niedziela, 15 września 2013

Michael - Rozdział 3_epizod 1





Wyobraźnio, królowo moich myśli
Na zewnątrz zrobiło się już prawie ciemno, kiedy Ana ponownie zasiadła do laptopa. W zasadzie przez cały dzień miała ochotę to zrobić. Tysiące myśli kłębiło się w jej głowie, żądając przelania na „papier”. Nigdy dotąd nie czuła tak palącej potrzeby pisania. Tłumiła jednak w sobie to pragnienie, składając je na krab przeżytych emocji i niecodziennego spotkania z aniołami.
W tym przypadku miała jednak dziwne wrażenie, że coś ją pcha, wręcz zmusza, by zaczęła pisać. Po tym jak przeczytała wszystko, co było możliwe i wszystko, co miało jakiś sens na temat aniołów i archaniołów, doszła do wniosku, że istoty, które spotkała w parku nie miały nic w wspólnego z tymi opisywanymi w księgach, podaniach i Internecie. Żadnej łagodności, delikatności i bezwarunkowej miłości, tak szeroko podobno głoszonej przez anioły.
Ona ze swego spotkania z Michaelem zapamiętała tylko gniew, żądzę mordu i przytłaczające pragnienie dominacji. „Gdzie boska miłość?” – Miała ochotę wrzasnąć!
Zerwała się z fotela, postanawiając, że nie będzie więcej myśleć o aniołach. Wysprzątała całe mieszkanie, przyrządziła sobie pyszną, makaronową zapiekankę, przesadziła nawet połowę swoich kwiatów, kiedy stwierdziła, że już dłużej nie może opierać się tej palącej potrzebie.
Opłukała dłonie i ponownie usiadła do komputera. Nie zastanawiała się, od czego zacząć. Palce same sunęły po klawiszach, wpisując kolejne słowa. Anioły znowu wróciły do jej myśli.
Początkowo próbowała skoncentrować się na niebiesko-skrzydłym archaniele, ale jej myśli ciągle przeskakiwały na tego drugiego, poranionego, leżącego bezwładnie w kałuży własnej krwi.
Jego skrzydła były tak połamane, że ledwie garstka piór sprawiała wrażenie zdrowych i sprawnych. Ostrze, które dzierżył w dłoni, gdy wypadł z nieba, leżało teraz w trawie, daleko poza zasięgiem jego dłoni.
Ponury uśmiech wykrzywiał jego twarz, ciemne oczy okrutnie spoglądały przed siebie. Chociaż został pokonany, nie odczuwał strachu, hardo spoglądał w twarz swemu oprawcy.
Potem wszystko się zmieniło i Ana zdała sobie sprawę, że anioł już nie leży w parku, nie widziała światła wokół niego, wszystko spowijała czerń. Oczyma wyobraźni zobaczyła go leżącego, w ciemnym pomieszczeniu bez okien. Zaledwie jedna świeca migotała w narożniku pokoju, słabym blaskiem oświetlając ponure wnętrze i wąskie łóżko stojące na środku.
Anioł leżał na plecach. Jego skrzydła były teraz szeroko rozłożone. Wystrzępione pióra usunięto, złamane kości nastawiono i zabandażowano.
Skrzydła spoczywały na drewnianych podpórkach, te z kolei przymocowano do sufitu, tak by ranny nie musiał samodzielnie unosić ich nad ziemią.
Anioł miał zamknięte oczy, jego pierś równomiernie unosiła się i opadała. Tors anioła, podobnie jak jego ramiona oraz brzuch, spowijały bandaże. Na twarzy malowało się jednak napięcie, a ciemne sińce widniały pod jego oczyma.
Niebezpieczny, groźny, a przy tym urzekająco piękny. Ciemne włosy, teraz umyte i rozczesane, opadły do tyłu, ukazując wysokie czoło i gęste, ciemne brwi.
Jego usta poruszyły się delikatnie i chwilę później drzwi do pomieszczenia cichutko skrzypnęły. Do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku. Tuż za nim kroczyła pulchna kobieta, niosąc w dłoniach tacę, zastawioną jedzeniem.
Oboje poruszali się sztywno, jakby nogi nie chciały ich nieść. Kobieta niezgrabnymi palcami położyła tacę obok łóżka. Potem wyprostowała się jak automat i stanęła bezruchu. W końcu pokiwała głową, reagując na rozkaz, który zapewne tylko ona słyszała.
Potem odwróciła się do mężczyzny. Jej twarz była biała jak kartka papieru, sine usta poruszyły się, nie wypowiadając jednak żadnego słowa. Mężczyzna nieznacznie skinął głową. Podobnie jak kobieta, zamiast oczu, miał dwie, wielkie ziejące pustką dziury.
Anna zerwała się z fotela, przez jedną krótką chwilę, miała wrażenie, że z pustych oczodołów spojrzała na nią śmierć.
– O kurcze – sapnęła, oddychając ciężko. – Ja to mam wybujałą wyobraźnię.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz