiczaste końcówki jego uszu.
Zaniemówiła z wrażenia. Obcy nie był już młodzikiem, raczej mężczyzną w kwiecie wieku, jego skóra mieniła się na złoto. Wpatrywał się w nią intensywnie, a jego nozdrza drgały, jakby uczył się jej zapachu. Nagle oczy mu rozbłysły, zdradzając jego prawdziwą naturę – smoka.
Jęknęła, próbując wyrwać się z jego ramion, nie puścił jej jednak, a ona nie miała dość siły, by się mu przeciwstawić.
– Kim jesteś? – mruknął, ponownie przyprawiając ją o drżenie ciała. Jak to możliwe, że ktoś mógł mieć tak przejmujący głos?
– Ja… – jęknęła, odrywając spojrzenie od jego ciemnych oczu, spoglądając nerwowo za siebie. Kroki stawały się coraz intensywniejsze, lada chwila strażnicy wpadną na jej trop.
Smok spojrzał ponad jej głową, bez trudu dostrzegając rycerzy biegnących uliczkami.
– Muszę już iść – warknęła, a gniew na nowo w niej rozgorzał.
– Ścigają cię? – Ciemne oczy ponownie spoczęły na niej. – To ludzie króla; dlaczego?
– Bez powodu – prychnęła, szarpiąc się i kopiąc go, ale równie dobrze mogłaby próbować kruszyć skałę. Nawet nie drgnął, jakby jej ciosy wcale go nie dotykały.
– Baronie kel Warez, proszę jej nie puszczać – jeden z wartowników krzyczał, machając ku smokowi. – To złodziejka, trzeba ją aresztować.
Smok zmarszczył brwi, a w jego spojrzeniu natychmiast pojawiła się odraza.
– Złodziejka, oczywiście – niski głos stał się nagle zimny i mroczny. – Powinienem był się tego domyśleć.
Z wrażenia odjęło jej mowę. Smok… baron… przyjaciel króla… Nie, tylko nie to…
Rycerze stłoczyli się wokół nich. Ktoś chwycił ją za ręce, ktoś inny szarpnął do tyłu. Smok puścił ją, nie zadając sobie nawet trudu, by wysłuchać tego, co miała do powiedzenia. Mroczne spojrzenie przepełnione pogardą raz jeszcze przesunęło się po jej ciele, po czym mężczyzna odwrócił się i ruszył przed siebie.
Kharina szarpała się i wiła w uścisku królewskich rycerzy.
– Nie jestem złodziejką, nic nie ukradłam! – krzyczała, kopiąc i wrzeszcząc.

7 komentarzy:

  1. Dziękuję za kolejny fragment. Spotkanie smoka i dziewczyny rzeczywiście nie było fajne. ciekawi mnie co teraz się z nią stanie i czemu wcześniej nie pomyślała, że gospodarz chciał zrobić z niej dziwkę.
    pozdrawiam
    AnaAnon

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę czyli Baron gardzi wstrętnie złodziejami, ale za to jest skłonny słuchać w takich sprawach sugestii innych zamiast wysłuchać dziewczyny. W końcu pewnie się poprawi i naprawi swój błąd. Bardzo zaciekawiła mnie jego reakcja na Kkarine. Już jestem ciekawa dalszego ciągu. Dzięki wielkie za ten fragment. Pozdrawiam i weny życzę Misia1090

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, czyli Baron gardzi złodziejami... Ciekawe, ciekawe.. Mam nadzieję, że się poprawi iii naprawi swój błąd, chociaż mógłby wysłuchać dziewczynę. Bardzo jestem ciekawa dalszego ciągu. Pozdrawiam :) Bella1232 : )

    OdpowiedzUsuń
  4. jestes cudowna na nic innego tak nie czekam jak na smoki uwielbiam cię :* kochana zycze dalej takiej wieny by tworzyc to co tworzysz swiat gdzie mozna sie zapomniec pozdrawiam Dorka

    OdpowiedzUsuń
  5. Kharina całkiem dobrze poradziła sobie z dwoma "słodziakami". Teraz tylko wymyśliłabym coś ciekawego dla Badusa. Mam nadzieję, że Baron zmieni swoje nastawienie. Pięknie dziękuję i czekam na dalszy rozwój akcji :) Pozdrawiam K.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trafiłam tu przypadkiem, przez fb, ale widzę że zostanę na dłużej. Bardzo mi się podoba. A ten cały baron to naprawdę jest smokiem?
    pozdrawiam
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja przez chomika fajne, fajne dzięki;)

    OdpowiedzUsuń