Weszli do jadalni
trzymając się za ręce, a konkretniej rzecz biorąc Torin ściskał jej dłoń tak
intensywnie, że gdyby Wiki była człowiekiem, z pewnością złamałby jej palce.
Ten stan trwał już od kilku godzin, czyli od czasu, kiedy mężczyzna obudził się
w swoim pokoju, w swoim łóżku, w swoim ciele, wolnym od demona i z ukochaną
kobietą u boku.
Kilka ostatnich godzin
spędzili na niczym więcej i niczym mniej jak dotykaniu się. Wynagradzając sobie
z nawiązką, każdą chwilę rozłąki, każdą ranę i każdy cios zadany przez Kronosa
i Rheę. Choć początkowo Torin obawiał się, że teraz, kiedy nie nosił już w
sobie demona, Wiki nie poczuje jego dotyku, szybko jednak zrozumiał, jak bardzo
się mylił. Dziewczyna drżała w jego ramionach, pojękując cicho, za każdym
razem, kiedy dłonie wojownika sunęły po jej skórze.
Drżała pod dotykiem jego
czułych palców, pozwalając mu cieszyć się bliskością ich ciał. Tych kilka
godzin spędzonych w łóżku sprawiło, że zrozumiała, iż Torin popadł w nową
obsesję: dotykania. On, który przez setki, a może nawet tysiące lat nikogo nie
dotykał i nie pozwalał, by jego dotykano, teraz nie potrafił oderwać dłoni od
jej ciała. Było to o tyle zabawne, że w każdej sekundzie musiał czuć ją obok
siebie. Cokolwiek chciała zrobić, nawet, jeśli było to tylko przyjęcie
wygodniejszej pozycji na materacu, on musiał, chociaż jednym palcem ją dotykać.
Wszystko zaczęło się w
chwili, kiedy przebudził się ze snu. Leżała wtedy obok niego, przyglądając się
mu spod przymkniętych powiek.
Torin otworzył oczy,
zaraz potem dotknął dłonią jej policzka i tak już pozostało. Jego oczy, jeśli
to w ogóle było możliwe, stały się jeszcze bardziej szmaragdowe. Uśmiechnął się
do niej szeroko.
– Hej – powiedział.
– Hej – odpowiedziała.
Jego wzrok przesunął się
po ścianach, by znowu skupić się na niej.
– Jesteśmy u mnie –
powiedział.
– Hm – potaknęła.
– Od jak dawna?
– Jakieś dwa dni.
– Dwa dni? – zapytał
zaskoczony. – Spałem dwa dni? – niedowierzanie wkradło się do jego głosu. –
Naprawdę?
Pokiwała głową.
– Twoi przyjaciele raz
po raz wpadali sprawdzić, co z tobą.
Zmarszczył brwi,
przyglądając się jej uważnie.
– Nie zrobili ci nic
złego, prawda? – jeśli tylko spróbowali, odpłaci im za to.
Wiktoria uśmiechnęła się
czule.
– Nie, nic mi nie jest.
Owszem, mam wrażenie, że każdy, kto tu wchodzi sprawdza, czy aby nie wyssałam
cię do sucha, ale poza tym nie są w stosunku do mnie agresywni.
Torin westchnął.
– Muszę z nimi pogadać.
Jesteś częścią mojego życia, muszą ci zaufać.
Wiktoria obrysowała
palcem jego usta.
– Naprawdę tak uważasz? –
zapytała wzruszona. Przez ostatnie dwie doby dręczyło ją tak wiele wątpliwości,
że prawie od nich oszalała.
– Wątpisz w to? –
zmarszczył brwi. – Należymy do siebie, nie pozwolę nas rozdzielić.
Łzy zapiekły ją pod
powiekami.
– Gdybyś tego nie
zauważył, jesteś wolny. Demon już nie mieszka w twoim ciele. Możesz dotykać,
kogo zechcesz. Możesz spotykać się, z kim tylko zechcesz, dotykać...
– Ciii... – przerwał
jej, dociskając swoje usta do jej.
– Jesteś moja –
powiedział, odrywając się od jej warg. – Tylko moja. Nie chcę żadnej innej
kobiety.
– Nawet, jeśli jestem
wampirem i przez większość dnia śpię? – zapytała, starając się ukryć jak wiele
słowa Torina dla niej znaczyły.
– Zwłaszcza dlatego –
powiedział przysuwając się do niej bliżej. Jego dłonie powędrowały pod jej
koszulkę, głaszcząc nagą skórę jej pleców. – Lubię, kiedy mnie gryziesz. To
bardzo erotyczne doznanie.
Roześmiała się głośno.
– Jesteś niemożliwy –
powiedziała. – Większość osób boi się wampirów.
Wzruszył ramionami.
– Ja nie jestem jak
większość osób, a ty nie jesteś taka jak inne wampiry.
Jej oczy odrobinę
posmutniały.
– Tak, masz rację, nie
jesteśmy jak inni.
–
Opowiesz mi o tym? – zapytał.– Jak stałaś się wampirem i strażniczką miecza?
Przymknęła oczy,
rozważając jego prośbę. Tak wiele lat minęło od tamtego dnia, a ona ciągle
pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj.
– Co chcesz wiedzieć? –
zapytała nieswoim głosem.
– Kiedy stałaś się
wampirem? – zapytał cały czas głaszcząc jej plecy.
– W dniu, w którym
stałam się powierniczką miecza, w dniu, w którym Galen mnie zabił.
Torin zagryzł wargi.
Zabić Galena, zrobił mentalną notatkę. Odpłacić gnojkowi, za każdą sekundę jej
bólu.
– Myślę, że moja matka
wiedziała, jaki czeka mnie los – jej głos załamał się minimalnie. – Zresztą,
dlaczego miałby tego nie wiedzieć, nosiła miecz przede mną, dotykała mnie
każdego dnia, musiała wiedzieć.
Torin zmarszczył brwi.
Czy faktycznie matka Wiktorii wiedziała, że umrze z rąk Galena, a miecz przejdzie
na jej córkę? Jakoś nie mieściło się mu to w głowie.
– Wiedziałam, że matka
utrzymywała kontakty z wampirami, choć nigdy nie rozumiałam, dlaczego to robiła
– ciągnęła gorzkim tonem. – Mnie samej nigdy nie pozwalała do nich podejść, ale
tamtego ranka powiedziała do mnie: „córko, dziś poznasz mojego przyjaciela”.
Dłonie Torina zamarły na
jej ciele.
– Galen przyszedł do
Świątyni Jasnowidzenia po miecz. Kiedy go nie dostał, wymordował wszystkich
mieszkańców sanktuarium.
– Ciebie również –
zawarczał Torin.
Wiktoria potaknęła.
– Byłam jego ostatnią
ofiarą, rzuciłam się na ciało matki, chcąc ją ochronić i wtedy Galen mnie
zabił.
– A miecz? – dopytywał
się wojownik.
Wiki przytuliła się do
piersi wojownika. Dlaczego mówienie i przeszłości było takie trudne?
– Leżałam koło matki,
nasze ciała stykały się ze sobą. Umierałam, czułam jak pochłania mnie ciemność,
a potem miecz wszedł we mnie. Do dziś pamiętam ból i ogień, jaki ogarnął mnie,
gdy ostrze wypalało się w moim wnętrzu.
Torin przytulił ją mocno
do siebie.
– Nie musisz o tym
mówić, jeśli nie chcesz – powiedział, głaszcząc jej włosy.
– Ale chcę –
powiedziała.
– Miecz cię ocalił –
stwierdził Torin.
Wiki ugryzła go lekko w
ramię, wojownik mruknął zachwycony.
– Posłał do mojego ciała
tylko iskrę życia – powiedziała. – Zupełnie jak to zrobił z tobą. Nadal jednak
byłam ranna i na skraju śmierci. Następne co pamiętam, to pochylającą się nade mną twarz wampira, oraz wściekłość i furię
malującą się na jego obliczu. Kły wystawały mu z ust, krew kapała z jego oczu.
Zrozumiałam, że płakał… – Wiktoria zawahała się. – Prawdopodobnie nad losem
mojej matki.
Torin przymknął oczy.
Biedna mała dziewczynka. To musiał być dla niej przerażający widok.
– Powiedział, że moje
rany są śmiertelne i wkrótce umrę. Zapytał, czy tego właśnie chcę? – jej głos
zaczął się łamać. – Powiedziałam, że chcę śmierci skrzydlatego demona.
Uśmiechnął się do mnie okrutnie, a potem powiedział, że spełni moją prośbę.
– Zrobił z ciebie
wampira – ramiona Torina mocniej objęły ciało Wiktorii. – Żałujesz tego?
Uniosła głowę,
spoglądając w jego oczy.
– Nie spotkałabym
ciebie, gdybym nie była tym kim jestem – powiedziała. – Chciałam żyć, by móc
się zemścić na Galenie. Ukarać go za to, co zrobił mojej matce, kapłankom,
mnie.
– Gdybym ciebie nie
spotkał, ciągle nosiłbym w sobie demona – stwierdził. Po chwili jednak dodał. –
To czym jest miecz? Ostatecznym przeznaczeniem?
Wiktoria zmrużyła oczy.
– Miecz ukazuje
przyszłość, aby jednak to się stało, muszę dotknąć daną osobę, choć ostrze bywa
bardzo kapryśne i nie pokazuje mi przyszłości wszystkich, których dotykam.
– Moją zobaczyłaś –
powiedział, ponownie ją całując. – I zmieniłaś ją.
– Tak – wyszeptała zduszonym
głosem. Ciągle jeszcze miała przed oczyma jego martwe ciało. – Nie mogłam
pozwolić byś mnie opuścił. Wykorzystałam więc moc miecza i przywołałam cię do
życia, zmieniając tym samym twoją przyszłość.
– Dlatego Kronos i Rhea próbowali odebrać ci
artefakt, chcieli stworzyć sobie nową przyszłość – głos wojownika stał się
zimny. I z tego powodu, prawie rozdarli ciało jego kobiety na kawałki. Torin
nie zamierzał puścić im tego płazem. Już wkrótce król i królowa bogów zapłacą
mu za cierpienie Wiktorii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz