niedziela, 20 marca 2016

Twierdza Wspomnień - Rozdział 25_epizod 1



– Nie zmusisz mnie, bym napisała coś tak obrzydliwego. – Twarz Bursy wykrzywiła się we wściekłym grymasie.
– W takim razie pakuj się i wynoś z Gelar – Cedric skrzyżował ramiona na piersi. Nie był w nastroju do żartów. Dawniej przymknąłby oko na humory zarządczyni, ale sytuacja się zmieniła. Teraz miał Gerenisse i choćby nie wiem co, nie pozwoli jej skrzywdzić. To, że starucha nie przepadała za piękną kurellką, było dla wszystkich mieszkańców oczywiste, niestety, nie mieli oni pojęcia, że dziewczyna była w rzeczywistości jego więźniem, nie narzeczoną.
– Nie możesz mnie wyrzucić! – wrzasnęła. – Kto zaopiekuje się twoim zdziecinniałym ojcem?
– Gerenisse zrobi to z przyjemnością.
– Z przyjemnością to ona robi inne rzeczy. – Kobieta uśmiechnęła się okrutnie. – Oprzytomnij lordzie póki masz na to czas. Twoi rycerze, giermkowie, nawet służący wodzą za nią wzrokiem, prędzej czy później pójdzie z którymś z nich, a tobie pęknie serce. Zapytaj ojca, on coś wie na ten temat.
– Dość! Posuwasz się za daleko! – Cedric pogroził kobiecie palcem. W jego czekoladowych oczach błysnął ogień, a skóra zmieniła odcień na ciemniejszy. Bestia przebudziła się i powarkiwała złowrogo. Głos lorda stał się niższy, przesycony gniewem. – Nie będę tolerował podobnych bzdur. Nie jestem moim ojcem. Nie będziesz mną manipulować i nie pozwolę ci zniszczyć Gen, jak to zrobiłaś z moją matką.
Zarządczyni drgnęła, nie spodziewała się po młodym panie tak zdecydowanej postawy. Nie zakładała, że się jej sprzeciwi. Oddychała chrapliwie, jakby nie wierząc w to co usłyszała.
– Jak śmiesz! – wychrypiała w końcu. Blada skóra kobiety pokryła się purpurowymi cętkami, a jej włosy stały się jeszcze jaśniejsze. Ręce zamieniły się w szpony, w ustach pojawiły się kły. – Ty gnojku, nic nie warty bękarcie! – wrzasnęła, rzucając się na mężczyznę.
Był przygotowany na jej atak. Chwycił ją za nadgarstki nim zdołała dosięgnąć jego twarzy. Kolanem kopnął w brzuch. Zarządczyni jęknęła i zgięła się w pół. Lord złapał ją za szyję i rzucił na biurko. Upadła twarzą na pustą kartkę.
– Powinienem cię zabić za to, co próbowałaś przed chwilą zrobić! – krzyknął. – Jestem twoim panem i lordem tych ziem. Jestem jedynym synem hrabiego Tanisa i jego żony Gerenisse, chociaż nie jestem ich pierworodnym dzieckiem, ale ty o tym dobrze wiesz – szepnął jej do ucha.
Z ust zarządczyni wydobył się tylko ochrypły warkot. Szarpała się, usiłując odepchnąć jego ręce, ale mężczyzna był od niej znacznie silniejszy. Cedric zaś kontynuował.
– Długo przymykałem oczy na twoje poczynania, na zastraszanie służek i wykorzystywanie słabszych. Na szpiegowanie i okradanie Gelar. Dziś to się skończy. Albo w tej chwili przysięgniesz wierność mnie, memu ojcu i Gerenisse, albo wywlokę cię na mury i na oczach wszystkich wyrzucę z zamku. Wybieraj.
– Nie możesz…– charczała, z trudem łapiąc oddech.
– Ja wszystko mogę, to mój zamek.
Smoczyca nie potrafiła pogodzić się z przegraną, długo jeszcze się szarpała, zapierając nogami o biurko, drapiąc pazurami blat, nim w końcu dotarło do niej, że została pokonana.
– Dobrze – jęknęła. – Przysięgam…
– Nie – przerwał jej. Puścił kark zarządczyni, a ona bezwładnie potoczyła się do tyłu. Ciężkim cielskiem upadła na podłogę. – Napiszesz to własnoręcznie i przypieczętujesz krwią. – Podniósł z biurka pustką kartkę i pomachał smoczycy przed twarzą.
– Nigdy! – syknęła. Rękawem sukni otarła usta.
Ryknął na nią, odsłaniając ostre zęby, pokazując, że jego smok czeka tylko na sygnał, by rzucić się jej do gardła. Rozerwałby ją na strzępy, gdyby na to pozwolił.
– Napiszę. – Słowo z trudem przeszło przez jej gardło. Przeklinając pod nosem, wstała z podłogi.
Cedric wręczył jej kartkę. Obszedł biurko i usiadł w swoim fotelu. Bursa została po drugiej stronie. Poturbowana i poniżona sięgnęła po pióro.
– Co mam napisać? – Pogarda biła z jej głosu.
Lord odchylił się na oparciu fotela i popatrzył chłodno na kobietę, a potem powiedział:
– Ja Bursa kel Urma, zarządczyni Gelar, ślubuję wierność i posłuszeństwo wszystkich przedstawicielom rodu ker Goric. Przysięgam bronić ich życia jak swego własnego. Napiszesz ponadto, że otoczysz opieką Gerenisse en Lanny, że będziesz traktować ją jak panią Gelar i nigdy nie skrzywdzisz, oraz że wypełnisz każdy jej rozkaz. – Cedric skończył mówić. Stukając palcem w biurko, patrzył jak zarządczyni pochyla się nad kartką i pisze słowa, których nienawidziła ponad wszystko na świecie.
– Będziesz żałował dnia, w którym przywlokłeś tę sukę do zamku – szepnęła z pogardą.
– To co łączy mnie i Gen to nie twoja sprawa, skup się na treści przysięgi, pomiń choć jedno słowo, a jeszcze dziś będziesz szukać sobie domu.
Zarządczyni mozolnie skrobała słowa, przeklinając przy każdym z nim, raz po raz zerkając na siedzącego za biurkiem lorda. Kiedy tekst był gotowy, Cedric wyciągnął nóż zza pasa. Smoczyca zaś warcząc niczym wściekłe zwierzę podała mu rękę. Lord nakłuł jej palec, a ona z pełną odrazy miną odcisnęła swój krwawy podpis na dokumencie. Mężczyzna bez słowa zabrał papier i zwinął go rulon.
– Co teraz? – prychnęła wściekle. – Polecisz do Farrander, a ja mam nadskakiwać twojej kochance?
– Zajmij się swoją robotą, Gen dopilnuje mojego ojca.
– Mogę odejść? – wyprostowała się dumnie. Jej twarz była odzwierciedleniem pogardy jaką, żywiła wobec pana tego zamku i jego kobiety.
– Nim wyjadę, muszę jeszcze rozmówić się z Nimrą. Znajdź go i każ mu do mnie przyjść.
– Nie jestem twoją służącą, nie będę biegać na posyłki! – wrzasnęła, dając upust złości.
– Gówno mnie obchodzi, kim jesteś! – Cedric uderzył pięścią w blat biurka. – Masz go odszukać i przekazać, że chcę z nim mówić!
Skrzywiła się jeszcze bardziej, a mięśnie jej szczęki zadrgały nerwowo.
– Będzie jak sobie życzysz, panie – wysyczała i oddaliła się czym prędzej.
Jak tylko drzwi zamknęły się za smoczycą, Cedric wypuścił pełne ulgi westchnienie. Myślał, że ta rozmowa nigdy się nie skończy i faktycznie będzie musiał wypędzić staruchę. Nie chciał tego robić, zwłaszcza teraz,,kiedy był tak blisko odkrycia jej roli w śmierci matki. Dla Gen zrobiłby jednak wszystko, by ją ochronić, posunąłby się do ostateczności.
***
Nimra wychodził właśnie z kuźni, gdy podeszło do niego dwóch mężczyzn. Nie byli stąd, tyle spostrzegł na pierwszy rzut oka. Wyższy, ciemnowłosy zdecydowanie był człowiekiem, a sądząc po jego ciemnym ubiorze, ciężkim nabijanym ćwiekami kaftanie, mieczu u pasa i poharatanej gębie był najemnikiem. Drugiego, nieco szczuplejszego, o budowie ciała wskazującej bardziej na elfa niż człowieka okrywał ciemnozielony płaszcz. Przybysz miał jasne włosy, związane ciasno w kucyk. Gęsty zarost nie pozwalał określić jego wieku i przynależności rasowej, za to bystre oczy wybitnie świadczyły o inteligencji.
– Kim jesteście i czego szukacie na ziemi lorda Cedrica? – zapytał Nimra. Jako zarządca miał prawo sprawdzić każdego, kto odwiedzał zamek.
Jasnowłosy brodacz skinął lekko głową na powitanie. Prawą dłoń obleczoną w rękawicę przytknął do piersi.
– Jestem Simal Karin, kupiec z Kalzedonii, a to Joran, mój pomocnik i obrońca. Szukamy zarządcy tego zamku.
– To ja – Nimra zmarszczył brwi. Do Gelar często zaglądali wędrowni handlarze, ale takich osobników jeszcze nie widział.
– Zmierzamy na północ, słyszeliśmy jednak, że lord Cedric odnawia warownię. Może więc byłby zainteresowany moim towarem?
– Gelar przechodzi gruntowną przebudowę, ale prace powoli dobiegają końca. Czym konkretnie handlujesz? – Nimra raz jeszcze zmierzył od stóp do głów przybyszów. Jako smok wyczuwał w nich coś dziwnego, odpychającego i podstępnego. Mógł się jednak mylić, większość kupców śmierdziała oszustwem i wyzyskiem.
– Białym drewnem z lasów Kalzedonii. – Blondyn uśmiechnął się przebiegle.
– Białe drewno? – Nimra był zaskoczony. Od dawna nie słyszał, by ktokolwiek handlował takim towarem. To rzadki surowiec, zwłaszcza że król Kalzedonii wprowadził ograniczenia co do wycinki wiekowych lasów. Stojący przed nim osobnik albo zatem miał dobre dojścia do dworu królewskiego, albo też był zwykłym oszustem. – Drewna do budowy mamy pod dostatkiem – rzucił od niechcenia. Zamierzał sprawdzić, z kim ma do czynienia.
Najemnik tylko ciężko stęknął, za to Simal nie wydawał się ani odrobinę zaskoczony słowami zarządcy.
– Mówisz o zwykłym drewnie, moje takie nie jest – Kurell zniżył głos do szeptu. – To najszlachetniejszy surowiec, z którego wytwarza się przepiękne meble.
– Meble powiadasz? – Nimra udał zaskoczenie, chociaż dobrze wiedział, do czego służyło białe drewno. – I mówisz, że możesz sprzedać nam takie drewno?
Simal rozejrzał się na boki, jakby sprawdzał, czy ktoś ich nie podsłuchuje. Nimra zrobił to samo, ale dostrzegł tylko zmierzającą ku nim Bursę. Smoczyca szła raźnym krokiem przez dziedziniec. Jej suknia furkotała na wietrze. Twarz kobiety była wykrzywiona gniewem, a spojrzeniem mogłaby zabijać.
Kiedy podeszła do nich stało się jasne, że jeszcze chwila i wybuchnie. Nimra prawie jęknął. Po raz kolejny przeklął w duchu, że musi dzielić obowiązki zarządcy z tą wiedźmą.
– Co znowu? – zapytał. Chwilowo musiał zignorować stojących obok kupców. Jeśli nie poświęci kobiecie kilku chwil, ta gotowa zrobić mu awanturę przed wszystkimi mieszkańcami.
– Wzywa cię do siebie! – warknęła, wlepiając w niego przekrwione ślepia.
– Lord Cedric? – zapytał, zbyt późno zdając sobie sprawę jak głupio to zabrzmiało.
– Oczywiście, że on – zawarczała. – A myślałeś, że kto? Jego suka?
Nimra otrząsnął się w jednej chwili. Stojący obok niego kupcy wyglądali na zaskoczonych gniewnymi słowami kobiety. Szczęściem ona nie zwróciła na nich uwagi. Zbyt zajęta przepełniającym ją gniewem.
– Zamknij się! – zarządca pogroził kobiecie. – To twój pan i chlebodawca. Nie zapominaj o tym. Dziewczyna jest pod jego opieką, lepiej więc trzymaj się od niej z daleka.
– Mówisz jak on – syknęła. – Przeklęta kurellska dziwka. Pewnego dnia znajdę sposób by się jej pozbyć.
Nimra pokręcił głową.
– Próbuj, jeśli ci życie niemiłe. – Spojrzał na kupców, którzy starali się udawać, że są niewidzialni, a przykra wymiana zdań ich nie dotyczy. – Porozmawiamy później – rzucił im na pożegnanie i ruszył do zamku.
Bursa stała jeszcze chwilę dysząc ciężko. Mina kobiety świadczyła, że najchętniej wypatroszyłaby pierwszą napotkaną osobę. Przekrwionymi ślepiami wodziła po dziedzińcu, szukając ofiary.
– Kurellowie to zaiste przeklęta rasa, zupełnie nie wiem, czemu pozwala się im żyć. – Lamis rzucił mimochodem do Jorana. – Gdybym to ja był lordem, tępiłbym ich jak zarazę.
Najemnik rozdziawił usta, łypiąc na towarzysza. Zupełnie nie wiedział, co ma powiedzieć ani czemu miałby w ogóle zabierać głos. Zresztą w ogóle nie rozumiał, co się tutaj działo.
Stojąca kilka metrów dalej, dysząca gniewem kobieta, za to nie miała podobnych oporów przed udzieleniem odpowiedzi.
– Nie wiem, kim jesteś, ale dobrze rozumujesz – przytaknęła. Obróciła się ku obcym, po raz pierwszy ich dostrzegając.
Lamis skinął jej głową.
– Miło mi, że ktoś myśli podobnie jak ja. Choć rozumiem, że w tym miejscu lepiej nie wypowiadać tych słów na głos.
Zarządczyni oblizała usta. Uważnie przestudiowała wygląd obu przybyszów i widać spodobało jej się to, co zobaczyła, gdyż podeszła bliżej.
– Lord Cedric pieprzy jedną z nich.
– Kurellkę?
– Blond sukę, przywiózł ją sobie ze stolicy.
Brwi Lamisa podjechały do góry.
– Rozumiem, że jest nią tak zaślepiony, że nie dostrzega niczego wokół? Musi być zaiste piękna?
Starucha wydęła pogardliwie usta.
– Dziwka jak każda inna.
– Z pewnością – głos Lamisa stał się zimny i przenikliwy. – Kiedyś taka jedna, jasnowłosa kurellka złamała mi serce i uciekła. Gdybym tylko miał okazję, odpłaciłbym się jej w dwójnasób. – Znacząco położył rękę na rękojeści miecza.
Zarządczyni roześmiała się gardłowo. Gniewny nastrój opuścił ją w jednej chwili.
– Myślałam, że ten dzień będzie najgorszym w moim życiu, a tymczasem okazuje się, że może być najlepszym.

7 komentarzy:

  1. Ech glupi ten Cedrik oj glupi...mial okazje leb tej starej suce ukrecic i tego nie zrobil tylko kazal przysiegi pisac, ktore nic dla Bursy nie znacza. A teraz z Lamisem sie skuma ale mam nadzieje ze Gen zmadrzala i sobie poradzi z nimi. Dziekuje Emis i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie nie wykorzystał szansy, a dobrymi intencjami wybrukowane jest piekło. Marzy mu się spokój w domu, ale to dopiero początek wojny.

      Usuń
  2. Wiedziałam, że to się tak skończy. Cedrik nie powinien ufać Bursie, nawet mimo tego co podpisała. Ona jest szczwaną bestią i proszę już napatoczył jej się Lamis. Ciekawi mnie jak ten ostatni postąpi. Bardzo dziękuję za ciekawy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikogo nie dziwi sympatia od pierwszego wejrzenia pomiędzy Lamisem a Bursą. Tych dwoje sporo namiesza, szkoda, że Cedric nie spotkał kurella wcześniej.

      Usuń
  3. Czytam, czytam i przestać nie mogę. Jestem zachwycona. Dawno nic tak bardzo mnie nie wciągnęła. Z wielką radością będę wyczekiwała dalszych kodów bohaterów. Gratuluję talentu

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziękuję, cieszę się, że moja twórczość przypadła ci do gustu i oczywiście zapraszam do zapoznawania się z kolejnymi epizodami.

    OdpowiedzUsuń
  5. No to dobrnęłam do końca i nie mogę się doczekać co dalej. Super napisane, Super sie czyta ale to pewno już wiesz:-)

    OdpowiedzUsuń