środa, 6 kwietnia 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 22_epizod 2



Nie miał zamiaru tutaj przychodzić ani tym bardziej stawać twarzą w twarz z ojcem, który z łatwością rozpoznałby w nim zdrajcę, wszak spotkali się już w lesie druidów. Jednak Tormel zapraszając go w gościnę do Karez, wspomniał, że hrabia od kilku tygodni przebywa w Farrander i nieprędko się to zmieni. To tego czasu on – młody smok – miał pilnować jego interesów i o każdym incydencie wysyłać raporty do stolicy.
Favien usilnie starał się nie pokazać po sobie, jak wiele znaczyło dla niego znalezienie się w warowni rodziciela. Serce waliło mu szaleńczo, kiedy lądował na dziedzińcu zamkowym. Rozglądał się zafascynowany, ledwie kryjąc ekscytację. Podwórze było ogromne, brukowane, pozbawione niepotrzebnych zabudowań, rozpadających się budynków. Mury zamkowe wysokie i solidne. Wartownicy stali na flankach, uważnie wypatrując obcych. Favien od razu spostrzegł, że nie byli ludźmi tylko smokami. Czy to oni wypatrzyli napastników? Możliwe. Zdecydował, że nie będzie zaprzątał sobie nimi głowy, zwłaszcza że nie miał pojęcia jak długo tutaj pozostanie. Przybrał ludzką postać i cierpliwie czekał na dalszy bieg zdarzeń.
W następnej chwili, z głównego budynku wybiegł ku nim starszy mężczyzna. Mimo wczesnej pory wyglądał jakby był od dawna na nogach. Strój, który okrywał jego ciało dobre lata dawno miał za sobą, ale bijąca z mędrca siła sprawiała, że czuło się przed nim respekt.
– Tormel, Gerais co się tu do cholery się dzieje?! – zagrzmiał, zatrzymując się przed smokami. Bystre oczy uważnie zlustrowały Faviena, zatrzymując spojrzenie na jego twarzy. Pionowa zmarszczka pojawiła się na czole starca. – Uśmiech zadrgał w kącikach ust. – Nie wiedziałem, że mamy gościa?
– Wartownicy zobaczyli coś dziwnego – tłumaczył Tormel. – Nie było czasu cię szukać. A to Favien, podróżuje po Kirragonii. Dziś rano stał się naszym sprzymierzeńcem.
– Napadnięto transport do Hulem – dołożył swoje Gerais. – Zabito wszystkich naszych. Nasz gość postarał się, by napastnicy również zginęli.
– Cholera – zaklął starszy człowiek. Wyciągnął ręce do Faviena i nie bacząc na jego zaskoczenie, uścisnął go mocno. – Miło cię poznać, chociaż szkoda, że w takich okolicznościach.
Smok skinął głową, zaskoczony siłą uścisku, a jeszcze bardziej tym, że starzec smokiem, mimo iż na to nie wyglądał. Jego włosy miały zwyczajną szarą barwę, bez wyraźnego smoczego błysku, podobnie oczy i skóra. A jednak patrzył na bestię.
– Muszę zebrać swoich ludzi i przekazać im co się stało – Gerais zwrócił się do Tormela. – Zajmę się również ściągnięciem towaru i zwłok do zamku. Jaden tobie zostawiam poinformowanie rodzin poległych.
Na czole starego smoka ponownie pojawiła się pionowa zmarszczka.
– To nie będzie miła rozmowa.
– Napiszę list do hrabiego – dodał swoje Tormel. – Powinien wiedzieć, że to nie pierwsza napaść na jego ludzi.
Napomnienie o ojcu sprawiło, że Favienowi dreszcz przebiegł po skórze, zaklął w myślach. Jeśli Tormel wspomni o udziale obcego smoka imieniem Favien, nim się obejrzy, w zamku zaroi się od ludzi króla, nie wspominając już o wściekłym lordzie.
Żadną miarą nie był w stanie wytłumaczyć swej obecności na południu, inaczej niż tylko szpiegowaniem. Nikt by nie uwierzył, że jest synem pana zamku, a także w to, że gdyby urodził się tutaj, a nie na północy, los tych biedaków, którzy zginęli, wioząc beczki z winem, byłby jak nic jego sprawą.
– Często mają miejsce ataki na konwoje? – zapytał, wchodząc między rozmawiających.
Gerais przeczesał włosy.
– Szubrawców nie brakuje w żadnym zakamarku Siódmego Lądu. Od czasu do czasu miała miejsce jakaś kradzież beczki lub dwóch. Od kilku tygodni zrobiło się nieco bardziej niebezpiecznie.
– Dlaczego właśnie teraz? – dociekał.
Gerais i Jaden wymienili uważne spojrzenia.
– Wieści, które napływają z północy, o rzekomym spadkobiercy Tollesto, sprawiają, że miejscowe rzezimieszki czują się pewniej – wygłosił Jaden poważnym głosem.
Wcale nie taki rzekomy pomyślał Favien, głośno jednak powiedział:
– Jeśli to prawda, mieszkańców północy czeka kolejny koszmar. Nowy pan ponownie uczyni z nich niewolników.
– Cholera by wzięła cały ród Tollesto. – Gerais splunął na ziemię. – Że też Jego Wysokość nie wyplenił do nogi całej rodziny.
– Może nie wiedział, że ktoś przeżył? – burknął.
– Podobno ukrywali się poza granicami Siódmego Lądu.
Gerais nie wydawał się przekonany. Jego mina wyraźnie mówiła, co by zrobił, gdyby dorwał, jakiegoś krewniaka hrabiego. Kiedyś taka postawa wzbudziłaby w Favienie falę gniewu i pragnienie zemsty. Dziś mógł tylko ze wstydem przytaknąć i przyznać, że Thargarem i Agatte nie kierują żadne szlachetne pobudki. Niestety, przez ostatnie setki lat nim również nie kierowały.
– Jak zawał tak zwał, ale moje zdanie jest takie, że należałoby rozprawić się gnojkami raz na zawsze – zakończył dyskusję Jaden. – Szkoda strzępić język po próżnicy. Mamy robotę do wykonania. – Skinął na Faviena. – Chodź chłopcze, zapraszam cię na śniadanie. Skoro od dawna jesteś w drodze, opowiesz mi najnowsze ploteczki.
Zamrugał zaskoczony. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś nazwał go chłopcem. A z plotkami miał tyle wspólnego, co dziwka z dworskimi manierami. Tormel pobiegł do siebie pisać list do hrabiego, a Gerais odszedł do swoich ludzi. Czy Favien miał na to ochotę, czy nie musiał pójść na starszym smokiem.
– Jestem tu zarządcą – wtrącił tamten, jakby czytają w myślach towarzysza. – Możesz mówić mi Jaden.
– Sprawiasz wrażenie dobrze zorientowanego w sytuacji politycznej – zauważył Favien. Zarządca wprowadził go do głównej izby. Ręką dał znać służce by podała im posiłek.
– Kiedy będziesz tak stary jak ja, również będziesz sporo wiedział – odrzekł. Wskazał miejsce gościowi za stołem, sam zaś usiadł naprzeciwko niego, chwilę później pojawiły się dwie młode służki. Pierwsza postawiła przed smokami kosz ze świeżym pieczywem i tacę z cienko pokrojonymi szynkami oraz kawałkami kiełbasy. Druga ustawiła napitki. Mężczyzna mimochodem przełknął ślinę. Pieczywo jeszcze parowało, a szynka pachniała tak wybornie, że gdyby był sam, rzuciłby się na nią w jednej chwili. Rozejrzał się po sali, ze zdziwieniem stwierdzając, że stoły lśniły czystością, a na podłodze nie walały się resztki jedzenia. Przy trzech długich stołach wojownicy i mieszkańcy zamku spożywali pierwszy dziś posiłek. Część już skończyła i rozchodziła się do swoich zajęć, reszta rozmawiając przyciszonymi głosami, połykała ostatnie kęsy.
W izbie nie było zbędnych przedmiotów. Tylko ławy i stoły. W kominku mimo wczesnej godziny płonął ogień, a psy wylegujące się przed paleniskiem leniwie spoglądały na biesiadników. Ogólnie panowała spokojna atmosfera. Nie było wyzwisk, przepychanek i obmacywania służących. Jedzenie pachniało wybornie, a duża sala świeciła czystością. W Awer zawsze było głośno, a kobiety oprócz jadła służyły do innych celów. Po bitwie w Dolinie Ciszy, kiedy musieli uciekać z zamku i przenieść się do jaskiń, było jeszcze gorzej. Pod ziemią żaden smok nie kłopotał się manierami, a o resztki strawy nie raz można było się potknąć wstając od stołu. W domu ojca panowały inne zwyczaje i Favien po raz kolejny poczuł bolesne ukłucie na myśl, że być może był takim chamem i prostakiem, bo wychowano go w towarzystwie istot, które za nic miały szacunek do drugiej osoby. Czy byłby taki sam, gdyby dorastał w Karez? Matka twierdziła, że nie znała surowszego i poważniejszego mężczyzny niż Melir. Mówiła również, że dusiła się od norm i zasad, które jej narzucał. Nie znosiła też jego obsesji na punkcie ładu i porządku.
***
Oparł ręce na solidnym blacie biurka i spojrzał w oczy Sawiera.
– Lordzie dowódco, muszę mieć tych ludzi.
– To nie jest takie proste, Melirze. Nie zaryzykuję, dając ci wojowników, którzy mogą cię zdradzić.
– Komuś musimy zaufać – upierał się hrabia. W normalnych okolicznościach ni gdyby tego nie powiedział, ale sprawa ciągnęła się już i tak długo, a jego czas naglił. – Niemożliwe, żeby wszyscy należeli do spisku.
Sawier westchnął ciężko. Z jego marsowej miny lord wywnioskował, że dowódca nie próżnował. Przejrzał szeregi swoich podwładnych i to co znalazł mu się nie spodobało. Ilu gwardzistów znalazło się na jego liście podejrzanych? W głowie smoka kołatało się jeszcze inne pytanie: czy pozostałym można było zaufać?
– Możliwe, że mogę dać ci kilkoro – zaczął ostrożnie. – Przyjdź wieczorem do koszar, spotkasz się z nimi. Wiedz jednak, że robię to niechętnie. Po naszej ostatniej rozmowie przeprowadziłem swoje prywatne śledztwo. Jedno ci powiem, nie jest dobrze.
– Ilu? – zapytał, ale lord dowódca pokręcił głową.
– Jeszcze nie mogę ci powiedzieć, nie mam absolutnej pewności. Tych, którzy są poza wszelkim podejrzeniem, oddelegowałem do chronienia króla. Innych ciągle obserwuję, co do kilkorga mam już absolutną pewność.
– Mówiłem, że im głębiej będziesz kopał, tym większe smrody odkryjesz. – Zauważył Melir.
– Nawet sobie nie wyobrażasz – sapnął Sawier.
– To na ilu z twoich ludzi mogę liczyć?
Dowódca milczał chwilę, a jego mina wyrażała, że intensywnie myśli, kogo może wysłać do hrabiego.
– Jutro zbiera się Rada. W mieście już zbroiło się gęsto od smoków i ich świt. Wiem, że rozprawa ma być publiczna, zatem potrzebuję każdego lojalnego wojownika do pilnowania porządku. – Przerwał na chwilę. Miarowo stukał palcem w blat biurka, analizując, na co może sobie pozwolić. – Myślę, że mogę oddać pod twoje dowództwo siedmioro może dziesięcioro.
Melir skinął głową.
– Tylu mi wystarczy.
– Pamiętaj jednak… – Sawier uniósł rękę do góry. – Nie mogę zagwarantować, że twoja kobieta będzie z nimi bezpieczna.
– O to niech cię głowa nie boli.  Ja się nią zajmę. Wystarczy, że będę pewien, iż mnie nie zdradzą.
Dowódca uśmiechnął się lekko.
– Polubiłeś ją stary druhu. – Smok rozparł się wygodnie w fotelu. Melir zaś wyprostował się na baczność. Jego twarz w jednej chwili stała się poważna.
– Jest moja, tyle musisz wiedzieć. Każdy, kto spróbuje ją skrzywdzić, będzie miał ze mną do czynienia.
Dowódca pociągnął nosem.
– Gdybym nie znał cię lepiej i nie wiedział, że tacy staruszkowie jak my raczej nie mają powodzenia u młodych dzierlatek, powiedziałbym, że pachnie mi tu zaangażowaniem,.
– Staruszkowie? – prychnął Melir.  – Chyba mówisz o sobie? Ja mam zamiar żyć jeszcze długie lata.
– Tak, tak, wszyscy tak mówią, kiedy atrakcyjna smoczyca pojawi się na horyzoncie. Poczekaj, aż twoi nowi podkomendni ją zobaczą. Będziesz żałował, że chciałeś ich do pomocy, a jej pilnował przed nimi i spiskowcami.
Hrabia skrzyżował ramiona na piersi.
– Mogą próbować – syknął. W pamięci miał, że kobieta już raz go zdradziła. Jednak Helena nie była Agatte. Jego ukochana podobnie jak on, doświadczyła zdrady i cierpienia.

2 komentarze:

  1. Teraz dopiero Favien widzi ile stracił nie wychowując się w zamku ojca. Tutaj panuje ład i porządek nie tak jak w dawnym jego domu. I jak miło został przyjęty przez zarządcę. Ciekawa jestem, czy z tych dziesięciu żaden nie będzie zdrajcą, oby nie. Pięknie dziękuję za kolejny fragment. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyzby nastapilo spotkanie Heleny z Favianem? Robi sie ciekawie :D Dziekuje Emis i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń