sobota, 14 grudnia 2013

Michael - Rozdział 16 (ostatni)


U nieba bram
Przebudziło ją słońce wpadające do pokoju, przeciągnęła się na łóżku z rozrzewnieniem otwierając oczy. Pościel była biała, miękka i nagrzana słońcem. Ściany również były jasne, w niczym nie przypominały jej sypialni.
Przeciągnęła się, a potem, odrzucając kołdrę wstała z łóżka. O dziwo nie była naga, jak się tego spodziewała, lecz miała na sobie coś, co można byłoby uznać za przeogromny T-shirt. Powąchała go ostrożnie – Michael. Uśmiechnęła się do siebie, czując cudowne odrętwienie w ciele.
Słońce świeciło coraz intensywniej, rozświetlając cały pokój.
Concora” – przeszło jej przez myśl. Nigdzie indziej promienie nie czyniły takich cudów jak w królestwie niebieskim. Marzyła o kawie, prysznicu i Michaelu, choć może nie w tej kolejności, raczej Michael, kawa, na końcu prysznic.
Nucąc wesoło pod nosem ruszyła do drzwi, gdy nagle do jej uszu dotarł niski głos Michaela i odpowiadający mu radosny śmiech dziecka. Zamarła z dłonią na klamce. Zamrugała zaskoczona, myśląc, że się przesłyszała, lecz śmiech dziecka dobiegający z dworu, był coraz intensywniejszy.
Skradając się na paluszkach, wyszła na przestronny, przystosowany dla aniołów taras. Położyła dłonie na marmurowej poręczy i spojrzała w dół.
W ogrodzie archanioła pomiędzy rabatkami, a krzewami hibiskusa biegał w tę i z powrotem Michael, wokół niego zaś jak asteroida podskakiwał mały, mniej więcej pięcioletni chłopiec. Wysoko nad ich głowami powiewał czerwony latawiec. Dziecko miało ciemne, prawie czarne, mieniące się granatem włosy i niewielkie białe od spodu zabarwione na niebiesko skrzydła. Aniołek piszczał radośnie podskakując wokół Michaela, patrząc jak archanioł wprawnymi ruchami steruje latawcem.
Mogę... mogę... – powtarzał raz za razem, czepiając się rękawa archanielskiej koszuli.
Ana stała na balonie z dłońmi wczepionymi w balustradę, bojąc się poruszyć w obawie, że ta piękna scena rozpłynie się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I nagle chłopiec odwrócił się, spoglądając na dom, natychmiast dostrzegając ją na tarasie. Szeroki uśmiech rozjaśnił twarz dziecka.
Mamuś patrz, tata zrobił dla mnie latawiec...
...
Ana, Ana, no dalej maleńka, nie rób mi tego, otwórz oczy – niski głos, zabarwiony strachem owionął jej twarz. – Wiem, że mnie słyszysz, spójrz na mnie, proszę.
Jęknęła, próbując poruszyć ustami, wypowiedzieć choć jedno słowo, jednak ten prosty gest zdawał się być ponad jej siły.
Nic nie mów, tylko spójrz na mnie – mężczyzna nie ustępował.
Jest zbyt słaba, Michaelu, zbyt wiele od niej wymagasz – ktoś inny włączył się do dyskusji. Znała ten głos, twarz rozmówcy prawie natychmiast stanęła jej przed oczyma: wysoki mężczyzna, o szerokich ramionach, białych, niczym śnieg skrzydłach, czarnych włosach i zimnym przeszywającym spojrzeniu – Gabriel. Gdzieś w środku Any rozgorzał gniew. Wspomnienia powróciły ze zdwojoną mocą: Miriam i jej kłamstwa... wizje, Uriel, mroki jaskini i wreszcie demony, wstrętne, przerażające oraz śmiertelnie niebezpieczne. Ostre zębiska wgryzające się w jej ciało, szarpiące, zlizujące krew z ran zadanych jej przez Uriela. Łzy spłynęły po jej twarzy, nie chciała pamiętać, czuć, widzieć twarzy podłych kreatur... Chciała zapomnieć…
Już dobrze, nie płacz – szepnął Michael, głaszcząc jej twarz. – Jestem przy tobie.
Zmusiła się by otworzyć oczy. Nadal byli w jaskini, choć nie w tej samej, w której Uriel otworzył przejście do świata demonów. Michael siedział na kamiennej podłodze, trzymając ją w swoich ramionach. Skrzydła archanioła rozłożyły się na posadzce, brudząc i łamiąc lotki, on jednak zdawał się tym zupełnie nie przejmować. Włosy archanioła powiewały w nieładzie, a mięśnie na jego twarzy drgały nerwowo. Głaskał jej ramiona, raz po raz dotykając jej twarzy.
Obok Michaela stał Gabriel. Z dłońmi ubrudzonymi po łokcie krwią, z brudnymi skrzydłami, wyglądał bardziej jak zjawa z sennego koszmaru niż obrońca ludzkości. Jednak w jego spojrzeniu Ana dostrzegła coś, czego wcześniej nie widziała – tęsknotę. Za czym mógł tęsknić ktoś, kto mógł mieć wszystko: kobiety, majątek, władzę? Ana nie chciała się teraz nad tym zastanawiać... Chciała wydostać się z tego ponurego miejsca, być jak najdalej od demonów i zapachu śmierci.
Kochanie spójrz na mnie – Michael głaskał jej twarz. – Jesteś bezpieczna powtórzył. – Jnikt nigdy cię nie skrzywdzi.
Zmusiła się by skupić na nim wzrok. Wyglądał inaczej niż go zapamiętała, jego włosy zdawały się być bardziej granatowe, a oczy błyszczały blaskiem i mocą, której wcześniej nie widziała. Przełknęła ślinę.
Żyję...? – warkot wydobył się z jej gardła.
Gabriel stojący pod ścianą parsknął.
Zdecydowanie – wymknęło się archaniołowi.
Michael posłał mu groźnie spojrzenie.
Jest dobrze, Anastazjo – próbował ją uspokoić, ale swym zachowaniem wzmógł tylko jej czujność.
Zmarszczyła brwi, przypominając sobie, co też demony wyprawiały z jej ciałem. Nie mogła tak po prostu wyzdrowieć, chyba że…?
Co mi zrobiłeś? – zapytała, próbując się poruszyć, ale ciało odmawiało jej posłuszeństwa, ledwie mogła poruszyć palcami u stóp. Skoro jednak mogła, znaczyło się, że je miała, a to był już dobry znak.
Czujesz się jakoś inaczej? – wahanie wkradło się do głosu archanioła.
Ty wyglądasz inaczej i on również – wskazała głową na Gabriela.
Jak? – zapytał Michael, przekrzywiając lekko głowę. – Co widzisz, kiedy patrzysz na mnie?
Ciastko w tęczowej polewie, z górą bitej śmietany – uśmiechnęła się lekko. Michael roześmiał się głośno, Gabriel zaś pokręcił z dezaprobatą głową.
– Mówiłem, że popełniasz błąd, teraz już nigdy się od niej nie uwolnisz.
– Wcale nie mam takiego zamiaru – odgryzł się Michael, ignorując pretensjonalny ton Gabriela.
– Nie rozumiem – zdezorientowany wzrokiem mierzyła oby archaniołów.
– Nie musisz, wytłumaczę ci to później – Michael zdawał się być wyjątkowo z czegoś zadowolony.
– Kiedy?
– Kiedy będziemy już tylko sami – w źrenicach archanioła pojawiły się figlarne błyski, zapowiedź tego, co czekało na nią, kiedy już pozbędą się wszelkiego towarzystwa.
– Wiesz, cierpliwość nie jest moją mocną stroną – rzuciła beztrosko.
Michael roześmiał się głośno.
Myślę, że doszłaś już do siebie na tyle, że czas zabrać cię do domu.
Do naszego domu w Concorzepowiedziała, przyglądając się mu spod przymkniętych powiek.
Skąd wiesz, gdzie... – przyglądał się jej badawczo, nie rozumiejąc, dlaczego tak nagle zgodziła się opuścić świat ludzi.
Uśmiechnęła się leciutko.
Powiedzmy, że mam niejasne przeczucie, jaki będzie ciąg dalszy tej historii.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

3 komentarze:

  1. Witaj! Bardzo dziekuje za możliwość przeczytania tej historii, jest świetna i już zabieram się za Gabriela:) pozdrawiam Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie skończyła, żałuję, że to koniec ich historii ale pocieszam się Gabrielem ;-) Dziękuję, Magda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że spodobała ci się historia Michaela i Any. Mam nadzieję, że Gabriel również podbije twoje serce.

    OdpowiedzUsuń