wtorek, 17 września 2013

Michael - Rozdział 3_epizod 2


Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy archanioł Gabriel wylądował na kamienistym dziedzińcu willi Michaela. Jak wszystkie posiadłości należące do archaniołów, również ta, mieściła się w świecie równoległym do ziemskiego, zwanym Concora[1]. Willa usytuowana była na skalnym zboczu, tuż nad brzegiem morza, w miejscu, którego nie znajdzie się na mapie świata.
Gabriel złożył białe skrzydła na plecach i ruszył ku posesji. Dom Michaela jak wszystkie inne domostwa aniołów, był wysoki, choć składał się zaledwie z dwóch kondygnacji. Większość dachu stanowiły przeszklone antresole i tarasy. Aniołowie nie obawiali się deszczu, burz, czy opadów śniegu. W tym wymiarze czasowym takie zachwiania pogody nie występowały.
Całe dolne piętro willi Michaela porastały kwiaty, a ściślej rzecz biorąc, najprzeróżniejsze rodzaje róż, milinów i wisterii. Wszystko to pięło się po budynku, próbując się wkraść do środka. Sam dom zbudowany był z jasnego piaskowca.
Na parterze Michael przyjmował gości, wydawał przyjęcia i pracował. Na piętrze mieściły się sypialnie. Każda z nich miała przestronny balkon, lub przeszklony dach. Wszystko po to, by aniołowie goszczący u Michaela mogli swobodnie się przemieszczać.
Gabriel nie musiał pukać, nim dotarł do drzwi, już czekał na niego jeden z aniołów służących Michaelowi. Miał na imię Azra i był aniołem niższej rangi.
– Witamy cię archaniele Gabrielu, posłańcu Boga – anioł skłonił się nisko.
Gabriel ledwie skinął głową.
– Michael jest u siebie? – zapytał wchodząc do środka i od razu kierując się obszernym korytarzem do gabinetu przyjaciela. Azra deptał mu po piętach.
– Mistrz będzie zachwycony twoim przybyciem – powiedział anioł.
Gabriel nie wątpił, że Michael ucieszy się jego widokiem, szczerze jednak powątpiewał, czy archanioł będzie w dobrym humorze. Ucieczka Uriela raczej nie umocniła pozycji głównego archanioła. Przeciwnie, odkryła słabości Michaela, stanowiła kolejną iskrę wskrzeszającą bunt przeciw anielskiej rasie.
Jeśli Gabriel dobrze zakładał, a znał Michaela jak nikt inny, od czasu ucieczki Uriela, Michael nie zmrużył oka, bez przerwy analizując sytuację i szukając zbiega.
Azra wyprzedził Gabriela nim dotarli do gabinetu archanioła. Szybko chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
– Mistrzu, archanioł Gabriel w swej łaskawości zechciał złożyć Ci wizytę – wyrecytował jednym tchem.
– Dziękuję Azra, możesz odejść – powiedział Michael, nie odrywając spojrzenia od papierów na biurku. Jego mina była posępna, brwi groźnie ściągnięte, a czarna koszula niedbale rozpięta pod szyją, ukazując opaloną skórę i ciemny zarost.
Azra zgiął się nisko w ukłonie i czym prędzej opuścił gabinet, pozostawiając dwóch archaniołów samych. Gabriel zignorował brak zainteresowania ze strony przyjaciela, podszedł do barku, nalał sobie kieliszek wytrawnego wina, potem usiadł na obitym skórą fotelu i pijąc małymi łyczkami zapytał:
– Widzę mon frère[2], że twój problem nadal pozostał nie rozwiązany?
Michael dopiero teraz uniósł głowę, poświęcając uwagę drugiemu pośród archaniołów. Zmarszczka na czole wygładziła się odrobinę, płytki uśmiech wpłynął na jego usta. Zawsze tak było, kiedy w pobliżu znajdował się Gabriel.
– Nie potrafię zrozumieć, gdzie popełniłem błąd – powiedział Michael.
Gabriel pokiwał w zamyśleniu głową. Podczas, gdy Michael zawsze reagował impulsywnie, on na chłodno kalkulował i decydował.
– Może nigdzie – odpowiedział po dłuższej chwili drugi pośród archaniołów.
Michael potrząsnął głową, kucyk, w który związane były jego granatowe włosy, zatańczył z tyłu głowy.
– Musiałem popełnić jakiś błąd. Coś pominąć, przeoczyć. Wydawało mi się, że wszystko idzie tak prosto, idealnie. Uriel nawet nie protestował, kiedy po niego przyszedłem. Sądziłem, że pogodził się ze swoją porażką, że zrozumiał, iż ze mną nie wygra... Myliłem się. On czekał na mnie. Być może nawet to zaplanował.
– Potyczkę z tobą? – Gabriel zamrugał kilkakrotnie. — Wybacz mój bracie, ale nie znam nikogo w tym, jak i w ludzkim świecie, kto byłby na tyle głupi, że zakładałby, iż pokona cię w walce.
Michael odsunął papiery leżące na biurku, jego dłonie swobodnie spoczywały na blacie. Sam archanioł przymknął oczy, być może odpoczywając, lub raczej, co bardziej prawdopodobne analizując słowa przyjaciela.
– Czuję, że zanosi się na coś naprawdę strasznego – powiedział po dłuższej chwili.
Gabriel odstawił pusty kieliszek.
– Masz na myśli apokalipsę? – głos archanioła nadal był chłodny, choć mięśnie ramion napięły się nieznacznie.
Apokalipsę, czyli koniec rasy aniołów, od dawna wieszczyli prorocy. Systematycznie spadająca liczba urodzeń nowych aniołów, miała być tego początkiem. Poza tym, każde kolejne pokolenie było słabsze od poprzedniego. Starsi przestali być autorytetem dla młodszych, a nowi aniołowie chętniej wchodzili w koligacje z upadłymi i demonami, u nich szukając źródeł mocy. Ich świat się kończył. Ale czy Michael wiedział coś, czego nie był świadom Gabriel?
– Nie zapominaj Gabrielu, że Uriel był archaniołem, jednym z nas. Upadek tej kategorii anioła, zawsze pociąga za sobą duże konsekwencje.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Archanioła nie można skusić byle błyskotkami, dawką mocy, zaszczytami. Skoro upadł, znaczy, że skusiło go coś o wiele większego.
Gabriel zmarszczył brwi.
– Był archaniołem, miał wszystko, czego więcej mógł pragnąć?
– Władzy – odpowiedział spokojnie Michael.
– Miał władzę, rządził częścią kuli ziemskiej, miał swoje własne niezależne terytorium – Gabriel splótł palce na kolanach. Ta rozmowa coraz mniej mu się podobała.
Michael wzruszył ramionami.
– Może chciał mieć więcej, może władać całym światem, podziemiem?
– Bzdura – obruszył się Gabriel. – To wręcz nie wykonalne.
– Ale nie niemożliwe – skwitował jego słowa Michael.
– Gdyby tak było, spisek musiałby sięgać bardzo głęboko. Wielkie demony... inni upadli... – ostatniego imienia nie wymówił, ale oboje wiedzieli, o kim myślał –Lucyfer.
Michael pokiwał głową.
– Tak właśnie uważam. Uriel nie był sam, jego upadek został dokładnie przemyślany, zaplanowany. Dlatego uważam, że ktoś na niego czekał.
– Na ziemi?
Kolejne potaknięcie.
– Zniknął z moich oczu, nie zostawiając po sobie żadnych śladów.
Piękne brwi Gabriela uniosły się lekko.
– Nie obraź się mój bracie, ale jak to możliwe, że zniknął ci z oczu?
Pierwszy pośród archaniołów zmarszczył brwi. Jego oczy ściemniały gwałtownie, niczym zapowiedź nadchodzącej burzy.
– Coś rozproszyło moją uwagę – powiedział cicho.
– Rozproszyło? Twoją uwagę? – Gabriel pochylił się nieznacznie do przodu. W jego spojrzeniu pojawił się błysk zaciekawienia. – Co?
Michael zacisnął dłonie w pięści. Obiecał sobie, że nikomu tego nie powie. Nawet przed samym sobą, trudno mu było się przyznać, że dotknął tamtą kobietę i to dwukrotnie. Ale Gabriel był taki jak on. Zrozumie jego obrzydzenie oraz wstyd, jaki odczuwał z tego powodu.
– Co? – ponowił pytanie Gabriel.
– Kobieta – słowo ledwie przeszło przez usta archanioła.
Gabriel rozdziawił usta. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. Kobieta? Śmiertelniczka? Niemożliwe?

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka


[1] Concora – nazwa fikcyjna, pochodząca od łacińskiego słowa Concordia – znaczy Harmonia. Idealny świat aniołów.
[2] mon frère – z języka francuskiego, znaczy – mój bracie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz