środa, 18 września 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 19



Wiedziała, że krzyczy, choć nie słyszała swojego głosu. Być może struny głosowe dawno popękały, a może żaden dźwięk nie był w stanie oddać jej rozpaczy.
Umarł!
Wiedziała, że tak będzie, a mimo to łudziła się, że zdoła go ocalić. Jak mogła się tak pomylić? Przecież miecz nigdy dotąd nie zawiódł. Pokazał jej jego koniec. Jej ból i żal, po jego stracie, a także rozpacz i ból jego przyjaciół.
Pokazał jej jednak coś jeszcze...
Wiki szarpnęła kajdanami. Głos w gardle rwał się, mimo to wołała wojowników, by ją uwolnili. Ciągle jeszcze istniała szansa, jedna maleńka iskierka nadziei.
Krzyczała, szarpała się, ale nikt nie zwracał na nią uwagi.
Kronos i Rhea biegali po komnacie, próbując złapać uwolnionego demona. Każdy z bogów chciał mieć mroczną bestię po swojej stronie. Stwór rzucał się po komnacie, oszołomiony nagłym uwolnieniem, zbyt rozradowany odzyskaną wolnością, by dać się ponownie schwytać. Martwy mężczyzna ani trochę nie interesował bogów.
Wojownicy klęczeli na podłodze, martwe ciało Torina przechodziło z rąk do rąk, z ramion do ramion. Ci wielcy, silni mężczyźni, płakali jak dzieci, tuląc do piersi wojownika.
Wiktoria krzyczała coraz głośniej.
Czas się kończył.
Jej czas.
Jego czas.
Wiedziała o tym, widziała to w oczach wojownika o poharatanej twarzy. Jeszcze chwila i dozorca Śmierci zniknie, zabierając ze sobą duszę jej mężczyzny, odprowadzając ją w zaświaty. Jego różnokolorowe oczy błyszczały, demon zapewne już się przebudził i domagał swoich praw.
– Nie rób tego! – krzyknęła, ale nikt nie zwracał uwagi na jej słowa.
Szarpnęła się raz i drugi, kości zaskrzypiały ostrzegawczo, ból na moment pozbawił ją zdolności logicznego myślenia. Zagryzła wargi, kły natychmiast przebiły usta. Własna krew otrzeźwiła ją odrobinę.
– Nie odprowadzaj jego duszy! – krzyczała, szarpiąc się.
Lucien obrócił głowę, po raz pierwszy spoglądając na nią. W różnokolorowych oczach gościł ból. Łzy nieskrępowanie płynęły po jego policzkach. Musiał, jego demon, domagał się tego. Nie zazna spokoju, jeśli tego nie zrobi.
– Nie rób tego – powtórzyła, błagalnym tonem, ale wojownik już wstawał na nogi.
– Przykro mi – powiedział i zniknął, zabierając ze sobą Torina w ostatnią podróż.
– Nie! – krzyknęła, szarpiąc dłońmi. – Nie! Nie! – kości trzeszczały. Szarpnęła mocniej, coś chrupnęło w prawej dłoni. Gdyby była człowiekiem, ból zapewne pozbawiłby ją przytomności. Wyszarpnęła strzaskaną dłoń z kajdan. Zagryzając wargi do krwi, połamanymi palcami rozkuła drugą rękę. Potem zerwała łańcuch z szyi i uwolniła stopy.
Upadła na podłogę, niezdolna by się poruszyć. Zbyt wiele krwi straciła, głód w żołądku potęgował jeszcze jej słabość. Szczęściem miecz ją chronił. Ostrze przebudziło się, rozlewając ciepłym żarem po jej wnętrzu. Krew już nie tryskała z rany, choć skóra nadal zwisała niczym podarte kawałki materiału.
Nie mając siły iść, czołgała się do wojowników. Miała świadomość tego, że jest naga i umazana własną krwią, mało ją to jednak obchodziło. Chciała go dotknąć, tylko dotknąć. Nawet, jeśli już było za późno.
Zdawało się jej, że minęła cała wieczność, nim Lordowie ją dostrzegli. Niebieskowłosy wojownik, którego imienia nie pamiętała, chwycił ją w pasie unosząc do góry. Po jego twarzy również płynęły łzy. Czyjeś silne ramię dźwignęło ją z drugiej strony. Posadzili ją, na podłodze, na jej kolanach spoczęło ciało Torina.
Dopiero teraz Wiktoria zaczęła naprawdę płakać, jej ciałem wstrząsnął szloch. Jej ramiona drżały, serce gdyby biło pękłoby zapewne w tej chwili na pół. Ciągle jeszcze był taki ciepły, jego skóra taka miękka w dotyku, taka żywa.
Nie wahała się ani chwilę. Uniosła rękę, przegryzając nadgarstek, krew trysnęła, ochlapując jej twarz. Nie przejęła się tym, przysunęła nadgarstek do ust wojownika. Nie była pewna, czy się uda, czy jej wysiłki w ogóle na coś się zdadzą. Wargi mężczyzny nie poruszyły się, choć krew kapała wprost do jego ust, spływała do jego gardła.
Nagle ogarnęła ją furia.
Jak mógł umrzeć! Jak mógł ją zostawić! Gniew na moment przesłonił rozpacz. Ogień zapłonął w jej wnętrzu, ogrzewając ją, biorąc w posiadanie. Czuła, że płonie, że ostrze rozgrzewa się do czerwoności. Nie przejęła się tym. Nic już nie miało znaczenia. Torin odszedł. Lucien zabrał jego duszę. Spóźniła się.
Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że ktoś woła ją po imieniu. Uniosła głowę uświadamiając sobie, że otaczający ją wojownicy odsunęli się na bok.
Rozpacz w ich twarzach mieszała się z niedowierzaniem. Dlaczego?
Spojrzała w dół. Jej ciało płonęło, ogień, który czuła w środku, stopniowo owijał całe jej ciało. Skóra na ramieniu zrosła się, zasklepiona gorącym żarem. Miecz Przeznaczenia ognistą wstęgą oplatał jej ramię, błyszcząc groźnie pod jej skórą.
Płonące wstążki spadały również na wojownika, paląc jego odzież, wsiąkając w jego skórę.
„Miecz go chroni”, przeszło jej przez myśl.
Łzy zapiekły ją pod powiekami.
„Lucien, dlaczego musiałeś odejść”, krzyczała bezgłośnie! Objęła swojego mężczyznę mocniej, szlochając coraz żałośniej.
Wszystko stracone, a potem ktoś wypowiedział jej imię. Nie chciała zareagować, ale wołanie nie ustawało.
Uniosła głowę.
Nie odda im jego ciała. Nigdy. Tylko to jej po nim zostało.
Przed nią kucał Lucien. Różnokolorowe oczy wojownika błyszczały. Przyglądał się jej z zaciekawieniem. W dłoniach trzymał coś błyszczącego i migoczącego. Połyskująca kulę, podrygującą między jego palcami, niczym najszlachetniejsza gwiazda – dusza Torina.
Nic nie powiedział, tylko rozchylił palce. Migocząca gwiazda spadła na martwe ciało wojownika, wnikając w jego skórę. Miecz na ramieniu Wiktorii rozgrzał się jeszcze intensywniej. Płomienie strzelały teraz z jej ciała, paląc wszystko wokół nich.
Lucien odsunął się szybko, poza zasięg jej mocy. Ogień tymczasem ogarnął już całe ciało wojownika. Wiktoria przytuliła twarz do czoła Torina. Krew ciągle kapała do jego ust.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz