wtorek, 17 września 2013

Mroczny Dotyk - Rozdział 18_epizod 3


Zgromadzenie ochotników na wyprawę do niebios, zabrało im ledwie pięć minut. Nie wliczając kobiet, prawie wszyscy wojownicy zgłosili się na misję. Ostatecznie zdecydowano, że do Tytanii pójdzie, Lucien, Amun, Reyes, Aeron, Gideon, Sabin, Gwen, Anya i Cameo. Maddox, Scarlet oraz z Haidee zostaną, by strzec fortecy i pozostałych kobiet. Parys ciągle jeszcze przebywał nie wiadomo gdzie, szukając Sienny, Kane natomiast po tym jak doszedł do siebie po ugryzieniu przez Wiktorię, pojechał wraz z Williamem na wyprawę do Stanów. Strider również gdzieś zniknął, ganiając zapewne za swoją Harpią.
Uzbrojonych po same zęby wojowników, Lucien przerzucał dwójkami do Tytanii. Nikt nie przejmował się zawrotami głowy i mdłościami, które zwykle towarzyszyły przenosinom. Myśli wszystkich skoncentrowane były na Torinie.
Z obrazu jasno wynikało, że tragedia miała rozegrać się w komnacie należącej do Rhei. Przynajmniej takiego zdania był Gideon, który spędził w niej jakiś czas. Parę miesięcy temu królowa bogów porwała Gideona i próbowała go uwieść. Wszystko po to, by zranić Scarlet– jej rodzoną córkę.
Dzięki Gideonowi, znając rozkład tajnych korytarzy, ruszyli prosto do części pałacu, w której mieściły się prywatne pokoje Rhei. Starali się skradać cicho, choć nie było to wcale łatwe zadanie. W wąskich przejściach swobodnie mieściły się tylko kobiety, mężczyźni natomiast obładowani bronią, z ledwością się przeciskali.
Podniesione głosy i hałasy, usłyszeli, jeszcze nim dotarli do komnat królowej. Ściany drżały lekko, resztki boskich wyładowań sunęły po szklanej powierzchni parząc ich palce. Spojrzeli po sobie zaskoczeni.
– Rhea – warknął Sabin.
– Kronosa tam nie ma, nie czuję go – skłamał szybko Gideon.
Lucien przyśpieszył kroku, prawie biegnąc w wąskich korytarzach. Coś złego wisiało w powietrzu, coraz więcej energii kumulowało się w pałacu.
Kiedy w końcu dotarli do miejsca, gdzie szklany tunel powinien przylegać do pokoju królowej, umożliwiając podglądanie jej poczynań, zobaczyli wielką dziurę, jakby ktoś wyrąbał sobie przejście do środka.
W komnacie Rhea walczyła z Kronosem, o prawo do dziewczyny, ciskając w niego kulami mocy. Kronos błyskawicznie odsuwał się, po czym odpowiadał kontratakiem.
Torin klęczał po środku pokoju, jego ubranie było osmalone, a spodnie podarte. Wzrok miał lekko zamglony, z kącika ust sączyła się krew. Próbował wstać, ale kolana odmawiały mu posłuszeństwa.
Na ścianie tuż za nim, wisiała wampirzyca. Krzycząc i szarpiąc się, walczyła o wolność. Całe jej lewe ramię, było rozdarte, aż do samej kości. Krew ściekała na podłogę, mięśnie niczym skrawki podartego materiału, zwisały wokół rany. Zdawała się jednak wcale tym nie przejmować, szarpiąc zawzięcie kajdanami.
– Pokonam cię ostatecznie – warknął Kronos, wyrzucając z siebie kolejną wiązkę mocy. – A potem odbiorę miecz i będę panem świata.
– Nigdy w życiu – syknęła królowa. – Nie masz takiej mocy.
– Torin uciekaj! – krzyczała coraz głośniej Wiktoria, kości trzeszczały w kajdanach, grożąc w każdej chwili pęknięciem. Jeśli będzie musiała wyrwie sobie dłonie, ale uwolni się. – Słyszysz, co mówię! Uciekaj! Oni cię zabiją! Zabiją cię!
Wojownik jednak nie słuchał, chwiejąc się wstał z kolan i ruszył w jej kierunku.
– To ja jestem najpotężniejszy – warknął król. – To ja odbiorę jej miecz.
– Uciekaj! – z ust wampirzycy płynęła krew.
– Ja go wyciągnę – syknęła Rhea, kierując swoją moc na wampirzycę, miecz będzie mój.
– Tylko mój! – Kronos obrócił się, również wyrzucając w stronę Wiktorii boski pocisk.
– Nie! – krzyczała dziewczyna, ale dozorca Zarazy już stał przed nią.
Huk eksplozji sprawił, że z sufitu posypało się szkło. Tunele okalające komnatę runęły definitywnie, ukazując mrocznych wojowników. Powietrze w sali zgęstniało od nadmiaru wyładowań.
Wiktoria krzyczała, zdzierając gardło. Bębenki w jej uszach dawno popękały od siły eksplozji. To wszystko jednak nie miało znaczenia.
Kolejna wizja się dopełniła.
Torin leżał na podłodze. Białe włosy tworzyły wokół jego głowy aureolę, nadając jego twarzy wygląd anioła. Śpiącego anioła.
W jego piersi widniała ogromna dziura, czarny cień wyciekający z niej był zapowiedzią demona. Zaraza został uwolniony.
Torin umarł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz