niedziela, 17 listopada 2013

Michael - Rozdział 12_epizod 2


Osuszyła włosy ręcznikiem i uśmiechając się od ucha do ucha przyjrzała się swemu odbiciu w lustrze. Czy wyglądała inaczej? Pewnie nie, jednak czuła się inaczej niż zawsze.
Czuła się zaspokojona i syta. Nie sądziła, że to w ogóle możliwe, by jeden człowiek potrafił dać tak wiele satysfakcji, a jednak.
Ciągle jeszcze uśmiechając się sama do siebie, włożyła czyste rzeczy, rozczesała włosy i w pełni zrelaksowana poszła do kuchni.
 Kawa, kawa, kawa – nuciła cichutko pod nosem, otwierając szafki i krzątając się między stołem a blatem, gdy nagle do jej uszu dotarł dziwny dźwięk – coś jakby warknięcie wściekłego psa.
Odwróciła się, z bijącym sercem zerkając pomiędzy doniczkami do salonu. Miriam siedziała na kanapie, przeglądając pliki w laptopie Any. Warczała i krzywiła się, za każdym razem, gdy natrafiła na drastyczniejszy fragment. Nawet z tej odległości Ana widziała, że dziewczyna przegląda jej materiały o Urielu. Twarz przyjaciółki wykrzywiał ohydny grymas, nadając jej rysom karykaturalny wygląd. Jej włosy zwykle idealnie ułożone, sterczały bez ładu, w każdą możliwą stronę. Bluzka była pomięta, spódnica poplamiona, a dziury w rajstopach trudno było zliczyć. Najgorsze były jednak dłonie kobiety nieludzkie, powykrzywiane, z długimi zielonkowatymi szponami zamiast paznokci.
Ana jęknęła, zbyt późno zdając sobie sprawę, że kimkolwiek był stwór siedzący w jej salonie, z pewnością nie był jej przyjaciłóką. W tej samej sekundzie maszkara odwróciła głowę, dostrzegając Anę. Twarz Miriam była zniekształcona, nienaturalnie wykrzywiona i pokryta zielonymi łuskami. Jej oczy błyszczały żółcią i czerwienią, bardziej przypominając ślepia jaszczurki, niż oczy człowieka.
Ana krzyknęła i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, ruszyła biegiem do drzwi. Jakże w tej chwili żałowała, że kazała Michaelowi polecieć do Concory, chociaż archanioł upierał się, że nie zostawi jej samej.
Stwór dopadł ją z łatwością nim dotknęła klamki. Upadła na podłogę, ostre szpony zacisnęły się na jej gardle. Zakrztusiła się, ale Miriam, kimkolwiek była, nie poluźniła uchwytu. Uderzyła głową Any dwa razy o podłogę, nim przekręciła ją na plecy. W głowie dziewczyny szumiało, krew kapała z czoła, ból ściskał skronie.
Stwór zasyczał, obrzucając Anę nienawistnym spojrzeniem.
– Okłamałaśśśś mnie – syczała Miriam. W jej ustach, Ana dostrzegła rozdwojony język.
– Nie wiem, o czym mówisz? – wychrypiała. W głowie jej szumiało, tlen z trudem docierał do płuc. Jedno wiedziała napewno, musiała grać na zwłokę. Gdzieś tam na zewnątrz, krążył anioł, którego Michael wezwał do jej ochrony. – Chodzi ci o Michaela?
– Ssssłowa, Sssłowa – syczała kobieta. – Tak wiele sssłów napisssałaś o moim panie. Widzisssz jego przyssszłośśść, kłamałaśśś – głowa Any kolejny raz zderzyła się z podłogą.
Ana chlipała, z coraz większym trudem wciągała powietrze, nogami bezskutecznie uderzała o podłogę, ale stwór mocno przyciskał ją do podłogi. Jak miała wezwać Ithuriela? Jak ktokolwiek miał ją usłyszeć?
– Wypytywałaśśś o niego, nacissskałaśśś, chciałaśśś wiedzieć jak najwięcej? Po co? – demon zasyczał. – Żeby im donieśśść. Udawałaśśś taką niewinną, a cały czasss ssszpiegowałaś dla nich – stwór krzyczał.
– Nie... – charczała, walcząc o życie.
– Pachniesssz nim – rozdwojony język musnął policzek Any, przyprawiając ją tym o mdłości. – Twoje ciało nosssi śśślady jego rąk – maszkara obwąchała twarz Any i jej piersi. – Jego nasssienie z pewnośśścią ciągle jessszcze tkwi w tobie.
Ana szarpnęła się raz jeszcze, próbując zepchnąć z siebie Miriam, kopnęła ją kolanem w plecy, stwór poluźnił na moment uchwyt, tyle Anie wystarczyło– krzyknęła ile tylko miała sił w płucach.
Demon warknął groźnie, uderzając Anę pięścią w twarz, posyłając ją w objęcia ciemności.
– Anielssska sssuka – warknął stwór.
– Puść ją! – niski głos wypełnił przestrzeń, ledwie dosłyszalny szelest piór, zapowiedział przybycie anioła.
– Nie mam takiego zamiaru – syknął demon, napinając plecy. Skóra pod jedwabną bluzką przybrała zielonkawy odcień, a drobne wypustki, niczym guzy pokryły plecy stwora. Chwilę później dziesiątki pokrytych jadem, ostrych kolców poleciało w stronę archanioła.
Ithuriel zdążył tylko unieść dłonie, zasłaniając twarz, nim przesiąknięte jadem szpikulce wbiły się w jego ciało. Sparaliżowany runął na podłogę, język zesztywniał w ustach archanioła, serce waliło jak oszalałe, zmagając się trucizną krążącą w żyłach.
– To powinno cię ssskutecznie zatrzymać – syknął demon, stając nad archaniołem. Nieprzytomną dziewczynę, jakby nic nie ważyła, maszkara trzymała przerzuconą przez ramię.
Michael nie daruje mi tego” – przeszło przez myśl Ithurielowi. Dużo bardziej jednak niż gniewu archanioła, obawiał się śmierci i tego, że nie zdąży zobaczyć swego nienarodzonego dziecka.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz