wtorek, 17 września 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 18_epizod 2



Lucien odebrał telefon, jak tylko urządzenie zawibrowało w kieszeni jego spodni.
– Mów co się dzieje – rzucił do słuchawki, nawet nie spoglądając na wyświetlacz.
– Mamy poważny problem – niski głos dozorcy Bólu rozległ się po drugiej stronie.
– Reyes, czego chcesz? – warknął Lucien. Czekam na pilny telefon.
– To jest pilne –warknął wojownik. – Kurewsko pilne. Chwyć więc swoją piękną żonę pod pachę i pofatyguj się z nią do fortecy – głos Reyesa był śmiertelnie poważny.
– Co się dzieje? – zapytał Lucien.
– Danika namalowała obraz.
– Cholera – zaklął dozorca Śmierci. – Zaraz będziemy.
– Co się dzieje, kwiatuszku? – spytała Anya, ocierając się o swojego mężczyznę. – Masz taką poważną minę.
Danika namalowała obraz – powiedział Lucien. – Musimy wrócić do Budapesztu, króliczku.
Bogini wydęła usta.
– Okej, ale pamiętaj ciągle jesteś mi winien przeprosimy za tamten poranek – uszczypnęła go w sutek.
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Oczywiście maleńka, a teraz znikamy – wojownik objął boginię ramieniem i chwilę później ich ciała rozprysły się na tysiące maleńkich drobinek.
Reyes krążył nerwowo po pokoju, raz po praz spoglądając na swoją kobietę. Danika siedziała przy stoliku i czyściła pędzle. Czynność ta pozwalała jej oderwać myśli od dzieła, które właśnie skończyła. Powieki ją piekły od nadmiaru łez cisnących się pod nie. Czuła się winna, że namalowała ten pieprzony obraz i przerażona tym, co on dla nich wszystkich oznaczał.
Dwie sekundy później pojawił się Lucien,  Anya wisiała u jego ramion, ale twarz wojownika była skupiona do granic możliwości.
– Gdzie ten obraz? – zapytał bez ogródek wojownik.
Reyes wskazał głową na sztalugę, w rogu pokoju, gdzie stał obraz przykryty płótnem.
Lucien podszedł do sztalugi. W pokoju zapanowała przeraźliwa cisza. Nawet zwykle gadatliwa Anya, stała z boku, wyłamując palce ze zdenerwowania. Wojownik przełknął ślinę i sięgnął po płótno. Materiał szeleszcząc upadł na podłogę.
Anya pisnęła.
Danika ukryła twarz w dłoniach. Nie chciała patrzeć na ten przeklęty obraz. Tylko Reyes podszedł do Luciena, stając obok przyjaciela.
Dłonie dozorcy Śmierci zacisnęły się w pięści, w oczach pojawił się smutek.
– Torin wyszeptał pobladłymi wargami.
Dozorca Zarazy leżał na podłodze, włosy niczym śnieg rozsypały się wokół jego głowy. Wargi miał lekko rozchylone, krew ściekała z kącika jego ust. Oczy zamknięte, dłonie luźno spoczywały na podłodze.
Na pierwszy rzut oka wyglądał jakby spał... gdyby nie ogromna dziura w jego klatce piersiowej i czarny cień wyciekający z niej na wolność. Jego demon – Zaraza. Stwór miał czerwone ślepia, dwie pary długich, lekko zagiętych rogów, pysk pełen ostrych kłów i długie łapska, zakończone ostrymi szponami.
Nad ciałem wojownika stał Kronos, a tuż obok niego Rhea. Dłonie bogów ciągle jeszcze błyszczały resztkami mocy. Na ich twarzach nie malowało się jednak żadne uczucie, nawet odrobina poczucia winy, żalu, skruchy.
Tuż obok nich, przykuta do ściany wisiała wampirzyca. Jej nagie ciało stanowiło widoczny kontrast dla demonów zgromadzonych na obrazie. Po twarzy dziewczyny płynęły krwiste łzy. Szarpała się i krzyczała, próbując uwolnić dłonie z kajdan.
Wszystko na próżno.
Torin umarł.
Anya pierwsza się otrząsnęła.
– Czy to... już się stało? – spytała nieswoim głosem.
Danika potrząsnęła głową.
– Nie wiem, nie potrafię tego powiedzieć.
– On żyje! – wtrącił ostro Lucien. – Wiem o tym, czuję to.
– Co do cholery Torin robi w niebiosach? – warknął Reyes. – Myślałem, że ukryłeś jego i wampirzycę?
– Rhea ich odszukała – Lucien potarł zmęczone oczy dłońmi. – Pojmała Wiktorię. Torin poszedł ją odbić.
– O kurwa! – warknął dozorca Bólu. – Przerzuciłeś go do niebios? Samego?
– Nie chciał mojej pomocy – bąknął Lucien, choć wiedział, jak głupio to w obecnej sytuacji brzmiało. – Powiedziałem, że jeśli nie odezwie się do wieczora, pójdziemy po niego.
– Jeśli jeszcze żyje... – głos Daniki łamał się lekko. – Jeśli jest choć cień szansy, że jeszcze żyje, musicie spróbować go ocalić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz