niedziela, 24 listopada 2013

Michael - Rozdział 13




Witaj w piekle
Nathaniel spojrzał na wyświetlacz komórki, zmarszczył brwi i raz jeszcze wybrał numer. Dzwonek brzęczał miarowo, po drugiej stronie jednak panowała cisza.
– Ithuriel nie odbiera – powiedział, zamykając klapkę telefonu.
Michael zazgrzytał zębami, ręką już sięgał do kieszeni. Wystukał numer Any i czekał, sekundy dłużyły się w nieskończoność.
– To raczej mało prawdopodobne, żeby coś mu się stało, prawda? – zapytał Nathaniel. – Jest archaniołem... – nie dokończył zdania, bo Gabriel zgromił go wzrokiem.
– Żadne z nich nie odbiera? – Gabriel podszedł do Michaela. Pierwszy pośród archanioł potrząsnął głową.
– W telefonie Any odzywa się skrzynka, niech to szlag trafi — warknął archanioł.
– Co teraz? – zapytał Nathaniel. – Równie dobrze Ana może być w łazience – powiedział bez przekonania, albo już nie żyć.
– Uparta kobieta – warknął Michael.
– Ithuriel powinien się zameldować – Gabriel nie miał wątpliwości, że skoro archanioł się nie odzywał, stało się coś złego.
– Lecę tam – zdecydował szybko Michael.
– Bez obstawy i legionu wojsk, nigdzie cię nie puszczę – Gabriel skrzyżował dłonie na piersi.
– Nie ma na to czasu… – naciskał Michael, szykując już się do lotu, ale Gabriel schwycił go za rękę. – Nie zapominaj, że chodzi mu przede wszystkim o ciebie, chcesz się wystawić i wpaść w pułapkę?
Pierwszy pośród archaniołów posłał mu gniewne spojrzenie.
 – Ona musi żyć – powiedział przez zęby. – Nathaniel powiadom wojowników, spotkamy się na dole, ty Gabrielu leć ze mną, jeśli ktoś jest ranny, będzie potrzebna nam twoja pomoc.
***
Ocknęła się z silnym bólem głowy i świadomością, że demon, który kiedyś był jej przyjaciółką, niesie ją mrocznym korytarzem, przewieszoną przez ramię, niczym worek ziemniaków. Jęknęła, czując jak żołądek podchodzi jej do gardła. W uszach jej dzwoniło, a zęby boleśnie uderzały o siebie, demon szarpnął jej ciałem, mocniej zaciskając na niej swe ręce.
Ana przełknęła ślinę, wspomnienia ostatnich godzin wróciły ze zdwojoną mocą. Michael i ona, ich wspólna noc, przepełniona namiętnością oraz fantazjami. Dotyk jego czułych palców na jej skórze, sposób, w jaki wymawiał jej imię, kiedy szczytował.
Patrzyła jak z lekkością motyla podrywał się w powietrze i odlatywał w stronę Concory. Pomachał jej jeszcze na pożegnanie. Potem zjawił się ten drugi, jego skrzydła były białe, choć była to biel przyprószona srebrem.
Miał ciemne włosy i łagodne rysy twarzy. Michael powiedział jej, że ma na imię Ithuriel i podobnie jak on, jest archaniołem. Ana pomachała mu na powitanie, a on skinął jej głową, po czym wrócił do patrolowania terenu wokół jej domu.
Wróciła do mieszkania, marząc o ciepłej kąpieli i gorącej kawie. Kiedy zjawiła się Miriam – nie wiedziała, podobnie jak nie miała pojęcia, jakim sposobem udało się jej ominąć Ithuriela.
Przez ostatnich kilka lat, uważała ją za swoją przyjaciółkę i powierniczkę. Teraz chciało się jej płakać, że dała się tak oszukać. Miriam nigdy nie zależało na niej, owszem była przy Anie, wspierała ją, opowiadała jej różnie paranormalne historie, bo miała w tym swój cel.
Chciała rozbudzić wyobraźnię Any i sprawić, by zaczęła widzieć coś więcej niż tylko fikcję w swych książkach. Nie przewidziała jednak, że umysł Any skupi się na Urielu i to jego przyszłość będzie pokazywał.
Jęknęła, bo Miriam szarpnęła nią, potrząsając jej ciałem.
– Wredna sssuka, sssuka — mruczał pod nosem demon. – Mój pan jej pokaże, oj pokaże.
Ana zdusiła łzy, które cisnęły się jej do oczu. Demon niewątpliwie niósł ją do Uriela. Ana nie miała ochoty spotykać się z upadłym archaniołem.
Ostrożnie rozejrzała się dookoła. Ciemność, która ją otaczała, rozjaśniało ledwie kilka pochodni. Demon niósł ją długim, krętym korytarzem, wykutym w skale. Zrobiło się jej niedobrze. W swoich snach, widziała już ten korytarz. Wiedziała, co będzie dalej, grota, jaskinia, izba, w której będzie czekał na nią Uriel, siedząc na tronie z kości aniołów.
Zaczęła wić się i szarpać, próbując zsunąć się z pleców demona. Miriam syknęła, wbijając szpony w jej nogę.
Ana krzyknęła, nie zrezygnowała jednak z ucieczki, zaczęła wyrywać się i szukać punktu do zaczepienia w ścianie. Twarde skały i ostre korzenie wystające ze ścian raniły jej dłonie, ona nie zwracała jednak na to uwagi, rozpaczliwie, starając się uchwycić czegokolwiek.
Demon przyśpieszył kroku, nie zważając na protesty Any, sycząc przekleństwa pod adresem dziewczyny.
Korzeń pojawił się w zasięgu jej dłoni, jak cudowne zrządzenie opatrzności. Uchwyciła się go kurczowo, wcale nie przejmując się tym, że demon szarpnął się gwałtownie, po czym tracąc równowagę, upadł razem z nią na ziemię.
Ana potoczyła się na bok, krzywiąc z bólu. Ostre kamienie poobdzierały jej łokcie. Szybko jednak zerwała się na nogi i ruszyła biegiem przed siebie. Demon ciągle jeszcze leżał oszołomiony. Nie zamierzała czekać, aż stwór się ocknie i ruszy za nią.
Biegła nie oglądając się za siebie, jednak z każdą upływającą sekundą strach w jej piersiach narastał. To wszystko już było, widziała to: kamienne ściany, korzenie, pod jej stopami podłoga z kości i czaszek. Chciało jej się krzyczeć, że była taka głupia i nie błagała Michaela, by został z nią.
Teraz była sama, zupełnie sama, lada chwila demon zacznie jej szukać. Jakby na potwierdzenie jej słów, wściekły ryk rozległ się gdzieś daleko za nią. Ana zadrżała, ale nie przestała biec. Demon syczał goniąc ją, echo jego kroków, niosło się korytarzem. Nie był jednak sam, Ana słyszała odgłosy wielu stóp, syczenie wielu długich języków i drapanie wielu par pazurów po ścianach.
A potem usłyszała śmiech: ostry, przejmujący i drwiący. Nim zdążyła zrozumieć, co on oznacza, wpadła wprost w ramiona czekającego na nią Uriela.
Upadły archanioł z łatwością ją pochwycił i obezwładnił. Okrutny uśmiech nie schodził z jego warg.
– Moja piękna – szepnął, drwiąc sobie z niej. Wyglądał dokładnie jak w jej snach. Wysoki, postawny i piękny w jakiś odrażający sposób.
– Puść mnie – jęknęła, wijąc się w jego ramionach.
– Nie mam takiego zamiaru, Anastazjo – zarechotał Uriel.
Zadrżała.
– Znasz moje imię – jęknęła, pojmując jak wiele Miriam musiała opowiedzieć o niej, Urielowi.
– Czekałem na ciebie – powiedział, ignorując jej słowa. – Do tej pory nie zdołałem jeszcze ci podziękować, za uratowanie mi życia… – widząc jej zaskoczoną minę, dodał: – W parku, przed Michaelem, wykonałaś kawał dobrej roboty, sam lepiej bym tego nie wymyślił.
Jęknęła.
– Wcale nie chciałam ci pomóc – syknęła, kopiąc go w kostkę, ale on zupełnie nie przejął się jej marnymi ciosami.
– To bez znaczenia – roześmiał się głośno, ciągnąc ją za ramię. – Czekałem na ciebie wystarczająco długo.
– Proszę, nie… – załkała, pojmując dokąd ją wlókł. Próbowała zapierać się nogami, ale Uriel nic sobie z tego nie robił.
Miriam i demony, które ścigały ją w korytarzu, dołączyły do swego pana, tworząc barwny pochód kreatur.

Redakcja tekstu - Sylwia Ścieżka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz