czwartek, 14 maja 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 11_epizod 1 i 2




Wiktoria Filipowska
– Nadal nie uważam, by był to dobry pomysł. – Elena mocniej ścisnęła ramię męża, ale ten posłał jej tylko zdawkowe spojrzenie. W takich chwilach jak te, Ariel był przede wszystkim królem, dopiero potem ukochanym mężczyzną.
– Najdroższa, wiesz doskonale, że sprawa jest bardzo poważna i należy zrobić wszystko, by jak najszybciej dotrzeć do prawdy.
– Oczywiście – odparła królowa. Starając się nadążyć za długimi krokami męża, musiała prawie biec. W głębi duszy złościła się, że wspomniała ukochanemu, iż ranna smoczyca zaczęła rozmawiać. Sądziła, że Ariel da chorej jeszcze trochę czasu, a potem rozkaże hrabiemu przeprowadzić dogłębne śledztwo. Ale nie, on odsunął dokumenty, które właśnie przeglądał i rzucił krótko:
– Zobaczmy, z kim mamy do czynienia. – Ruszył do wyjścia.
Dogoniła go dopiero w połowie korytarza.
– Dziewczyna nie czuje się jeszcze na siłach, by rozmawiać – zaczęła ostrożnie.
– Twierdziłaś, że zaczęła mówić…? – dociekał.
– Owszem, ale jej stan psychiczny pozostawia wiele do życzenia.
– Potrafi wypowiedzieć kilka prostych słów? – zapytał, nie zwalniając kroku.
– Tak, ale...
– W takim razie jest gotowa ze mną porozmawiać. – Głos Ariela nie pozostawiał wątpliwości, że Elena nie jest w stanie wpłynąć na zmianę jego zdania.
– Obawiam się, że ją wystraszysz – zauważyła przytomnie.
– Nie mam takiego zamiaru, a zresztą, nawet jeśli się wystraszy, dobrze jej to zrobi. Na bogów! Jestem królem i nie zamierzam trząść się przed jakąś dzierlatką. Dziewczyna musi zacząć współpracować, w przeciwnym razie jeszcze dziś każę wyrzucić ją z zamku.
– Och! – zaperzyła się władczyni, szczypiąc mężowski rękaw. – Nie zrobisz tego.
– Przeciwnie, ukochana. – Smok posłał żonie stanowcze spojrzenie. – Ta kobieta może być najzupełniej w świecie niewinna, ale też może stanowić dla nas śmiertelne zagrożenie. Mam ci przypomnieć, że próbowano zabić naszego syna? – W głosie króla pojawiła się złość i Elena wiedziała, że nie wytarguje więcej czasu dla Heleny.
– Dobrze, ale bądź delikatny – szepnęła, kiedy drzwi prowadzące do infirmerii otwarły się przed nimi. Stojący po bokach rycerze patrzyli prosto przed siebie, udając, że nie słyszeli wymiany słów pomiędzy monarchami.
– Od kiedy to uważasz mnie za potwora? – burknął Ariel. Król zdawał się nie dostrzegać osób zgromadzonych w sali. Chorzy za swoimi parawanami i sanitariuszki zatrzymywali się w miejscu, dygając pośpiesznie lub chociażby skłaniając głowy przed monarchą. Widok ich Wysokości w izbie chorych był rzadkością.
– Mój panie... – Przed Arielem i Eleną zatrzymał się uzdrowiciel. Mężczyzna zgiął się w głębokim ukłonie. Jego twarz była spocona ze strachu, a pot płynął stróżkami po jego policzkach. – To zaszczyt móc cię widzieć tutaj.
– Naprawdę? – Ariel zmarszczył brwi. –Jestem królem, mam prawo tu być. Odmawiasz mi go? A może dziwisz się, że interesuję się losem skrzywdzonej kobiety?
Werek zmieszał się jeszcze bardziej.
– Nie, mój panie, jestem tylko oszołomiony twoim widokiem. Królowa Elena bardzo dobrze opiekuje się dziewczyną.
– Wiem o tym – odrzekł władca, mijając uzdrowiciela i kierując się do miejsca, gdzie stało łoże smoczycy. Medyk podreptał za monarchami. Spocone dłonie wycierał ukradkiem w kaftan.
Kobieta siedziała na szerokim parapecie, szczupłymi ramionami oplatając podkulone nogi. Zamyślonym wzrokiem spoglądała przez okno, obserwując biegające wśród zieleni dzieci. Gwar ich głosów niósł się echem wśród kamieni. Zajęta własnymi ponurymi rozmyślaniami nie zauważyła przybycia monarchów, dopóki Werek jej nie zawołał.
– Złaź natychmiast i się pokłoń. Król przyszedł cię odwiedzić. – Uzdrowiciel mówił szybko, starając się ukryć rosnące zdenerwowanie i jednocześnie podkreślić swoją pozycję na dworze.
Helena faktycznie odwróciła głowę. Ze zmarszczonymi brwiami spojrzała na medyka. Nie darzyła dziwacznego człowieka nawet odrobiną zaufania. Miał rozbiegane oczy i, kiedy z nią rozmawiał, zawsze miała wrażenie, że wykorzysta wszystko, co mu powie, przeciwko niej. Nie lubił jej, tego była absolutnie pewna. Tak więc milczała, dla swojego bezpieczeństwa i dla innych.
Jedyną osobą, której ufała, była Jej Wysokość. Zdawała sobie sprawę, że działo się tak dlatego, że królowa smoków była po prostu uosobieniem dobroci, miała jednak w sobie coś jeszcze: jakąś siłę i upór, którego Helena nie posiadała. Władczyni zdradziła jej co nieco ze swej przeszłości, a służki dodały resztę. Teraz już wiedziała, że monarchini nim stała się żoną Ariela, była więziona w Przeklętej Górze przez złego demona. Setki lat znosiła tortury, którym poddawał ją stwór. Mimo to przeżyła i choć do dziś dnia nosiła na sobie piętno tych zdarzeń, a w sercu ciągle ożywały wspomnienia, była silniejsza niż ktokolwiek inny na Siódmym Lądzie.
Czy chciała tego, czy nie, Helena czuła jakąś więź łączącą ją z królową. Nie potrafiła tego jeszcze nazwać i choć broniła się, jak tylko mogła, ciemnowłosa Elena skradła jej serce. Tym bardziej bolała ją myśl, że miała tak mocno skrzywdzić tę kobietę.
– Heleno... – Głos zabrała królowa i dziewczyna z cichym westchnieniem opuściła nogi na podłogę. Ostrożnie stanęła na zimnych kamieniach, wyprostowując się przed smoczym królem i jego żoną. Trwało to ledwie chwilę nim zgięła się w ukłonie, ale wiedziała, że władca zauważył, jak bardzo była wysoka i że jej ciało posiadało wszystkie cechy określające smoczego wybrańca: począwszy od wzrostu, poprzez kolor włosów, oczu, kształt kości policzkowych i ramion.
– Wasze Wysokości – powiedziała, dygając.
– Wiesz, kim my jesteśmy, ale my nie znamy cię ani trochę! – zaczął ostro Ariel. Oblicze króla było poważne, brwi ściągnięte, spojrzenie skupione na młodej kobiecie.
Zmieszanie odbiło się na twarzy Heleny. Odruchowo uciekła wzrokiem do władczyni, szukając u niej pociechy. Królowa milczała i Helena wpadła w panikę, że za chwilę jej życie dobiegnie końca. Jego Wysokość nie był w dobrym humorze, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Wyglądał co prawda dość typowo, jak każdy inny smoczy wybraniec, i chociaż w tej chwili w jego zielonych oczach nie płonął ogień, wiedziała, że był zły.
– Helena, mój panie – powiedziała ostrożnie. Ze wszystkich sił próbowała zapanować nad drżeniem głosu i miała nadzieję, że się jej to udało.
– A dalej? – Brwi monarchy uniosły się lekko. – Z jakiego rodu pochodzisz? Gdzie są twoje korzenie?
– Nie ma nic więcej – odrzekła, rumieniąc się. Nie lubiła rozmawiać o przeszłości. Była bękartem bez ojca i matki.
– Werek, zostaw nas – powiedział król, nie spoglądając nawet na uzdrowiciela. Medyk chciał coś jeszcze dodać, znaleźć wymówkę, by pozostać w pobliżu dziewczyny, otwierał już nawet usta, ale widząc zaciśnięte pięści króla, zmienił zdanie. Ostatecznie ponad wszystko był tchórzem. Potrzeba rozszyfrowania pochodzenia smoczycy przegrała z instynktem przetrwania. Prędzej czy później wieści o kobiecie i tak obiegną zamek, wtedy powie Irminowi, co usłyszał.
– Jak sobie życzysz, panie – odparł pokornie, wycofując się chyłkiem.
– Jesteś podrzutkiem? – zapytał król, gdy tylko uzdrowiciel się oddalił. Uwadze władcy nie uszedł fakt, że na twarzy kobiety pojawiła się ulga, kiedy medyk pozostawił ich samych.
– Chyba tak – rzekła z wahaniem. – Wieśniacy znaleźli mnie nad brzegiem morza. Moja matka chciała oddać mnie wodzie. – Jakże wiele razy w swoim życiu wypowiadała te słowa… Ale nigdy dotąd nie bolały ją tak bardzo jak teraz. Co innego przyznać się do bycia wyrzutkiem wśród buntowniczych smoków, gdzie prawie każdy coś ukrywał, gdzie większość porzuciła rodziny lub bliskich. Tu, przed tymi szlachetnie urodzonymi ludźmi, czuła się prawie naga.
– Jesteś smoczym wybrańcem; rzadko zdarza się, by tak wyjątkowe dziecko matka chciała porzucić, nawet jeśli jest bękartem. – W głosie króla nie było słychać potępienia, raczej chłodne stwierdzenie faktów. Jak na ironię losu, Helena zgadzała się ze słowami monarchy. Sama nieraz zastanawiała się, dlaczego rodzicielka ją porzuciła. Jako smocze dziecko cieszyłaby się szacunkiem w każdej, nawet najuboższej wiosce.
 – Nie mam pojęcia, mój panie. Może nie wiedziała, kogo urodziła, a może po prostu hańba była większa niż więź rodzicielska. – Każde wypowiadane słowo bolało, niczym rany, które zadawał jej Favien. Jednak tym razem to władca zdzierał z niej warstwę po warstwie.
 – O ojcu również nic nie wiesz? – Do dyskusji włączyła się królowa. Elena puściła ramię męża i wyraźnie spokojniejsza usiadła na drewnianym krześle. Splótłszy dłonie na kolanach, spojrzała na dziewczynę.
Helena przełknęła ślinę. Król przyszedł ją przesłuchać, dotarło do niej. Nawet jeśli nie odbywało się to w więziennej celi, tylko w infirmerii, taki właśnie miało podtekst. Jedynym wyjątkiem była obecność królowej, która wyraźnie usiłowała załagodzić charakter rozmowy.
– Mój ojciec, jak mniemam, uczestniczył tylko przy moim poczęciu – odrzekła zgodnie z prawdą.
– Nie masz żadnych podejrzeń, kto może nim być? – dociekał władca.
Helena szybko pokręciła głową. Doskonale wiedziała, o co chodziło monarsze. Kolor włosów i oczu smoki zazwyczaj dziedziczyły po ognistym przodku. Niestety ona nie miała pojęcia, do kogo była podobna. Czarne włosy i ciemne oczy, wielu mężczyzn takie miało. Może gdyby wyglądała trochę inaczej, łatwiej odszukałaby rodziciela. Prawda jednak była taka, że wcale za nim nie tęskniła. Porzucił ją tak samo jak matka, choć równie prawdopodobne, że nie miał nawet pojęcia, iż powołał ją do życia.
– Jestem bękartem, mój panie – stwierdziła głosem wypranym z wszelkich emocji. Starając się dodać sobie nieco odwagi, uniosła podbródek wyżej.
– Dziecko nie prosi się na ten świat, Heleno… – W głosie królowej pobrzmiewała jakaś melancholijna nuta. – Kiedy jednak już się zjawi, należy się nim zająć. Ty wyrosłaś na urodziwą i silną kobietę. Masz dobre maniery i poprawnie się wyrażasz, zatem los postawił na twej drodze dobrych ludzi.
Ponownie skinęła głową. Jeszcze kilka tygodni temu biłaby się w piersi, twierdząc, że tak właśnie było. Agatte i Tollesto okazali jej wiele serca. Jednak dziś nie była już tego taka pewna. Gdyby przywódczyni smoków kochała ją, tak jak to deklarowała, nie pozwoliłaby swemu synowi tłuc jej na śmierć.
– Wieśniacy zabrali mnie do swej osady i tam spędziłam pierwsze lata życia. Jednak w miarę jak rosłam, zdawali sobie sprawę, że nie potrafią zapanować nad kimś takim jak ja. – Kłamstwo gładko przeszło przez jej usta. Prawda była taka, że nim skończyła dziesięć lat, większość wieśniaków bała się do niej podejść. Jeszcze nie potrafiła przybrać smoczej skóry, ale siła, jaką dysponowała, i zmienność jej charakteru przerażała wszystkich. Chłopi szeptali pomiędzy sobą, radząc jak najszybciej wygnać ją z osady. Dowiedziawszy się o tym, odeszła, nim wprowadzili swoje zamiary w czyn. Na pustkowiach spędziła kilka tygodni, szukając pożywienia, marznąc w zimne noce i głodując za dnia. Wtedy na jej drodze stanęła Agatte. Smoczyca od pierwszej chwili wiedziała, z kim ma do czynienia. Zabrała dziewczynę do Awer i tam przedstawiała hrabiemu. Potężnej postury smok z warkoczem grubych włosów i niskim głosem zdawał się małej dziewczynce potworem z koszmarów. Jednak dni mijały, a ona zrozumiała, że ten mężczyzna miał też inną twarz: potrafił być czuły i delikatny, kiedy jednak trzeba, stanowczo egzekwował swoją wolę.
– Oddali cię smokom? – dociekał Ariel, a bruzda na czole władcy pogłębiła się.
– Pierwszym, jakich napotkali – ponownie skłamała.
– Z północy? – Niewypowiedziane ostrzeżenie zabrzmiało w głosie monarchy.
– Byłam tylko dzieckiem i było mi obojętne, kim są, chciałam tylko żyć – stwierdziła.
– Twoi opiekunowie służyli hrabiemu Tollesto? – dociekał władca, a ona poczuła, że zimny pot spływa po jej plecach. To pytanie wisiało w powietrzu od samego początku. Tak samo jak to, czy przybyła tu, mając wrogie zamiary. Jedno i drugie było prawdą.
– Mój przybrany ojciec zginął w Dolinie Ciszy.
Ariel nie wyglądał na usatysfakcjonowanego tą informacją.
– Zdajesz sobie sprawę, że stawia cię to w złym świetle?
– Kochany, to wcale nie oznacza, że Helena przybyła tu, by nas skrzywdzić. – Elena usiłowała się wtrącić, ale Ariel nie dał jej dojść do głosu.
– Tego nie powiedziałem. Twierdzę jedynie, że nie możemy w pełni jej zaufać – odparł cierpko, po czym ponownie skupił wzrok na obcej smoczycy. Ta zaś była bledsza niż jeszcze kilka chwil temu.
– Mój panie – rzekła, wolno cedząc słowa. – Nigdy nikogo nie zabiłam, nigdy też nie życzyłam Waszej Wysokości śmierci, to sprzeczne z moją naturą.
Po twarzy Ariela przemknął ledwie dostrzegalny uśmiech. Zniknął jednak zbyt szybko, by smoczyca mogła uznać go za oznakę sympatii.
Król milczał kilka chwil, analizując słowa młodej kobiety. W końcu, ociągając się, powiedział:
– Tego się trzymajmy, a czas pokaże, jak wiele prawdy jest w twoich słowach. Musisz jednak wiedzieć, że nie okażę łaski nikomu, kto ośmieli się podnieść rękę na moich bliskich. Spróbuj mnie oszukać, a umrzesz straszliwą śmiercią.
***
W karczmie zawsze było głośno i tłoczno. Krótkich chwil spokoju można było doświadczyć tylko nad ranem, kiedy większość gości zapadała w głęboki sen po nocy spędzonej na piciu, a podróżni, którym dopisało szczęście i zdołali znaleźć wygodne łoże na pięterku, nie zdążyli jeszcze wstać.
Przed świtem tylko służące chodziły po izbie, znosząc brudne naczynia, ścierając zarzygane blaty, ustawiając ławy i krzesła na swoich miejscach. W kuchni kucharze i ich pomocnicy uwijali się jak w ukropie. Świeżo upieczone bochenki chleba wykładano z pieca, wynoszono sery z piwniczek i nastawiano aromatyczne zioła na herbatę. Trwały również gorączkowe dyskusje nad ustaleniem dziennego jadłospisu. Wśród tej cichej krzątaniny nikt nie zauważył przybycia wysokiego rycerza. Mężczyzna wszedł do głównej sali i, stawiając cicho kroki niczym drapieżnik, którym w istocie był, zbliżył się do lady i czekał. Kątem oka omiatał izbę, sprawdzając, jak wielu pijanych wojowników drzemało w kątach. Szczęściem nie było ich dzisiaj zbyt wielu.
Karczmarz pojawił się chwilę później. Był to tęgi mężczyzna, niewysokiego wzrostu, przez co jego tusza zdawała się jeszcze bardziej widoczna. Bystre oczy ledwie widoczne wśród tłustych policzków i sumiastych wąsów, bacznie wpatrywały się w przybysza.
– Irmin – powiedział, szybko łapiąc oddech. Wielki brzuch gospodarza zatrząsnął się gwałtownie. – Dawno cię u nas nie było.
Zbrojny skinął tylko głową. Już na pierwszy rzut oka widać było, że dobry nastrój opuścił go dawno temu. Zmarszczone czoło i groźnie zaciśnięte szczęki nie wróżyły niczego dobrego.
– Czy ty nigdy nie śpisz? – ciągnął gospodarz.
– Smoki nie potrzebują wiele snu – odburknął przybyły. Mężczyzna powoli ściągnął czarne rękawiczki. Palce miał długie, zgrubiałe od miecza. Położył rękawice na blacie. W jego spojrzeniu nie było gniewnych błysków, ale ciało mężczyzny emanowało dziwnym napięciem, co karczmarz wyczuwał bezbłędnie. Żyjąc w mieście, w którym smoków jest więcej niż ludzi, takie zachowanie należało zawsze dostrzegać. Tylko to mogło uratować życie i zapewnić powodzenie w interesach.
– Czym mogę ci służyć, panie? – zapytał. – Wczesne śniadanie? Właśnie wyjmujemy chleby z pieca...
– Później – przerwał mu smok. Po twarzy mężczyzny przemknął cień. – Chcę napić się wina – dodał, a karczmarz już wyciągał dzban.
– Usiądź sobie, panie, zaraz podam napitek.
Smok obrzucił salę pogardliwym spojrzeniem. Służki ciągle jeszcze sprzątały po nocnych szaleństwach. Przez szeroko pootwierane okna wpływało świeże powietrze, przepędzając zapach wymiocin. Ciągle jednak kilku mocno podpitych jegomościów spało na ławach.
– Wolałbym miejsce na uboczu – odparł, krzywiąc się, a karczmarz szybko podłapał jego słowa.
– Oczywiście, mój panie – powiedział, dając jednocześnie znać służącej, by podeszła do kontuaru. – Jule, czy któraś z izb jest już uprzątnięta? – zapytał, mierząc kobietę uważnym spojrzeniem. Dziewka wytarła mokre dłonie w fartuch. Ukradkiem sprawdziła również, czy włosy nie wyślizgują się jej spod czeka. Była to niemłoda niewiasta, od wielu lat ciężko harująca w gospodzie. Nadal jednak nie można było odmówić jej urody, a dzieciska, które urodziła w międzyczasie, również nie popsuły jej figury.
– Dębowa będzie gotowa – rzekła, łypiąc na smoka. Podobał jej się. Nie pierwszy raz go tu widziała, chociaż dotąd nie miała okazji być z nim tak blisko. Zazwyczaj jemu podobni siadywali gdzieś z boku lub też żądali osobnych izb, rzadko też brali sobie dziewki do towarzystwa. Ich gusty były dużo bardziej wyrafinowane niż zwykłych zbrojnych. Nie miała pojęcie, jak miał na imię i raczej nie odważyłaby się go o to spytać. Typowy dla gwardzistów królewskich czarny strój kontrastował z jego jasnymi włosami, nadając twarzy mężczyzny jeszcze bardziej przerażający wygląd.
Karczmarz pchnął w stronę kobiety tacę z winem i półmiskiem sera.
– Zaprowadź rycerza – huknął, a służąca tylko skinęła głową.
– Za mną, mój panie – odezwała się, ruszając przed siebie. Mężczyzna nic nie powiedział, słyszała jednak jego kroki tuż za plecami. W długim korytarzu zdawały się zagłuszać wszystko inne dookoła. Kobieta nie przejęła się bynajmniej niecodziennym towarzyszem. Z niejednym tęgim zabijaką miała już do czynienia, więc ten tutaj nie stanowiłby dla niej żadnego wyjątku. Z tą myślą pchnęła ciężkie drzwi prowadzące do niewielkiej sali i, sprawdziwszy, czy wszystko jest jak się należy, weszła do środka. Smok podreptał za nią.
Postawiła tacę na stole, nalewając wina do miedzianego pucharu. Podała kielich wojownikowi i czekała na dalsze dyspozycje.
Rycerz usiadł w fotelu i przechylił naczynie, wolno sącząc trunek. Nie uszło jej uwagi, że przyglądał się jej łakomie. Jednak słowa, które wypowiedział do niej, pozbawiły ją nadziei, że pozwoliłby się jej dotknąć.
– Wkrótce przyjdą tu moi przyjaciele. Dopilnuj, by trafili do sali i zadbaj, aby nikt nam nie przeszkadzał – rzucił.
Skinęła głową, skrywając głęboko w sercu rozczarowanie.
– Idź już – dodał, wypędzając ją z izby.
Irmin upił kolejny łyk wina, leniwie patrząc jak kobieta opuszcza salę. Wyglądała ładnie i schludnie, choć nie była już młódką. W jej ruchach ciągle jednak krył się swego rodzaju powab, jakaś miękkość i głęboko skrywana namiętność. Korciło go, by przywołać ją do siebie, kazać zadrzeć spódnicę. Nie sądził, by się opierała, możliwe, że nawet okazałaby się wyjątkowo chętna. Niestety, on miał pilniejsze sprawy na głowie niż pieprzenie służących.
Czas naglił, a im dłużej zwlekali, tym mniejsze były ich szanse na zwycięstwo. Pierwsza próba okazała się nieudana, jednak teraz pojawiły się nowe możliwości i zamierzał zrobić wszystko, by z nich skorzystać.
Kroki w korytarzu sprawiły, że odstawił puchar. W progu pojawiła się najpierw jasnowłosa głowa Romy – miejscowego kupca bławatnego, a potem reszta jego szczupłego ciała. Był to niski mężczyzna o bystrych oczach i niesamowitej smykałce do interesów. Wszedł do środka, zajmując miejsce na ławie obok Irmina, uprzednio wymieniwszy ze smokiem zdawkowy uścisk dłoni.
Kolejni, którzy weszli do izby, byli mieszczanami. W ten lub inny sposób świadczyli różnego rodzaju usługi dla poddanych króla, ale tylko jeden z nich był smokiem – Guwes. Mężczyzna przywitał się serdecznie z Irminem i usiadł obok niego.
– Co się dzieje? – zapytał bez chwili zwłoki. – Mam nadzieję, że coś istotnego, skoro nas tu ściągnąłeś.
– Gdyby było inaczej, nie wołałbyś nas chyba o tak wczesnej porze? – dodał Zoran. Elf prowadził niewielki sklep z bronią, a jego sprzedawane przez niego łuki okryły się sławą w niejednej bitwie.
Irmin zbył ich komentarze machnięciem ręki.
– Nie lubię tracić czasu na czcze pogaduszki – zagrzmiał, spoglądając w twarze przybyłych. – Chyba znacie mnie na tyle dobrze, by to wiedzieć.
– Zatem co tym razem się wydarzyło? – ponownie wtrącił się Guwes. – Zdajesz sobie chyba sprawę, że musimy ograniczyć spotkania. Coraz trudniej poruszać się niezauważonym po mieście. Białowłosy ma wszędzie swoich ludzi.
Pod skórą twarzy Irmina przemknął ogień.
– Lord Kiral nieustannie węszy i wypytuje – stwierdził cierpko. – W zamku zrobiło się cicho i smętnie; nie ma tańców, śmiechów, ucztowania. Służące siedzą wieczorami w swoich izbach miast zabawiać rycerzy.
– A dziwi cię to? – zaśmiał się Roma. – Podobno lord z Karez nie znosi kobiet, czemu więc miałby pozwolić, by zbrojni bawili się wieczorami?
– Nieustannie węszy w koszarach – ciągnął Irmin, nie zwracając uwagi na mężczyznę. – Gdy nie wypytuje wojowników, to ten gówniarz Nataniel nieustannie kręci się po korytarzach.
– Czy prawdą jest, że do komnat królewskich nie można się dostać? – zapytał Sarek, kupiec handlujący przeprawami.
Irmin potaknął głową.
– Kiedyś komnat władcy pilnowało kilkoro wartowników, teraz całe zachodnie skrzydło, gdzie mieszczą się sypialnie pary królewskiej i ich dzieci, jest zamknięte.
– Zmarnowaliśmy swoją szansę – zauważył przytomnie Roma. – Gdybyśmy wtedy wysłali więcej ludzi, może już byłoby po wszystkim.
– Prawda – poparł kupca Guwes. – Dwóch z łatwością poradziłoby sobie zarówno z księciem, jak i z Natanielem.
– Bzdura! – warknął ostrzegawczo Irmin. – Już o tym rozmawialiśmy, a wy ciągle swoje. Ile razy mam powtarzać, że wcześniej również pilnowano komnat rodziny królewskiej?! Wpuszczenie jednego szpiega na korytarze kosztowało wszystkich wiele wysiłku, o dwójce nie mogło być mowy.
– Za to teraz nawet mysz się nie przeciśnie – skomentował złośliwie Roma.
– Jest inny sposób. – Wzrok Irmina spoczął na twarzach zebranych.
Wszyscy jak na komendę przysunęli się do smoka.
– Mów – nalegał Guwes. – Co też wymyśliłeś? Przekupiłeś służki zamkowe?
Gwardzista pokręcił głową.
– Kobiety w zamku są lękliwe, a po ostatniej napaści nie chcą rozmawiać z nikim obcym. Sądzę, że lord Kiral skutecznie je nastraszył.
– Co więc chcesz zrobić? – dociekał Zoran.
– Przez cały czas próbujemy zbliżyć się do króla i może właśnie na tym polega nasz błąd?  Może nie powinniśmy się tak starać? Mężczyzn kręcących się po zamku łatwo wyłapać, ale kobiety... dwórki... – dodał ostrożnie, wypatrując reakcji kompanów. – Dwórek nikt nie sprawdza. Niezauważone kręcą się po korytarzach i chociaż trudno przeoczyć ich obecność, nikt nie podejrzewa ich o złe zamiary.
– Chcesz wprowadzić tam kobietę? – W głosie drugiego smoka pojawiło się niedowierzanie. – Mówiłeś, że się boją…
– Nie. Twierdziłem tylko, że służące się boją i nie chcą współpracować. Dwórki to coś zupełnie innego.
Mężczyźni spoglądali po sobie, w milczeniu analizując sytuację. Do tej pory ich wszelkie plany zakładały zabicie króla i jego rodziny w sposób bardzo efektowny. Miały to być spektakularne egzekucje, na tyle wyraźne i widowiskowe, by cały świat się o tym dowiedział. Nigdy nie brano pod uwagę skrytobójczych misji.
– Może to i dobry pomysł – zaczął ostrożnie Zoran. – Skąd jednak wziąć chętną niewiastę?
– Musi być piękna i inteligentna. Głupiej dziewuchy królowa nie dopuści do siebie – dodał Roma.
– Zapominacie o najważniejszym – wtrącił się Guwes. – Musi być świadoma tego, co ma zrobić. Zatem nie powinna lękać się śmierci.
Irmin tylko słuchał i z lekkim uśmiechem przyglądał się kompanom.
– A jeśli wam powiem, że otrzymaliśmy niespodziewaną pomoc z północy? – powiedział, ściszając głos do szeptu. Jego słowa spowodowały, że w izbie zapadła kompletna cisza.
– Północ nawiązała kontakt? – wychrypiał Zoran, a oczy kupca zrobiły się wielkie ze zdziwienia. – Tak dawno milczeli.
Irmin uśmiechnął się szerzej.
– Sytuacja bardzo się zmieniła – odparł zagadkowo. – Kilka tygodni temu król wysłał poza granice Siódmego Lądu oddział smoków. Cała sprawa objęta była zmową milczenia, ale parę dni temu powrócił jeden ze smoków. Dowiedziałem się od moich informatorów z zamku, że gwardzista opowiadał o chordach smoków hodowanych poza Kirragonią. Zapewniał również, że widział na własne oczy syna Tollesto.
Siedzący przy stole mężczyźni bezgłośnie wznieśli oczy do nieba, wypowiadając słowa modlitwy do przodków.
– Nareszcie – szepnął Zoran.
– Już straciłem nadzieję – dodał Guwes.
– Gdzie on jest? Czemu nic się nie dzieje? – dociekał Roma. – Czemu nie atakuje?
– Spokojnie, nie gorączkujcie się – upomniał ich Irmin. Smok pochylił się do przodu i, opierając dłonie na blacie, powiedział: – Nie jestem pewien, ale zdaje mi się, że przyszły król wrócił do Kirragonii. Tylko czekać, aż da znać południowcom o swojej obecności.
– Skąd to wszystko wiesz? – Na czole Guwesa pojawiła się pionowa bruzda. – Takie informacje trudno zdobyć.
Irmin spojrzał na drugiego smoka z lekką kpiną.
– Dostaliśmy wiadomość od naszych braci z północy. Przyznaję, że długo milczeli i już sam zacząłem tracić nadzieję, ale parę dni temu wszystko się zmieniło.
– Jakim sposobem? – wtrącił się Roma. Głos kupca był ostry i lekko zabarwiony gniewem. Dotychczas to on zajmował się przekazywaniem wszelkich wieści, jednakże z biegiem lat kontakty urywały się coraz bardziej, zaś po przegranej bitwie w Dolinie Ciszy nić porozumienia została przerwana definitywnie.
– Dziewczyna przyniesiona przez hrabiego Kirala – powiedział Irmin, wprawiając tym jednym zdaniem mężczyzn w osłupienie.
– A co ona, do cholery, z tym wspólnego?! – zagrzmiał Guwes.
– Słyszeliście, w jakim stanie trafiła do Farrander?
– Nie słucham plotek, a dziewki obchodzą mnie tylko wtedy, kiedy mam ochotę spędzić miło noc – odrzekł Zoran.
– Szkoda – stwierdził cierpko Irmin. – Bo ta dziewka, jak ją ładnie nazwałeś, miała do kostki przywiązaną czarną wstążkę.
W ciszy, która zapadła po słowach smoka, słychać było tylko szybkie oddechy zgromadzonych mężczyzn.
– Nie wierzę – jęknął po dłuższej chwili Roma. – To byłoby zbyt piękne…
Irmin wzruszył ramionami.
– Piękne czy nie, smoczyca zjawiła się tu dla nas. Stanowi jasną wiadomość od naszych rodaków z północy. Jej przybycie świadczy o tym, że w swych wysiłkach nie jesteśmy sami, a w Kirragonii wkrótce znowu popłynie krew.
– Przysłano ją, by zabiła króla? – Guwes wyglądał na wielce zdumionego. – Musimy jak najszybciej się z nią skontaktować i zapewnić o całkowitym poparciu.
– Tak też zamierzam zrobić – odrzekł spokojnie Irmin.
Betowanie rozdziału - Wiktoria Filipowska

2 komentarze:

  1. Nie wiem czy Arielowi dała coś ta rozmowa z Heleną. Jej na pewno dużo, bo zobaczyła całkiem innego króla niż do tej pory jej mówili. Mam nadzieję, że Melir znajdzie tych spiskowców a przynajmniej Irmina i Guwesa. Bardzo dziękuję za info i świetny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Poznała losy królowej, teraz poznała też króla jak poradzi sobie że ma ich skrzywdzić ? A jeszcze nie poznała królewicza przecież to tylko dziecko. To nawet medyk jest szpiegiem ? A spotkanie w karczmie - coś dużo jest tych przeciwników króla. Ciekawe jak chcą skontaktować się z Heleną ? Bardzo dziękuję za cały rozdział. Pozdrawiam serdecznie Elka-el64.

    OdpowiedzUsuń