czwartek, 7 listopada 2013

Michael - Rozdział 11_epizod 1

Tak kochają anioły
Telefon dzwonił nieprzerwanie, Ana z irytacją zajrzała do torebki, szukając w niej kluczy, które złośliwym zrządzeniem losu, zaginęły gdzieś w otchłani przepastnej, damskiej torebki.
Wkurzona, odstawiła trzymaną w dłoni siatkę z zakupami i zabrała się za dokładniejsze przeszukiwania torebki.
Kiedy minutę później udało się jej wejść do mieszkania, telefon nadal dzwonił, doprowadzając swym dźwiękiem Anę do szału. Odstawiwszy wszystko na kuchennym blacie, złapała za słuchawkę.
– Halo? – rzuciła zdyszana.
– Gdzieś ty była?! – wściekłym głosem, zaatakowała ją Miriam. – Wydzwaniam do ciebie, cały dzień?
Ana zamrugała zaskoczona.
– Przepraszam, nie wiedziałam, że umawiałyśmy się na dzisiaj
 powiedziała.
– Dwa razy byłam u ciebie, ale cię nie było – syczała w słuchawkę Miriam. – To do ciebie zupełnie niepodobne. Miałaś siedzieć w domu i pisać.
– Wiem – westchnęła Ana. – Coś się... – zamilkła na moment, zastanawiając się, co też mogła powiedzieć Miriam. Z pewnością nie to, że właśnie wróciła z nieba, gdzie spędziła poranek w towarzystwie trzech archaniołów, a potem Michael pragnąc wynagrodzić jej stresujące przeżycia, zabrał ją na całodniową wycieczkę po Concorze. – Zrobiłam sobie wolne od pisania, jestem trochę przemęczona – skłamała gładko.
– Naprawdę? – przyjaciółka nie zdawała się być przekonana.
– O co ci chodzi, Miriam? – westchnęła Ana. – To moje życie, mogę robić z nim, co zechcę.
– Czy ja ci bronię? – warknęła Miriam. – Opiekuję się tobą, dbam o twoje interesy, sprzedaję twoje książki, nie zapominaj o tym.
– Wiem o tym i doceniam to – rzuciła ugodowym tonem. – Weź jednak pod uwagę, że mnie również należy się odrobina prywatności.
– Dobrze, dobrze, myślałam jednak, że pomyślisz o tym, co powiedziałam ci ostatnim razem – zagadnęła Miriam.
– Nie rozumiem? – zapytała Ana.
– Klucz! – w głosie przyjaciółki znowu pojawiła się irytacja. – Już zapomniałaś? Miałaś zdobyć klucz?
– Ach ty o tym – Ana roześmiała się lekko. – Słuchaj, zapomnijmy o tym, to pewnie jakieś bajki. Szkoda zachodu...
– Czyś ty oszalała! – krzyknęła kobieta. – Ten klucz to władza, potęga, on może wszystko. Jestem przekonana, że znowu cię odwiedził, nie zaprzeczaj, pod twoimi drzwiami czuć wyraźnie jego zapach. A ty głupia nawet nie próbujesz sięgnąć po klucz. Zawiodłam się na tobie.
Co? Ana zamrugała zaskoczona. Chyba się przesłyszała? Skąd Miriam mogła wiedzieć, że Michael był u niej? Wyczuła jego zapach? Też coś! Ona nic podobnego nie czuła.
– Nie wiem, co cię dzisiaj ugryzło, ale nie muszę znosić twoich humorów – powiedziała i zirytowana odłożyła słuchawkę.
Pięć minut później, kiedy wypakowywała torbę z zakupami, ręce nadal się jej drżały. W głowie się jej nie mieściło, jak Miriam mogła się tak zachować. Czemu uparcie nawracała do jakiegoś pieprzonego klucza. Ana była szczęśliwa, żyjąc sobie spokojnie, w swoim małym mieszkanku, pisząc książki i okazjonalnie wyruszając w podróż, do jakiegoś nieznanego miejsca. Na cholerę jej jakiś tam klucz?
Prychnęła podenerwowana.
Coś się poruszyło na tarasie, Ana odruchowo spojrzała w tamtym kierunku. Mignęły jej granatowe pióra i chwilę później Michael stanął w drzwiach.
– Coś się stało? – zapytał, przeciskając się w wąskim przejściu.
Ana zagryzła wargi, przez moment zapominając o przyczynie swojej irytacji. Archanioł przycisnął mocno skrzydła do ciała, ale by zmieścić się w wąskich drzwiach tarasowych i tak musiał ustawić się bokiem. Uśmiech mimowolnie wpełznął na jej usta.
Archanioł oczywiście zauważył jej rozbawienie.
– Uważasz, że to jest śmieszne? – rzucił, marszcząc brwi. – Wy, ludzie żyjecie w tak małej przestrzeni – powiedział, rozprostowując ramiona i skrzydła w jej salonie. Miał dziś na sobie czarną koszulę oraz pasujące do niej popielate spodnie.
Uśmiechnęła się lekko.
– Trochę – powiedziała.
Przyjrzał się jej uważnie.
– Byłaś dziwnie spięta, kiedy wylądowałem. Przestraszyłaś się, czy może coś innego wyprowadziło cię z równowagi? — zapytał, podchodząc do niej.
Wzruszyła ramionami.
– Miałam bardzo dziwny telefon od Miriam – powiedziała.
– Naprawdę? – archanioł spiął się natychmiast. Jego głos stracił zwykłą lekkość. – Czego chciała?
Ana zawahała się odrobinę. W końcu jednak uznała, że Michaelowi może zaufać.
– Nigdy wcześniej nie była w stosunku do mnie taka... – zmieszała się odrobinę. — Napastliwa, wroga, zawzięta. Sama już nie wiem jakich użyć słów.
– Czego chciała? — zapytał ponownie Michael. — Anastazjo, to niebezpieczna kobieta, nie pozwolę, by ci zagrażała.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Tak uważasz? No nie wiem, Miriam nigdy...
Michael chwycił jej dłoń.
– Zaufaj mi, nic ponad twoje bezpieczeństwo się dla mnie nie liczy – zarumieniała się. – Ona stanowi dla ciebie zagrożenie. Nie wiem jeszcze jakie, ale postaraj się jej unikać.
Kiwnęła głową.
– Zirytowała się, bo nie powiedziałam jej o twojej wizycie, a ona wyczuła twój zapach pod drzwiami mojego mieszkania – wiedziała jak głupio to zabrzmiało, była jednak ciekawa reakcji Michaela.
Archanioł uniósł tylko brew, nic jednak nie powiedział.
– Ona... – Ana zarumieniała się na całego. – Twierdzi, że masz do mnie słabość i powinnam wykorzystać ten fakt na swoją korzyć, prosząc cię o klucz – zamilkła zakłopotana. Miała wrażenie, że nigdy wcześniej nie zrobiła z siebie takiej idiotki. Co Michael sobie o niej pomyśli?
Michael przekrzywił głowę, długie rzęsy na moment przysłoniły jego błękitne oczy.
– O jakim kluczu mówiła? – zapytał, prześlizgując się spojrzeniem po Anie. Słowem nie skomentował wcześniejszych słów Any.
Dziewczyna zmieszała się jeszcze bardziej.
– Nie mam pojęcia. Myślałam, że to jakaś anielska specjalność.
Pokręcił głową.
– Opowiedz mi wszystko dokładnie – powiedział, sięgając jednocześnie po butelkę wina, które Ana przyniosła do domu. Odkręcił je jednym płynnym ruchem, powąchał zapach i zadowolony z rezultatu, nalał do uszykowanych przez dziewczynę kieliszków.
Ana wzięła kieliszek i ruszyła do salonu. Michael podążył jej śladem. Usiedli na kanapie, każde w swoim narożniku.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz