piątek, 13 grudnia 2013

Gabriel - Rozdział 10_epizod 1


Amelia
Szlochała, mocząc mu przód koszuli, pozwalał jej na to, tuląc jej drżące ciało do siebie. Abigail, uleczona przez archanioła, poszła do swojego mieszkania, zostawiając mężczyznę sam na sam z dziewczyną.
Po początkowym szoku, jakim była dla Marii wiadomość o prawdziwym pochodzeniu Gabriela, teraz płakała z powodu Amelii. Archanioł chciał oszczędzić dziewczynie prawdy na temat Thomasa, ona jednak zdawała się dostrzegać jego obaw.
– Kim on jest? – łkała. – Dlaczego to wszystko zrobił?
– To bez znaczenia, powstrzymam go.
– Czegoś mi nie mówisz, czuję to, widzę to w twoich oczach. O co chodzi? Dlaczego tak bardzo chce bym do niego przyszła… mówiłeś o krwi… mojej krwi? – kręciła głową. – Nic z tego nie rozumiem po co mu moja krew?
Milczał, bijąc się z własnymi myślami. Nie powinien jej tego mówić. Prawda wcale nie sprawi, że Maria poczuje się lepiej, przeciwnie, tylko ją wystraszy.
– Powiedz mi! – krzyknęła, uderzając go piąstkami w tors. – Co ze mną jest nie tak? Mam jakiegoś wirusa, mutację genów? Dlaczego łaknie mojej krwi?
Zmarszczył brwi. Te słowa nic dobrego nie przyniosą.
– Chce jej dla siebie i tylko dla siebie.
– Dlaczego?
– Bo jest… wampirem i liczy sobie prawie trzy tysiące lat – myślał, że ją przestraszy, ona, tymczasem przymknęła oczy, kręcąc tylko głową.
– Tak wiele różnych historii krążyło na jego temat… nigdy nie pojawiał się przed zachodem słońca, nigdy nic nie pił, nikogo nie dotykał… już dawno temu powinnam się domyśleć… – jęknęła. – Amelia, o mój Boże, co też on może jej zrobić, muszę po nią pójść… – załkała.
Gabriel westchnął, i tylko mocniej przytulił do siebie dziewczynę.
– Nie pozwolę mu cię skrzywdzić – szepnął. – Nie masz pojęcia do czego jesteś mu potrzebna. – Na jego nieszczęście on wiedział, do czego wampir potrzebował wybranki. Krew Marii była tak wyjątkowa, że dzięki niej Thomas mógłby chodzić w pełnym słońcu. Jeśli dziewczyna wpadnie w jego łapska, przypadnie jej w udziale los darmowego źródła. Thomas nie puści jej wolno, będzie utrzymywał ją przy życiu, karmiąc się nią przez lata, dopóki ona będzie w stanie zapewnić mu swobodę ruchów, do czasu, aż ugryzienia wampira jej nie zabiją. Potem się jej pozbędzie. – Musisz mi zaufać, zbiorę swoich ludzi i uwolnię twoją córkę.
Pokręciła głową.
– Jest taka malutka, taka bezbronna... jeśli ją skrzywdzi...? – jęknęła zanosząc się płaczem.
– Nie pozwolę mu na to – opuszkami palców starł jej łzy.
– Opowiedz mi o niej – dodał, zmieniając temat.
Przymknęła oczy.
– Bardzo ją kocham – szepnęła.
– Nigdy w to nie wątpiłem. - Pochylił głowę nad nią, scałowując łzy z jej twarzy.
– Od pierwszej chwili, kiedy ją zobaczyłam, wiedziałam, że jej nie oddam – powiedziała, obejmując Gabriela w pasie. Ich ciała znalazły się tak blisko siebie, że dzieliła ich tylko cienka warstwa ubrań. Jej dłonie, bezwiednie utonęły w miękkim puchu.
Gabriel zagryzł wargi, jej dotyk sprawiał mu nie lada przyjemność. Bał się poruszyć w obawie, że Maria odsunie się od niego. Niespiesznymi ruchami gładziła jego plecy, muskała pióra.
– Wracałam do domu nad ranem, było dość ciepło, szłam pieszo... – wzruszyła ramionami. – Nie miałam dość pieniędzy na taksówkę, a to nie była dobra dzielnica. W zaułku usłyszałam zawodzenie... wiem, że nie powinnam tam wchodzić, ale nie mogłam się powstrzymać.
Gabriel zesztywniał, nie podobała się mu myśl, że Maria wracała piechotą do domu, ryzykując zdrowie i życie. Jej opowieść zaczynała go przerażać, co, jeśli ktoś, by ją skrzywdził… zgwałcił? Archanioł zanotował w myślach, że odnajdzie drania i go wykastruje, a potem zmusi, by zjadł własne wnętrzności.
Dziewczyna mówiła dalej, nie dostrzegając jego zdenerwowania, zaszyta we własnych wspomnieniach.
– To był śmietnik Gabrielu, zwykły, paskudny, brudny śmietnik. Pomiędzy kartonami i stosami odpadków, odkryłam worek, to z niego dochodziły piski. Myślałam, że znajdę w środku kociaki, wyrzucone i nikomu niepotrzebne, tymczasem znalazłam dziecko... – przerwała ścierając łzy napływające do oczu. – Ktoś ją wyrzucił Gabrielu, ktoś skazał drżące i kwilące niemowlę na śmierć. – Jej głos przestał drżeć, gniew odmalował się na jej twarzy. – Nie miała nawet opatrzonej pępowiny, w pokrwawionej pieluszce, bez szans na przeżycie, wyrzucona jak śmieć!
Gabriel przymknął oczy. Maria nadal przytulała się do niego. Jej łzy, smutek i gniew wsiąkał mu w skórę. Amelia nie była jej biologiczną córką, mimo to Maria kochała ją równie mocno, jak, gdyby wyszła z jej łona. Były sobie równe, zrozumiał nagle Gabriel. Obie samotne i nikomu nie potrzebne. Dziewczynkę wyrzucono zaraz po narodzinach, Marię odprawiano ze wstrętem i wyrzucano za drzwi, kiedy zrobiła swoje. Miały tylko siebie i swoją miłość.
– Nie mogę jej stracić, Gabrielu – wbiła w niego udręczone spojrzenie.
– Nie stracisz jej – pogłaskał ją po policzku, a potem pochylił się, składając na jej ustach pocałunek. Nie powinien tego robić, aż nazbyt dobrze zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego czynu, nie potrafił się jednak powstrzymać. Jej usta były słone od nadmiaru łez, miękkie i rozkosznie delikatne. Rozchyliła je ostrożnie pogłębiając pocałunek.
Gabriel jęknął zatracając się w rozkoszy, jej dłonie błądziły po jego ciele, muskając jego plecy, skrzydła i pośladki. Sam nie wiedział, kiedy pociągnęła go na wąskie łóżko, a jej dłonie wsunęły się pod materiał jego koszuli. Z wolna przesunęła opuszkami palców, po napiętych mięśniach archanioła.
Przerwała pocałunek, przyglądając się mu badawczo.
– Masz blizny na plecach. – Jej wzrok błądził po twarzy mężczyzny.
Gabriel uśmiechnął się smutno. Jego ciało goiło się nadzwyczaj dobrze, nie pozostawiając żadnych widocznych śladów, jednak blizny w duszy Gabriela latami nabierały coraz to intensywniejszego kształtu. To je właśnie wyczuwała Maria. Widziała i potrafiła dotknąć jego duszy, coś, czego nawet Michael nie potrafił zrobić.
– Nie przejmuj się tym – powiedział, głaszcząc przez materiał spodni jej pośladki. – To już przeszłość. Zamknięty rozdział. Ty jesteś moją przyszłością. Ty i Amelia.
Położyła dłoń na jego sercu.
– Nie należę do twego świata Gabrielu.
Uśmiechnął się do niej tajemniczo.
– Jestem innego zdania. Zaufaj mi Mario, uwierz, że mogę uratować twoją córeczkę i odmienić twoje życie.
Na powrót przylgnęła do niego, wpychając język do jego ust, delektując się jego wspaniałym smakiem. Rozsunęła uda, wpuszczając Gabriela bliżej swego ciała. Jego męskość napierała na nią przez materiał spodni. Drżał ocierając się o nią, jego dłonie poczynały sobie coraz śmielej, dotykając jej piersi, pocierając wrażliwe sutki. Kiedy jednak Maria rozpięła mu spodnie, uwalniając naprężoną męskość, znieruchomiał w ułamku sekundy.
– Mario… – szepnął, głosem przepełnionym namiętnością.
– Pragnę cię – przesunęła opuszkiem palca po nabrzmiałej główce, a z jego ust wydobył się jęk. – Dopóki cię nie spotkałam, nie wiedziałam, co naprawdę znaczy pragnąć dotknąć mężczyzny.
– Nawet nie wiem jak do tego doszło, ale stałaś się sensem mojego życia – czule pogłaskał jej usta. – Pragnę cię wręcz obłędnie, ale to nie jest dobry moment. Nie mogę cię tak wykorzystać... – Pocałował ją raz jeszcze, wysyłając do niej mentalnie polecenie, usypiając ją w jednej chwili. Dłonie Marii zsunęły się z jego ciała, powieki przymknęły, a ona sama odpłynęła w słodki niebyt. Gabriel przytulił ją do siebie, wsłuchując się w jej równomierny oddech. Śpij szepnął raz jeszcze w myślach.
Wiele długich chwil minęło, nim archanioł w końcu odsunął się od dziewczyny. Wstał, poprawiając na sobie odzież, ostrożnie rozłożył skrzydła, rozprostowując je. Maria spała, wtulona w poduszkę. Gabriel poruszył ramionami, małe łóżko Marii było dla niego zdecydowanie zbyt wąskie. Pochylił się nad dziewczyną, odgarniając włosy z jej czoła. Była taka piękna i taka nieświadoma, jak bardzo można ją skrzywdzić. Gabriel sięgnął do skrzydła, wyrywając z niego długie, białe pióro. Ostrożnie położył je na poduszce obok dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz