poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 15_epizod 1



– Brakuje ci czegoś? – Melir stał w progu komnaty, przyglądając się starcowi. Jego gość nie odpowiedział, nie przerywając wygrzewania się w blasku promieni. Powieki miał przymknięte, ale każdym zmysłem wsłuchiwał się w odgłosy miasta. Po jego wargach błąkał się uśmiech zadowolenia.
Melir również się uśmiechnął. Dziwnym trafem ten poczciwy człowiek, choć stojący już na skraju swego żywota, napełniał go ochotą do życia.
– Abadonie, potrzeba ci czegoś? – zapytał ponownie, tym razem podchodząc do mędrca i dotykając jego ramienia.
– Mam więcej niż mógłbym zapragnąć. – Z ust starego człowieka wydobył się chrapliwy zgrzyt. – Otoczyłeś mnie opieką, na jaką sobie nie zasłużyłem.
– Bzura – skarcił łagodnie staruszka Melir. – Za dobre serce powinno odpłacać się dobrem.
Abadon nic nie odpowiedział, co mogło oznaczać jedynie to, że w swym życiu zaznał niewiele dobra. Nie użalał się jednak nad sobą i nie domagał się uwagi. Brał to, co mu los zesłał, i cieszył się każdym dniem.
– Spróbuję dziś czegoś się dowiedzieć – rzucił po dłuższej chwili Melir, a starzec tylko skinął głową.
– Nie poznałem jego imienia i wielce mnie to trapi.
Smok zmarszczył brwi. To właśnie martwiło go najbardziej. Większość osób bez wahania podawało swoje imię, natomiast osobnik, który przyprowadził Abadona na królewską górę, nie zrobił tego. Świadczyło to, że miał powód, by ukryć, kim jest naprawdę. Na jego nieszczęście Melir zapamiętał naznaczoną bliznami twarz, jasne włosy i wyraziste, przypominające elfickie, rysy twarzy. Nawet solidnie wyhodowany zarost nie był w stanie ukryć tak specyficznego układu kości.
– Zrobię co tylko się da – powiedział, obiecując sobie, że zrobi o wiele więcej. Już miał odejść, ale starzec chwycił go za rękę.
– Dziewczyna... co z nią? – W mlecznych oczach Abadona błysnęła ciekawość.
Hrabia zamrugał zaskoczony. Spodziewał się, że starzec w końcu zapyta o Helenę, nie sądził jednak, że zrobi to tak bezpośrednio.
– Żyje – odparł, siląc się na spokój, ale dziad nie dał się zbyć.
– Wszystko z nią w porządku? – naciskał. – Pamięta, kto jej to zrobił? Złapałeś łotra?
Melir zagryzł wargi. Przez chwilę bił się z myślami, nim zdołał wymyślić sensowną odpowiedź.
– Jest zdrowa i mieszka na zamku. Nic nie pamięta z tamtego dnia. – Nie była to dokładnie prawda, jednak nie mógł powiedzieć poczciwemu człowiekowi, że kobieta pochodziła z północy i być może przysłano ją tu na przeszpiegi.
– Cieszę się, że wyzdrowiała – sapnął zadowolony Abadon – ale to bardzo źle, że nie wiadomo, kto ją skrzywdził.
Melir również tak uważał, głośno jednak powiedział coś zupełnie innego.
– Muszę teraz wyjść, ale zostawiam cię w dobrych rękach. – Hrabia skinął głową do stojącej w progu służącej i sam ruszył do wyjścia. Zdawał sobie sprawę, że nie powiedział zbyt wiele Abadonowi, jednak czas nie był ku temu odpowiedni, a i jego stosunek do dziewczyny był zbyt emocjonalny.
Ostatnie dni spędził, rozmyślając na jej temat, i, choć bał się przyznać przed samym sobą, Helena stała się jego obsesją. Budził się z myślą o niej i zasypiał, rozważając, co dzisiaj robiła i z kim rozmawiała. Coraz częściej też lękał się, czy nie grozi jej niebezpieczeństwo.
