niedziela, 15 września 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 18_epizod 1




Rhea i Kronos jak na komendę doskoczyli do dziewczyny. Królowa pierwsza chwyciła ją za ramię, ściskając mocno, aż krew trysnęła z rany.
– Oddawaj miecz – zażądała kobieta.
– Miecz jest mój – warknął król, odpychając Rheę. – Mnie masz go dać, inaczej umrzesz.
Dziewczyna przyjrzała się Tytanom, złość odmalowała się na jej obliczu. Ostrożnie poruszyła stopami i dłońmi. Ręka bolała ją jak cholera. Nie miała pojęcia, które nich ją tak urządziło, ale i tak planowała ukarać za to obydwoje bogów.
Nie martwiła się o siebie, trudno było ją naprawdę skrzywdzić. Nie licząc słońca w zasadzie nic nie mogło jej zaszkodzić. Miecz spokojnie spoczywał w jej ciele, czuła go. Jego energia oplatała ją niczym kokon.
Król i królowa mogą sobie do woli próbować i tak go z niej nie wyciągną.
Jednak w tej chwili ważniejsze było, gdzie był Torin. Czy bogowie jego również porwali? Gdzie go uwięzili, czy torturowali? Sama myśl o tym spowodowała, że kły wysunęły się z jej ust. Jeśli tylko zrobili mu krzywdę, odpłaci im za to.
– Nic wam nie dam – syknęła, plując krwią w twarz Rheii.
Królowa cofnęła się, zaskoczona, rękawem otarła krew, ale to Kronos spoliczkował wampirzycę. Głowa dziewczyny poleciała do tyłu, czaszka zaskrzypiała w zderzeniu ze ścianą. Wargi dziewczyny pękły, krew chlusnęła zalewając jej szyję i pierś.
– Za dużo sobie pozwalasz, nieumarła – warknął król, łapiąc dziewczynę za włosy i unosząc jej twarz do góry.
Spojrzała na niego z nienawiścią.
– Artefakt, który w sobie nosisz – powiedział Kronos. – Masz mi go oddać.
– On jest mój – syknęła królowa, dopadając do męża i szarpiąc go za rękaw garnituru. – To ja ją schwytałam.
– Ale jesteś za głupia, by utrzymać jej pobyt w tutaj w sekrecie odszczeknął się król, odpychając żonę.
Jego ręka zacisnęła się na gardle wampirzycy.
– Oderwę ci głowę, jeśli będę musiał, ale wyciągnę z ciebie ostrze. Lepiej więc sama mi… – ostatnie słowa króla, zagłuszył huk wystrzału.
Jedna ze ścian zatrzęsła się i po chwili runęła. Dozorca Zarazy wskoczył do środka. W lewej ręce trzymał długi nóż, w prawej pistolet. Jego piękne i idealne rysy wykrzywiała złość i furia. Szmaragdowe oczy ciskały gromy.
– Odsuń się od niej – krzyknął celując w króla.
Brwi Kronosa podjechały do góry. Ironiczny uśmiech pojawił się na jego ustach.
– A więc rzuciła na ciebie wampiryczny czar – prychnął król. – Nic tu po tobie Zarazo, zmiataj na ziemię, gdzie twoje miejsce.
– Bez niej nigdzie nie pójdę – zagroził wojownik. – Puść ją!
Król uśmiechnął się szyderczo. Jego dłoń mocniej zacisnęła się na szyi wampirzycy, miażdżąc jej tchawicę. Dziewczyna nawet nie pisnęła, usta zasiniały jej nieznacznie. Oczy za to zrobiły się okrągłe jak spodki.
„On umrze”, nagle przeszło jej przez myśl. Już kiedyś to widziała. W dniu, kiedy uciekła z fortecy, po tym jak Torin ją pocałował, miecz przebudził się do życia, ukazując jej jego przyszłość.
Stała wtedy pod bramą fortecy, patrząc jak ten piękny mężczyzna umiera. Nie rozumiała dlaczego miecz jej to pokazał. Nie miała pojęcia, dlaczego czuła tak wielki ból, patrząc jak uchodzi z niego życie.
Teraz wiedziała. Ta śmierć miała ją zranić bardziej niż utrata matki, mocniej niż jej własna śmierć. Jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Nie po tym, co razem przeżyli. Należał do niej tylko przez chwilę, ale pokazał jej niebo, pozwalając  skosztować i zaznać prawdziwego życia. Teraz będzie musiała za to zapłacić.
Jej usta poruszyły się ignorując ból, jaki temu towarzyszył, lekceważąc gniewne błyski w oczach Kronosa.
– Uciekaj! – sapnęła cicho. – Uciekaj!
Torin nie słuchał jej.
Musiał ją uwolnić. Demon szalał w jego głowie, wołając raz po raz : moja, moja, dotknij, zabij. Kwilił i skomlał do niej. W tej jednej sprawie wojownik doskonale rozumiał bękarta i w pełni się z nim zgadzał. „Ukarzemy ich”, powiedział w myślach. Nikt, nawet Kronos nie będzie ranił jego kobiety. Jeśli król bogów nie rozumiał tego po dobroci, nauczy go siłą.
– To ostatnie ostrzeżenie – powiedział wojownik, celując w boga.
– Ty nie tolerujesz moich sług, ja nie muszę znosić twoich – syknęła Rhea, wtrącając się do rozmowy, wyrzucając przed siebie dłonie i ciskając mocą w wojownika.
Dozorca Zarazy zobaczył rozbłysk na chwilę przed tym, nim moc wystrzeliła w palców królowej, ale i tak wiedział, że było za późno. Odskoczył w bok,  i choć pierwsza wiązka przedarła mu ledwie koszulkę na plecach, druga  uderzyła w niego z pełną siłą. Szczęściem zdążył unieść ostrze do góry, które choć odrobinę zamortyzowało cios.
Miecz poszybował daleko poza zasięg jego rąk. W głowie eksplodowało mu tysiące małych iskier. Na chwilę przestał cokolwiek widzieć i słyszeć. Metaliczny smak na języku świadczył,  że nieźle oberwał. Zakręciło się mu w głowie, kolana odmówiły posłuszeństwa. Upadł, resztkami sił walcząc o władzę nad własnym ciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz