wtorek, 19 maja 2015

Malos - Rozdział 13_epizod 1



Długo kręcił się po mieszkaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Wbrew temu, co starał się pokazać, bardzo zmartwiły go słowa Any. W jej głosie słyszał lęk, wahanie, zupełnie jakby nie mówiła mu wszystkiego. Obawiał się, że tak właśnie mogło być. Jeśli żona pierwszego archanioła ujrzała coś zaskakującego lub dramatycznego, raczej nie zdradziłaby tego przez telefon. Zwłaszcza, iż wiedziała, że Santi stoi obok. Zakładał więc, że wkrótce pojawi się Nathaniel z pełnymi wieściami i rozkazami od Michaela.
Najbardziej jednak niepokoił go fakt, że wizja Any obejmowała głównie dziewczynę, nie zaś jakby się zdawać mogło, Willa i Malosa. Wszak chłopca porwano z jego powodu i właśnie dlatego harpie powinny na niego polować.
Przeszedł przez salon, podchodząc do okna tarasowego. Było duże, trzyskrzydłowe, otwierane na oścież, by aniołowie swobodnie mogli wchodzić do środka. Malos dotknął drewnianej ramy. Pamiętał, jak Nathaniel wspominał, że kiedyś były tu tylko wąskie drzwi, z którymi Michael miał nie lada kłopot odwiedzając Anę.
Przez myśl przeszło mu, że jakoś nie wyobrażał sobie wodza anielskich zastępów zalecającego się do ludzkiej kobiety. Prędzej zakładał, że pierwszy najzwyczajniej w świecie oznajmi kobiecie, że od tej pory jest jego i na tym skończą się amory.
Szum wody w łazience ucichł, co oznaczało, że Santi skończyła brać prysznic. Malos odruchowo spojrzał w kierunku białych drzwi. Jej ciało zapewne pachniało teraz migdałowym mleczkiem, które zauważył w kabinie, a on jak na ironię losu oddałby wszystko by móc polizać jedwabistą skórę. Zacisnął dłonie w pięści tak mocno, że zabolały go kości, powinien przestać myśleć w ten sposób, ale nic nie potrafił poradzić, że dziewczyna opętała go doszczętnie.
Stał jeszcze kilka minut, besztając siebie w duchu, gdy drzwi łazienki otwarły się i w obłoku pary wyszła Santi. Jej włosy ciągle jeszcze były mokre, a pojedyncze kosmyki ściśle przylegały do szyi i czoła. Ubrana w biały szlafrok, prezentowała się bardzo apetycznie, wywołując u Malosa jeszcze większą frustrację. Nawet teraz, patrząc na nią, trudno mu było uwierzyć, że kaprys losu pozbawił ją skrzydeł. Ktoś taki jak ona nie zasługiwał na karę, w dodatku, trwającą wiecznie.
Nawet nie wiedział, że idzie ku niej, dopóki nie zatrzymał się ledwie kilka centymetrów przed nią, a zapach mokrego ciała nie wdarł się do jego nosa. Nie spuszczała z niego wzroku, uważnie śledząc jego poczynania, usiłując odgadnąć zamiary.
– Cały czas się zastanawiam, jak to się mogło stać? – wychrypiał niskim głosem.
Drgnęła zaskoczona jego słowami, nie uszły jej uwadze zaciśnięte pięści i zmarszczone czoło chłopaka. Tak samo, jak wiedziała, o co pytał.
– Podobno był to przypadek, lub raczej niezgodność genów – odparła. Nigdy nie było jej łatwo. Jako dziecko doświadczała wielu przykrości ze strony rówieśników, zresztą, dorośli również nie byli lepsi. Wielu szeptało, że nie ma dla niej miejsca w Concorze, tak samo, jak rozgłaszano plotki, że nie jest anielskim dzieckiem, tylko ludzkim. Często płakała, nie rozumiejąc okrutnego świata. Matka zawsze była przy niej, tuląc i pocieszając. Niewiele jednak mogła zdziałać. To Gabriel odmienił jej życie. Drugi pośród archaniołów szybko zauważył z jak wyjątkowym dzieckiem ma do czynienia i wziął ją pod swoje skrzydła. Dosłownie i w przenośni. To w jego ramionach latała nad Concorą. Z biegiem czasu stał się jej mentorem i opiekunem. W końcu przyjacielem. Wiedzieli o tym wszyscy, z wyjątkiem jednej osoby – chłopaka z rozwianymi włosami i chmurnym spojrzeniem. – Taka się urodziłam i nic nie mogę na to poradzić.
– Czy twoja matka nie próbowała... – zaczął ostrożnie, ale przerwała mu.
– Przez wiele lat, ale nie da się pobudzić wzrostu skrzydeł, jeśli ciało ma zbyt słaby szkielet. Nie jestem przystosowana, by je mieć. – Mówiła szybko, wyrzucając z siebie słowa bez zastanowienia. – Gdyby teraz pojawiły się na moich plecach, rozerwałyby mój kręgosłup na kawałki. Jest słaby, prawie taki sam jak u...
– Ludzi – dokończył za nią, a ona tylko potaknęła głową. W jej głosie co prawda pobrzmiewał ból, ale twarz pozostała bez wyrazu. Setki lat radziła sobie ze swoją ułomnością, prawda zaś zawsze była lepsza niż oszukiwanie się.
– Nie kłamałem mówiąc, że nie jesteś od nikogo gorsza – stwierdził z mocą.
– Wiem – uśmiechnęła się. – Nie czuję się gorsza, już nie. Ty również powinieneś się w końcu tego nauczyć.
Subtelna aluzja do jego obecnego stanu spowodowała, że Malos zaśmiał się cicho.
– Wiesz, ktoś już mi to kiedyś powiedział, ale nie uwierzyłem mu.
– Może jednak powinieneś? – zasugerowała, bezbłędnie odszyfrowując, iż miał na myśli Gabriela.
– Może – odrzekł szeptem. – Pamiętam, że kiedy przyszedłem do szkoły, chorowałaś. To z powodu pleców, tak? – zapytał, ponownie odsuwając temat archanioła od siebie.
Uśmiechnęła się krzywo. Malos po raz kolejny zaskoczył ją, swoją przenikliwością.
– Kręgosłup czasami odmawia mi posłuszeństwa. Gabriel musi mnie wtedy poskładać do kupy.
– Taa, trzeba mu oddać, że potrafi to robić – odrzekł nieco sarkastycznie. – Mnie też leczył, chociaż nie prosiłem się o to.
– Wolałabym teraz nie dyskutować na temat twojej kary – odrzekła nieco upartym tonem. – Znam twego opiekuna, od kiedy byłam dzieckiem i wiem, jak wielkie w nim drzemią pokłady dobroci. Chociaż sprawia wrażenie zimnego, w rzeczywistości przejmuje się każdą skrzywdzoną istotą.
– Nie powiedziałem, że tak nie jest. – Twarz chłopaka stała się poważna. – Ja po prostu go nie lubię. Ale i tak wiem, że zrobił dla nie co mógł. Chcesz zobaczyć? – zapytał szybko i nie czekając na odpowiedź, jednym ruchem ściągnął koszulkę przez głowę, a potem odwrócił się plecami do dziewczyny.
Zaniemówiła, zaskoczona jego bezpośredniością. Bez najmniejszego trudu obnażył przed nią ciało, pozwalając by patrzyła na jego hańbę. Czy chciała tego czy nie, musiała przyznać, że był piękny. Ładnie wyrzeźbione mięśnie tworzyły idealną plątaninę pod skórą. Ale tak też wyglądała większość ani aniołów. Silne mięśnie były konieczne do uniesienia skrzydeł. Plecy Malosa prezentowały się podobnie jak jego tors. Tyle że poprzez łopatki do samego dołu biegły dwie długie szramy, łącząc się nieco niżej i tworząc coś na kształt litery V.
Blizna była gruba i ciągle jeszcze ciemno-czerwona. Nie miała pojęcia, czy pozwoliłby się jej dotknąć. Wolała więc nie pytać, w obawie, że odrzuci jej prośbę. Zamiast tego zdecydowała się naruszyć jego prywatność i położyć rękę na szramie.
Wrażenie było niesamowite. Skóra Malosa była wręcz gorąca w dotyku. Czuła jego twarde mięśnie pod palcami i blizny niewidoczne dla oczu. Ostrożnie przesunęła opuszkami palców po miejscu z którego powinny wyrastać skrzydła. Było równie wypukłe jak jej, jeszcze zupełnie gładkie, ale już niedługo zaczną wyrastać z niego kości i formować się skrzydła, a potem pióra. Miał wiele szczęścia, ona na taki cud nie mogła liczyć.
Opuściła dłoń, nagle zawstydzona tym, co zrobiła. Anioł zaś obrócił się do niej twarzą. Jego mina nie wyrażała zupełnie nic, żadnego gniewu czy też smutku.
– Przepraszam, nie powinnam była... – zaczęła ostrożnie, ale on nie pozwolił jej dokończyć. Chwycił jej twarz w swoje dłonie, wyciskając na ustach gorący pocałunek. Zrobiło jej się słabo, kolana zmiękły. Szczęściem, Malos trzymał ją mocno, pogłębiając pocałunek, biorąc jej wargi w posiadanie.

3 komentarze:

  1. No to wreszcie oczyszczą atmosferę, bo to ciągłe napięci był denerwujące. A może jeszcze bardziej się zaplączą? Ale Santi wykazuje się sporym chartem duch by przezwyciężyć swoją ułomność... niedoskonałość... brak... a może dzięki temu posiada więcej ludzkiej empatii niż inni aniołowie. Pozdrawiam Lena

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie Malos pozwolił sobie na ujawnienie swoich uczuć. Myślę, że Santi nie ma nic przeciw temu. Bardzo mi się podobał ten rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe co widziała Ana ? Malos jest w stanie zrozumiec jej sytuacje i co wiecej chyba sie zakochuje Dzieki Emi udanego weekendu blanka

    OdpowiedzUsuń