Nie myśląc wiele, wyszedł z zamku, od razu też kierując się do koszar, licząc, że może rozmowa z wojownikami pomoże mu zapomnieć o kobiecie. Czas pędził w zawrotnym tempie i lada chwila król miał wezwać go do siebie, żądając przedstawienia postępów w śledztwie. A on nie miał nic. No, może nie była to tak do końca prawda, coś tam wiedział, było jednak tego za mało, by schwytać zbrodniarzy. Zaledwie podejrzewał, iż ocaleni potomkowie poprzednich spiskowców stoją za zamachem na księcia. Nie potrafił tego jednak udowodnić, tak samo jak nie wiedział, w jaki sposób północ otrzymywała wieści z zamku. Bo tego, że jakaś korespondencja krążyła, był pewien.
Przed głównymi drzwiami do koszar natknął się na Hargara. Potężny gwardzista opierał lewą nogę o kamień i palił fajkę. Widząc Melira, skinął mu głową.
– Masz coś dla mnie? – zapytał ostro hrabia. Gwardzista jednak wzruszył ramionami, toteż lord minął go bez słowa i wszedł do koszar. Kwatera główna wojowników składała się z kilku budynków połączonych ze sobą wąskimi przejściami. Melir od razu skierował się do sali narad. Była to obszerna izba w kształcie koła z ławkami ustawionymi w półokręgu i makietą Kirragonii na czterech pniach. Jedno spojrzenie lorda na mapę wystarczyło, by stwierdzić, że żadne nowe lokalizacje wrogów nie zostały dodane.
Marszcząc brwi, przeszedł przez salę, kierując się do izby głównego dowódcy. Lord Sawier był sędziwym smokiem, od lat zarządzającym oddziałami stacjonującymi w Farrander. Spod jego pieczy wychodzili najlepszy wojownicy, mimo że sam nie opuścił miasta od czasu śmierci króla Mirraga. Z trudem chodził, ale jego wzrok i słuch były nadal wyśmienite.
Melir zapukał i wszedł do środka. Sawier jak zawsze siedział za biurkiem i przeglądał księgi.
– Czekałem, kiedy się zjawisz – odezwał się jako pierwszy lord dowódca.
– Naprawdę? A masz dla mnie coś ciekawego? – zapytał Melir, opierając się plecami o drzwi.
– Poniekąd – wychrypiał stary smok, nie przerywając nawet czytania.
– Nie słyszałem o żadnych nowych incydentach – dodał Melir. Sytuacja robiła się nieciekawa, żeby nie powiedzieć, że wręcz patowa.
– Ja też nie i to mnie właśnie martwi – odrzekł Sawier. Smok zamknął czytaną księgę i po raz pierwszy spojrzał na swego gościa. – Moi podkomendni, kiedy nie są na służbie, mają w zwyczaju włóczyć się po mieście i szukać rozrywki, ale tego nie muszę ci mówić, sam zaznałeś żołnierskiego życia.
Melir uśmiechnął się krzywo. Służył pod Sawierem i pamiętał jak razem z innymi wymykał się nocami do burdeli.
– Zrobiło się cicho? – zapytał rozbawiony.
Smok skinął głową.
– Tylko nieliczni opuszczają kwatery po zmroku, tak przynajmniej donoszą mi wartownicy z murów. Albo więc moi wojownicy zaczęli żyć w cnocie, albo też boją się zostać posądzeni o spisek.
– Lub faktycznie mają coś do ukrycia.
– Naprawdę w to wierzysz? – obruszył się smok. – Znam większość z nich od dziecka. Podobnie jak ciebie, uczyłem ich sztuki wojennej.
– Przykro mi. – Melir nie zamierzał mamić dowódcy. – Jest bardzo możliwe, że wyhodowałeś żmiję na swojej piersi.
– Och, wypluj to słowo – warknął Sawier. – Jeśli się dowiem, którzy to mają czelność podnosić rękę na władcę, osobiście wyrwę im skrzydła i wepchnę w dupska.
Melir tylko się uśmiechnął. Pamiętał czasy swojej służby u Sawiera, jego musztry o poranku i kary za złe zachowanie. Często obrywał baty od sędziwego dowódcy, ale nawet dziś, z perspektywy czasu, nie zamieniłby tych lat na życie dworskie.
– Jeśli dowiesz się czegoś jeszcze, daj mi znać – powiedział, odwracając się. Nim jednak zdołał opuścić niewielką celę, Sawier zatrzymał go w miejscu:
– Ta panna, którą uratowałeś... bardzo często włóczy się ulicami Farrander. Nie widziano jej co prawda po zmroku, ale wczesnym rankiem, owszem. – W ustach starego lorda słowa te brzmiały całkiem zwyczajnie, ale Melir i tak poczuł, że strach mrozi mu skórę na plecach.
– Sprawdzę to – wycedził, kończąc tym samym dyskusję, jednak słowa Sawiera długo jeszcze dźwięczały mu w uszach.
Na koszarowym dziedzińcu Hargar skończył palić fajkę. Smok siedział teraz na kamieniu, na którym wcześniej opierał stopę, i czekał na Melira. Wokół niego kręcili się smoczy wybrańcy, trenując zamachy mieczem i siłując się w walce, on jednak nie patrzył nawet w ich stronę. Czekał na białowłosego lorda.
– A jednak masz mi coś do powiedzenia? – rzucił Melir, nie siląc się nawet na uprzejmości.
– Przejdźmy się – zażądał gwardzista. Słowa zostały wypowiedziane bardzo lekkim tonem, jednak spojrzenie wojownika było ostre jak brzytwa.
Hrabiemu nie podobało się, że ktoś, w dodatku ktoś tak niewiele znaczący, wydaje mu rozkazy, chwilowo jednak nie mógł nic na to poradzić. Ruszył więc za młodszym wojownikiem, kierując się ku gwarnym ulicom miasta.
– Zakładam, że ci powiedział – odezwał się Hargar, gdy tylko koszary zniknęły z pola widzenia, gwar ulicy zaś pochłonął ciała i głosy smoczych wojowników. – O Helenie – dodał, wiedząc brak zrozumienia u hrabiego.
Z ust Melira wydobył się warkot.
– A ty skąd o tym wiesz?!
– Pilnuję jej. – Dwa zwyczajne słowa, a wywołały w lordzie prawdziwą furię.
– Pilnujesz?! A może śledzisz?! – Smok zacisnął dłonie w pięści, czując, że jeszcze chwila i straci nad sobą panowanie. Ten bękart włóczył się za Heleną i wcale się z tym nie krył!
– Staram się ją chronić – odrzekł bez cienia lęku wojownik. – Obiecałem komuś, że będę miał ją na oku.
– Co?! – Do Melira dopiero po dłuższej chwili dotarł sens usłyszanych słów. Chwycił wojownika za ramię i szarpnął w swoją stronę. Oboje zatrzymali się gwałtownie, zerkając na siebie ostro. – Kto!? – zaczął, warcząc na mężczyznę, ale Hargar zignorował ten przejaw wrogości.
– Królowej bardzo zależy na jej bezpieczeństwie, jeśli już musisz wiedzieć, ale to Rilla wer Sahmar prosiła mnie, bym miał baczenie na smoczycę.
– Siostra baronowej Querm prosiła, byś pilnował Helenę? – Zdziwienie odmalowało się na twarzy hrabiego. Mężczyzna chrząknął zakłopotany i natychmiast też puścił wojownika. Słyszał o słabości zwiadowcy do dwórki, ale nie wiedział, że była ona tak silna. Zatem inna niewiasta prosiła, by pilnował Heleny. – Dziękuję – rzekł w końcu, a Hargar tylko skinął głową.
– Czasem chodzę za nią – ciągnął, ponownie ruszając ku miastu.
– Gdzie chodzi? – zapytał Melir. Starał się nadać swemu głosowi normalne brzmienie, ale trudno było mu zapanować nad gniewem. Zżerało go uczucie, o które nigdy wcześniej się nawet nie podejrzewał – zazdrość. Nie potrafił pogodzić się z faktem, że inny mężczyzna chodził za Heleną i patrzył na nią, kiedy Melira nie było w pobliżu. Miał ochotę wykrzyczeć, że tylko on miał prawo być przy niej, wszak to on ją ocalił. Przezornie jednak zatrzymał te słowa dla siebie.
– W tej chwili już wszędzie. Początkowo nie zapuszczała się daleko, zaglądała na uliczki wokół zamku i do małych sklepików. Teraz chodzi po całym Farrander. Regularnie odwiedza targowisko i kramy miejscowych rzemieślników.
– Szuka czegoś szczególnego? – zapytał, choć nie tę kwestię miał ochotę poruszyć. Podejrzewał, że Helena jak każda kobieta oglądała materiały, suknie i biżuterię. Odpowiedź Hargara bardzo go zdziwiła.
– Tylko ubrania i zabawki dla dzieci.
– Dziecięce ubranka? – Hrabia był tak zaskoczony, że ledwie pamiętał, o co jeszcze chciał zapytać.
– Zaskakujące, prawda? – Mężczyźni minęli zatłoczone ulice i zatrzymali się w cieniu jednego z domów. Był to zwykły kamienny budynek, jakich pełno w królewskim mieście, idealna siedziba dla mieszczaństwa. Wszystkie kamienice stojące na tej ulicy wyglądały podobnie, ruch tu był niewielki, a większość ludzi, którzy ich mijali, wchodziła do karczmy „Oddech Smoka” znajdujące się po drugiej stronie ulicy.
Melir już chciał zapytać, co tutaj robią, gdy Hargar wskazał mu głową na drzwi oberży. Hrabia zmarszczył brwi, nie zdołał jednak o nic zapytać, gdyż wojownik ruszył z powrotem do zamku.
– Jutro opuszczam miasto – powiedział gwardzista. – Król wysyła mnie na zwiad. Nie będę w stanie już jej pilnować. Musisz sam, hrabio, zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo, ale w wolnej chwili radzę ci odwiedzić to miejsce – zakończył swój wywód, wymownie wskazując na pozostawioną za plecami gospodę.
– Spiskowcy się tu spotykają? – zaciekawił się w jednej chwili Melir, ale Hargar zgasił jego zapał.
– Nie umiem ci tego powiedzieć, wiem jednak, że nasza smoczyca była tu wczoraj, a chyba nie muszę ci mówić, że to nie jest miejsce odpowiednie dla niej.
W hrabim ponownie zagotowała się krew. Nie tylko dlatego, że dziewczyna bywała w miejscach o podejrzanej reputacji, ale przede wszystkim z powodu zwrotu, jakiego użył smok – nasza. Helena nie należała do nikogo, a zwłaszcza nie do byle gwardzisty. Melir przyrzekł sobie, że nie odstąpi jej już na krok i jeśli ktokolwiek będzie nazywał ją swoją, to tylko i wyłącznie on sam.
Betowanie rozdziału -  Wiktoria Filipowska

4 komentarze:

  1. Zdaje się, że Melir jest już całkiem zakochany w Helenie, a zazdrosny jak sam diabeł. Szkoda tylko, że śledztwo mu tak wolno idzie. Bardzo dziękuję za cudowny rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zakochany, nie wiem. Z pewnością jednak zazdrosny jak sam diabeł. Tylko patrzeć jak zacznie warczeć na każdego, kto tylko odważy się spojrzeć na Helenę.

      Usuń
  2. Hmmm na pewno ten rozdzial czytalem i na pewno dalem komentarz i gdzies go musialo wsiaknac po drodze :( Nic to lece dalej nadrabiac .) Buzi Emis :***

    OdpowiedzUsuń