środa, 25 września 2013

Michael - Rozdział 5


Michael chodził wściekły po salonie dziewczyny. Raz po raz spoglądał na nią, posyłając jej groźne spojrzenie. Nie mógł uwierzyć, że go spoliczkowała, że miała czelność w ogóle się mu sprzeciwić. Żadna kobieta do tej pory, nie postawiła się Michaelowi. A nieliczni spośród mężczyzn, którzy tego spróbowali, umarli bolesną śmiercią.
Kobieta siedziała na wysokim krześle, przyglądając się mu z jawną wrogością.
„Była na niego zła?! Na Najwyższego jak mogła być zła na niego? To on miał prawo wściekać się na nią”.
Nie chciała go słuchać. Nie chciała odpowiadać na jego pytania. Na żadne z pytań, które jej zadał. Co miał z nią począć? Przełożyć przez kolano i spuścić lanie, czy może zabrać do Concory i tam siłą wydusić z niej prawdę?
Potrząsnął głową. Żadna z opcji nie przypadła mu do gustu. Pierwsza, choć kusząca, zbyt szybko mogła przerodzić się w coś zgoła innego. A ponieważ nie ufał swoim dłoniom, wolał nie ryzykować. Druga stanowiła jeszcze większe ryzyko. Śmiertelników nie zabiera się do niebios, poza tym w przesłuchaniu musiałby uczestniczyć Gabriel. Jako przewodniczący Wysokiej Rady i Naczelny Sędzia, brał udział w każdym przesłuchaniu.
Gabriel nie można było uznać za miłego, był zimny i stanowczy. Więźniowie płakali na sam jego widok. Czy dziewczyna również by płakała? Nie wiedzieć czemu, wcale nie spodobał mu się ten pomysł.
Co więc miał zrobić i czemu ona cały czas krzywiła się patrząc na niego?
Ana siedziała w kuchni, na wysokim krzesełku, czyli dokładnie w miejscu, w którym siłą posadził ją anioł. Za plecami miała szafki, przed sobą blat, na którym przygotowywała posiłki, a który służył jej również za stół.
Wściekła niczym osa patrzyła przed siebie, jak nadęty, pyszałkowaty archanioł krąży, niczym balon na chwilę przez eksplozją, po jej mieszkaniu. Granatowe pióra delikatnie podrygiwały w rytm jego kroków. Był o wiele wyższy niż go zapamiętała, rysy jego twarzy również zdawały się być bardziej wyraziste. No i teraz był wkurzony. Zresztą w parku również nie był oazą spokoju. Czy on w ogóle potrafił się wyluzować? Szczerze w to wątpiła.
Irytacja przejawiała się w każdym jego kroku, w drgających mięśniach na jego twarzy.
– Kim jesteś? – pierwsza przełamała ciszę.
Zatrzymał się zaskoczony jej pytaniem.
– Nie wiesz? Przyjrzyj mi się. Jak możesz tego nie wiedzieć? – jego irytacja osiągnęła nowy, krytyczny poziom.
Wzruszyła ramionami.
– Skąd mam wiedzieć. Do wczoraj nie wiedziałam, że anioły naprawdę istnieją.
Stanął przed nią, przyglądając się jej spod przymkniętych powiek.
– Kto dał ci zdolność widzenia aniołów? – zapytał.
Rozdziawiła usta.
– Kto, co? – skrzyżowała dłonie na piersi. – Słuchaj, powiem to raz jeszcze. Nie wiem, co tutaj robisz i mało mnie to obchodzi. Nikt mnie nie dotykał i nie dawał żadnej boskiej, czy cholera jasna wie jakieś jeszcze innej mocy. Nie wiem, czemu nagle mogę was oglądać, a jeśli chcesz znać moje zdanie, wcale mi się to nie podoba.
Zmrużył oczy, pionowa bruzda pojawiła się na jego idealnym czole.
Nie uwierzył jej.
Niech to szlag. Ana miała ochotę wrzeszczeć i tupać, ale przede wszystkim miała ochotę wypchnąć anioła za drzwi. Zamiast tego zmusiła się, by zapytać:
– Nadal nie wiem, kim jesteś?
Zazgrzytał zębami, prawdopodobnie urażony jej niewiedzą. Jakby wszyscy ludzie na świecie, powinni wiedzieć, kim był archanioł o iście grzesznym ciele i grantowych skrzydłach.
– Archanioł Michael – przedstawił się zrezygnowanym głosem.
Jej brwi podjechały do góry, serce szaleńczo zatłukło się w piersi.
„Cholera! Cholera! Cholera!” – powtarzała w myślach, ganiąc siebie za niewyparzony język. Najważniejszy pośród archaniołów stał w jej kuchni i wściekał się na nią, a ona go spoliczkowała. No to miała przechlapane.
Uśmiechnęła się do niego niepewnie. Przynajmniej wiedziała, dlaczego szukał tego drugiego anioła. Michael był katem, boskim egzekutorem. A tamten najwyraźniej mu podpadł. Tylko, dlaczego Uriel powiedział, że Michael nie przybędzie i nie ocali jej? Szybko odepchnęła od siebie tę myśl. To był sen, tylko sen, choć nieźle pokręcony. Nic nie znaczył. Po prostu za dużo naczytała się o aniołach. To wszystko.
„Cholera!” – ponownie przeklęła w myślach. Mógł ją z łatwością zabić i zapewne wcale nie potrzebowałby do tego jakiegoś szczególnego powodu.
– Kim ty jesteś? – zapytał podchodząc bliżej. Jego spojrzenie wwiercało się w nią, lustrując od stóp do głów.
Ana przełknęła ślinę. Czuła się jak jagnię rzucone lwu na pożarcie. Ten wielki facet, był coraz bliżej, jeszcze chwila i ją dotknie. O Boże, co zrobi, jeśli ją dotknie? Serce szaleńczo obijało się w piersi. Nie była już taka pewna, czy w ogóle mogła się przed nim bronić.
– Ana – wydukała w końcu. To znaczy Anastazja – poprawiła się szybko.
Jego piękne brwi podjechały do góry.
– Anastazja – powiedział niskim głosem, jakby smakował jej imię.
Pokiwała głową. Czuła się jak idiotka.
– A więc Anastazjo – powiedział podchodząc do niej. – Twierdzisz, że jeszcze parę dni temu, nie wiedziałaś o naszym istnieniu, a teraz możesz bez przeszkód nas oglądać – oparł dłonie na szafkach, zamykając Anę w uścisku swoich ramion. Jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej. – Mówisz, że nie znasz Uriela, a potem przez sen wymawiasz jego imię.
„To nie był sen tylko koszmar” – przemknęło jej przez myśl, jednak Michael nie musiał tego wiedzieć.
– Wytłumacz się Anastazjo! – warknął archanioł.
– Nie muszę – powiedziała cicho. – To wszystko prawda.
Warknął, napinając mięśnie.
– Kłamiesz! – jego oczy, jeśli to w ogóle możliwe, ściemniały jeszcze bardziej. – Wiele tysięcy lat temu, odebraliśmy ludziom dar widzenia istot nadprzyrodzonych. Tylko archanioł może przywrócić śmiertelnikowi tę zdolność.
Chciała zaprzeczyć, ale Michael chwycił jej brodę, zmuszając by spojrzała mu w oczy.
– Nie mówisz mi prawdy Anastazjo. Ukrywasz coś przede mną. A ja dowiem się, co to jest. Złamię cię, możesz być tego pewna. Nie będziesz już więcej szpiegować dla Uriela.
Łzy bezsilności cisnęły się jej pod powieki, ale to jedno słowo otrzeźwiło ją zupełnie.
– Szpieg?! Uważasz mnie za szpiega? – wydusiła z siebie.
–Tak – potwierdził.
– Odbiło ci! – wrzasnęła na niego, nim zdołała zapanować nad słowa cisnącymi się na usta. Adrenalina zrobiła resztę i teraz Ana napędzana gniewem zaatakowała anioła.
– Niby, w jaki sposób miałbym was szpiegować, co? Jak sam powiedziałeś jestem człowiek, nic nie znaczącym ludzkim pyłem. Nie mam skrzydeł, nie pofrunę więc do nieba, na żadną pierdoloną chmurkę, a co za tym idzie, nie będę podglądać ciebie, ani twoich braci, czy jak tam ich zwiesz. Zresztą gówno mnie to obchodzi – jej głos stopniowo przechodził w krzyk. – Nie znam ciebie, ani Uriela, choć dupek przyśnił mi się w jakimś popierdolonym koszmarze. Nie chcę was znać, nie chcę was oglądać. Więc wyświadcz mi przysługę i zabierz ode mnie ten dar, a potem zniknij z mojego życia raz na zawsze.
Michaela zamurowało, dosłownie. Czuł, że rozdziawia usta, ale nic na to nie poradził. Zaskoczyła go tym wybuchem gniewu. Przez jedną krótką chwilę myślał, że zaczęła się bać. Widział strach i przerażenie w jej oczach. A potem bach! I wybuchła, niczym wulkan. Powinien ją ukarać, zmiażdżyć jej arogancję i pychę, zamiast tego, jedyne o czym myślał, to czy w łóżku potrafi być równie temperamentna?
Jej usta wabiły go i kusiły. Piersi opięte ciasną bluzeczką, opadały i unosiły się w rytmie jej szybkich oddechów.
Na moc Najwyższego, czuł, że twardnieje, a jego myśli koncentrują się tylko na jednym. Była tak blisko, pachniała tak wybornie, wystarczyło po nią sięgnąć...
Odetchnął ciężko.
Powinien uciekać, nim zrobić coś, czego będzie żałował do końca swego życia.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz