wtorek, 10 grudnia 2013

Michael - Rozdział 15_epizod 2


Zaczęła krzyczeć, jeszcze nim demony pochyliły nad nią swe ohydne twarze. Było ich zbyt wiele, a z wrót ciągle wyłaniały się kolejne kreatury. Stwory łapały ją za ramiona i nogi, jedne zlizywały krople krwi, ciągle ściekające po jej przegubach, inne nie mogąc doczekać się swojej kolejki, wgryzały się ostrymi zębiskami w jej ciało.
Krzyczała, szarpała się i wyrywała, ale spętane członki uniemożliwiły jej jakikolwiek ruch. Demony szarpały ją coraz gwałtowniej, drąc jej skórę, rozrywając mięśnie. Ból był tak silny, że ledwie mogła jeszcze oddychać.
„Umieram” – to była jej ostatnia świadoma myśl. I nagle wszystko się skończyło. Najpierw zaległa cisza, a potem blask wypełnił jaskinię, do Any jednak już nic nie docierało, jej myśli plątały się ze sobą, a ciało ogarniał coraz to większy letarg. Nawet ból, który jeszcze chwilę temu rozdzierał jej ciało, zniknął. Pozostał tylko słodki niebyt.
Michael wkroczył do ogromnej jaskini wypełnionej demonami i od razu wiedział, że przybyli za późno. Brama runęła, pieczęcie, które sam założył przed tysiącami lat zostały złamane. Uriel stał pośrodku komnaty w otoczeniu arcydemonów, pomniejsze kreatury pełzały wokół jego stóp. Wszystkie inne okrążały stół ofiarny, próbując dostać się do czegoś, co na nim leżało. Michael zmarszczył brwi, chwilę później z ust archanioła wydobył się dziki ryk – Anastazja.
Ciało anioła rozświetliło się jasnością. Ana, jego kobieta i ukochana, leżała na kamiennym ołtarzu, a demony piły z jej ciała jak z kielicha. Furia ogarnęła Michaela, ogień niebieski wypełnił każdą cząstkę jego ciała.
Aniołowie ruszyli do natarcia, miecze poszły w ruch. Demony padały jeden po drugim, zbyt zaskoczone, by się bronić. Michael parł naprzód, jego twarz i skóra błyszczały od demonicznej posoki, ale archanioł wcale się tym nie przejmował. Gdzieś w oddali, słyszał donośny śmiech Uriela i cichy ledwie usłyszany jęk Anastazji.
Pierwszy arcydemon, który stanął mu na drodze, choć był o metr wyższy od anielskiego wojownika, zginął nie zdążywszy nawet kłapnąć zębami. Drugi rzucił się do ataku, wymachując ostrymi niczym sztylety pazurami, z jego pyska tryskały smugi siarki. Michael rozpłatał mu gardło, posyłając śmierdzący łeb wprost pod nogi Uriela.
Upadły uśmiechał się obłąkańczo. W jego dłoniach błysnął długi miecz.
– Spóźniłeś się – krzyknął, idąc na Michaela. – Tym razem to ja wygrałem.
– Tak ci się tylko zdaje – Michael zaatakował, jego ostrze z niezwykłą szybkością nacierało na Uriela. Iskry posypały się z ich mieczy, moc zaklęta w dłoniach, strzelała na boki. Pierwszy pośród archaniołów, cofnął się nieznacznie, pociągając za sobą Uriela. Upadły zaatakował, jednak Michael był już w górze, z łatwością omijając ostrze Uriela, lądując za jego plecami. Miecz archanioła spadł na skrzydła przeciwnika, białe pióra rozsypały się po podłodze. Upadły ryknął z bólu, klękając na kolano, a wraz z nim upadło jego lewe skrzydło.
Uriel dygotał chwilę, nim powstał na nogi. Lewe skrzydło leżało na kamiennej posadzce, odrąbane mieczem archanioła. Po twarzy i plecach anioła ściekała krew.
– Myślisz, że wygrałeś? – zacharczał Uriel, miecz, który trzymał w dłoni drżał.
– Zabiję cię – Michael nie miał zamiaru okazywać tym razem litości.
– Nawet, jeśli... – bąknął Uriel. – To i tak przegrałeś. Otworzyłem bramę, bo przestałeś się pilnować, świat ludzi stoi teraz otworem dla demonów, a ty nie będziesz w stanie zapędzić ich z powrotem, bo żadna siła już nie utrzyma ich w piekle, a wiesz, dlaczego? – Uriel roześmiał się szyderczo. – Dałem im skosztować jej krwi. Teraz żadne więzienie już ich nie zatrzyma.
Michael warknął, oczy archanioła przybrały barwę ciemnego nieba. Za jego plecami aniołowie walczyli z demonami, tnąc ich ciała na strzępy, wbijając ostrza w przepełnione złem serca. Przy bramie stał Nathaniel, pilnując, by żadna kreatura nie przedarła się do świata ludzi, zabijając monstra, usiłujące wślizgnąć się niezauważone.
Ana ciągle leżała na ołtarzu i choć żaden demon już nie dotykał jej ciała, nie ruszała się. Oczy miała zamknięte, a usta zsiniałe. W Michaelu ponownie rozgorzał gniew. Uniósł ostrze ruszając na chwiejącego się Uriela. Upadły cofnął się niezgrabnie, ślizgając w kałuży własnej krwi. Archanioł zdążył już jednak dopaść do niego, wybijając mu miecz z dłoni. Silne palce archanioła zacisnęły się na szyi Uriela.
– Masz rację, nie wepchnę ich z powrotem do piekieł – mięśnie na twarzy archanioła drgały nerwowo. – Napoiłeś ich krwią mojej kobiety, dlatego wszyscy bez wyjątku muszą zginąć – mocniej zacisnął dłoń na szyi Uriela, pchając go w stronę bramy. Upadły zaparł się nogami, niezdarnie młócąc rękoma w powietrzu, próbując odepchnąć od siebie Michaela.
Archanioł jednak nic sobie nie robił z jego protestów, minął zaskoczonego Nathaniela, wpychając Uriela na krawędź bramy.
– Zapomniałeś o czymś bardzo ważnym, Urielu – głos Michaela przepełniony był mocą i ogniem niebieskim. – Sam nie napiłeś się jej krwi, dlatego teraz zgnijesz w mrokach piekieł i nigdy z nich nie wyjdziesz – mówiąc to archanioł rzucił Uriela, wprost w otchłań piekieł. Krzyk upadłego długo jeszcze niósł się echem.
Michael oderwał wzrok od mrocznej pustki i spojrzał na Nathaniela.
– Zabijcie wszystkich – powiedział przez zęby. – Nikogo nie wolno wam oszczędzić – Nathaniel skinął tylko głową, a potem odszedł, wymachując mieczem, wykonując rozkazy Michaela.
Archanioł stał jeszcze chwilę, łapiąc powietrze, potem uniósł ostrze, nacinając swoje nadgarstki, krew równomiernymi strugami spłynęła po jego dłoniach, mocząc fragmenty skały, które kiedyś tworzyły drzwi do piekieł. Archanioł uniósł dłonie przed siebie, moc trysnęła z końcówek jego placów. Michael przymknął oczy. Z jego ust popłynęły słowa zaklęcia, ściana zadrżała, kamienie uniosły się z podłogi, układając w jednolitą bryłę. Archanioł nie przestawał recytować zaklęcia, dopóki wszystkie fragmenty nie spoczęły na swoim miejscu. Iskry mocy i krwi anielskiego wybrańca wypełniły szczeliny bramy, po raz drugi już zamykając przejście do świata demonów.
Kiedy brama zamknęła swoje podwoje, a magiczne pieczęcie na nowo wyryły się w skale, Michael wsunął ostrze na plecy i podbiegł do ołtarza. Dziewczyna na nim leżąca drgała w konwulsjach. Ciało zbroczone krwią, pogryzione przez demony, podrygiwało na kamiennym ołtarzu. Michael przełknął ślinę, ale panika już zdążyła rozgorzeć w jego sercu. Rozerwał łańcuchy krępujące jej kostki i nadgarstki. Delikatnie uniósł dziewczynę, przyciskając jej poszarpane ciało do siebie.
– Ano – szepnął błagalnie. – Otwórz oczy, proszę. Słyszysz mnie, jestem przy tobie, nie pozwolę ci umrzeć – przytulił ją mocniej. Obok niego aniołowie dobijali demony, bitwa dobiegała końca. Po raz kolejny świat został ocalony przed chaosem i koszmarem, jaki planował ściągnąć na ludzkość Uriel.
Nie wiedzieć kiedy, obok Michaela pojawił się Gabriel. Jego twarz i skrzydła, jak i reszty anielskich wojowników, umazana była krwią demonów. Drugi pośród archaniołów położył dłoń na sercu dziewczyny.
– Ona odchodzi, Michaelu – powiedział chłodnym głosem.
– Zrób coś – szepnął błagalnie archanioł. – Nie mogę jej stracić.
Gabriel pokręcił głową.
– Jest tylko człowiekiem, tak bardzo chcesz dla niej ryzykować? Rozejrzyj się dookoła – wskazał dłonią na jaskinię i ścielące się w niej stosy zwłok. – Ona jest twoją słabością.
– Nie obchodzi mnie to – warknął Michael. – Jest sensem mojego życia. Pomóż mi ją ocalić.
Archanioł westchnął.
– Jeśli tego właśnie chcesz, pomogę ci.
– Co mam robić? – jęknął Michael. – Ona umiera, czuję to.
– Nakarm ją swoją krwią – Gabriel nie miał wątpliwości, co może uleczyć dziewczynę. – Muszę cię jednak ostrzec, krew zwiąże was na wieczność.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz