sobota, 5 marca 2016

Malos - Rozdział 19_epizod 1



Malos złapał chłopca siedzącego na podłodze i postawił go do pionu. Z bliska twarz Willa zdała się jeszcze bledsza, a rany poważniejsze.
– Dasz radę iść sam? – zapytał. Anioł był zbyt słaby, by wyjść samemu z budynku, a po okropnościach, jakie mu zaserwowały harpie, pozostała mu już tylko godność. Lśniące skrzydła należały do przeszłości i miną tygodnie nim odzyskają swój dawny wygląd, jeśli w ogóle kiedykolwiek to nastąpi.
– Nie musisz mnie nieść! – usłyszał w odpowiedzi. Malos mimowolnie się uśmiechnął. Will zawsze był pyskaty, ale wydarzenia ostatnich tygodni uczyniły z niego wojownika.
– Malos?! – Z głębi korytarza dobiegł ich głos Nathaniela.
– Tutaj – odkrzyknął. – Mam Willa – nic więcej nie musiał dodawać, bo anioł chwilę później stanął obok nich. Uważnym spojrzeniem zlustrował zarówno dziecko jak i Malosa. Na koniec spojrzał na podłogę, gdzie leżała martwa harpia.
– No proszę, kto by pomyślał, że poradzicie sobie z córką Lucyfera – zagwizdał z podziwem. – Zakładam, że nie muszę jej dobijać?
– Nie, jest martwa – uciął ostro dyskusję Malos, któremu nie spodobało się, że Nat kwestionował jego zdolności.
– Jak się trzymasz, chłopcze? – wojownik zwrócił się do Willa i poklepał go po ramieniu. – Trochę cię poturbowały, co?
Anioł usiłował wzruszyć ramionami, ale ruch ten wyraźnie sprawił mu ból, mimo to zawołał hardo:
– Jakoś dałem radę.
– Widzę – Nathaniel skinął głową. – Dzielny z ciebie chłop, wprost doskonały materiał na żołnierza. – Pochwalił go. – Możesz mi nie uwierzyć, ale wielu na twoim miejscu dawno by się poddało.
– Tak naprawdę to wcale nie byłem dzielny. Strasznie się bałem. Myślałem tylko o tym, by wrócić do domu – cichy szept wydobył się z ust chłopca, z którego nagle uleciały resztki sił i Malos musiał go podtrzymać w przeciwnym razie runąłby na podłogę.
– Nim się obejrzysz będziesz w domu – Malos otoczył malca ramieniem i prowadząc go powoli, ruszył z nim do wyjścia. – Twoi rodzice bardzo się o ciebie martwią. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie zamieszanie wywołało twoje zniknięcie.
– Nie chciałem się wtedy oddalić – szepnął cicho, by tylko Malos go usłyszał.
– To nie była twoja wina – zapewnił go gorliwie. – Harpie nie szanują życia i to one ponoszą odpowiedzialność za wszystko, co cię spotkało.
Ciągnąc nogę za nogą, opuścili korytarz, wchodząc z powrotem do piwnicznego pomieszczenia. Mimo ciemności nie można było nie zauważyć szczątków harpii. Rozczłonkowane zwłoki sprawiały makabryczny widok. Pośród nich stał ten, z którym żadna żywa istota nie chciała mieć do czynienia – Abadon. Malos oblizał usta. Chciał powiedzieć Willowi, żeby zamknął oczy, ale wiedział, że było to bezcelowe. Przez ostatnie tygodnie chłopiec widział tyle okrucieństwa, że ten krwiożerczy finał nie powinien zrobić na nim wrażenia. Siewca śmierci wycierał w nogawkę spodni swój miecz, chociaż całe jego odzienie zachlapane było posoką harpii.
– Zabiliście je wszystkie? – Will nie był przerażony, przeciwnie raczej zachwycony. – Naprawdę wszystkie.
– Oczywiście. – Malos prowadził go do wyjścia, kątem oka jednak zerkał ku Abadonowi, szukał również wojowniczek królowej. Nie chciał by ich widok wystraszył chłopaka. Kobiet jednak nigdzie nie było.
– Pospieszcie się. – Ponaglił ich idący z tyłu Nathaniel.
Malos zerknął na niego. Poważna mina przyjaciela świadczyła, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.
– Nat? – zapytał, ale wojowniczy anioł tylko potrząsnął głową.
Malos przyspieszył kroku, ogarniał go niepokój, choć jeszcze nie znał jego przyczyn. Pokonanie schodów było prawdziwą katorgą, Will pojękiwał przy każdym stopniu, dysząc coraz głośniej. Parter powitali z prawdziwą ulgą. Chłodne powietrze nocy owiało ich twarze, ledwie opuścili zniszczony budynek.
– Osma zabierze Willa do Concory. – Nathaniel uniósł rękę i pomachał w powietrzu. Chwilę później z dachu sfrunął cień.  Przybysz był młodym aniołem, który całkiem niedawno osiągnął wiek męski, jednak miecz wiszący u jego boku świadczył, że służył w legionie Nata.
– Myślałem, że pójdziemy po Santi i wspólnie wrócimy do Concory? – Malos zmarszczył brwi, złe przeczucia coraz mocniej wypełniały jego myśli, a radość z uwolnienia chłopca bezpowrotnie wyparowała.
– Później – uciął ostro Nat. – Osma zabierze młodego do domu. Nas czeka jeszcze jedno zadanie.
Malos patrzył jak wojownik zabiera uratowanego chłopca i oboje znikają w przestworzach. Chwilę później warknął:
– Co się do cholery dzieje! Czego mi nie mówisz?!
Z wnętrza budynku, niczym mroczny cień wyłonił się Abadon. W świetle latarni jego odzież i twarz błyszczały czerwienią, on jednak zdawał się tym nie przejmować.
– Posprzątałem, a teraz chodźmy – stwierdził swym niskim głosem.
Malos przełknął ślinę. Owo posprzątałem świadczyło, że usunął ślady po harpiach, a nad tym jak to zrobił, Malos wolał się nie zastanawiać.
– Powiedzcie mi do cholery, o co tu chodzi!? – wrzasnął nie przejmując się, że ktoś postronny mógłby go usłyszeć. Podniesiony głos podziałał skutecznie na anioły.
– Nie uważasz, że poszło nam zbyt łatwo? – Nat poprawił miecz u boku. – Od samego początku coś tu śmierdziało.
– I dopiero teraz mi o tym mówisz? – Gniew opanował Malosa, zacisnął dłonie w pięści ledwie powstrzymując się przed rzuceniem na przyjaciela.
– Teraz mam pewność, że to była podpucha, a zdziry zostały nam wystawione na talerzu.
– Wpadliśmy w zasadzkę? – Malos przełknął ślinę. – Ale pokonaliśmy wszystkie harpie, wojowniczki królowej nam pomogły. – Dopiero kiedy wypowiadał te słowa zrozumiał, jak niedorzecznie one brzmiały. – Co się z nimi stało? – Kiedy pobiegł za Willem, stracił z oczu walczących.
– Już nie stanowią problemu – odpowiedział wymijająco Abadon.
– Zabiłeś je? – Malos wydał z siebie nieokreślony dźwięk. – Ale jak? Kiedy? Nie wiedziałem ciał?
– Ja nie zostawiam po sobie śladów! – Czarne skrzydła Śmierci zafalowały wokół jego ciała. – Dosyć już tego pieprzenia, idziemy, inaczej twoja przyjaciółka zginie.
– Santi... – Stopy Malosa w jednej chwili przykleiły się do chodnika, a głos zaczął się rwać. – Miała być… bezpieczna.
– Oprzytomnij, młody! – warknął Abadon. – Póki ostatecznie nie rozprawimy się z sukami, żaden anioł nie będzie bezpieczny. Nad twoją nauczycielką śmierć wisiała od dawna, mogłem się tylko targować o trochę więcej czasu dla niej. – Anioł zagłady zamachnął mrocznymi skrzydłami i chwilę później wzbił się w powietrze.

2 komentarze:

  1. Oby się jak najszybciej pośpieszyli, bo inaczej z Santi nic nie zostanie. Dobrze, że chociaż Will został odesłany do Concory. Bardzo dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, biedny Malos jeszcze nie wie co zastanie w domu. A kolejny rozdział będzie naprawdę dramatyczny, choć nie obiecuję, że cokolwiek się wyjaśni.

      Usuń