czwartek, 7 listopada 2013

Gabriel - Rozdział 5_epizod 2


Facet wił się i szarpał, obrzucając Gabriela i kobietę wyzwiskami. Archanioł zirytował się jeszcze bardziej. Pięść Gabriela wylądowała na szczęce boksera, kość trzasnęła. Wyzwiska i wulgaryzmy zastąpiły jęki bólu. Archanioł nie miał jednak dość. Jeden cios, to trochę za mało, za sposób w, jaki potraktował dziewczynę. Już unosił dłoń, gdy nagle ktoś wyszedł z apartamentu na taras.
– Lepiej go zostaw – niski głos zakłócił ciszę.
Gabriel spojrzał na intruza i z wrażenia aż się zachłysnął – Thomas – przywódca wampirów wschodniego wybrzeża Ameryki.
Wampir stał w drzwiach i przyglądał się archaniołowi z równie zniesmaczoną miną. Mówiąc bardzo delikatnie Gabriel i Thomas nie przepadali za sobą. Znali się nie od dziś, a konflikty pomiędzy nimi, na tle rasowym narastały w tempie ekspresowym.
– Dlaczego nie jestem zdziwiony – warknął archanioł. – Wszystko co złe w tym mieście, zawsze musi mieć związek z tobą.
Wampir uśmiechnął się okrutnie.
– Trochę przeceniasz moje zasługi – powiedział. Wzrok mężczyzny uciekł do płaczącej kobiety. Wampir wciągnął głęboko powietrze, wyczuwając jej krew. Oczy mężczyzny rozszerzyły się gwałtownie.
Gabriel również spojrzał na kobietę.
– Nawet o tym nie myśl – syknął archanioł, puszczając jęczącego mężczyznę i podchodząc do kobiety.
Wampir również ruszył przed siebie, językiem oblizywał nerwowo usta.
– Ona jest moja – wychrypiał, nie próbując już nawet ukrywać kłów.
– Niedoczekanie twoje – warknął Gabriel, podnosząc płaczącą dziewczynę. Nadal zakrywała twarz dłońmi, tak więc archanioł nie był w stanie zobaczyć, jakie odniosła obrażenia. Krople krwi nieprzerwanie kapały na jej sukienkę. – Nie zbliżysz się do niej. – Archanioł odwrócił się i skoczył w ciemność, unosząc ze sobą przerażoną Marię.
Płakała przez całą drogę, nie wiedząc co się z nią dzieje. Zbyt przerażona, by spojrzeć na niego.
Gabriel uciszył ją mentalnym rozkazem. Wmówił jej, że zabrał ją z przyjęcia, bo została ranna, że właśnie jadą taksówką do jej mieszkania. Nie protestowała. Jej umysł łatwo poddał się jego kontroli.
Wylądował na ciemnej ulicy, przed starą rozpadającą się ruderą. Przez jedną krótką chwilę miał ochotę obrócić się i odejść z nią w ramionach,  jak najdalej od tego miejsca. Nigdy w życiu nie widział tak paskudnego lokum. Dom z czerwonej cegły lata świetności miał tak dawno za sobą, że powinno się go raczej rozebrać niż pozwolić ludziom w, nim mieszkać.
Mimo obaw i wstrętu ruszył przed siebie, gdzieś w środku, w tym okropnym domu, spało malutkie dziecko. Co zrobi dziewczynka, gdy rano nie zobaczy mamy? Nie mógł jej tego zrobić. Przekroczył próg kamienicy, natychmiast żałując, że bóg obdarzył go tak doskonałym wzrokiem. Brud i kurz był nieodzownym elementem wystroju tego miejsca. Tynk sypał się mu na głowę, schody skrzypiały ostrzegawczo pod stopami.
– Które piętro? – zapytał, dziewczynę. Już nie płakała, kuliła się tylko przerażona w jego ramionach. Tak naprawdę, to znał odpowiedź na, to pytanie. Jego zmysły działały precyzyjne, bezbłędnie, więc wyczuwał, które mieszkanie do niej należy. Wolał jednak, by sama mu to powiedziała.
Jęknęła cicho, chwilę później szepnęła niewyraźnie:
– Drugie piętro, nr 26. – Nie patrzyła na niego, nie pozwalała też mu spojrzeć na siebie.
Gabriel szybko dotarł pod wskazany numer. Mieszkanie nie było puste, wyraźnie wyczuwał kogoś po drugiej stronie drzwi.
– Ktoś jest w środku? – zapytał.
Skinęła nieznacznie głową.
– Sąsiadka – wychrypiała.
Gabriel zapukał ostrożnie.
Minęła chwila, nim szuranie rozległo się pod drzwiami. Ktoś wyraźnie się wahał, czy otworzyć.
– Kto tam? – ochrypły głos musiał należeć do wiekowej kobiety.
– Przyjaciel – powiedział archanioł, kierując tyle mocy i ciepła w swój głos, by starsza pani poczuła, że faktycznie był jej przyjacielem.
Drzwi cichutko zaskrzypiały, a potem ukazała się w nich pomarszczona twarz. Staruszka obrzuciła anioła przelotnym spojrzeniem, kierując swój wzrok na dziewczynę.
– O mój Boże – jęknęła, wypadając na korytarz. – Mario, kto cię tak urządził?
Gabriel uniósł w zdziwieniu brwi. Maria – tak właśnie miała na imię. Zaskoczyło go to. Imię było cudowne, pieszczotliwe.
– Znalazłem ją – odpowiedział na nieme pytanie staruszki.
– Wchodź do środka, młodzieńcze. – Staruszka przepuściła go przodem.
Gabriel wszedł do maleńkiego mieszkanka, rozglądając się zarówno z zaciekawieniem, co z przerażeniem. Było skromne, choć to słowo w żaden sposób nie oddawało ubóstwa sprzętów i niedostatku ziejącego z każdej strony. Zobaczył stary rozsypujący się fotel, podziurawioną kanapę, przestarzały telewizor i lampę z abażurem cerowanym już tak wiele razy, że stracił swój pierwotny kształt.
Jednak mimo tego wszystkiego, było tu zaskakująco czysto i przytulnie. Jakieś ciepło biło z każdego kąta. Ten dom przepełniony był miłością, nagle do niego dotarło. Świadomość tego prawie powaliła go na kolana.
Spojrzał z góry na skatowaną kobietę. Maria niecierpliwie poruszyła się w jego ramionach.
– Posadź mnie tam – wychrypiała nienaturalnym głosem.
Zrobił jak prosiła, sadzając ją na niewielkim krześle w prowizorycznej kuchni. Starsza kobieta natychmiast do niej podbiegła, załamując nad nią ręce. Dopiero, wtedy Maria uniosła głowę.
Gabriel zagryzł wargi, jego dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści. Miał tak wielką ochotę wrócić do hotelu i rozwalić łeb napastnikowi, że musiał ugryźć się w policzek, by powstrzymać mordercze zapędy.
Lewe oko Marii spuchło tak bardzo, że nie była w stanie już go otworzyć. Z łuku brwiowego i nosa ciągle sączyła się krew. Dolna warga również pękła, nic dziwnego, że dziewczyna nie była w stanie mówić.
– Matko Przenajświętsza, moje dziecko, co za potwór cię tak urządził? – Staruszka załamała ręce. – Mam nadzieję, że nie ty, młody człowieku? – spojrzała groźnie na Gabriela.
Archanioł uniósł brwi zaskoczony atakiem starszej pani. W jej zachowaniu i sposobie mówienia było coś, co przypominało mu Thalię.
– Nie – odpowiedział spokojnie. – Usłyszałem jej krzyk.
– Uratowałeś ją. – Staruszka uśmiechnęła się do niego promienienie.
– Tak jest, proszę pani – rzekł archanioł.
– Abigail – staruszka przedstawiła się. – Nie żadna pani, mów mi Abigail.
Skinął tylko głową.
– Gabriel – wyrzucił z siebie, nim zdołał zastanowić się co robi. Rumieniec natychmiast wypłynął na jego policzki. Obie kobiety przyglądały się mu z zaciekawieniem.
Westchnął.
– Macie może jakieś środki opatrunkowe? Gazę? Wodę utlenioną? – zapytał, szybko zmieniając temat i odciągając uwagę kobiet od swojej osoby.
Maria nadal wpatrywała się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Abigail jednak zdążyła już przeszukać apteczkę i wysypała wszystko, co się dało na mały stoliczek.
– Jałowe opatrunki mam u siebie – powiedziała spoglądając na Marię. – Pójdę po nie – mówiąc to ruszyła do drzwi.
Gabriel zaś przejrzał to, co leżało na stole, z zadowoleniem stwierdzając, że ma wszystko czego potrzebował. Nie patrząc na dziewczynę, podszedł do zlewu i umył ręce.
Dopiero, wtedy podszedł do Marii, uniósł lekko jej głowę do góry, oglądając z bliska rany. Zmarszczył brwi. Dla anioła byłyby to, zaledwie zadrapania, dla człowieka oznaczały co najmniej kilka tygodni paskudnych sińców, nie wspominając już o szwach, które powinno się założyć.
Gabriel nasączył wacik wodą utlenioną i przetarł czoło dziewczyny i brew, skrzywiła się nieznacznie.
– Dlaczego to robisz? – spytała niewyraźnie. – Nie lubisz mnie. Masz o mnie okropne zdanie.
Wzruszył ramionami, nie przestając dotykać jej czoła i brwi.
– Nie miał prawa tak cię potraktować – powiedział delikatnie ugniatając jej brew, nucąc w myślach uzdrawiającą pieśń, której ona nie była wstanie usłyszeć.
– Nie byłam dla ciebie miła, a ty mnie uratowałeś.
– Moje przewinienia w stosunku do ciebie, są chyba, jednak trochę większe – powiedział, przenosząc swoją uwagę na spuchnięte oko.
Jego dłonie pracowały szybko, delikatnie pocierając obrzmiałą powiekę, ścierając z niej krew. Umysł Gabriela cały czas śpiewał. Uzdrawiająca melodia płynęła w jego duszy, otulając Marię. Pierwsze efekty już były widoczne, brew zaczęła się zrastać, opuchlizna malała, a dziewczyna zaczynała poruszać powieką. Nos również wyglądał lepiej.
Niczego nieświadoma spojrzała na niego, uśmiechając się niepewnie.
– Przepraszam – powiedziała.
– Za co? – zapytał zaskoczony. Powinien jeszcze zająć się jej ustami, ale to oznaczałoby dotknięcie ich. Zarumienił się na samą myśl o tym.
– Ubrudziłam cię krwią – szepnęła cicho.
– Co? – bąknął zdziwiony.
Maria dotknęła dłonią jego koszuli.
Gabriel przełknął ślinę. Jej dłonie były takie cudowne, miękkie i delikatne. Wiele wysiłku kosztowało go odsunięcie się od ciepłej dłoni.
– To nic takiego – wychrypiał.
Chciała coś powiedzieć, ale cienki głosik rozproszył ich uwagę.
– Mamusiu, co anioł lobi w nasym domku?
Maria jęknęła, odruchowo sięgając po ręcznik i zasłaniając poplamioną sukienkę przed wzrokiem dziecka.
Gabriel cofnął się do tyłu, uderzając plecami o szafki kuchenne. Dziecko nie spuszczało z niego wzorku. Blond włoski tańczyły wokół główki dziewczynki. Przyduża piżamka ciągnęła się za nią po podłodze. Wielki miś, wyglądał spod pachy.
– Amelko, powinnaś spać – skarciła łagodnie córkę Maria. – Jest późno, maluszku.
Dziewczynka nie słuchała jej. Podeszła do Gabriela, przyglądając się mu uważniej. Mężczyzna przywarł do szafek tak mocno, jak tylko się dało, ale dziewczynka i tak zdołała złapać go za spodnie i zajrzeć do tyłu.
Spojrzała na niego zachwycona.
– Jak maś na imię? – spytała.
– To Gabriel – odpowiedziała Maria. – Amelko to nie ładnie tak się przyglądać.
– Gablyś – powtórzyła jak echo dziewczynka, nie spuszczając  oczu  z archanioła. – Ale siupel.
Mężczyzna zbladł. Nagle zdał sobie sprawę, że dziewczynka widzi jego prawdziwe oblicze, jego skrzydła. Zrozumienie przyszło chwilę później. Setki lat temu aniołowie odebrali ludziom dar widzenia aniołów. Od tamtej pory tylko maleńkie dzieci, jako te, których dusze dopiero co opuściły niebo, widywały swych anielskich opiekunów. W miarę jak dziecko rosło dar ten zanikał, a wraz z, nim wspomnienia o anielskich gościach.
Córka Marii była jeszcze mała, Gabriel powinien był się domyślić, że może ujrzeć go takim, jakim był naprawdę. Wzroku dziecka nic nie mogło oszukać.
Jęknął, przerażony tym faktem.
– Powinienem już pójść – powiedział, przeciskając się do wyjścia.
Maria wraz z córką przyglądały się mu uważnie.
– Amelka nie chciała cię obrazić – rzuciła za, nim Maria. – To tylko dziecko, pewnie coś jej  się śniło.
– Wiem – bąknął, wycofując się. – Jest wspaniała – szepnął. – Naprawdę, ale ja już muszę iść – odwrócił się napięcie i wypadł z mieszkania, w korytarzu jeszcze zderzając się z Abigail.
Staruszka spojrzała na niego uważnie.
– Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś potrzebował świeżego powietrza.
– Tak – jęknął, ściskając jej dłoń. – Muszę iść. Z Marią wszystko już dobrze. – Gabriel minął starszą panią, zbiegając po schodach jakby gonił go sam diabeł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz