Światła tańczyły
rytmicznie, pląsając po scenie, oświetlając skąpo ubrane kobiety, wyginające
się w zmysłowym tańcu.
Mężczyzna
siedział w jednym z boksów. Czarne umeblowanie i chłodne kolory ścian pozwalały
idealnie wtopić się mu w tłum. Zresztą w towarzystwie tak pijanych oraz
naćpanych mężczyzn, nie musiał się nawet specjalnie wysilać.
Elegancki ciemny
garnitur, idealnie leżał na smukłym ciele. Mężczyzna położył wypielęgnowaną
dłoń na blacie, lekko dotykając nóżki kieliszka z czerwonym winem. Jego wzrok
spoczął na mieniącym się płynie, kąciki ust opadły delikatnie, zmieniając jego
idealną minę w grymas niezadowolenia. Wiele, by oddał, by zamiast wina w
kieliszku był jego ulubiony napój – krew. Niestety, w świecie ludzi musiał
zachować pozory.
Jeszcze kilka
godzin, powiedział do siebie w myślach. Kilka godzin, potem będzie mógł wrócić
do swego domu, gdzie czekały na niego zawsze spragnione jego dotyku i kłów
ludzkie dawczynie.
Światła na
scenie ponownie rozbłysły ukazując następną tancerkę. Mężczyźni siedzący obok
Thomasa poruszyli się niespokojnie, z rozdziawionymi ustami wpatrując się w
kobietę kroczącą po scenie.
Wampir uśmiechnął
się lekko, nie musiał nawet spoglądać przed siebie, by wiedzieć, kto wkroczył
na scenę. Maria – jedna z najpiękniejszych dziewczyn, jakie dla niego
pracowały. Była smukła, wysoka, jej giętkie ciało doprowadzało mężczyzn do
szaleństwa, kiedy wiła się po scenie, wypychając w ich stronę kształtne
pośladki.
Thomas przyjrzał
się swoim gościom. Tego wieczoru było ich dwóch, pierwszy miał jakieś 60 lat,
sporą łysinę i pokaźny brzuch. Jego tłuste policzki mieniły się czerwienią,
różowy język nerwowo poruszał się pomiędzy zębami, kiedy śledził wzrokiem
tańczącą dziewczynę. Był to typ mężczyzny, za, którym nie obejrzałaby się żadna
kobieta, jednak jego pokaźny portfel skutecznie rekompensował mu braki w
urodzie.
Drugi z klientów
był nieco młodszy. Szklistym wzrokiem wpatrywał się w tańczącą kobietę. Był
przystojniejszy od swego kompana, choć równie bogaty jak on. Jasne kręcone
włosy niesfornie opadały mu na czoło. Rysy jego twarzy były ostre i kanciaste.
Dla kobiet mógł być ideałem męskiego piękna.
Thomas, jednak
nie patrzył na niego w ten sposób. Dla niego liczył się interes i troska o swój
towar. Szkliste oczy mężczyzny świadczyły, że przyjął coś więcej niż sporą
dawkę alkoholu. Naćpany klient następnego dnia zwykle nie pamiętał poprzedniego
wieczoru, za to swój uszczuplony portfel dostrzegał aż nazbyt dobrze. Thomas
nie zwykł wykłócać się z klientami, a zwłaszcza z takimi, którzy usiłowali
wmówić mu, że zostali oszukani, bo zapłacili za dziewczynę, której nie dostali.
Muzyka nabrała
tempa, a dziewczyna tańczyła coraz odważniej. Jej ruchy były pewne,
wyrafinowane i nastawione tylko na jeden cel – doprowadzić facetów do obłędu.
Pochyliła się do
przodu, wypinając pupę, prezentując gapiącym się na nią mężczyznom cienki
sznureczek jej stringów. Wycie wypełniło salę.
Dziewczyna
wyprostowała się, zmysłowo kołysząc biodrami, podeszła do metalowej rury.
Owinęła jedną nogę wokół kolumny, a potem odchyliła się do tyłu, jej piersi
napięły się pod skąpym staniczkiem.
Sięgnęła dłonią
na plecy, by rozwiązać sznureczek. Szybko odrzuciła bieliznę za siebie, jej
sutki wystrzeliły do góry. Mężczyźni gwizdali i klaskali.
Maria odwróciła
się do tłumu. Chwyciła piersi, obejmując je ciasno, podeszła do
rozentuzjazmowanych mężczyzn. Uklękła na brzegu sceny. Siedzący najbliżej
wyrwali się w jej stronę, pragnąc, choć na chwilę ścisnąć jej pierś, polizać
sutki. Ochrona jednak skutecznie usadziła ich w miejscu.
Maria puściła
piersi, jej biodra zaczęły miarowo falować, imitując stosunek płciowy, zupełnie
jakby miała pod sobą mężczyznę. Wiła się i jęczała, odrzucając głowę do tyłu.
Atmosfera w
klubie wzrosła o dobrych kilka stopni. Większość facetów trzymała się za
krocze, wyobrażając sobie, jak dziewczyna ich dosiada.
Jej ruchy
przybrały na sile. Wygięła plecy w łuk, krzyknęła w ekstazie, by w końcu zerwać
z siebie majtki i rzucić je w tłum.
…
Maria opadła na
deski, nadal oddychała szybko, lata treningu zrobiły swoje. Odrobina zdolności
aktorskich i trochę praktyki, a każdy w klubie był w stanie uwierzyć, że
właśnie miała orgazm.
Przekręciła się
na scenie, raz jeszcze wypychając w stronę tłumu pośladki, prezentując, im
piękno swojej kobiecości. Ochrona klubu jak zwykle w tym momencie miała
najwięcej roboty, by utrzymać wyrywających się facetów na miejscu.
Maria
potrząsnęła pośladkami, fałdy jej kobiecości rozsunęły się, a mężczyźni zawyli
z zachwytu. Podniosła się, stając w pełni naga przed publicznością. Pomachała
do krzyczących w jej stronę mężczyzn i w tym momencie światła na scenie zgasły,
kryjąc ją przed wścibskimi spojrzeniami.
Szybko zbiegła
ze sceny, na korytarzu już czekała na nią Grace ze szlafrokiem w dłoni.
Narzuciła go Marii na plecy.
Grace była
kelnerką, bardziej, jednak wolała stać na zapleczu i pomagać dziewczynom.
– Dzięki Grace –
rzuciła, zawiązując pasek.
– Odwiedziło nas
dzisiaj wielu stałych bywalców – odpowiedziała dziewczyna.
– Taa,
widziałam. – Maria ruszyła w kierunku garderoby. Grace deptała jej po piętach.
Pokoik był
niewielki. Maria dzieliła, go ze wszystkimi tancerkami. Tu się przebierały,
malowały, szykowały do występów. Dwie inne dziewczyny: Lola i Kate ubrane w
stroje kowbojskie, czekały na swoją kolej.
– Hej Mario. –
Kiwnęła Lola w jej stronę.
– Niezły dzisiaj
tłumek, co nie? – dorzuciła Kate.
– Może być –
odpowiedziała Maria, siadając na jednym z krzeseł.
Dziewczyny
opuściły garderobę. Pozostawiając Marię i Grace same.
– Thomasowi
podobał się występ? – zapytała Maria, jak tylko drzwi zamknęły się za
dziewczętami.
Grace kiwnęła
głową. Choć większość dziewcząt oprócz tańca świadczyła dla Thomasa inne
usługi, nie mówiono o tym głośno.
Maria związała
jasne włosy w koński ogon, nim zaczęła zmywać resztki makijażu. Wklepała
odrobinę kremu na policzki i pod oczy. Grace, tymczasem przeglądała sukienki
wiszące na wieszakach. Po dłuższej chwili wybrała ciemnoczerwoną. Sukienka była
długa, miała głęboki dekolt i długie rozcięcie z boku, przez, które zgrabne
nogi Marii będą się idealnie prezentować.
Maria spojrzała
na sukienkę i skinęła tylko nieznacznie głową.
– Kogo tym razem
wybrał? – zapytała, nakładając nowy makijaż.
– Szczerze
mówiąc – nie wiem – powiedziała Grace. – Tego wieczoru miał kilkoro gości. Sami
bankierzy i politycy.
Maria skrzywiła
się. Nie lubiła polityków. Nie było nic fajnego w wysłuchiwaniu politycznych
pierdów podczas robienia loda.
– Na, kiedy mam
być gotowa? – zapytała jednak.
– Jak
najszybciej – odpowiedziała Grace. – Klient czeka na ciebie u Thomasa w biurze.
– Okej. – Maria
kończyła malować rzęsy. – Daj mi jeszcze minutkę, zadzwonię do domu.
Maria sięgnęła
do torebki po komórkę. Po dwóch sygnałach ktoś podniósł słuchawkę.
– Tu Abigail
Blackthorne. – Głos starszej pani drżał lekko.
– Maria –
powiedziała dziewczyna. – Jak moje słoneczko?
Starsza pani
odetchnęła uspokojona.
– Śpi, nie
musisz się martwić.
– A gorączka? –
W głosie Marii pojawił się lęk. Choroba Amelii to była ostatnia rzecz, jakiej
teraz potrzebowała.
– Nie pojawiła
się – odparła Abigail. – To był chyba fałszywy alarm.
– To dobrze. –
Maria odetchnęła z ulgą.
– O, której
wrócisz do domu? – dopytywała się staruszka.
– Nie tak prędko
– powiedziała Maria.
– Prześpię się w
fotelu – skwitowała jej odpowiedź staruszka. Pani Blackthorne doskonale
wiedziała, czym zajmuje się Maria, nie zamierzała, jednak w żaden sposób
pouczać dziewczyny. Czasy były wystarczające ciężkie, a samotnym matkom wiatr
zawsze wiał w oczy.
– Dzięki Abigail
– rzuciła Maria, nim się rozłączyła.
Schowała telefon
i raz jeszcze spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Przeciągnęła szminką po
ustach. Tak, teraz było dobrze.
Szybko ubrała
się w czerwoną sukienkę, a następnie ruszyła do pokoju Thomasa. Gabinet szefa
był w jednym z bocznych korytarzy.
Nim weszła do
środka, zapukała dyskretnie. Szef siedział za biurkiem, jego dłonie luźno
spoczywały na blacie. Przed, nim stał nietknięty kieliszek wina.
Maria
zmarszczyła brwi. Nigdy nie widziała, by Thomasa coś pił, choć kelnerki często
stawiały przed, nim trunki. Może, po prostu nie lubił alkoholu - przeszło jej
przez myśl.
Z zasady Maria
nie przyglądała się Thomasowi dłużej niż kilka sekund. Był zbyt idealny, by
patrzeć na niego. Przystojny, z kruczoczarnymi włosami, związanymi w kucyk.
Rysy jego twarzy były tak piękne, że żaden mężczyzna nie mógł się z, nim
równać. Alabastrową skórę jego policzków nie zdobił nawet cień piegów, nie
wspominając o zmarszczce, czy zaroście.
Zbyt idealny, by być prawdziwy.
Maria nie lubiła
przystojnych mężczyzn, nie spotykała się z nimi, jak ognia unikała nawet
rozmowy z nimi. Zbyt wiele w swoim życiu zaznała bólu ze strony przystojnych
facetów, by teraz tolerować ich obecność w tym samym pokoju.
Thomasa musiała
znosić, był jej szefem, płacił jej, dbał o nią. Nigdy nie próbował jej dotknąć,
nie mówiąc już o czymś więcej. Bardzo nietypowe zachowanie jak na alfonsa i
właściciela klubu nocnego, ale Marii odpowiadał taki układ.
Zmusiła się, by
spojrzeć na swojego klienta.
Mężczyzna
siedział wygodnie rozparty na skórzanej kanapie. Był prawie łysy, a tłuste
policzki i czoło lepiły się od potu. Małe, świńskie ślepka lustrowały ją od
stóp do głów. Garnitur, który miał na sobie kosztował zapewne więcej, niż jej
roczne zarobki, ale nawet on nie był w stanie ukryć jego brzydoty.
Maria posłała mu
wyuczony uśmiech, mężczyzna w odpowiedzi oblizał wydatne wargi.
– Wyjdziecie
tylnym wyjściem – powiedział spokojnym głosem Thomas. – Szofer już na was
czeka. Mario, zadbaj, by nasz klient dobrze wspominał ten wieczór. – Głos szefa
spłynął po niej, pieszcząc jej ciało.
Tego się nie spodziewałam, taka bohaterka kontra sztywny Gabriel?
OdpowiedzUsuńzapowiada się genialnie! chyba nikt się tego nie spodziewał :D !
OdpowiedzUsuń