środa, 20 listopada 2013

Gabriel - Rozdział 7_epizod 1



Ledwie noc zapadła nad miastem, kiedy archanioł Gabriel wylądował przed willą wampira. Przepełniała go złość i gniew, a jakby tego było mało odraza, że musiał postawić nogę właśnie w tym miejscu – w siedlisku krwiopijców.
Jako archanioł doskonale wiedział, gdzie mieściła się kryjówka wampirów. Wielokrotnie na przestrzeni ostatnich kilku lat, aniołowie musieli interweniować i temperować krwawe zapędy nieumarłych.
Gabriel pozostawiał te kwestie Michaelowi, sam zaś czytywał tylko raporty z kolejnych misji. Doskonale jednak wiedział, że Thomas uważał się za przywódcę lokalnej społeczności wampirów. Żaden nowo stworzony  ani też nowo przybyły wampir, nie mógł bezkarnie poruszać się po mieście, jeśli nie uzyskał na to zgody Thomasa.
Do niego też należała sieć nocnych klubów, hoteli i restauracji. Jednym słowem, wampir kontrolował całkowicie nocne życie nieświadomych niczego mieszkańców.
Gabriel nie bawił się w pukanie, wszedł do środka luksusowego domu, wiedząc, że w każdej chwili mogą zaatakować go hordy krwiopijców. Stawką jednak była wolność Marii, nie zamierzał się więc wahać.
Pierwsi strażnicy wypadli z pokojów, w chwili, gdy postawił stopę na marmurowej posadzce przestronnego holu. Było ich, zaledwie sześciu, uzbrojonych po zęby i czekających na jeden jego podejrzany ruch. Gabriel nie przejął się tym nędznym pokazem siły. Pokonałby ich bez mrugnięcia oka, nim w ogóle zdążyliby zauważyć, że ktoś ich zaatakował.
Tymczasem gdzieś w głębi domu, skrzypnęły kolejne drzwi i kilka chwil później Thomas, ubrany w szyty na miarę, czarny jak noc garnitur, wszedł do holu.
Wampir mierzył archanioła zimnym spojrzeniem, taksując jego moce, skrzydła, sondując ewentualny rezultat walki, gdyby do niej doszło.
– Spodziewałem się, że przyjdziesz – powiedział swym niskim głosem Thomas.
– W takim bądź razie powinieneś też wiedzieć, czego od ciebie chcę. – Ton archanioła nie pozostawiał wątpliwości, co do swych żądań.
Thomas uśmiechnął się, choć nie było nic zabawnego w wyrazie jego twarzy.
– Zapraszam, więc do mojego gabinetu – powiedział wampir i nie czekając na reakcje archanioła, ruszył w głąb domu.
Gabriel zazgrzytał zębami, nie zdążył jednak zaprotestować, gdyż wampir zniknął w mrokach korytarza.
Thomas otworzył masywne drzwi i wszedł do środka, Gabriel poszedł za nim, odprowadzany wzrokiem wielu nienawistnych spojrzeń.
Gabinet wampira, jak się łatwo było domyślić, pełen był staroci i antyków. Stare książki pięły się aż po sam sufit, dokładnie wypełniając drewniane regały. Ciężkie dębowe biurko stało pośrodku, Thomas usiadł na skórzanym fotelu, panorama nocnego miasta połyskiwała za jego plecami.
Gabriel z goryczą pomyślał, że gdzieś tam w rozpadającej się kamienicy, mieszka Maria wraz ze swą małą córeczką, starymi meblami i śmierdzącymi stęchlizną ścianami. Gniew ponownie zalał archanioła.
Wampir założył nogę na nogę, długimi palcami uderzając w kolano.
– Więc chcesz mi ją odebrać? – zapytał. Lekka ironia zakradła się do jego głosu. – Od, kiedy to archaniołowie, gustują w dziwkach?
Gabriel zacisnął dłonie w pięści.
– Maria, nie będzie już więcej dla ciebie pracować – syknął przez zęby.
Wampir uśmiechnął się okrutnie.
– Chyba zdajesz sobie sprawę, że ona nie potrafi nic innego ponad rozkładaniem nóg? – zadrwił.
Gabriel podszedł bliżej. Z całej jego postawy emanował tak wielki gniew, że nawet ktoś taki jak Thomas zawahał się odrobinę, nim wypowiedział następne słowa.
– U mnie niczego jej nie brakuje, dbam o swoje kobiety – powiedział wolno cedząc słowa.
– Widziałem jak o nie dbasz. – Archanioł przeszedł przez pokój, teraz już tylko drewniane biurko dzieliło go od wampira. – Pozwalasz bogatym dupkom pastwić się nad nimi.
Wampir przewrócił oczami.
– To był wypadek, dopilnuję, by podobne sytuacje nie miały miejsca.
– Bardzo dobrze, bo Maria już nie wróci do ciebie.
– Czyżby? – W ciemnych oczach mężczyzny zamigotała złość. – A w jaki niby sposób wykarmi swojego bękarta?
Gabriel warknął, oparł się dłońmi o blat biurka.
– Zostawisz Marię i jej córeczkę w spokoju. – To nie była prośba i wampir doskonale o tym wiedział.
– Widzę, że mały bękart spodobał ci się równie mocno jak Maria? – zachichotał. – Słodka, nieprawdaż? I pomyśleć, że znalazła ją w śmietniku.
Furia zamigotała w oczach archanioła. Gabriel sięgnął przez biurko, chwycił wampira za klapy marynarki i rzucił na blat biurka. Głowa mężczyzny uderzyła boleśnie o drewno, w ustach wampira pojawiła się krew. Archanioł przycisnął go mocniej.
– Nigdy więcej się do nich nie zbliżysz, zapomnisz, że w ogóle kiedykolwiek istniały – syknął, uderzając Thomasa po raz kolejny.
Wampir syknął, obnażając długie kły.
– Mam kontrakt – zacharczał.
– Radzę ci uznać, że go wykonała. – Oczy archanioła wypełniły się złotym blaskiem, nieodzowny sygnał, że lada moment straci nad sobą panowanie i użyje nadprzyrodzonych mocy.
– Dobrze, dobrze – wampir wychrypiał.
– To nie wystarczy – naciskał archanioł. – Masz mnie za idiotę? Wiem jaką jesteś podłą kreaturą. Przysięgnij na własną krew, że nie wezwiesz jej już do siebie.
Wampir obnażył zęby. Archanioł uderzył nim raz jeszcze o biurko, papiery zsunęły się na podłogę, zabytkowa waza stojąca w narożniku, spadała na podłogę, tłukąc się na dziesiątki kawałków.
– Przysięgnij – nalegał archanioł.
– Przysięgam – jęknął wampir, próbując bez skutecznie uwolnić się z uchwytu anioła.
– Na krew – warknął archanioł.
– Na krew... przysięgam – zasyczał wampir. – Nie wezwę jej do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz