piątek, 29 maja 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 12_epizod 2

Minął przekupkę zachwalającą swój towar, ręką dając jej znać, że nie interesuje go, co ma do zaoferowania i podążył dalej. Krocząc szerokimi uliczkami królewskiego miasta, dziś zapełnionymi po brzegi, sprzedającymi i mieszkańcami, zastanawiał się, jak w gąszczu ludzi i informacji wyłowić pierwsze symptomy zagrożenia nim stanie się ono realne.
Przeludnienie Farrander, wyraźnie widoczne i namacalnie odczuwalne, tylko utrudniało mu zadanie. Wiele dni krążył ulicami i zaułkami, szukając chociaż wątłej nitki spisku, poszlaki, bodaj jednej podejrzanej osoby. Na razie jednak z marnym skutkiem.
Rozmowy z rodzinami, które otrzymały na wychowanie dzieci zdrajców, również nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wszyscy zgodnie zapewniali, że ich pociechy zostały wychowane na patriotów i ze swymi rodzicami nie mają nic wspólnego. Żadna z osób, z którą rozmawiał, nie miała nawet cienia podejrzenia co do zdradzieckiej roli ich przybranego dziecka w spisku na króla.
Powoli z jego listy znikały kolejne nazwiska, a on nie miał nic. Zostało naprawdę niewiele osób, z którymi mógłby porozmawiać, a król naciskał na zakończenie śledztwa.
– Nie, dziękuję! – warknął, odtrącając rękę kupca, który usiłował narzucić mu na ramiona złoty materiał. Handlarz mruknął coś niezrozumiale i zaczął nagabywać innych przechodniów. Melira zaś zaczęła ogarniać irytacja.
I wtedy go zobaczył. Stał niedbale oparty o kolumnę jednego z domów, chłodnym wzrokiem lustrując to, co działo się wokół niego. Zadziwiające, ale nikt nie próbował go nawet zaczepiać, choćby nakłaniać do kupna pieczywa lub też sukni dla kochanki.
Melir w myślach odszukał imię mężczyzny i, upewniwszy, że smok go widzi, skierował się ku niemu.
Hargar skinął głową, gdy tylko hrabia Karez zatrzymał się przed nim.
– Lordzie Kiral... – zaczął ostrożnie. – Mały rekonesans?
Melir wykrzywił usta w grymasie uśmiechu.
– Wolałbym w tej chwili stać na polu bitwy, otoczony armią wrogów, niż przedzierać się przez dżunglę jazgoczących sprzedawców, spoconych dziewek oferujących swe wątpliwe wdzięki i piekarzy zachwalających chleb leżący w koszach obok rynsztoku.
Hargar uśmiechnął się lekko, a potem, wskazując na północny kraniec ulicy i widoczny w dali zamek, zapytał:
– Przejdziemy się?
Melir zmiął w ustach przekleństwo.
– Z chęcią się stąd wydostanę – rzucił.
Ruszyli przed siebie, na powrót zagłębiając się w gęstwienie straganiarzy. Jednak tym razem nikt nie raczył do nich podejść. Widać dwa smoki z wielce niezadowolonymi minami skutecznie odstraszały wszystkich chętnych. A może to obecność Hargara tak działała na mieszkańców? Tego Melir nie wiedział.
– Byłeś u mnie w domu, hrabio? – Młody smok odezwał się jako pierwszy. Mężczyzna dorównywał wzrostem Melirowi, idąc zaś, stawiał długie kroki. Ciemnofioletowe włosy związane w kucyk falowały na jego plecach. Ciemny strój nie pozwalał na dokładniejsze przyjrzenie się mu, był to jednak imponujący wojownik. Kroczący obok niego Melir, ze swymi białymi jak śnieg włosami i złotą skórą stanowił nie lada kontrast dla gwardzisty króla.
– Sam mi mówiłeś, że mogę śledzić cię do woli .
– Prawda, niczego innego się nie spodziewałem. Mam jednak nadzieję, że mój ojciec cię nie obraził. Jest już dość stary i nie lubi obcych.
– Nie – rzekł sucho Melir, prawda była jednak taka, że ojciec wojownika, gdy tylko usłyszał, kto przyszedł, chciał zepchnąć go ze schodów. Sytuację załagodziła żona starego mieszczanina, podając mężczyznom piwo i besztając męża za niegodne smoka zachowanie.
Ona była bardziej rozmowna. Podczas gdy stary gad patrzył cały czas na Melira podejrzliwie, Sara opowiadała, jak to się stało, że trafili do nich chłopcy i jak wspaniale udało się im wychować Hargara. O drugim synu nie chciała mówić, wspomniała tylko, że nie można było go zmienić, tak bardzo zakorzeniła się w nim chęć zemsty za śmierć swoich biologicznych rodziców. Wszystko to sprawiło, że uciekł przy pierwszej okazji.
– Wnioskując z twojej miny, nie znalazłeś odpowiedzi na swoje pytania – ciągnął młodszy smok.
– Bystry jesteś – zauważył kąśliwie Melir.
– Korci mnie, by powiedzieć ci, że tracisz czas, przepytując ludzi, prawda jest jednak taka, że im więcej się kręcisz, tym większe poruszenie panuje w mieście i koszarach. O korytarzach zamkowych nie wspomnę.
– Naprawdę? – Na twarzy lorda odmalowało się zdziwienie. – Nie sądziłem, że budzę aż takie przerażenie. – Chociaż jak się nad tym zastanowić, mieszkańcy Farrander nigdy nie mieli o nim dobrego zdania. Wielu tolerowało go tylko dlatego, że był lordem i stanął po stronie zamordowanego króla. Inni brali go za brutala, obwiniając o zamordowanie żony. Tylko nieliczni wiedzieli, że Agatte przeżyła, chociaż niech przodkowie mu wybaczą, nawet dziś nie potrafił wybaczyć sobie tamtej chwili słabości. Powinien był skręcić jej kark, a jej truchło wyrzucić na zboczach Awer.
– Nikt nie jest pewien tego, co się wydarzy i czy nie zapukasz do jego drzwi. Ale to dobrze – ciągnął niezrażony małomównością towarzysza Hargar. – Wiedziałeś, panie, że tą właśnie uliczką biegła hrabina Querm, uciekając przed zbrojnymi, kiedy pochwycił ją Quinkel? – zapytał, zmieniając temat.
Po twarzy Melira po raz pierwszy przemknął cień rozbawienia.
– Coś tam słyszałem, ale sądziłem, że to tylko plotki.
– Nie, to prawda. Hrabia złapał dziewczynę i oddał ją zbrojnym, a ci oskarżyli ją o kradzież, król zaś okazał jej łaskę, mimo iż pochodziła z północy.
– Hmm, dziwna historia – zaciekawił się białowłosy smok. Do tej pory niewiele wiedział o tym, w jaki sposób jego stary przyjaciel zdobył młodą żonę. – Sprawiasz wrażenie, jakbyś dobrze znał hrabinę... – zwrócił się do zbrojnego, a ten tylko skinął głową.
– Pomagałem baronowi kel Warez zaprowadzić porządek w Lahmar, kiedy ona się tam zjawiła. Mało spotkałem w swoim życiu kobiet, które potrafiłyby narobić takiego bałaganu, ale tej jednej się udało. Skuteczność, z jaką doprowadzała barona do szału, była wprost godna podziwu – zaśmiał się mężczyzna.
Reakcja wojownika spowodowała, że Melir zaczął zastanawiać się, z kim naprawdę ma do czynienia.
– Quinkel ci ufał? – zapytał.
– Jego musisz o to zapytać – odrzekł smok lekko rozbawionym głosem.
– Z twojego tonu wnioskuję, że tak – stwierdził Melir, w duchu zaś zanotował, by wysłać pilną wiadomość do Querm z zapytaniem o wojownika imieniem Hargar.
– Trochę żal mi ciebie, lordzie – ponownie odezwał się gwardzista, znowu przeskakując z tematu na temat. – Niełatwe zadanie spadło na twoją głowę. Nie dość, że musisz odnaleźć spiskowców, to jeszcze ta dziewczyna… – rzucił, wskazując jednocześnie głową na jeden ze straganów i stojącą przy nim szczupłą kobietę.
Melir odruchowo skierował wzrok w tamtą stronę. Jego serce natychmiast szybciej zabiło. Stała tam, przed kramikiem ze skórzaną biżuterią. Oglądała małe rzemyki z wisiorkami w kształcie smoków. Ubrana w ciemną suknię, otulona płaszczem, sprawiała wrażenie bardziej ducha niż żywej kobiety. Na głowie miała chustę, która owijała twarz i szyję.
Hrabia zmiął w ustach przekleństwo. Powinien był wcześniej zauważyć Helenę.
– Nie wiedziałem, że pozwolono jej wychodzić poza teren zamkowy – powiedział bardziej do siebie niż do swego towarzysza.
– Rilla mówi, że król jest wobec niej ostrożny, ale Jej Wysokość bardzo polubiła dziewczynę.
Uwaga smoka sprawiła, że Melir aż zachłysnął się z wrażenia.
– Spotykasz się z dworką królowej?
Smok pokręcił głową, a jego spojrzenie stało się ostre i przeszywające.
– Znam lady Rillę – stwierdziło chłodno. – Pomagałem uwolnić ją z jaskini. Czasem rozmawiamy. Nie doszukuj się, panie, czegoś, czego nie ma, tak samo jak nie zakładaj, że tamta dziewczyna jest zdradziecką suką tylko dlatego, że urodziła się na północy.
Melir milczał, mimo iż w jego głowie kłębiły się dziesiątki pytań. Niestety,  zbliżyli się już  na tyle mocno do kobiety, że musieli uciąć dziwną pogawędkę. Obiecał sobie jednak, że przy najbliższej okazji odszuka smoka i dokończy rozmowę.
– Heleno – powiedział zamiast tego. Dziewczyna drgnęła zaskoczona. Obróciła się gwałtownie, z przestrachem spoglądając na mężczyzn. Na jej twarzy malowały się różne uczucia, począwszy od strachu, a skończywszy na zakłopotaniu. Hargar jako pierwszy podszedł do kobiety i, ujmując jej rękę, złożył na niej pocałunek.
– Pani, cieszę się, że pobyt w Farrander ci służy – rzekł, kłaniając się nisko, i, nim zaskoczona niewiasta zdołała cokolwiek powiedzieć, oddalił się.
– Ja… ja... Nie znam go... – wychrypiała, spoglądając to na znikającego w tłumie smoka, to na Melira.
Hrabia nic nie powiedział, jednak w jego głowie zalęgła się myśl, że on również nie znał Hargara i chyba nadszedł najwyższy czas, by to zmienić.
– Nie sądziłem, że pozwolono ci wychodzić do miasta – zauważył nieco ostro, widząc jednak zażenowanie malujące się na twarzy kobiety, dodał nieco łagodniej: – Mam na myśli twoje zdrowie, Heleno.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, mimo to jej ton pozostał poważny.
– Dziękuję za troskę, lordzie Kiral. Wiem, że mi nie ufasz, ale taka już twoja rola – rzekła, wprawiając go tym jednym zdaniem w osłupienie.
Zamrugał zaskoczony. Do tej pory nie bardzo wiedział, co myśleć o młodej smoczycy. Kiedy ją pierwszy raz zobaczył, była w opłakanym stanie, na skraju śmierci. Wiele dni minęło, nim pozwolono mu ponownie zobaczyć istotę, którą ocalił. Wyglądała co prawda dużo lepiej, skóra nie zwisała już w strzępach, kości zaczęły się zrastać, rany pozszywano, a smocza krew załatwiła resztę, mimo to była nieobecna myślani, unikała wzroku i rozmowy. Niewiele się wtedy dowiedział, zrozumiał jednak, że wcale nie pragnie, by okazała się zdrajczynią. Od monarchy usłyszał, że faktycznie urodziła się na północy, a jej życie nie było sielanką, tylko walką o przetrwanie. Nikt nie wiedział, czy można jej zaufać.
Melir zaś doszedł do jeszcze jednego wniosku, była pionkiem, którym ktoś próbował sterować. Nie znalazła się przypadkiem na gościńcu królewskim, tylko ktoś ją tam podrzucił. Milczała, kryjąc odpowiedzialnych za swój ból. Tylko czemu to robiła? Czego się bała?
 – Jestem jednym z doradców Jego Wysokości, muszę  go chronić i dbać o sprawy królestwa – odrzekł zdawkowo.
Skinęła głową, pozornie rozumiejąc, o czym mówił. Chusta, którą zakrywała twarz, przesunęła się nieznacznie, odsłaniając długą bliznę, i kobieta szybko chwyciła brzeg materiału, poprawiając okrycie. Melir nie skomentował jej zachowania. Wstydziła się tego, jak wyglądała, i nie mógł mieć o to do niej pretensji. Mężczyzna na jej miejscu nosiłby szramę jak pamiątkę po bitwie, dla kobiety jednak była ona przypomnieniem gwałtu, jakiego dokonano na jej ciele.
Osobiście nie uważał, by blizna zniszczyła jej urodę. Była świadectwem tego, co Helena przeżyła i o czym już na zawsze będzie musiała pamiętać.
– Ty również jesteś poddaną króla Ariela, o twoje bezpieczeństwo również będę zabiegać – powiedział, uważnie wypatrując jej reakcji na tak jawną prowokację. Tak jak podejrzewał, pionowa zmarszczka pojawiła się na czole niewiasty.
– Nie musisz mnie okłamywać, hrabio – rzekła nieco ostrym tonem. – Nikomu na mnie nie zależy. Tak było zawsze, chociaż był czas, kiedy łudziłam się, iż żyję w otoczeniu kochających mnie ludzi.
– Na północy? – szybko podchwycił jej słowa.
– Nikt nie przejmuje się losem podrzutków; nie ważne, czy urodzili się na północy, czy południu, ich los zawsze był godny pożałowania.
Zaskakujące, ale wyraźnie usłyszał bunt w jej słowach. Spojrzenie zaś mówiło samo za siebie. Stojąca przed nim kobieta doświadczyła wiele bólu i, nauczona doświadczeniem, nie zamierzała błagać o pomoc.
– Masz rację, ale to wcale nie oznacza, że tak powinno być. To dorośli odpowiadają za wychowanie nowych pokoleń. Czasem  zaś opiekun potrafi być lepszym nauczycielem i przewodnikiem po życiu niż rodzic.
Uśmiechnęła się smutno, a jej spojrzenie uciekło do grupki dzieci bawiących się piłką uszytą ze skrawków skóry. Maluchy biegały po ulicy, śmiejąc się i przepychając, usiłując wyrwać sobie zabawkę. Hrabia podążył za jej wzrokiem.
– Nie musisz być tym, kim nie chcesz – dodał prawie szeptem, podchodząc bliżej smoczycy. Z bliska jej twarz zdawała się mu jeszcze drobniejsza, a skóra bardziej delikatna. Pachniała jaśminowym mydłem i olejkami. Mieszanka ta sprawiła, że zakręciło się mu w głowie. Cofnął się tak gwałtownie, że potrącił idącą obok kobietę. Kiedy ostatni raz czuł tak wyraźną woń, należała ona do jego byłej żony, chociaż Agatte używała zazwyczaj wyciągu z rumianku i stokrotek.
– Wydaje ci się panie, że życie jest takie proste? – zawołała, łapiąc spódnicę w dłoń i szykując się do odejścia. Była wyraźnie zagniewana, a ogień, który błyskał pod jej skórą, zdecydowanie mówił, do jakiej rasy należała. – Nie wszystko jest czarne albo białe. Nie każdy jest tylko dobry albo całkowicie zły. Przeszłość i przyszłość potrafią mieć wiele warstw i odcieni. Z niektórych jesteśmy dumni, o innych najlepiej byłoby zapomnieć, a jeszcze inne są przyczyną naszych łez.
– Nie patrzę na ciebie jak na wroga, tylko jak na ofiarę ludzkiej zawiści... – zaczął, ale nie dała mu dokończyć.
– Nie rób tego – przerwała mu. – Nie ufaj mi i nigdy nie zakładaj, że wiesz, co zrobię! –  krzyknęła, a chwilę później odwróciła się na pięcie i odeszła, pozostawiając osłupiałego mężczyznę z niedowierzaniem malującym się na twarzy.
Hrabia jeszcze długo stał pośrodku ulicy. Nie potrafił rozgryźć młodej smoczycy. Z jednej strony sprawiała wrażenie, jakby nieustannie potrzebowała pomocy, z drugiej zaś uparcie pragnęła wmówić mu, iż jest niebezpieczna.
Nie uwierzył w ani jedno jej słowo. Za to coraz bardziej kiełkowała w nim myśl, iż ktoś przysłał ją tu w złych zamiarach. Ten ktoś pragnął jej krzywdy ponad wszystko, a ona bała się go przeraźliwie.
Betowanie rozdziału -  Wiktoria Filipowska

2 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że już ten rozdział czytałam. W każdym bądź razie miło było go sobie znowu przypomnieć. Bardzo dziękuję, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałaś, musiałam je trochę po przesuwać.

    OdpowiedzUsuń