wtorek, 24 września 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 20_epizod 2



Dopadł do niej w chwili, kiedy próbowała podnieść się na nogi. Jak przez mgłę widziała wyrywającego się Torina. Jej mężczyzna szarpał się, próbując wyrwać z objęć przyjaciół. Wojownicy jednak mocno go trzymali.
Torin wołał ją.
Kronos chwycił ją za szyję unosząc do góry. Jej nogi szybko straciły oparcie, bóg wpatrywał się w nią wściekłym spojrzeniem.
– Chciałaś odejść? – warknął, mocniej zaciskając dłoń na jej krtani.
Próbowała się odszczeknąć, nie mogła jednak otworzyć ust.
– Myślałaś, że pozwolę ci odejść z moim artefaktem? – białe zęby króla błysnęły tuż przy jej twarzy, wolną dłonią król zdarł rękaw jej dopiero co założonej koszulki, odsłaniając miecz. Dla podkreślenia wagi swoich słów, przycisnął ją mocniej do ściany. Kości Wiktorii zderzyły się w twardym kamieniem.
Ból nową falą rozlał się po jej ciele, momentalnie otrzeźwiając jej myśli. Gniew wypełnił jej ciało i wściekłość tak wielka, że mogłaby zniszczyć cały ten cholerny pałac.
Mogła walczyć, dać Kronosowi nauczkę za każdy cios, za każdą sekundę upokorzenia, jaką jej wspólnie ze swoją piekielną małżonką zgotowali. Zamiast tego sięgnęła do niego ręką, dotykając jego policzka. Miecz natychmiast obudził się do życia, setki obrazów wypełniły głowę Wiktorii. Mrocznych obrazów, pełnych krwi, walki i przemocy.
Kronos stał naprzeciwko Rhei. Oboje bogowie dzierżyli w dłoniach miecze. Ich ciała były schlapane krwią, a dłonie oblepione ludzkimi wnętrznościami.
Wokół nich wrzała walka, legiony aniołów, wojowników i Harpii, a naprzeciwko nich bogowie i boginie Tytanii o raz Łowcy. Krew tryskała na boki, głowy spadały niczym krople deszczu, ciało obok ciała. Zmasakrowane, powyginane, okaleczone. Kule boskiej mocy śmigały wśród walczących.
Środkiem pola przedzierała się dziewczyna. Skrzydła zdobiły jej plecy. Wyglądałaby zapewne jak anioł, gdyby nie czerwień jej oczu i czarne pióra w jej skrzydłach.
Torowała sobie drogę wśród walczących, uparcie brnąc w kierunku Kronosa i Rhei. Nim jednak zdołała do nich podejść zaatakował ją inny skrzydlaty wojownik – Galen. Dozorca Nadziei, rzucił się na kobietę przygniatając ją do ziemi. Od początku było jasne, że tej potyczki dziewczyna nie wygra. Szarpała się, ale połamał jej skrzydła, wrzeszczał na nią i potrząsał jej ciałem.
Król bogów w tym czasie, stopniowo osaczał swoją żonę, najpierw rozbrajając ją, by w końcu skrępować boskimi łańcuchami i wystawić na pewną śmierć.
Wtedy zjawił się Galen. Dozorca Nadziei porzucił skrzydlatą dziewczynę, skupiając się na bogu. Ich walka miała być ostra i gwałtowna. Ten pojedynek miał ostatecznie rozstrzygnąć o losie Kronosa oraz całej Tytanii.
Nim jednak zwarli ze sobą miecze, tuż za nimi pojawiła się dziewczyna ze skrzydłami w kolorze nocy. Poraniona, z połamanymi skrzydłami, uniosła miecz do góry i wykonała zamach.
Przerażone spojrzenie dozorcy Nadziei odbiło się jeszcze w ostrzu, nim głowa króla bogów potoczyła się po ziemi. Chwilę później krzyk wydobył się z piersi Rhei, zaraz potem królowa upadła martwa.
Wiktoria odsunęła dłoń od twarzy króla. Miecz ciągle płonął na jej ramieniu.
Kronos puścił ją, odsuwając się do tyłu. W oczach dziewczyny ciągle jeszcze błyszczał ogień, kiedy podnosiła się na klęczki.
– Umrzesz królu – powiedziała przez zęby. – Strzeż się, bo nie pisana jest ci wcale chwała i władza nad światem, tylko śmierć z ręki kobiety o skrzydłach w kolorze nocy.
Kronos zacisnął dłonie w pięści. Z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory.
– Nie! – powiedział z mocą. – Tak się nie stanie. Nikt nie ma takiej mocy by mnie pokonać – rozejrzał się po komnacie, spoglądając po kolei w twarze wojowników. – Słyszycie! Nikt nie ma takiej mocy, by mnie zabić. Nikt! A teraz wynoście się stąd. Wszyscy!
***
Siedziała przy łóżku Torina, patrząc jak jej mężczyzna śpi. Odgarnęła białe pasma włosów spadające mu na czoło. Zdawał się być taki spokojny, taki zrelaksowany. Trudno jej było uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu tuliła do piersi jego martwe ciało.
Pochyliła się całując jego złota skórę. Bogowie jakże kochała tego mężczyznę. Zamarła na moment, zastanawiając się, kiedy to się stało i dlaczego tak wiele czasu zajęło jej zrozumienie, że był jej pisany.
Torin spał spokojnie, regenerując utracone siły. Tysiące lat spędzonych z demonem, podczas których to Zaraza sprawował kontrolę nad skórą wojownika, sprawiły, że nawet najdrobniejszy dotyk wprawiał jego mięśnie w drżenie. Minie wiele długich dni, może tygodni, nim wojownik w pełni odzyska panowanie nad ciałem.
Wiki ciągle jeszcze siedziała na łóżku, patrząc jak on śpi, kiedy ktoś zapukał cicho do drzwi. Ponieważ Torin nawet nie drgnął, Wiktoria szepnęła:
– Proszę.
Do środka wszedł Lucien, tuż za nim depcząc mu po piętach kroczyli, Aeron, Sabin i Reyes. Czterech wojowników stanęło przy łóżku przyjaciela, spoglądając to na śpiącego mężczyznę, to na dziewczynę. Ich twarze były mieszaniną radości i zakłopotania.
No tak przemknęło Wiki przez myśl. W niebiosach widzieli ją nagą, teraz nie wiedzieli, gdzie mają spoglądać, żeby nie myślała, iż się na nią gapią.
– Jeszcze śpi – powiedziała, ubiegając ich.
– Ale wszystko z nim dobrze? – zapytał Lucien, ponownie lustrując wojownika.
Potaknęła głową.
– Jego skóra ciągle jeszcze jest nadwrażliwa, ale to minie – przynajmniej taką miała nadzieję.
Lucien i Sabin spojrzeli na siebie znacząco, nim dozorca demon Wątpliwości zabrał głos.
– To miecz go ocalił? – zapytał Sabin od razu przechodząc do konkretów.
Wiktoria westchnęła. Wiedziała, że jej nie popuszczą. Dobrze, skoro chcą, zdradzi im, co nieco.
– Tak – potaknęła.
– W jaki sposób? – dopytywał się wojownik. – Wiedziałaś o tym wcześniej?
– Miecz to ogień i moc – powiedziała, ignorując jego drugie pytanie. – Potrafi wysyłać życiodajne iskry – więcej nie musieli wiedzieć. Na przykład tego, że ją również przywrócił do życia.
– To artefakt — powiedział Reyes. – Jeden z czterech, których szukamy.
– Nie – powiedziała ostrożnie. Nie chciała ich urazić. – Miecz Przeznaczenia jest dużo starszym artefaktem niż wasza Puszka Pandory. Nie pomoże wam jej odnaleźć.
Spojrzeli po sobie zdezorientowani.
– To niemożliwe – powiedział Lucien. – Twoje ostrze jest czwartym artefaktem, pomoże nam odnaleźć Puszkę Pandory.
Wiktoria pokręciła głową.
– Przykro mi, ale jesteście w błędzie. Miecz Przeznaczenia ukazuje przyszłość i owszem pozwala ją kształtować, ale nie pokaże wam, gdzie szukać Puszki.
Rozczarowanie odbiło się na twarzach wojowników. Wiktoria jednak ciągnęła dalej.
– Kiedy już ją znajdziecie, być może wtedy Miecz Przeznaczenia pomoże zapanować nad mocą w niej ukrytą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz