środa, 4 grudnia 2013

Gabriel - Rozdział 9_epizod 2


Archanioł pochylił się nad rannym psem, Abigail, tymczasem usiadła na kanapie. W jej spojrzeniu było coś osobliwego.
Maria przykucnęła obok niej, z przerażeniem dotykając czoła staruszki i miejsca, w którym jeszcze chwilę temu był guz. Jej głos drżał, kiedy odezwała się do archanioła.
– Kim ty jesteś? – zapytała, spoglądając na niego, jakby widziała go właśnie pierwszy raz w życiu.
Gabriel zmarszczył brwi. Prawda – przykazał sobie w myślach.
– Nie jestem taki jak wy – powiedział ostrożnie.
– Tyle to i ja zauważyłam. – W głosie Marii pojawiła się panika.
– Nie robię wam krzywdy, chyba już zdążyłaś się o tym przekonać?– Starał się nie patrzeć na dziewczynę, jego dłonie błądziły po ciele psa. Biedny Bazyl miał złamane co najmniej kilka żeber i zwichniętą łapę.
– Robisz rzeczy, których nie rozumiem – powiedziała, w jej głosie po raz kolejny pojawił się strach.
– Dlaczego się mnie boisz? – zapytał. Pies zamachał ogonem, jakby na potwierdzenie, że widzi w mężczyźnie przyjaciela.
– On ją zabrał – załkała. – Skrzywdził Abigail, Bazylego… potem zjawiasz się ty z tymi swoimi nieskazitelnymi manierami i zdolnościami, o których wolę nawet nie myśleć… – zagryzła wargi. – Nie wiem kim jesteś Gabrielu, nie mam pojęcia dlaczego ciągle mi pomagasz i dlaczego drażni cię to, co innych mężczyzn doprowadza do szaleństwa.
Gabriel pogłaskał psa po głowie. Zadowolony z siebie psiak i całkowicie zdrowy zerwał się na nogi, raźno obwąchując mężczyznę.
Maria pokręciła głową.
– Powiedz mi proszę, cokolwiek, to jest, zniosę wszystko, a potem pomóż mi uratować moją córeczkę.
Gabriel zmrużył oczy, to nie był dobry moment na tego rodzaju zwierzenia. Obie kobiety zdawały się być w szoku, trudno było przewidzieć ich reakcję na jego słowa. Prawda –przypomniał sobie.
– Dobrze – odparł ważąc słowa. - Jestem inny, bo nie jestem… człowiekiem. Jestem… archaniołem – przerwał czekając na ich reakcję: niedowierzanie, a może nawet śmiech.
– Niemożliwe – pierwsza odezwała się Maria w jej głosie bynajmniej nie było radości. – Anioły nie istnieją, czy ty nie uciekłeś przypadkiem z jakiegoś zakładu dla obłąkanych?
Abigail prychnęła.
– Nie gadaj głupstw, dziewczyno. Skoro mówi, że jest archaniołem, to, nim jest. Mało ci dowodów? Uzdrowił ciebie, mnie, nawet psa… zjawia się nie wiadomo skąd i wygląda jak marzenie milionów kobiet. Czego jeszcze chcesz?
Maria zmarszczyła brwi. Potem nic nie mówiąc wstała i nie spoglądając na mężczyznę ani na Abigail ruszyła do drzwi.
Gabriel chwycił ją za rękę.
– Dokąd idziesz? – zapytał.
Po jej policzkach płynęły łzy.
– Po córkę – jęknęła, próbując wyszarpnąć dłoń z jego uścisku. – Nie jesteś żadnym aniołem, bo… bo… one nie istnieją, rozumiesz? – Jej głos przeszedł w krzyk. – Nie istnieją! Gdybyś mówił prawdę, oznaczałoby to, że są bezduszne i nieczułe, że nie przejmują się losem ludzi, naszą nędzą i ubóstwem, dziećmi żebrzącymi na ulicy i kobietami sprzedającymi swoje ciało za jeden ciepły posiłek. – Gabriel puścił ją, a ona stanęła naprzeciwko niego, zaciskając dłonie w pięści.
– Masz rację – wyszeptał. – Jesteśmy nieczuli i bezduszni, a przy tym całkowicie przeświadczeni o własnej nieomylności. Żyjemy tak długo, że ludzkie istnienia i problemy są dla nas niczym, ale to nie zmienia faktu, że wasz świat łączy się z naszym. – Przymknął oczy, w myślach cicho zdejmując z siebie zaklęcie. Abigail stojąca tuż za nim krzyknęła i Gabriel wiedział, że białe skrzydła właśnie pojawiły się na jego plecach, lub raczej stały się widoczne dla obu kobiet.
Maria zakryła sobie usta dłonią, w jej oczach migotało niedowierzanie.
– Amelia mówiła prawdę – szepnęła staruszka ostrożnie dotykając białych piór. Gabriel nie zareagował, choć powinien, zazwyczaj aniołowie nie pozwalali dotykać swoich skrzydeł, ale był coś winien tym kobietom.
Maria pokręciła głową.
– Tak bardzo mnie oszukałeś – zagryzła wargi. – Czy to był jakiś żart!? – krzyknęła, podchodząc do niego i uderzając go dłońmi w pierś. – Po co zszedłeś z nieba? Po co mnie szukałeś i zagadywałeś? Czerpałeś radość z patrzenia jak biedna dziwka boryka się z codziennością życia? Czy tego właśnie chciałeś? Poczuć, czym jest prawdzie życie? – Nie zareagował. Pozwolił jej okładać się małymi piąstkami i wyładować w ten sposób gniew.
– Mario, uspokój się – staruszka fuknęła na dziewczynę. – Czy ty nie widzisz, że ten mężczyzna chce ci pomóc? Nie musiał tu być ani, tym bardziej ratować starej kobiety i psa, a jednak to zrobił. Okaż trochę wdzięczności!
– Wdzięczności! – krzyknęła Maria, boksując w twardy tors archanioła. – On mną gardzi Abigail. Ktoś taki jak ja nie powinien mieć dzieci, sam to powiedział. – Opuściła dłonie, przenosząc spojrzenie na Gabriela. – Pewnie cieszy cię fakt, że mi ją odebrał i twoje anielskie oblicze nie musi już gorszyć widok dziecka przy dziwce, ale ja ją odzyskam. Nie pozwolę Thomasowi znęcać się nad moją córką.
– Nie! – Archanioł zacisnął dłonie na jej ramionach. – Nigdzie nie pójdziesz. On tego właśnie chce, nie rozumiesz tego? Chce cię dopaść, łaknie twojej krwi. Nie dopuszczę do tego. Wyrwę z jego łap Amelię, a on nie dostanie ani jednej kropli twojej krwi.
Zaśmiała się histerycznie.
– Po co Thomasowi moja krew? Zależy mu tylko na moim ciele, jeszcze tego nie zrozumiałeś?
Gabriel pokręcił głową. Chciał jej powiedzieć kim naprawdę był Thomas, obawiał się jednak, że ta wiadomość mogłaby już zupełnie załamać dziewczynę.
– Nie, Mario – szepnął, puszczając jej ramiona i przygarniając ją do siebie. Jego dłonie błądziły po plecach dziewczyny, głaszcząc ją i pocieszając. Nie protestowała, przeciwnie, przylgnęła do niego, szlochając głośno. – Jesteś bardzo wyjątkowa, być może jedyna na całym świecie. On o tym wie, wyczuł to w twojej krwi, tak samo, jak ja wyczułem, dlatego chce cię mieć i nie spocznie, póki tego nie osiągnie. Nie pozwolę mu na to. Nie skrzywdzi ciebie ani, tym bardziej Amelii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz