poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Zdrada niejedno ma imię - Rozdział 23_epizod 1



Wracając z porannego spaceru, znalazła liścik pod swoimi drzwiami. Ten, kto go podrzucił, nie zostawił żadnych wskazówek, a ona nie zauważyła żadnej podejrzanej osoby kręcącej się po korytarzach. Wpatrywała się w kartkę leżącą na stole, studiując jej treść. Notatka była krótka: Buty zamówione przez lady, czekają do odbioru w warsztacie szewca Ernesta.
Liścik budził w niej niepokój. Głównie dlatego, że nie zamówiła nowej pary butów, co więcej, nie prosiła służek, by oddały którąś z par do naprawy. Wiadomość nie zawierała nic, co powinno wprawić ją w zdenerwowanie, ale i tak była kłębkiem nerwów. Spacerowała po komnacie, wyłamując palce u rąk. Raz po raz zerkała na papier, obawiając się, że wyskoczy z niej potwór. Czekała na Melira. Lękała się, czy ukochany znajdzie dziś dla niej czas. Rankiem poszedł do szambelana, by ustalić z nim plan na najbliższe dni. Wiedziała również, że planował spotkać się z dawno niewidzianym przyjacielem, który przybył do stolicy na posiedzenie Rady. Nigdy nie poznała lorda Cedrica, skoro jednak Melir darzył go zaufaniem, musiał to być smok na wskroś honorowy.
Po raz kolejny przemierzyła izbę, zerkając to na drzwi, to na kartkę. Nie miała dużo czasu. Jak tylko dzwony wybiją południe, w sali poselskiej rozpocznie się zebranie Rady Królewskiej, na której zostanie osądzony zdrajca pojmany przez Melira. Jej smok mówił, że król zamierza przekazać obowiązki sędziowskie członkom Rady i na ich ramiona przerzucić ciężar osądzenia zdrajcy. Niezmiernie dziwiła ją taka postawa. Gdyby na miejscu Ariela zasiadał teraz Thargar, żadna rozprawa nie wchodziłaby w grę. Wszyscy, którzy stanowiliby zagrożenie dla spadkobiercy Tollesto, zostaliby zgładzeni bez prawa do obrony.
Drzwi skrzypnęły i do komnaty wszedł Melir, mężczyzna ubrany był od stóp do głów w czerń, a jego białe włosy związane w zgrabny węzeł opadały na plecy. Smok przeszedł przez izbę i bez słowa wziął ukochaną w ramiona. Pocałował ją w usta.
– Dostałem twoją wiadomość. Co się stało? – zapytał, nie wypuszczając jej z ramion. Zmarszczone czoło Heleny nie uszło jego uwagi.
– Ktoś przysłał do mnie list – powiedziała, a lord natychmiast się spiął.
– W jaki sposób? – Jego głos stał się twardy i poważny.
– Pod drzwiami. Nie wiem, co o nim myśleć. – Potrząsnęła głową. – Wygląda zwyczajnie, zastanawiałam się jednak, czy był adresowany do mnie?
– Pokaż mi go. – Ze sposobu, w jaki wypowiadał słowa, wywnioskowała, że nie wierzył w przypadki. Podeszła do stołu i podniosła z niego list. Każde słowo w nim zapisane znała już na pamięć. Melir wziął kartkę i przeczytał uważnie jej treść. Chwilę oglądał papier, nawet powąchał go nim zapytał:
– Nie zamawiałaś butów?
Pokręciła głową.
– Nie oddałam też żadnej pary do naprawy.
– Ktoś kręcił się w pobliżu? Pytałaś służki?
Ponownie potrząsnęła głową.
– Korytarz był pusty, a pokojowe zapewniają, że nikt nie wchodził do mojej komnaty.
– Ufasz im? – Melir ponownie zerknął na list.
Westchnęła ciężko.
– Do dziś tak było, teraz już sama nie wiem. Tylko Alice i Bety sprzątają moją sypialnię. Obie pochodzą z biednych rodzin, są niewykształcone, ale to przecież nie czyni ich wspólniczkami spiskowców? – Dziewczęta nie były urodziwe, mężczyźni nie oglądali się za nimi. Żadna nie mogła liczyć na dobry ożenek. Pieczołowicie odkładały zarobione pieniądze na starość, kiedy już im zabraknie sił, by pracować dla mieszkańców dworu.
Lubiła obie dziewczyny i chociaż ich intelekt pozostawiał wiele do życzenia, miło się z nimi spędzało czas. Nigdy tego nie mówiła, ale przypominały jej o własnym dzieciństwie i biedzie, której doświadczyła. O poniżeniu, w którym dorastała, bez matki, nie znając ojca.
– Ubogą sierotę o wiele łatwiej skusić pełną sakiewką niż szlachcica. – Melir nie był tak pewny prawości służek, co Helena.
– Uważasz, że są w zmowie ze spiskowcami i dlatego podrzuciły mi wiadomość? – Zbladła, kiedy dotarło do niej, co to może oznaczać. – Jeśli to prawda, mogą również im donieść, że mnie odwiedzasz?
Smok odłożył kartkę na stół i podszedł do ukochanej. Powoli pogłaskał jej poraniony policzek.
– Możliwe, ale nie sądzę by sprawy zaszły tak daleko. Prędzej twoje dziewczątka przyjęły kilka monet za podrzucenie liściku.
– Co mam zrobić? Pójść na spotkanie? Nigdy nie byłam w tamtym warsztacie?
– Heleno – starał się mówić łagodnie, by nie przestraszyć kobiety. – Czekaliśmy aż nawiążą z tobą kontakt. Musisz tam pójść, obiecuję jednak, że nie będziesz sama.
– Nie możesz iść mną – zauważyła przytomnie.
– Nie, ale znajdę kogoś, kto będzie cię strzegł. Sawier dał mi kilkoro swoich ludzi, od tej chwili każdy twój krok będzie śledzony – uśmiechnął się chytrze. Pocałował ją powoli, wkładając w ten gest miłość, jaką darzył dziewczynę. Wtuliła się w niego, oddając się bez reszty jego pieszczotom. Melir z ciężkim sercem odsunął się od niej. – Muszę już iść. Dochodzi południe, ale wrócę najszybciej jak to tylko będzie możliwe.
Zostawił zasmuconą dziewczynę i udał się do sali poselskiej. Idąc na spotkanie Rady zastanawiał się, czy dobrze robił wtajemniczając tak wielu wojowników w swoje plany. Ryzyko było ogromne. Im więcej osób wiedziało, jaką rolę Helena odgrywała w sprawie, tym większe było prawdopodobieństwo, że ktoś coś chlapnie lub zdradzi. Nie miał jednak wyboru, musiał zakończyć tę misję.
Wszedł do izby, w której miał odbyć się proces i aż zamarł z wrażenia. Sala dosłownie trzeszczała w szwach. Ostatni raz taką masę ludzi widział podczas ślubu króla. Mieszkańcy stolicy tłumnie przyszli zobaczyć, jak ich władca będzie sądził zdrajcę korony. Ten widok nieczęsto się zdarzał. Większość procesów odbywała się za zamkniętymi drzwiami bez obecności świadków i gapiów. Dziś na rozprawę mógł wejść każdy.
Izbę podzielono na dwa sektory, zostawiając na środku szeroki pas. Strażnicy i gwardziści pilnowali, by nikt nie opuszczał wydzielonej części i nie kręcił się w przejściu. Panował nieznośny hałas. Hrabia przeszedł wzdłuż szpaleru utworzonego przez wojowników ku podwyższeniu, gdzie stał tron królewski. Obok niego umieszczono pozostałe trzynaście foteli. Wszystkie były obszyte czerwonym, materiałem i przyozdobione rodowymi herbami szlachetnych rodów. Nie wszystkie jednak były zajęte. Nataniel, jako dziecko nie miał prawa głosu, fotel po ojcu chłopca jeszcze długo będzie pusty, zaś Hrabia Kraw, do niedawna lord Awer, nie żył.
Melir zajął przynależne mu miejsce. Po prawej stronie miał Hrabinę an Serrikle, władczynię Smoczej Skały i jednocześnie matkę króla. Lady Darfena miała ciemnoczerwone włosy. Mimo wielu tysięcy przeżytych lat nadal pozostała piękna, a jej wyraziste rysy twarzy mogłyby posłużyć niejednemu artyście, jako wzór do stworzenia rzeźby. Skinął głową przyjaciółce, a ona posłała mu jeden ze swych pełnych zadumy uśmiechów. Mężczyźnie przeszło przez myśl, że Ariel był bardziej podobny do matki niż mu się zdawało. Odziedziczył po rodzicielce umiłowanie ładu i pokoju, jej spokój i inteligencję. Matka króla od setek lat zasiadała w Radzie. Kiedyś wspomagała mądrym słowem króla Mirraga dziś, jako jedna z trzynastu przedstawicieli szlachty, służyła swemu synowi. Melir poznał Darfenę będąc młodzieńcem. Ona już wtedy była pięknością, zaś upływ czasu ani tym bardziej troski, których doświadczyła, nie wyrządził jej krzywdy. Przyjaźnili się odkąd sięgał pamięcią, cieszyło go więc, kiedy jej syn powrócił do smoczej krainy i uwolnił jej mieszkańców od Tollesto.
Po drugiej stronie lorda usiadł hrabia en Wurrel. Jemu również Melir skinął głową. Robber był ojcem Tormela, młodego smoka, którego hrabia poznał w czasie podróży do stolicy.
Do izby wszedł król w asyście gwardzistów i wszyscy powstali. Chwilę później wprowadzono więźnia, a w zasadzie przywleczono go przed oblicze władcy. Guwes nie wyglądał najlepiej, leżał na podłodze, nie próbując się nawet podnieść. Nie wydawał z siebie żadnego odgłosu, ale Hrabia Kiral ze swego miejsca wyraźnie widział jak mocno zaciskał zęby z bólu. Większość kości w jego ciele zostało połamane, paznokcie zerwane, zaś godność osobista mocno nadszarpnięta. Smok patrzył na zdrajcę bez poczucia winy, chociaż to on ponosił odpowiedzialność za jego stan. Król kazał mu przesłuchać pojmanego i dokładnie to uczynił.
– Hrabio, dobrze żeś się spisał – szepnął do Melira Wurrel, ale ten zignorował jego komentarz.
Do sali wszedł szambelan i wszelkie głosy ustały jak ucięte nożem. Stary smok stanął przed trybunałem i królem. Skłonił się władcy i rozpoczął się proces.
– Wasza Wysokość, szanowni lordowie, zebraliśmy się tu dzisiaj by osądzić czyny, których dopuścił się ten oto smoczy wybraniec. – Szambelan był już bardzo starym człowiekiem i nie było tajemnicą, że by zachować siły witalne większość dnia spędzał w smoczej formie. Dziś jednak stał tu w swej ludzkiej postaci i chociaż jego twarz pokrywała gęsta sieć zmarszczek, a włosy straciły już intensywną barwę, głos pozostał silny. Urlis opowiadał, w jakich okolicznościach doszło do pojmania gwardzisty, skrupulatnie wyliczając, czego dopuścił się mężczyzna. Melir słuchał jednym uchem, zarzuty znał na pamięć, sam pomagał je formułować, a rankiem jeszcze dyskutował o nich z przyjacielem.
– Szanowni lordowie – kontynuował szambelan. – Macie przed sobą zdrajcę, smoka, który zniszczył swoją rodzinę, oszukał przełożonych, podburzał do spisku innych gwardzistów i czynnie namawiał do napaści na księcia Eleara. – Starzec skończył przemawiać, a tłum zgromadzony w izbie zaczął krzyczeć i domagać się śmierci Guwesa. Wrzaskom nie było końca, gwardziści musieli interweniować i co głośniejszych wyprowadzić z izby.
Przez cały ten czas więzień leżał na podłodze i nie poruszał się. Nie starał się również powiedzieć nic na swoją obronę. Stojący nad nim wartownicy pilnowali, by nie przyszło mu do głowy dość głupiego.
Król milczał, pozwalając rozgniewanej ciżbie wykrzyczeć swoją złość. Mina Jego Wysokości nie wyrażała żadnych uczuć, ale co uważniejsi obserwatorzy zauważyli, że dłonie władcy były zaciśnięte w pięści. Kiedy jednak monarcha przemówił, jego głos był spokojny.
– Szanowni lordowie, zazwyczaj to ja pełnię obowiązki sędziego, to na moje poczucie sprawiedliwości się zdajecie. Dziś jednak nie spełnię waszych oczekiwań. Dziś, w wasze ręce składam los tego mężczyzny, który będąc smokiem i gwardzistą, usiłował zabić mojego syna i żonę. Mógłbym z łatwością wydać osąd i skazać go na śmierć, ale tego nie uczynię. Dziś to wy wydacie wyrok, oceniając występki, których się dopuścił.
Król zamilkł a w izbie zapadła cisza. Ludzie spoglądali po sobie zdezorientowani. Tłum szeptał cicho, wymieniając się uwagami. To władca stanowił prawo, a członkowie Rady mieli mu pomagać. Nigdy dotąd nie zdarzyło się, by monarcha odmówił osądzenia więźnia. Król Ariel przekazał tę powinność swoim doradcom, składając na ich ramiona ciężar wydania wyroku i życia z jego konsekwencjami.
Melir chrząknął i zabrał głos. To on aresztował zdrajcę i wiedział o nim więcej niż ktokolwiek inny. Bił go i torturował tak długo, aż nie upewnił się, że nic więcej z niego nie wyciśnie.
– Pojmałem wojownika, kiedy spiskował w karczmie ze swoimi kamratami. Nigdy nie wyprał się swojej przynależności do zdrajców. – Lord nie miał oporów przed relacjonowaniem tamtych zdarzeń.
– Mówisz o spiskowcach, gdzie zatem pozostali wspólnicy? – Hrabia Tomar włączył się do dyskusji. Lord Kurhel od niedawna zasiadał w Radzie, zamek, który dostał we władanie, należał dawniej do barona Lorde, poplecznika hrabiego Tollesto. Obecny lord był starszym człowiekiem i nie wsławił się nigdy w żądnej walce. Nie lubił rozlewu krwi i szczycił się pokojowym podejściem do wszystkich mieszkańców smoczej ziemi. To właśnie z tego powodu król oddał mu we władanie twierdzę w Upsa, licząc, że spokojne usposobienie mężczyzny zjedna mu mieszkańców północy.
Melir skinął starszemu lordowi głową. Lubił tego smoka i uważał, że dobrze się stało, iż jego ród miał swego przedstawiciela w Radzie. Krwiożercze zapędy szlachty powinien zrównoważyć spokój reprezentowany przez Tomara.
– Pojmaliśmy trzech spiskowców: gwardzistę i dwóch kupców – odpowiedział Melir, wiedząc, że prawdziwa dyskusja dopiero się rozpocznie.
– Co się z nimi stało? – zapytał lord Wurrel.
– Nie żyją – odpowiedział z godnie z prawdą. Przez myśl mu przeszło, że większość obecnych w sali uzna, że zabił ich z małą krwią, mało go to jednak obchodziło, raczej bawiło.
 Zmarli w trakcie przesłuchania.
– Musiałeś zastosować iście makabryczne metody wyciągania zeznań – zauważył złośliwie hrabia Wurrel. – Smok wskazał ręką na leżącego więźnia. – Jest ledwie żywy.
– Z chęcią zamienię się z tobą rolami – Melir uśmiechnął się kpiąco. – Wątpię, czy chciałbyś oglądać krew na swoich rękach.
Hrabia nie zdołał odpowiedzieć, gdyż do dyskusji włączył się baron kel Warez. Niski głos mężczyzny zagłuszył wszystkie rozmowy. Quinkelowi również zdarzało się uczestniczyć w wydobywaniu zeznań od pojmanych. Dobrze więc wiedział, na czym to polegało i jakie niosło ze sobą ryzyko. Inna sprawa, że większość więźniów barona nie przeżywała spotkania z jego pięścią.
– Gdyby był niewinny, nie stawiałby oporu, powiedziałby wszystko, co wie. Pozostali pojmani również. Przypominam wam przyjaciele, że nie jesteśmy owieczkami, brutalność leży w naszej naturze. Kirragonia nie jest królestwem elfów czy ludzi, tylko smoków. Zabijamy i siłą wymuszamy posłuszeństwo. Krwawe dziedzictwo płynie w żyłach każdego z nas. Ważne, byśmy potrafili zapanować nad złymi popędami.
– Czy powiedział coś na swoją obronę, wytłumaczył się? – pytanie zadał Cedric i oczy wszystkich zebranych skupiły się na rudowłosym mężczyźnie. Był on najmłodszym członkiem Rady, dotąd nigdy nie zabierał głosu i unikał posiedzeń, zjawiając się tylko na tych, na których musiał. Dziś jednak siedział tu razem z innymi smokami.
– Nie. – Pytanie było jak najbardziej na miejscu, ale Melir i tak wiedział, dlaczego przyjaciel je zadał. Wiele wskazywało na to, że chłopak związał się z więźniarką oddaną mu pod opiekę przez króla. Władca polecił mu wyciągnąć z kobiety zeznania, ale smok najwyraźniej zadurzył się kurellce. Teraz zaś zapewne jako jedyny w Radzie usiłował dostrzec w pojmanym coś więcej niż spiskowca, jego lepsze oblicze i motywy, które nim kierowały. – Jedyne słowa, jakie padły ust Guwesa dotyczyły upadku władcy i śmierci nas wszystkich.
Cedric westchnął ciężko, a pozostali lordowie zaczęli szeptać miedzy sobą. Było wątpliwe, czy interesowały ich powody, dla których Guwes przeszedł na stronę zdrajców. Liczył się fakt, że to zrobił, a zbrodnie, których się dopuścił, należało potępić. Ludność natomiast w absolutnej ciszy przysłuchiwała się dyskusji smoków, nie chcąc uronić ani słowa z tego, co się działo. Rozmów było niewiele, ustały również przepychanki.
- Zatem powinniśmy oczekiwać kolejnej wojny? – ciągnął lord z Gelar.
– Tego nikt z nas nie wie. – Quinkel odpowiedział zamiast Melira. – Jedno jest pewne, żaden dom na południu, czy północy nie jest już bezpieczny. Wrogowie ponownie wypełzli ze swych nor i zrobią wszystko, by obalić władcę.
– Podał jakieś inne nazwiska? – wtrącił baron Luwes.
– Nie – Melir potrząsnął głową. Ta kwestia złościła go najbardziej. Chciał nazwisk, wręcz rozpaczliwie ich pragnął, ale nie udało się mu żadnego usłyszeć.
– Nie mógł działać sam – naciskał baron.
– To chyba oczywiste. – Hrabia Kaher uderzył pięścią w poręcz fotela. – Nie to jest przedmiotem sprawy. Mamy osądzić tego mężczyznę, skazać go lub uniewinnić.
– Uniewinnić?! – Kilkoro z lordów zawołało z oburzeniem, a tłum im zawtórował. Tylko król nie odezwał się ani słowem. W milczeniu przysłuchiwał się rozmowie swoich doradców.
Godziny mijały, a coraz więcej pytań i wątpliwości zgłaszali poszczególni członkowie Rady. Wielokrotnie pytano pojmanego, czy chce coś powiedzieć, jeden z lordów nawet opuścił swe miejsce i schylając nad rannym gwardzistą, poprosił go, by się bronił i wydał spiskowców. Jego pytania pozostały bez odpowiedzi. Więzień milczał jak zaklęty, wściekłym wzrokiem tocząc po zebranych, nie powiedział jednak ani słowa.
Melir nerwowo stukał palcami w poręcz fotela, czekając, aż wyczerpie się cierpliwość smoków, jego skończyła się dawno temu. Tęsknie zerkał na szambelana, wzrokiem błagając go, by zakończył spotkanie, który ciągnęło się już i tak za długo. Omówiono wszystkie najistotniejsze kwestie. Skazaniec nie wyrażał skruchy. Skulony na podłodze, czekał na wyrok i zakończenie tego upokarzającego dnia.

8 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Helenę nie spotka nic złego. Co do zebranej Rady to zawsze tam gdzie jest wielu brak zgodności. Mam nadzieję, że tutaj wszyscy skarzą oskarżonego. Bardzo dziękuję za ciekawy rozdział. Pozdrawiam, Meg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś wyrok z pewnością zapadnie. Tylko, czy będzie korzystny na pojmanego, tego nie mogę zagwarantować. Helenę zaś czeka bardzo trudne zadanie, ale bez obaw, nie będzie sama.

      Usuń
  2. Cos mi sie przypomnialo :D gdzie kotka barona jest? :D miala trafic w dobre rece w stolicy :D dziekuje Emis i buziolki :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że o niej zapomniałam... Muszę odwiedzić Querm i sprawdzić, co u Paskudy słychać.

      Usuń
    2. Jak to gdzie jest kotka barona? ;/;/;/... Jak to zapomniałam? ;/;/;/... A u Rilly na kolanach kto siedzi? ;/ Ech, dobrze żem czujna czytaczka...

      Ale... o takiej super postaci zapomnieć? Widział to kto, słyszał to kto? Jestem po prostu zniesmaczona...

      A skoro już o kotce mowa... to muszę powiedzieć, że naprawdę super bohaterkę Emiś wymyśliłaś, naprawdę super kotka z tej kotki. Ona jest po prostu przecudownie wspaniała...

      I żeby nie było... to wcale nie ja Paskuda :P

      Usuń
    3. I jeszcze jedno... z tego co słyszałam, to ta przewspaniała kotka szykuje się na kolejną, nadchodzącą wyprawę, już jest nawet spakowana :P

      To nie ja Paskuda.

      Usuń
  3. O matko pochłonęłam następną część teraz wiem, że nie powinnam używać spisu treści a iść po kolei post za postem. Nie chce mi się wierzyć że muszę czekać na dalszą część. Mam nadzieję, że kiedyś to wszystko stanie się e-book i będę mogła gdzieś kupić tą historię:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już nie musisz, czeka na ciebie. Ja zaś dziękuję za odwiedziny. Podobnie jak ty, mam nadzieję, że będzie z tego kiedyś ebook. Pracuję nad tym. Pozdrawiam.

      Usuń