poniedziałek, 21 października 2013

Gabriel - Rozdział 3_epizod 2



Gabriel szedł korytarzem swojej prywatnej posiadłości. W dłoni trzymał tacę, z posiłkiem dla rannego anioła. Na małym talerzyku spoczywał rogalik i ciastko. Z glinianego kubka unosiła się para.
Archanioł zawahał się odrobinę, nim otworzył drzwi.
Malos leżał na łóżku i spoglądał w okno. Nie odwrócił głowy, kiedy do środka wszedł Gabriel. Nie pozdrowił swego archanioła ani w żaden sposób nie zareagował na jego obecność.
Gabriel postawił tacę na stoliku, opodal łóżka.
– Przyniosłem ci coś do zjedzenia – powiedział spokojnym głosem.
Anioł nie odpowiedział, nadal uporczywie wpatrywał się w okno, ignorując obecność Gabriela.
Gabriel stał jeszcze chwilę przyglądając się młodzieńcowi. Kolory wróciły już na jego twarz, a gorączka opadła. Rany na plecach goiły się dobrze, choć byłoby lepiej, gdyby anioł leżał na brzuchu. Malos, jednak nie zamierzał go słuchać. Ignorował ból, tak jak ignorował Gabriela.
– Gdybyś czegoś potrzebował... zawołaj – powiedział Gabriel, ostatni raz obrzucając młodzieńca spojrzeniem, nim wyszedł.
Archanioł przymknął za sobą drzwi i udał się do swoich komnat. Był prawie pewien, że Malos wyrzuci jedzenie lub w najlepszym wypadku pozostawi je nietknięte.
Archaniołowi było trochę żal pysznych ciastek, ale nic więcej nie był w stanie zrobić. Swoją porcję słodyczy zjadł, ledwo wylądował w Concorze. Jeszcze teraz czuł na języku kruchość ciasta i aksamitny smak śmietany.
Zazwyczaj delektował się łakociami, powoli dogadzając sobie grzesznymi smakołykami. Tym razem bez zastanowienia pochłonął wszystko, ale co gorsza twarz kobiety, jej piękne idealne ciało, ciągle jeszcze stało mu przed oczyma.
Sfrustrowany archanioł pokręcił głową. Za tak grzeszne myśli należała mu się kara. Nogi same poniosły go do pokoju, który zawsze pozostawał zamknięty. Pokoju, który nie miał ani jednego okna, który był izbą tortur. Tylko Gabriel miał do niego klucz i tylko jemu wolno było w, nim przebywać.
Archanioł wszedł do środka, dokładnie zamykając za sobą drzwi. W środku nie było ani jednego mebla. Ściany pomalowane zostały na czarno, a na podłodze leżały maty. Skórzane bicze, pejcze i kajdanki zdobiły ścianę.
Gabriel rozebrał się, zostawiając swoje rzeczy w kącie pokoju. Nagi podszedł do jednej ze ścian i zdjął z niej bicz. Z narzędzia zwisały skórzane rzemienia, a na końcu każdego z nich widniała metalowa kulka.
Archanioł ukląkł pośrodku pokoju, skrzydła miękko ułożyły się na materacu. W dłoniach obracał bicz.
Dawno tego nie robił. Ale też od dawna nie pozwolił sobie tak jawnie grzeszyć. Wiele tygodni minęło, odkąd ostatni raz zszedł na ziemię, by spotkać się z ludźmi, by kupić grzeszne ciastko. Smak puszystej śmietany ciągle jeszcze czuł na języku. Jęknął. To było złe, wiedział o tym. Nikt nie powinien odczuwać takiej przyjemności z jedzenia.
Przymknął oczy, dłonie nagle zaczęły mu drżeć. Zapach kobiety jak żywy wypełnił jego nozdrza. Chciał zanurzyć dłonie w jej pięknych włosach, owinąć sobie wokół palców, patrzeć jak słońce odbija się od nich. Chciał poczuć jej skórę pod palcami, zedrzeć z niej tę przeklętą sukienkę i móc zatracić się w niej bez reszty.
Załkał, kryjąc twarz w dłoniach.
Był nienormalny, popaprany, zboczony. Jaki inny archanioł pragnąłby takiej kobiety?
Wyprostował się gwałtownie mocniej ściskając bicz. Czas z tym skończyć, wyrzucić ją ze swoich myśli, oczyścić ciało z pożądania, z dotyku jej dłoni, ze smaku słodyczy.
Wciągnął powietrze i wyrzucił bicz do góry. Skórzane rzemienia uderzyły w jego plecy. Ból rozlał się po ciele archanioła. Zagryzł zęby. Ból był dobry, ból oczyszczał.
Uderzał raz za razem. Smagnięcia jedno po drugim spadały na plecy archanioła. Skóra pękała od uderzeń metalowych końcówek, krew lała się strumieniami po plecach, brudząc jego skrzydła, skórę, zalewając krwią podłogę.
Pot wstąpił na czoło Gabriela, oddech rwał się w płucach. Zakręciło się mu przed oczyma, nie przerwał jednak chłosty. Był tylko ból i krew, nic więcej. Uderzał tak długo, dopóki ciemne plamy nie zaczęły migać mu przed oczyma, a umysł nie pogrążył się w słodkim niebycie.
Bicz wyślizgnął się mu z dłoni. Archanioł runął przed siebie, upadając na zalaną krwią podłogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz